Nelciu, widoczki boskie poroszę o więcej i oczywiście o odp: jak smakuje na miejscu. Po cichu przyznam się, że w PL to ja uwielbiam konsumować winka sprowadzane z Chile
zdjęcia oczywiście robione z samolotu aparatem z zoomem ,nie z drona
Lądujemy . Nie da sie ukryc , że pięknie jest położony port lotniczy, więc znowu mój nos wtulony w okno ....w okolicy widać Andy.
Na szczęście wita nas słoneczko, temperatura ok 12-15 C . Dodam,że jesteśmy pod koniec maja czyli w okresie lokalnej zimy.
Odprawa idzie sprawnie, do czasu niestety
Wybiórczo sprawdzane są niektóre bagaże. Pech chce ,że jest to mój bagaż w którym mam "schomikowane" ..suszone owoce. Od razu odciagają mnie i mój bagaż na bok nie wróży to nic dobrego. Celnik nietety nie jest już zbyt miły, bo suszone owoce podchodzą prawie pod przemyt. Nie wolno i już.
Nie specjalnie mila rozmowa no może bardziej ton rozmowy , wypisywanie dokumetów etc trwa to wszystko ok 30 minut,ale to dosyć nerwowe pol godziny. Grozi mi dość solidna kara no i .. bardzo cenny czas nam ucieka, nie mówięc juz o humorach po tak "rodzinnym" powitaniu.
No cóż Chile nie wita mnie więc za bardzo gościnnie.
Ostatecznie sprawa kończy się się jednak "tylko" na stresie i pouczance Nie jest żle myślę sobie ,mogło byc gorzej..zadziałalł chyba urok blondynki he he
Z ogromną przyjemnością zawitam z Tobą ponownie do Santiago. Zdjęcia z samolotu na Andy rewelacyjne. Fajnie mieć miejsce przy oknie i umieć je wykorzystać
Pzygód podczas odprawy nie zazdroszczę. Ja bylam tak bardzo wystraszona tymi ich wszlkimi zakazami, że bałam się zabrać jakiekolwiek przekąski. Dobrze, że wszystko tak się skończyło
Umilko, mam swoje ulubione miejsca na dalekich lotach i zawsze staram sie je rezerwowac. Przy oknie oczywiście to jest must. Raczej nie zdarza mi sie miec inne miejscówki.
Jesli chodzi o samo miasto to widzielismy niestety niezbyt dużo a zdjęc to już w ogóle prawie nie mam.
Zwiedzanie Santiago mielismy zaplanowane na koniec dnia , by night . Jednak po długich lotach, róznicy czasu i całodziennej wycieczce w Andy , oczy nam sie tak kleiły,że po krótkim spacerze ,padłismy jak muchy..
W końcu opuszczamy lotnisko. Na szczęście nasz guide i kierowca w jednym wciąć na nas czeka..
Pakujemy się więc do auta i w drogę. Po drodze romawiamy . My opowiadanmy troche o Polsce a nasz guide o Chile ale i o sobie.Okazuje się ,że to Brazylijczyk, który przyjechał tu do pracy i został juz raczej na stałe. My oczywiście obok rozmowy intensywanie rozglądamy się dookoła ..
Tak mija nam pomału droga ..
Andy robią się coraz piękniejsze bliższe i wieksze.
Na ulicach widać mnóstwo kabli.Praktycznie non stop wchodzą w obiektyw. Po jakimś czasie już mi nie przeszkadzaja, bo już ich nie widzę.
Zatrzymujemy sie w przydrożnej garkokuchni. Nie wygląda to może zbyt elegancko, nasz Sanepid pewnie też miałby ti duże pole do popisu he he..ale to jest Chile i inne normy.
Jest tu w sumie jeden rodzaj jedzenia, dominują Empanadas Co to jest ? otóz sa to takie jakby nasze pierogi wypełnione róznym farszem.Empanaday .Sa jednak dużo wieksze od naszych pierogów, mi wystarczyła jedna empanada ,aby się najeść. Srodek może byc bardzo rózny np z serem,mięsne, wege,z tuńczykiem, grzybami etc.
Empanady z miejsca podbiły nasze podniebienia. Moim ulubieńcem zostaje z serem i tuńczykiem
a tutaj w sródku pieką sie nasze empanady
Po drugiej stronie ulicy reklama zaprasza na inne tradycyjne danko tj Pastel de Choclo czyli cos w rodzaju zapiekanki miesno kukurydzianej.
Niestety po empanadzie nie mam już miejsca na inne dania choć oczy łakomie patrzą i na pastel. Bo ja łakomczuch niestety jestem
...ja jestem na etapie fascynacji Gyoza,ą więc "pierozkami po inkasku" tez bym sie z pewnością zauroczył ; )
a i zapiekanka wyglada "domo-smakowicie" !!!
ale najbardziej łapczywie patrzyłem na...rzekę. o rozmiarach andyjskich pstragów krążą legendy i wyobrażam sobie jakie "kropy" kryja się pod kamieniami !!!
—
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Nelciu, widoczki boskie poroszę o więcej i oczywiście o odp: jak smakuje na miejscu. Po cichu przyznam się, że w PL to ja uwielbiam konsumować winka sprowadzane z Chile
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Witam podrózników,
zdjęcia oczywiście robione z samolotu aparatem z zoomem ,nie z drona
Lądujemy . Nie da sie ukryc , że pięknie jest położony port lotniczy, więc znowu mój nos wtulony w okno ....w okolicy widać Andy.
