Dotarłam i z ogromną przyjemnością poczytam i pooglądam Twoja relację. Te białe domeczki z niebieskimi kopułami zawsze robiły na mnie ogromne wrażenie. Pisz dalej
Po muzeach - czas jechać do Oia. Wysiadam na ostatnim przystanku, jest wczesne popołudnie, a ja mam wrażenie, że znowu jestem tu za późno i nie zdążę zobaczyć wszystkiego, co chciałam. Kieruję się w stronę kaldery, chcę dotrzeć do miejsca, skąd najchętniej ogląda się zachody słońca, czyli do ruin weneckiego zamku.
Przechodzę wąską uliczką obok Panagia Platsani, największego kościoła w Oia, który - a właściwie nie on, tylko jego poprzednia wersja przed trzęsieniem ziemi - kiedyś stał tuż nad kalderą, a teraz dzieli go od krawędzi klifu nieduży plac (Caldera Square) i trochę zabudowań. Do zamku jeszcze spory kawałek, więc zanim pójdę tam i w ogóle obejdę miasteczko, muszę rzucić okiem na Egeo. Ale oprócz morza odsłania się jeszcze taki niezwykły widok, że jestem zaskoczona, mimo iż wiedziałam, czego się spodziewać.
Tak jak w Firze kaskadowo zawieszone na skale domki, białe i kolorowe, nawet więcej tu kolorowych, większość zbudowana na nowo po trzęsieniu ziemi w 1956 r. Podobno trzęsienie trwało jedną minutę, a zniszczyło 90 procent budynków. I choć klify mają tu wysokość tylko 150 m, o połowę mniej niż w Firze, to są chyba bardziej malownicze, nawet bez zachodu słońca. Oia bywa nazywana też Apano (Ano) Meria - co znaczy miejsce na szczycie świata, bo tak mówiono o miejscu, gdzie kiedyś stał zamek.
Z lekko kolorowego tła wybijają się jaskrawoniebieskie kopułki kościołów. Wydaje się, że tutaj w Oia, w porównaniu z innymi miejscowościami na wyspie, jest największe zagęszczenie kościółków, większych albo całkiem malutkich, lecz nie wszystkie są odnowione i nie wszystkie mają niebieskie kopułki. Większość kościółków jest prywatna, gdyż stawiane były przez rodziny marynarzy, które modliły się o ich szczęśliwy powrót, a sami marynarze i kapitanowie też wznosili kościoły i kapliczki, polecając się opiece świętych, głównie Mikołaja, by ci chronili ich przed niebezpieczeństwem w podróży.
Teraz jeszcze rzut oka w tył - tam w dole widać porcik Armeni
I wracamy do niebieskich kopułek.
Nic dziwnego, że młode pary robią tu sobie sesje ślubne, bo widok rzeczywiście jest niesamowity, chociaż w takim stroju w upale może być trochę trudno pozować.
Witaj Hyde Cieszę się, że Ci się podoba. Postaram się, żebyś nie musiała ciągle czytać tego samego, ale to dopiero w przyszłym tygodniu, bo jutro wyjeżdżam na chwilę...
Dosyć gapienia się na niebieskie kopułki, ruszam w końcu w stronę zamku. Po drodze mijam sklepiki z pamiątkami, rękodziełem, galerie, butiki, hotele. Knajpek z widokiem na morze jest tu znacznie mniej niż w Firze.
W zabytkowej rezydencji w bocznej uliczce znajduje się Muzeum Marynistyczne (Nautiko Mouseio), niestety nie zwiedziłam go, a podobno jest bardzo ciekawe. Wśród zbiorów są modele starych i nowych okrętów, ich wyposażenie, przybory nawigacyjne, fotografie, malarstwo, biblioteka, kotwice, a nawet armaty. Ale przecież nic dziwnego, że takie muzeum mieści się właśnie w Oia, bo ta wioska wraz z jej dwoma małymi portami - Armeni i Ammoudi - była od zawsze (jakieś 3000 lat) związana z morzem i morskim handlem. Zresztą chyba świadczy o tym też jej inna dawna nazwa: Agios Nikolaos czyli Św. Mikołaj - patron żeglarzy, marynarzy, rybaków.
