przedostatna noc w hotelu to był jakiś koszmar, na korytarzu murzyni krzyczeli a jakaś dziewczyna krzyczała help help w środku nocy, byliśmy tak posrani, że ostatnią noś spędziliśmy na lotnisku w HK było zdecydowanie przyjemniej
o 7 rano mieliśmy samolot do Manili odprawa zaczęła się o 4 nad ranem z uwagi na długą drogę do gate. No i polecieliśmy, ja naczytałam się na lotnisku w HK, że 3 godziny na przesiadkę w Manili to za mało, bo trzeba zorganizować sobie transport z jednego terminala do drugiego, my przylecieliśmy chyba na 3 terminal a wylot do Caticlanu mieliśmy z 5 terinala, czas na przesiadkę to tylko 2 i pół godziny więc byliśmy nieżle zestresowani, w HK dostaliśmy naklejki z numerem kolejnego lotu, okazało się, że jeśli ma się bilet na całą trasę a w Manili jest tylko przesiadka,to nie ma się czym martwić, lotnisko organizuje transfer, wszystko przebiegło pomyślnie
w Manili wymieniliśmy pieniądze, 800 $ na 35580 filipińskich peso podobno najlepiej wymienić kasę na lotnisku z Manili bo jest nataniej:)
Mój mąż na lotnisku z Manili ten w niebieskiej koszulce (pan na pierwszym planie mnie rozwalił ):)
Oczywiście uderzył nas mega gorąc po HK, ale dało się przeżyć, mimo, że HK bardzo nam się podobał, to byliśmy szczęśliwi, że nie będziemy musieli wracaćdo tego hotelu:)
do Caticlanu lecieliśmy już takim małym samolotem (zdjęcie już było)
już z samolotu widać było lazurki:) wysiedliśmy i dosłownie cały stres zniknął, poczuliśmy się jakby, wszystkie troski i problemu przestały być ważne już na lotnisku czuć było egzotykę wypełniałam dokumenty na lotnisku, nie wszystko potraiłam wypełnić, bo mj angielski też nie jest jakiś rewelacyjny, a tylko komunikatywny, Pani na lotnisku machnęła ręką uśmiechnęła się i owiedziła, że mogę iść i zostawić już te papiery:) wyzliśmy z lotniska, wiedzieliśmy, że musimy rafić do portu na łódź, podszedł do nas Pan i zaoferował transfer do hotelu łączni z łódką, chciał za to 1200 peso ( drooogo) utargowaliśmy 1000 i nie musieliśmy się martwić, to cena za dwie osoby, zawierała, przejazd trycyklem do portu, przejazd z łódką, i przejazd z porstu na Boracay do hotelu, całą drogę Pan z lotniska był z nami i wszędzie wchodziliśmy bez kolejki, na nic nie musieliśmy czekać a on nosił nam walizki było drogo, ale nam taki wygony transport odpowiadał:)
Weszliśmy do hotelu a tam przywitali nas drinkiem, wypełniliśmy dokumenty i Pani w recepcji poweidziała, że trafiliśmy na okres promocyjny i mamy w cenie nie tylko śniadania ale i kolacje za darmo i faktycznie tak było, ale mieli w karcie do wyboru10 śniadań i 4 obiady 3 daniowe czyli zupa, danie główne i deser, ale ze wzglęu na mały wybór jadaliśmy gdzie indziej
Po wejściu do pokoju (dużo lepiej niż w HK ) odrazu wzięliśmy prysznic po podróży przebraliśmy się i na plażę nie mogliśmy się nadziwić jakie to przepiękne miejsce, woda była turkusowa a piasek ja mąka, gdyby nie ludzie każde zdjęcie wyglądałoby jak pocztówka :)byliśmy na plaży hite Beach wstacji 3, plaża ciągnie się na 4 km i cała pokryta jest pasmem palm, a wzdłuż plaży są knajpki i hotele jeden przy drugim, mojemy mężowi baaardzo to odpowiadało na bezludnej wyspie chybaby ię zanudził
Wszędzie mieli nas za ruskich i dziwili się jak mówiliśmy, że nie jesteśmy z Rosji dużo było pociskaczy wycieczek i innych rzeczy, ale wystarczyło powiedzieć dziękuję i nie już nie nalegali w Wenecji nam wciskali kwiaty i ine badziewia dosłownie do rąk, a potem żądali zapłaty, tam tak nie bło choć bylo ich wielu
znaleźliśmy już nasz ulubiony bar przyplaży i spędzaliśmy tam prawie całe dnie, a baman onosił tylko kolejne drinki i jedzenie
następnego dnia poszliśmy na spacer na druą stronę wyspy na Bulabog Beach, po drodze mijaliśmy miejscowych ich domki i ulice, na których było mnóstwo tuk tuków i nie panowały żadne zasady jazdy doszliśmy do plaży, ale szybko stamtąd poszliśmy bo nie byłazbyt ciekawa...
