no troche większy, ale nie jest to jakis wielgachny port! - kilka kilometrów dalej za Marbellą jest znany Porto Banus- no tam to możesz sie poczuć jak milion dolarów
Na końcu ulicy Main Street znajduje się stacja kolejki linowej, którą można było wjechać za 12 Eurasków na jeden z najwyższych punktów Gibraltaru - na The Top of the Rock, ale przy tej pogodzie (deszcz przestał padać, ale mgły unoszą sie nadal; dopiero później odeszły...) raczej nie polecałabym takiej opcji - bo przy tej aurze widoki raczej kiepskie; (chętni mogą też wejść pieszo , ale my po ostatniej pieszej wycieczce na Gibralfaro w Maladze mamy chwilowo dość wspinaczki ; można też za kilka Euro wjechać na górę mikrobusem, których jeździ tu pełno co kilka minut ( można po drodze wysiadać i wsiadać do następnego) i taką właśnie opcję wybieramy
Forty z czasów II wś
cieśnina gibraltarska ma raptem 13 km szerokości; widać stąd już Maroko, ale niestety te deszczowe chmurzyska zasłaniają afrykańskie wybrzeże, które normalnie widać tu jak na tacy
w czasie jazdy na Skałę
meczet gibraltarski
point of Europa
Idziemy do miejsca, gdzie w tajemniczych i wciąż niewyjaśnionych okolicznościach zginął gen. Władysław Sikorski; spotykamy tu sporo naszych rodaków, którzy są akurat z wycieczkami. To miejsce jest dla Polaków szczególne; przez tę kolonię biegły szlaki kurierów z Polski do Wielkiej Brytanii podczas II wojny. Dzisiaj jest tu jednak strasznie wietrznie i wręcz zimno, aura nie nastraja do zadumy a my zmykamy czym prędzej do naszego mikrobusa bo rozszalał się tu jakiś istny huragan!
miejsce upamietniające to zdarzenie jest tu często odwiedzane , szczególnie przez przybywających na Gibraltar Polaków
jak zapewne wiecie- gibraltarska Skała kryje w sobie jedną z większych jaskiń w tej części Europy- to jaskinia Św. Michała; kupujemy jakiś bilet (nie pamiętam ceny wejściówki) i wchodzimy ....
jaskinia mieści wielką salę koncertową; bo jak to w takich jaskiniach bywa - akustyka jest tu wręcz doskonała
Jaskinia robi spore wrażenie, jest ogromna i naprawdę piękna z gigantycznymi naciekami zwisającymi wysoko nad głową, tylko, że fatalnie oświetlona; ta lunaparkowa iluminacja we wściekłych fioletach, czerwieniach i niebieskościach dodaje upiornego wyglądu i nie da się tu zrobić normalnego zdjęcia, ponieważ to światło drga i migocze co sekundę jak w jakiejś dyskotece ; taki sposób oświetlenia jaskini to jakiś kretynizm; czy to nie można po prostu oświetlić takiego miejsca jak wiele innych, pięknych jaskiń? po co te fajerwerki? nie wiem do dziś
duchy Gibraltaru ?
Wychodzimy z jaskini i jakby nieco się przejaśnia, dyskretnie nawet przedziera się słoneczko; będzie dobrze
Ze Skały rozpościera się znakomity widok na miasto, na cieśninę gibraltarską pełną statków i na wybrzeże Afryki, które jest dziś zupełnie niewidoczne przez te wciąż zwisające chmurzyska; ledwo prześwituje zza chmur widok na marokańskie wybrzeże i podstawę góry Dżabal Musa; można stąd popodziwiać też port wojenny zlokalizowany u podnóża skały.