Tutaj mieszkali marynarze i właściciele statków oraz ich rodziny. W zależności od ich statusu budowane były dwa typy domów - kapetano spita i hyposkafa spita. Te pierwsze należały do armatorów i kapitanów floty, położone były na szczycie klifu, dosyć obszerne i bogato dekorowane. Drugie natomiast budowali biedniejsi marynarze i inni mieszkańcy, drążąc w skale groty, te domy miały okna tylko od strony fasady. Po ostatnim trzęsieniu ziemi zostało odbudowanych i powstało nowych wiele budynków tego typu, ale są one już całkiem nowoczesne, ze wszystkimi udogodnieniami, nawet z basenami, bo to w większości hotele.
Tu - wejście do tzw. domu kapitana, jednego z dwóch oryginalnych, które się zachowały
Zamek Agios Nikolaos zbudowany został około 1372 r. przez rodzinę D’Argenta, wywodzącą się od bizantyjskiego cesarza Argyrosa. W 1577 zamek, jak i całą wyspę, przejęli Turcy, którzy wywieźli rodzinę D’Argenta do Syrii. Kilku członków rodziny wykupiło się z niewoli, ale nigdy już nie zamieszkali w zamku. A był on wraz z całym systemem zabudowań i wież ponoć największą rezydencją na wyspie w tamtych czasach. Wewnątrz murów oprócz pomieszczeń mieszkalnych były spichlerze, budynki administracyjne, kościoły.
Z bliska widać, jak bardzo zamkowi zaszkodziły trzęsienia ziemi, faktycznie niewiele z niego zostało. Ta najwyższa obecnie część to podstawa dawnej wieży. Ale widoki stąd ładne...
Dotarłam i z ogromną przyjemnością poczytam i pooglądam Twoja relację. Te białe domeczki z niebieskimi kopułami zawsze robiły na mnie ogromne wrażenie. Pisz dalej
Trina ja tez zachwycam się twoimi fotkami z Santorini. Ta wyspa jest magiczna !!!
Bardzo jestem ciekawa tego rejsu
No trip no life
Umilka, Nelcia - bardzo mi miło
Po muzeach - czas jechać do Oia. Wysiadam na ostatnim przystanku, jest wczesne popołudnie, a ja mam wrażenie, że znowu jestem tu za późno i nie zdążę zobaczyć wszystkiego, co chciałam. Kieruję się w stronę kaldery, chcę dotrzeć do miejsca, skąd najchętniej ogląda się zachody słońca, czyli do ruin weneckiego zamku.
Przechodzę wąską uliczką obok Panagia Platsani, największego kościoła w Oia, który - a właściwie nie on, tylko jego poprzednia wersja przed trzęsieniem ziemi - kiedyś stał tuż nad kalderą, a teraz dzieli go od krawędzi klifu nieduży plac (Caldera Square) i trochę zabudowań. Do zamku jeszcze spory kawałek, więc zanim pójdę tam i w ogóle obejdę miasteczko, muszę rzucić okiem na Egeo. Ale oprócz morza odsłania się jeszcze taki niezwykły widok, że jestem zaskoczona, mimo iż wiedziałam, czego się spodziewać.
Tak jak w Firze kaskadowo zawieszone na skale domki, białe i kolorowe, nawet więcej tu kolorowych, większość zbudowana na nowo po trzęsieniu ziemi w 1956 r. Podobno trzęsienie trwało jedną minutę, a zniszczyło 90 procent budynków. I choć klify mają tu wysokość tylko 150 m, o połowę mniej niż w Firze, to są chyba bardziej malownicze, nawet bez zachodu słońca. Oia bywa nazywana też Apano (Ano) Meria - co znaczy miejsce na szczycie świata, bo tak mówiono o miejscu, gdzie kiedyś stał zamek.