oto ona
podobno baardzo dobre miesjce do uprawiania kitesurfingu, my nie uprawiamy
no tak kolejny dzień spacerowaliśmy tam gdzie nogi nas poniosły
znaleźliśmy market dosyć tani, ale kasa, którą mieliśmy spokojnie pozwalła na jedzenie i picie w kanjpach więc korzystaliśmy
jak mówiłam bliśmy nastawieni na plażówanie, więc nie skorzystaliśmy z wszystkich atrakcji jakie były dostępne, ja sobie nie daruję wycieczki Ariels Point, wycieczka polegałą na tym, że płynęło się na inną wyspę rano w cenie był alkohol jedzenie pcie do woli, tam na wyspie możnabyło skakać z klifów do wody, największy mieł 15m wysokości, pływać kajakami i nurkować
niestety nie pojechaliśmy, ponieważ mój mąż nie umie płyać i nie miałby co tam robić, chociaż mógł mi robić zdjęcia, ale zrezygnowałam dla niego, chociaż do dziś żałuję, tak wycieczka to koszt 2000 peso za osobę, najdroższa atrakcja, ale podobno najlepsza
w zamian za to skorzystaliśmy z wycieczki łódką dookoła wyspy (zupełnie nietrafiona) płynęliśmy taką lodzią
chyba już o pisałam, ale po drugiej stronie wyspy zalewały nas fale, i bujało na każdą stronę, jak łódka zbyt mocno przechylała się na jedną stronę to musieliśmy przebiegać na drugą, poza tym siatka, na której się siedzieło wżynła się w tyłek, widoki były śliczne,ale komfort i myśl, że zaraz wpadniemy do tej już nie turkusowej a granatowej wody przyćmiewał widoki
Doszliśmy do The Rock, ta część plaży była najpiękniejsza, stacja 1, ale jednak na 3 było najspokojniej blisko wszędzie a dostatecznie daleko, żeby nie budził nas hałas z imprez na plaży
wieczorem na white beach, wszędzie śpiewali na zywo, były tańce z ogniami, tańczący kucharze i takie tam atrakcje
poniżej filmik ze śpiewającą filipinką urzekł nas jej głos, chodziliśmy jej słuchać każdego wieczora
kolejną wycieczkę a właściwie die zarezerwowaliśmy u Roberta, o którym wspominałam wcześniej, polegało to na tym, że umawialiśmy się na daną godzinę, Robert przychodził po nas pod sam hotel i był z nami do końca wycieczki i potem odprowadzał nas do hotelu, w trakcie wycieczki bardzi chtnie robił nam zdjęcia
pojechaliśmy na quady, którymi wjeżdżaliśmy na najwyższy punkt na wyspie, tam podziwialiśmy widoki i wracaliśmy, do punktu z quadami jechaliśmy miejskim autobusem
jakby się trzymało w rękach wielki wypchany portfel
był uroczy:)
póxniej oczywiście szlismy do naszego ulubionego baru
mój ulubiony drink Lumumba kosztował 120 peso niestety, ale jak byly happy huors to 80, inne byly duzo tańsze
myslę, że 3 tys. peso na dzień to jest taka kwota, która wystarczy na obżeranie się i picie cały dzień
Oczywiście na Boracay można wydać duuuużo więcej, najdroższe sa atrakcje turystyczne:)
Co tu więcej pisać, wszyscy śpiewają, są szczęśliwi usmiechają się i czuje się tam mega sielski klimacik
Jak już wcześniej pisałam byliśmy nastawieni na plażowanie więc głownie to robiliśmy i spacerowaliśmy
No i spacer po dnia morza, coś genialnego !! mimo, ze obiecali rybki, a było ich chyba z 5, to i tak samo uczucie stąpania po dnia morza jest rewelacyjne
Nasz telefon tam nie działał, nie mieliśmy jak skontaktować się z Panem od transportu na lotniskoz ktorym się umówiliśmy, ale Pani w recepcji z Hotelu pożyczyła mi swoją komorkę żebym zadzwonila do gościa, rano już czekał na nas w recepcji
No i tak niestety musieliśmy pożeganać Boracay, wracaliśmy 4 samolotami, czas od wyjścia z hotelu do wejścia do domu to 45 godzin, lądowaliśmy w Warszawie, a potem jeszcze pociągiem do Katowic.