Docieramy w końcu na wzgórze do miejsca, gdzie „stacjonują” najliczebniej słynne gibraltarskie magoty. Gibraltar nie był jakimś moim wielkim marzeniem, ale wydaje mi się, że jednak gdzieś na dnie mej duszy chyba od dawna drzemała próżna chęć pojechania tam właśnie głównie z powodu tych małp i ich zobaczenia, bo szczerze przyznaję, że to nie wojskowe fortyfikacje, nie jaskinia św. Michała, ani nie spirytusowo-tytoniowe zakupy nas tu przyciągnęły, ale właśnie owe magoty.....
A same magoty? no cóż... są uroczo cudowne; na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie łagodnych i oswojonych z turystami, ale to tylko pozory; potrafią być bowiem dość natarczywe a nawet momentami agresywne; a w grupie stanowić mogą groźną bandę niezłych łobuzów
Tak do końca nie wiadomo skąd się wzięły tu te małpy; naukowcy są zdania, że prawdopodobnie zostały sprowadzone do Gibraltaru przez Maurów mniej więcej 1400 lat temu, i przypuszczalnie były przez nich traktowane jako zwierzęta domowe, ale według innej teorii magoty mogą stanowić dziś resztkę pradawnej populacji, która zamieszkiwała południową Europę w epoce pliocenu, a więc jakieś 5 milionów lat temu!
Jedno jest jednak pewne - magoty zamieszkiwały Skałę Gibraltarską na długo przed pojawieniem się tam Brytyjczyków w 1704 roku, a dzisiaj, ta sztucznie utrzymywana populacja małp jest jedyną żyjącą na wolności populacją małp w całej Europie.
zbiorowe wiskanie he..he...
Magoty prawie cały XX wiek znajdowały się pod opieką Pułku Gibraltarskiego armii brytyjskiej, który zajmował się kontrolą populacji, początkowo składającej się tylko z jednej niewielkiej małpiej rodziny. W tym celu wyznaczano oficera odpowiedzialnego za opiekę nad małpkami, a także za dostarczanie im ulubionego pożywienia: owoców, warzyw, liści, oliwek i oczywiście orzechów.
Działalność ta była nawet oficjalnie wpisana w budżet jednostki a każde narodziny małego magota skrzętnie odnotowywano; chore małpki trafiały nawet do szpitala Royal Navy, gdzie były traktowane jak każdy pacjent-marynarz . Po wycofaniu się garnizonu brytyjskiego jego rolę przejął urząd gubernatora Gibraltaru.
Obecnie małpami zajmuje się Gibraltarskie Towarzystwo Historii Naturalnej i Ornitologii, zaś opiekę medyczną zapewnia im Klinika Weterynaryjna. Co roku uaktualnia się ich spis a każde zwierzę ma wytatuowany numer i wszczepiony chip w celu identyfikacji.
Istnieje tu pewne przesłanie: powszechnie mawia się, że jak z Gibraltaru znikną magoty, to ten skalisty kraniec Europy przestanie być brytyjski....; może więc Brytyjczycy na poważnie biorą ów przesąd i stąd ta nad wyraz przesadna opieka nad tymi zwierzakami, ale dzięki której (ku uciesze mnóstwa turystów) możemy się cieszyć ich licznym widokiem
hmm... chyba bym se pospał...
no i gdzie ja to schowałem?
uwaga na smakołyki w torbie! - jak wyczują jakiś owoc- to nie zmiłuj! szybki atak z naciskiem na : Dawaj to!!! ; jakaś zaatakowana turystka została w efekcie mocno podrapana.... kobitka wycierała krew, a mąż zamiast ją ratować, to jej fotki cykał
O mauretańskiej spuściźnie Andaluzji słyszał i czytał chyba każdy, więc podczas każdego, choćby nawet najkrótszego pobytu w tej części Hiszpanii nie może zabraknąć choć jednego miejsca związanego z muzułmańską przeszłością.
My zaplanowałyśmy sobie nasz tygodniowy pobyt, jak się potem okazało jednak zbyt krótki, w taki sposób, żeby zobaczyć tylko troszkę z tych punktów must see, ale przede wszystkim poświęcić kilka dni na tzw. andaluzyjskie bezdroża, czyli słynne Pueblos Blancos i typowo andaluzyjskie klimaty.