Z lekko kolorowego tła wybijają się jaskrawoniebieskie kopułki kościołów. Wydaje się, że tutaj w Oia, w porównaniu z innymi miejscowościami na wyspie, jest największe zagęszczenie kościółków, większych albo całkiem malutkich, lecz nie wszystkie są odnowione i nie wszystkie mają niebieskie kopułki. Większość kościółków jest prywatna, gdyż stawiane były przez rodziny marynarzy, które modliły się o ich szczęśliwy powrót, a sami marynarze i kapitanowie też wznosili kościoły i kapliczki, polecając się opiece świętych, głównie Mikołaja, by ci chronili ich przed niebezpieczeństwem w podróży.
Teraz jeszcze rzut oka w tył - tam w dole widać porcik Armeni
I wracamy do niebieskich kopułek.
Nic dziwnego, że młode pary robią tu sobie sesje ślubne, bo widok rzeczywiście jest niesamowity, chociaż w takim stroju w upale może być trochę trudno pozować.
Trina, zdjecia pocztóweczki !! MEGA
No trip no life
Trina Santorini piękna w Twoim wydaniu czytam i oglądam już drugi a może trzeci raz
Tytuł idealny
Explore. Dream. Discover.
Witaj Hyde Cieszę się, że Ci się podoba. Postaram się, żebyś nie musiała ciągle czytać tego samego, ale to dopiero w przyszłym tygodniu, bo jutro wyjeżdżam na chwilę...
Dosyć gapienia się na niebieskie kopułki, ruszam w końcu w stronę zamku. Po drodze mijam sklepiki z pamiątkami, rękodziełem, galerie, butiki, hotele. Knajpek z widokiem na morze jest tu znacznie mniej niż w Firze.
W zabytkowej rezydencji w bocznej uliczce znajduje się Muzeum Marynistyczne (Nautiko Mouseio), niestety nie zwiedziłam go, a podobno jest bardzo ciekawe. Wśród zbiorów są modele starych i nowych okrętów, ich wyposażenie, przybory nawigacyjne, fotografie, malarstwo, biblioteka, kotwice, a nawet armaty. Ale przecież nic dziwnego, że takie muzeum mieści się właśnie w Oia, bo ta wioska wraz z jej dwoma małymi portami - Armeni i Ammoudi - była od zawsze (jakieś 3000 lat) związana z morzem i morskim handlem. Zresztą chyba świadczy o tym też jej inna dawna nazwa: Agios Nikolaos czyli Św. Mikołaj - patron żeglarzy, marynarzy, rybaków.
Tutaj mieszkali marynarze i właściciele statków oraz ich rodziny. W zależności od ich statusu budowane były dwa typy domów - kapetano spita i hyposkafa spita. Te pierwsze należały do armatorów i kapitanów floty, położone były na szczycie klifu, dosyć obszerne i bogato dekorowane. Drugie natomiast budowali biedniejsi marynarze i inni mieszkańcy, drążąc w skale groty, te domy miały okna tylko od strony fasady. Po ostatnim trzęsieniu ziemi zostało odbudowanych i powstało nowych wiele budynków tego typu, ale są one już całkiem nowoczesne, ze wszystkimi udogodnieniami, nawet z basenami, bo to w większości hotele.
Tu - wejście do tzw. domu kapitana, jednego z dwóch oryginalnych, które się zachowały
Zamek Agios Nikolaos zbudowany został około 1372 r. przez rodzinę D’Argenta, wywodzącą się od bizantyjskiego cesarza Argyrosa. W 1577 zamek, jak i całą wyspę, przejęli Turcy, którzy wywieźli rodzinę D’Argenta do Syrii. Kilku członków rodziny wykupiło się z niewoli, ale nigdy już nie zamieszkali w zamku. A był on wraz z całym systemem zabudowań i wież ponoć największą rezydencją na wyspie w tamtych czasach. Wewnątrz murów oprócz pomieszczeń mieszkalnych były spichlerze, budynki administracyjne, kościoły.
Z bliska widać, jak bardzo zamkowi zaszkodziły trzęsienia ziemi, faktycznie niewiele z niego zostało. Ta najwyższa obecnie część to podstawa dawnej wieży. Ale widoki stąd ładne...
W dole porcik Ammoudi, tam się za chwilę udamy
Pieknie , po prostu pieknie
Zameczek z takim widokiem, to musialo byc cudo..
No trip no life