Mimo tej długiej podróży nie żałujemy niczego. Mój mąż jest zakochany w Boracay (głównie przez bary ) i ciągle mi powtrza, że kiedyś tam wrócimy
Cała podróż kosztowala nas 12 tys zł. za dwie osoby. W ofertach biur podróży 8 dni na Boracay kosztuje 11000 zł. za osobę, amieliśmy dłuższy pobyt i jeszcze zaliczyliśmy HK, więc ubiliśmy interes życia
Na lotnisku z Caticlanie w wielkim telewizorze oglądalismy wiadomości, w których infromowali o zaginionym samolocie malezyjskich linii, nie wiedzieliśmy o tym wcześniej wiec przeżyliśmy maly szok, wiedząć, że czeka nas podróż 4 samolotami, ale obyło się bez niespodzianek
Nigdy nie korzystaliśmy z biura podrozy, ale adrenalina jaka towarzyszy przy zorganizowanym samodzielnie wyjeździe jest taka podniecająca, że pewnie nigdy nie skorzystamy
Jesli coś chcielibyście jeszcze wiedzieć to śmiało
jak miło czytać, że ktoś to czyta:)
przedostatna noc w hotelu to był jakiś koszmar, na korytarzu murzyni krzyczeli a jakaś dziewczyna krzyczała help help w środku nocy, byliśmy tak posrani, że ostatnią noś spędziliśmy na lotnisku w HK było zdecydowanie przyjemniej
o 7 rano mieliśmy samolot do Manili odprawa zaczęła się o 4 nad ranem z uwagi na długą drogę do gate. No i polecieliśmy, ja naczytałam się na lotnisku w HK, że 3 godziny na przesiadkę w Manili to za mało, bo trzeba zorganizować sobie transport z jednego terminala do drugiego, my przylecieliśmy chyba na 3 terminal a wylot do Caticlanu mieliśmy z 5 terinala, czas na przesiadkę to tylko 2 i pół godziny więc byliśmy nieżle zestresowani, w HK dostaliśmy naklejki z numerem kolejnego lotu, okazało się, że jeśli ma się bilet na całą trasę a w Manili jest tylko przesiadka,to nie ma się czym martwić, lotnisko organizuje transfer, wszystko przebiegło pomyślnie
w Manili wymieniliśmy pieniądze, 800 $ na 35580 filipińskich peso podobno najlepiej wymienić kasę na lotnisku z Manili bo jest nataniej:)
Mój mąż na lotnisku z Manili ten w niebieskiej koszulce (pan na pierwszym planie mnie rozwalił ):)
Oczywiście uderzył nas mega gorąc po HK, ale dało się przeżyć, mimo, że HK bardzo nam się podobał, to byliśmy szczęśliwi, że nie będziemy musieli wracaćdo tego hotelu:)
do Caticlanu lecieliśmy już takim małym samolotem (zdjęcie już było)
już z samolotu widać było lazurki:) wysiedliśmy i dosłownie cały stres zniknął, poczuliśmy się jakby, wszystkie troski i problemu przestały być ważne już na lotnisku czuć było egzotykę wypełniałam dokumenty na lotnisku, nie wszystko potraiłam wypełnić, bo mj angielski też nie jest jakiś rewelacyjny, a tylko komunikatywny, Pani na lotnisku machnęła ręką uśmiechnęła się i owiedziła, że mogę iść i zostawić już te papiery:) wyzliśmy z lotniska, wiedzieliśmy, że musimy rafić do portu na łódź, podszedł do nas Pan i zaoferował transfer do hotelu łączni z łódką, chciał za to 1200 peso ( drooogo) utargowaliśmy 1000 i nie musieliśmy się martwić, to cena za dwie osoby, zawierała, przejazd trycyklem do portu, przejazd z łódką, i przejazd z porstu na Boracay do hotelu, całą drogę Pan z lotniska był z nami i wszędzie wchodziliśmy bez kolejki, na nic nie musieliśmy czekać a on nosił nam walizki było drogo, ale nam taki wygony transport odpowiadał:)
Weszliśmy do hotelu a tam przywitali nas drinkiem, wypełniliśmy dokumenty i Pani w recepcji poweidziała, że trafiliśmy na okres promocyjny i mamy w cenie nie tylko śniadania ale i kolacje za darmo i faktycznie tak było, ale mieli w karcie do wyboru10 śniadań i 4 obiady 3 daniowe czyli zupa, danie główne i deser, ale ze wzglęu na mały wybór jadaliśmy gdzie indziej
Po wejściu do pokoju (dużo lepiej niż w HK ) odrazu wzięliśmy prysznic po podróży przebraliśmy się i na plażę nie mogliśmy się nadziwić jakie to przepiękne miejsce, woda była turkusowa a piasek ja mąka, gdyby nie ludzie każde zdjęcie wyglądałoby jak pocztówka :)byliśmy na plaży hite Beach wstacji 3, plaża ciągnie się na 4 km i cała pokryta jest pasmem palm, a wzdłuż plaży są knajpki i hotele jeden przy drugim, mojemy mężowi baaardzo to odpowiadało na bezludnej wyspie chybaby ię zanudził
Wszędzie mieli nas za ruskich i dziwili się jak mówiliśmy, że nie jesteśmy z Rosji dużo było pociskaczy wycieczek i innych rzeczy, ale wystarczyło powiedzieć dziękuję i nie już nie nalegali w Wenecji nam wciskali kwiaty i ine badziewia dosłownie do rąk, a potem żądali zapłaty, tam tak nie bło choć bylo ich wielu
znaleźliśmy już nasz ulubiony bar przyplaży i spędzaliśmy tam prawie całe dnie, a baman onosił tylko kolejne drinki i jedzenie
następnego dnia poszliśmy na spacer na druą stronę wyspy na Bulabog Beach, po drodze mijaliśmy miejscowych ich domki i ulice, na których było mnóstwo tuk tuków i nie panowały żadne zasady jazdy doszliśmy do plaży, ale szybko stamtąd poszliśmy bo nie byłazbyt ciekawa...
oto ona
podobno baardzo dobre miesjce do uprawiania kitesurfingu, my nie uprawiamy
no tak kolejny dzień spacerowaliśmy tam gdzie nogi nas poniosły
znaleźliśmy market dosyć tani, ale kasa, którą mieliśmy spokojnie pozwalła na jedzenie i picie w kanjpach więc korzystaliśmy
jak mówiłam bliśmy nastawieni na plażówanie, więc nie skorzystaliśmy z wszystkich atrakcji jakie były dostępne, ja sobie nie daruję wycieczki Ariels Point, wycieczka polegałą na tym, że płynęło się na inną wyspę rano w cenie był alkohol jedzenie pcie do woli, tam na wyspie możnabyło skakać z klifów do wody, największy mieł 15m wysokości, pływać kajakami i nurkować
niestety nie pojechaliśmy, ponieważ mój mąż nie umie płyać i nie miałby co tam robić, chociaż mógł mi robić zdjęcia, ale zrezygnowałam dla niego, chociaż do dziś żałuję, tak wycieczka to koszt 2000 peso za osobę, najdroższa atrakcja, ale podobno najlepsza
w zamian za to skorzystaliśmy z wycieczki łódką dookoła wyspy (zupełnie nietrafiona) płynęliśmy taką lodzią
chyba już o pisałam, ale po drugiej stronie wyspy zalewały nas fale, i bujało na każdą stronę, jak łódka zbyt mocno przechylała się na jedną stronę to musieliśmy przebiegać na drugą, poza tym siatka, na której się siedzieło wżynła się w tyłek, widoki były śliczne,ale komfort i myśl, że zaraz wpadniemy do tej już nie turkusowej a granatowej wody przyćmiewał widoki
No i dalej łaziliśmy po wyspie i plażowaliśmy.