Na szczęście wita nas słoneczko, temperatura ok 12-15 C . Dodam,że jesteśmy pod koniec maja czyli w okresie lokalnej zimy.
Odprawa idzie sprawnie, do czasu niestety
Wybiórczo sprawdzane są niektóre bagaże. Pech chce ,że jest to mój bagaż w którym mam "schomikowane" ..suszone owoce. Od razu odciagają mnie i mój bagaż na bok nie wróży to nic dobrego. Celnik nietety nie jest już zbyt miły, bo suszone owoce podchodzą prawie pod przemyt. Nie wolno i już.
Nie specjalnie mila rozmowa no może bardziej ton rozmowy , wypisywanie dokumetów etc trwa to wszystko ok 30 minut,ale to dosyć nerwowe pol godziny. Grozi mi dość solidna kara no i .. bardzo cenny czas nam ucieka, nie mówięc juz o humorach po tak "rodzinnym" powitaniu.
No cóż Chile nie wita mnie więc za bardzo gościnnie.
Ostatecznie sprawa kończy się się jednak "tylko" na stresie i pouczance Nie jest żle myślę sobie ,mogło byc gorzej..zadziałalł chyba urok blondynki he he
No trip no life
...eh, ta polska skłonność do omijania przepisów ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Z ogromną przyjemnością zawitam z Tobą ponownie do Santiago. Zdjęcia z samolotu na Andy rewelacyjne. Fajnie mieć miejsce przy oknie i umieć je wykorzystać
Pzygód podczas odprawy nie zazdroszczę. Ja bylam tak bardzo wystraszona tymi ich wszlkimi zakazami, że bałam się zabrać jakiekolwiek przekąski. Dobrze, że wszystko tak się skończyło
Radek, wyszła niestety moja niewiedza
Umilko, mam swoje ulubione miejsca na dalekich lotach i zawsze staram sie je rezerwowac. Przy oknie oczywiście to jest must. Raczej nie zdarza mi sie miec inne miejscówki.
Jesli chodzi o samo miasto to widzielismy niestety niezbyt dużo a zdjęc to już w ogóle prawie nie mam.
Zwiedzanie Santiago mielismy zaplanowane na koniec dnia , by night . Jednak po długich lotach, róznicy czasu i całodziennej wycieczce w Andy , oczy nam sie tak kleiły,że po krótkim spacerze ,padłismy jak muchy..
No trip no life
W końcu opuszczamy lotnisko. Na szczęście nasz guide i kierowca w jednym wciąć na nas czeka..
Pakujemy się więc do auta i w drogę. Po drodze romawiamy . My opowiadanmy troche o Polsce a nasz guide o Chile ale i o sobie.Okazuje się ,że to Brazylijczyk, który przyjechał tu do pracy i został juz raczej na stałe. My oczywiście obok rozmowy intensywanie rozglądamy się dookoła ..
Tak mija nam pomału droga ..
Andy robią się coraz piękniejsze bliższe i wieksze.
Na ulicach widać mnóstwo kabli.Praktycznie non stop wchodzą w obiektyw. Po jakimś czasie już mi nie przeszkadzaja, bo już ich nie widzę.
No trip no life
Nasze pierwsze spotkanie z "andyjską" rzeką. Bedziemy sie z nią widywać co jakis czas w nowych odsłonach.
Wygląda zdecydowanie malowniczo
Na razie jeszcze wciąż zielono, tylko w oddali widać osnieżone szczyty.. wkrótce i to sie zmieni . Temperatura zreszta też
No trip no life
Piękne widoki, Andy i rzeczka... chciałoby się tam teraz przenieść... tylko bez suszonych owoców w bagażu
Joasia właśnie ..a propos jedzenia
Zatrzymujemy sie w przydrożnej garkokuchni. Nie wygląda to może zbyt elegancko, nasz Sanepid pewnie też miałby ti duże pole do popisu he he..ale to jest Chile i inne normy.
Jest tu w sumie jeden rodzaj jedzenia, dominują Empanadas Co to jest ? otóz sa to takie jakby nasze pierogi wypełnione róznym farszem.Empanaday .Sa jednak dużo wieksze od naszych pierogów, mi wystarczyła jedna empanada ,aby się najeść. Srodek może byc bardzo rózny np z serem,mięsne, wege,z tuńczykiem, grzybami etc.
Empanady z miejsca podbiły nasze podniebienia. Moim ulubieńcem zostaje z serem i tuńczykiem
a tutaj w sródku pieką sie nasze empanady
Po drugiej stronie ulicy reklama zaprasza na inne tradycyjne danko tj Pastel de Choclo czyli cos w rodzaju zapiekanki miesno kukurydzianej.
Niestety po empanadzie nie mam już miejsca na inne dania choć oczy łakomie patrzą i na pastel. Bo ja łakomczuch niestety jestem
No trip no life
...ja jestem na etapie fascynacji Gyoza,ą więc "pierozkami po inkasku" tez bym sie z pewnością zauroczył ; )
a i zapiekanka wyglada "domo-smakowicie" !!!
ale najbardziej łapczywie patrzyłem na...rzekę. o rozmiarach andyjskich pstragów krążą legendy i wyobrażam sobie jakie "kropy" kryja się pod kamieniami !!!
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav