Pierwszy dzień, po nieprzespanej nocy przed wylotem, spędziłam głównie na plaży, a potem był mały rekonesans po Perissie, sklepach, knajpach itp. Zaopatrzyłam się w mapę i zrobiłam wstępny plan na kolejny dzień. Właściwie taki ogólny plan na cały pobyt miałam już wcześniej, to znaczy wiedziałam, co chcę zobaczyć – czyli Fira i kaldera, Oia, kolorowe plaże, weneckie zamki oraz wykopaliska – Akrotiri i Thira, plus jakiś oddech na plaży pomiędzy tyloma atrakcjami.
Korzystałam z lokalnych autobusów sieci ktel (rozkład w necie i na dworcu w Firze, no i w hotelach, na przystankach nie ma), jeździły zgodnie z rozkładem, tanio (bilety 1,60 -2,20 euro) i wygodnie. Wszystkie miejscowości mają połączenie z Firą, ale nie wszystkie równie często, czasami to tylko ze trzy kursy dziennie, ale do najpopularniejszych miejscowości – Oia czy Kamari - jeżdżą nawet co 20 minut. Do niektórych miejsc wartych zobaczenia nie da się jednak dojechać autobusem, potrzebne auto lub inny środek lokomocji, a często własne nóżki.
Postanowiłam zwiedzanie wyspy zacząć od tego, co najważniejsze, co wszyscy przyjeżdżają tu oglądać, czyli Fira, kaldera i zachód słońca w Oia. Dowiedziałam się już na miejscu, że z Firy do Oia prowadzi „zielony szlak” wzdłuż, a właściwie wokół kaldery, a że lubię piesze wędrówki, to sobie zrobiłam spacer. 12 kilometrów, częściowo po górkach. Ile ja się tam nachodziłam, a pojechałam odpocząć...
Zanim jednak nastąpią największe santorynskie „przeboje”, krótki przystanek w Emborio. Zwanym też Nimborio lub Emporio, ponoć z greckiego oznacza to handel, targ czy coś w tym rodzaju, co się właśnie tu odbywało w dawnych czasach.
To spore miasteczko, podobno największe na wyspie, rozrzucone po obu stronach drogi Perissa-Fira. Ma całkiem dobrze zachowaną średniowieczną starówkę położoną na zboczach wzgórza pośrodku miasteczka, a na szczycie jeden z pięciu dawnych zamków. Prawdę mówiąc to raczej ruiny po zamkach zbudowanych za panowania tu Księstwa Naxos w latach 1207-1579. Powstały w celach obronnych, kiedy wyspa była atakowana przez piratów.
Autobus zatrzymuje się przy głównym placu przed dużym współczesnym kościołem. Otoczenie kościoła nieciekawe, idę w górę taką niepozorną uliczką, szukając zamku wśród wąskich, krętych uliczek i starych domów wbudowanych, a właściwie wydrążonych w skale.
Po drugiej stronie drogi wzgórze Gavrilos z wiatrakami zasłania morze.
Tak blisko do ruchliwej drogi, a tutaj cisza i spokój
Pojawia się nawet trochę zieleni. Tu i ówdzie patio albo kamienny tarasik.
Nie mogło oczywiście zabraknąć kościołów. Jeden z najstarszych - Panagia Palia z rzeźbioną drewnianą kopułką nad dzwonnicą.
Kolor niebieski w różnych wariantach
Pełno tu wszelakich zakamarków, schodków, tunelików, mostków...
...tylko gdy się mieszka w takim miejscu, to chyba nie można zbyt dużo wypić procentowych napitków, bo jak potem wyjść z takiego lokum na ostatniej kondygnacji albo wrócić...
I wszędzie pusto, tylko koty, chyba zmęczone upałem, pokładają się tu i ówdzie. Dla spragnionych ludzi też coś się znajdzie, nagle wśród tego białego labiryntu natykam się na malutką tawernę.
W końcu pojawia się zamek, no niezbyt malowniczy, za to dość rozległy, żeby się zmieścił w kadrze, wchodzę na dach pobliskiego kościoła
Teraz muszę się jeszcze stąd wydostać. Okazuje się, że schodzę ze wzgórza z innej strony, muszę wrócić na przystanek, trochę błądzę, zaczynam też trochę się spieszyć i zapominam o jeszcze jednym miejscu, które miałam tu zobaczyć, może nawet ważniejszym, mianowicie o tzw. Goulas, charakterystycznej wieży obronnej prawdopodobnie z XVI w. W końcu docieram na przystanek, wsiadam do autobusu i gdy ten rusza, dostrzegam wieżę. Podobno łączy ją z zamkiem podziemny tunel. Jakoś nie udało mi się wrócić do Emporio, chociaż parę razy jeszcze przez nie przejeżdżałam, więc mam tylko takie zdjęcie
No to zapraszam na ciąg dalszy
Pierwszy dzień, po nieprzespanej nocy przed wylotem, spędziłam głównie na plaży, a potem był mały rekonesans po Perissie, sklepach, knajpach itp. Zaopatrzyłam się w mapę i zrobiłam wstępny plan na kolejny dzień. Właściwie taki ogólny plan na cały pobyt miałam już wcześniej, to znaczy wiedziałam, co chcę zobaczyć – czyli Fira i kaldera, Oia, kolorowe plaże, weneckie zamki oraz wykopaliska – Akrotiri i Thira, plus jakiś oddech na plaży pomiędzy tyloma atrakcjami.