Doszliśmy do The Rock, ta część plaży była najpiękniejsza, stacja 1, ale jednak na 3 było najspokojniej blisko wszędzie a dostatecznie daleko, żeby nie budził nas hałas z imprez na plaży
wieczorem na white beach, wszędzie śpiewali na zywo, były tańce z ogniami, tańczący kucharze i takie tam atrakcje
poniżej filmik ze śpiewającą filipinką urzekł nas jej głos, chodziliśmy jej słuchać każdego wieczora
https://www.youtube.com/watch?v=MdJUhd-4CJY
kolejną wycieczkę a właściwie die zarezerwowaliśmy u Roberta, o którym wspominałam wcześniej, polegało to na tym, że umawialiśmy się na daną godzinę, Robert przychodził po nas pod sam hotel i był z nami do końca wycieczki i potem odprowadzał nas do hotelu, w trakcie wycieczki bardzi chtnie robił nam zdjęcia
pojechaliśmy na quady, którymi wjeżdżaliśmy na najwyższy punkt na wyspie, tam podziwialiśmy widoki i wracaliśmy, do punktu z quadami jechaliśmy miejskim autobusem
Ariels Point - coś dla mnie
Next time - namawiaj męża i do boju
"JEŚLI POTRAFISZ COŚ WYMARZYĆ,
POTRAFISZ TAKŻE TO OSIĄGNĄĆ..."
Walt Disney
Następnie był Skycycle i przytulanko z Warankiem
jakby się trzymało w rękach wielki wypchany portfel
był uroczy:)
póxniej oczywiście szlismy do naszego ulubionego baru
mój ulubiony drink Lumumba kosztował 120 peso niestety, ale jak byly happy huors to 80, inne byly duzo tańsze
myslę, że 3 tys. peso na dzień to jest taka kwota, która wystarczy na obżeranie się i picie cały dzień
Oczywiście na Boracay można wydać duuuużo więcej, najdroższe sa atrakcje turystyczne:)
Co tu więcej pisać, wszyscy śpiewają, są szczęśliwi usmiechają się i czuje się tam mega sielski klimacik
Jak już wcześniej pisałam byliśmy nastawieni na plażowanie więc głownie to robiliśmy i spacerowaliśmy
No i spacer po dnia morza, coś genialnego !! mimo, ze obiecali rybki, a było ich chyba z 5, to i tak samo uczucie stąpania po dnia morza jest rewelacyjne
Nasz telefon tam nie działał, nie mieliśmy jak skontaktować się z Panem od transportu na lotniskoz ktorym się umówiliśmy, ale Pani w recepcji z Hotelu pożyczyła mi swoją komorkę żebym zadzwonila do gościa, rano już czekał na nas w recepcji
No i tak niestety musieliśmy pożeganać Boracay, wracaliśmy 4 samolotami, czas od wyjścia z hotelu do wejścia do domu to 45 godzin, lądowaliśmy w Warszawie, a potem jeszcze pociągiem do Katowic.
Mimo tej długiej podróży nie żałujemy niczego. Mój mąż jest zakochany w Boracay (głównie przez bary ) i ciągle mi powtrza, że kiedyś tam wrócimy
Cała podróż kosztowala nas 12 tys zł. za dwie osoby. W ofertach biur podróży 8 dni na Boracay kosztuje 11000 zł. za osobę, amieliśmy dłuższy pobyt i jeszcze zaliczyliśmy HK, więc ubiliśmy interes życia
Na lotnisku z Caticlanie w wielkim telewizorze oglądalismy wiadomości, w których infromowali o zaginionym samolocie malezyjskich linii, nie wiedzieliśmy o tym wcześniej wiec przeżyliśmy maly szok, wiedząć, że czeka nas podróż 4 samolotami, ale obyło się bez niespodzianek
Nigdy nie korzystaliśmy z biura podrozy, ale adrenalina jaka towarzyszy przy zorganizowanym samodzielnie wyjeździe jest taka podniecająca, że pewnie nigdy nie skorzystamy
Jesli coś chcielibyście jeszcze wiedzieć to śmiało
Jupiiiiiiiiiiiiiiiiii, moja trasa :))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))
Super!!!
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Ewelinka będzie cudnie