Korzystałam z lokalnych autobusów sieci ktel (rozkład w necie i na dworcu w Firze, no i w hotelach, na przystankach nie ma), jeździły zgodnie z rozkładem, tanio (bilety 1,60 -2,20 euro) i wygodnie. Wszystkie miejscowości mają połączenie z Firą, ale nie wszystkie równie często, czasami to tylko ze trzy kursy dziennie, ale do najpopularniejszych miejscowości – Oia czy Kamari - jeżdżą nawet co 20 minut. Do niektórych miejsc wartych zobaczenia nie da się jednak dojechać autobusem, potrzebne auto lub inny środek lokomocji, a często własne nóżki.
Postanowiłam zwiedzanie wyspy zacząć od tego, co najważniejsze, co wszyscy przyjeżdżają tu oglądać, czyli Fira, kaldera i zachód słońca w Oia. Dowiedziałam się już na miejscu, że z Firy do Oia prowadzi „zielony szlak” wzdłuż, a właściwie wokół kaldery, a że lubię piesze wędrówki, to sobie zrobiłam spacer. 12 kilometrów, częściowo po górkach. Ile ja się tam nachodziłam, a pojechałam odpocząć...
Zanim jednak nastąpią największe santorynskie „przeboje”, krótki przystanek w Emborio. Zwanym też Nimborio lub Emporio, ponoć z greckiego oznacza to handel, targ czy coś w tym rodzaju, co się właśnie tu odbywało w dawnych czasach.
To spore miasteczko, podobno największe na wyspie, rozrzucone po obu stronach drogi Perissa-Fira. Ma całkiem dobrze zachowaną średniowieczną starówkę położoną na zboczach wzgórza pośrodku miasteczka, a na szczycie jeden z pięciu dawnych zamków. Prawdę mówiąc to raczej ruiny po zamkach zbudowanych za panowania tu Księstwa Naxos w latach 1207-1579. Powstały w celach obronnych, kiedy wyspa była atakowana przez piratów.
Autobus zatrzymuje się przy głównym placu przed dużym współczesnym kościołem. Otoczenie kościoła nieciekawe, idę w górę taką niepozorną uliczką, szukając zamku wśród wąskich, krętych uliczek i starych domów wbudowanych, a właściwie wydrążonych w skale.
Po drugiej stronie drogi wzgórze Gavrilos z wiatrakami zasłania morze.
Tak blisko do ruchliwej drogi, a tutaj cisza i spokój
Pojawia się nawet trochę zieleni. Tu i ówdzie patio albo kamienny tarasik.
Nie mogło oczywiście zabraknąć kościołów. Jeden z najstarszych - Panagia Palia z rzeźbioną drewnianą kopułką nad dzwonnicą.
Kolor niebieski w różnych wariantach
Pełno tu wszelakich zakamarków, schodków, tunelików, mostków...
...tylko gdy się mieszka w takim miejscu, to chyba nie można zbyt dużo wypić procentowych napitków, bo jak potem wyjść z takiego lokum na ostatniej kondygnacji albo wrócić...
I wszędzie pusto, tylko koty, chyba zmęczone upałem, pokładają się tu i ówdzie. Dla spragnionych ludzi też coś się znajdzie, nagle wśród tego białego labiryntu natykam się na malutką tawernę.
Przepiękne zdjęcia I te koty, super!
W końcu pojawia się zamek, no niezbyt malowniczy, za to dość rozległy, żeby się zmieścił w kadrze, wchodzę na dach pobliskiego kościoła
Teraz muszę się jeszcze stąd wydostać. Okazuje się, że schodzę ze wzgórza z innej strony, muszę wrócić na przystanek, trochę błądzę, zaczynam też trochę się spieszyć i zapominam o jeszcze jednym miejscu, które miałam tu zobaczyć, może nawet ważniejszym, mianowicie o tzw. Goulas, charakterystycznej wieży obronnej prawdopodobnie z XVI w. W końcu docieram na przystanek, wsiadam do autobusu i gdy ten rusza, dostrzegam wieżę. Podobno łączy ją z zamkiem podziemny tunel. Jakoś nie udało mi się wrócić do Emporio, chociaż parę razy jeszcze przez nie przejeżdżałam, więc mam tylko takie zdjęcie
No kociaków faktycznie calkiem sporo tam
Mi sie twoje zdjecia bardzo podobaja kochana. Masz dobre oko do kadrow.
A w tej tawernie to bym z chcia zasiadla na jakis soczek
http://www.addicted-to-passion.com
Taaak - zgadzam sie z marylka - fajne fotki. W tych uliczkach mozna sie zatopic na dluuuuugo.
Moje Pstrykanie i nie tylko
Śliczne uliczki -jak tam ładnie
człowiek lata po jakiś Etiopich, Namibich, lasach deszczowych... a nie ma pojęcia co dzieje się w sumie za miedzą...
kadry super, jak ktoś wcześnij wspomniał...
.
Trina i przysiadam...i sie zachwycam...bylam tam kilka godzin, a wrocilabym chocby juz kocham greckie wyspy a Santorinii ma cos magicznego w sobie