No i tu miałyśmy spory dylemat: bo same nie wiedziałysmy co wybrać?: czy Granadę ? Sewillę? czy Kordobę? a może Kadyks?
Najlepiej byłoby wybrać tygodniową objazdówkę i zobaczyć wszystkie perły Andaluzji na raz, tyle, że wtedy już z braku czasu nigdzie byśmy się nie poszwędały te kilka dni a chodziło przecież głównie właśnie o szwędaczkę po o białych miasteczkach, więc skoro już bardziej odpowiadało nam własne tempo i chciałyśmy pozwiedzać tak bez grupy, bardziej indywidualnie..., no to wyszło nam, że trzeba przyjechać tu na 2 tygodnie i zobaczyć wszystko co naj naj za jednym zamachem:); tyle że opcja 2 tygodniowa już na wstępie odpadała, ze względu na odwieczny dylemat: urlopy! :))); Wybierając więc opcję tygodniową już na wstępie wiedziałyśmy że do wielu ważnych i pięknych miejsc w tym regionie niestety nie dotrzemy w ogóle, buuuu...
Zupełnie inaczej wygląda sprawa, jak jesteśmy na zorganizowanej objazdówce i nocujemy w różnych częściach Andaluzji lub gdy jedziemy sobie indywidualnie zwiedzać i mamy pobookowane hotele w różnych miastach Andaluzji bliżej danych atrakcji, ale jak podejmujemy decyzję nieomalże z dnia na dzień decydując się na lasta z Biura i mieszkamy w jednym wybranym hotelu na wybrzeżu, do którego codziennie trzeba wracać, to sprawa nieco się komplikuje ze względu na brak czasu i możliwości zaplanowania odleglejszych zakątków tego uroczego regionu.
Oczywiście najprzeróżniejszych wycieczek do popularnych miejsc jest tu na miejscu w lokalnych biurach cała masa. My większość naszych eskapad, jak wiecie - organizowałyśmy sobie same jeżdżąc głównie lokalnymi autobusami, ale np. Sewillę czy Granadę ze względu na brak bezpośrednich połączeń i konieczność przesiadek chciałyśmy zakupić w jakimś tutejszym, lokalnym biurze; wycieczek do Sewilli jest tu do nabycia też bardzo dużo, ale z Benalmadeny jest to dość daleko i w zasadzie pół dnia spędza się w autokarze w obie strony, który wiadomo, że jedzie dość wolno i często są tzw. przystanki na krótkie przerwy; a na samo zwiedzanie na miejscu czasu pozostaje już niewiele, nie mówiąc już o jego braku na poczucie atmosfery miasta.
Szczerze mówiąc nie cierpię takiego zwiedzania „z wywieszonym jęzorem” jak jacyś Japończycy :), chociaż wielu uważa, że lepiej zobaczyć szybciej i mniej, niż nie zobaczyć w ogóle; i jest w tym na pewno jakaś logika, bo sama jeszcze do niedawna tak myślałam i nawet robiłam, ale dzisiaj już nie.... obecnie gusta, chyba z wiekiem:) nieco mi się odmieniły; teraz lubię zwiedzać wolniej, powoli, spokojnie, bez wyznaczonych godzin zbiórek; lubię się rozsmakować w danym miejscu; hołduję zasadzie: mniej, ale dokładniej
Uznałyśmy więc, że organizacja wyjazdu na 3 godziny do Sewilli i 7-8 godzin spędzonych w obie strony w podróży jest bez sensu; tylko by się człowiek niepotrzebnie wkurzył:); do pięknej Sewilli pojedziemy więc jeszcze kiedyś... następnym razem....,
Wybrałysmy w końcu Granadę, a cały paradoks sytuacji w moim przypadku polegał na tym, że planując Andaluzję najbardziej ze wszystkich miejsc chciałam zobaczyć Sewillę, której w końcu nie zobaczyłam, buuuu....
jedziemy więc do Granady
Jako perłę spuścizny Maurów, którą trzeba tutaj koniecznie zobaczyć wybrałyśmy cudowną Alhambrę, bo jak mawiają sami Hiszpanie: „Kto nie widział Granady ten nie widział nic”; - może w tym powiedzeniu jest nieco przesady, ale faktem jest, że zobaczenie Alhambry na własne oczy powoduje opadnięcie szczęk i to dość nisko i na dość długo
Opcja dojazdu do Granady lokalnym transportem jest jak najbardziej możliwa na kilka sposobów, tyle , że jest spore ryzyko nie dostania niestety biletów do Alhambry mimo stania w kilkugodzinnej kolejce, (z roku na rok ilość dostępnych dziennie biletów jest tu coraz bardziej limitowana), no a w końcu ostatnia twierdza Maurów na hiszpańskiej ziemi jest całym clou przyjazdu do tego miasta!; postanowiłyśmy więc zbytnio nie ryzykować i jechać z jakimś organizatorem, który bilety wstępu ma już porezerwowane wcześniej.
Przypatrzyłysmy się więc bliżej ofertom lokalnych organizatorów ( bo z Itaką, z którą tu przyjechałyśmy było straszliwie drogo, a u lokalnych połowa ceny!) ; po kilku więc wizytach w kilku biurach w Benalmadenie i dokładnym wypytaniu o wszystkie szczegóły wybrałyśmy w końcu najbardziej pasującą nam opcję.
A więc Witaj Granado, ole!;
bilety do PAŁACÓW ALHAMBRY mamy na 10.00 rano; po przyjeździe do miasta zaczynamy więc od razu od wisienki na torcie i rozpoczynamy zwiedzanie Alhambry
pierwsze widoki tuz po wejsciu - mury Klasztorne
Alcazar
poniżej mały fragment potężnego Pałacu Karola V- renesansowe detale i ogrom tej budowli zupełnie nie pasują w miejscu, gdzie mauretańskie Pałace zachwycają lekkością i koronkowymi zdobieniami; ale chrzescijanie po wypędzeniu arabów i zdobyciu Granady wznieśli tu ten pałac jako największy na terenie Alhambry- chcąc przyćmić w ten sposób architektoniczne cuda Nasrydów, które tak ich zachwyciły że nawet tego nie zniszczyli:)) ; niestety nie udało im się to zamierzenie; ten pałac tu w tym miejscu wygląda krótko mówiąc : jak wrzód na d...
Zwiedzanie rozpoczynamy od wejścia niedaleko Pałacu Karola V, który jest największym obiektem w Alhambrze; powstał wraz z nastaniem panowania chrześcijan; zaprojektowany był przez ucznia Michała Anioła, a wybudowany jako znak zwycięstwa chrześcijaństwa nad muzułmańskim panowaniem. Pomimo tego, że uważa się ten Pałac za najważniejszy zabytek renesansu poza Włochami, my miałyśmy jakieś takie mieszane uczucia co do jego obecności w tym miejscu; jakoś zupełnie tu nie pasuje i wygląda w takim miejscu wręcz dziwnie, choć sam w sobie jest naprawdę piękny, ale wydał nam się jakby zbyt ciężki i monumentalny.
mury Alcazaru na terenie Alhambry
Pasaż Cyprysów
(ogromu informacji i mnóstwo cennej i dość rzetelnej wiedzy na temat czasów upadku Al-Andalus i całkowitego wypędzenia morysków z ziem Hiszpanii, dostarczy Wam wspaniała powieść historyczna Falconesa „Ręka Fatimy”, którą przeczytałam dwukrotnie w ciągu ostatnich 3 lat: i gorąco ją wszystkim polecam, a szczególnie tym, którzy dopiero wybierają się do Andaluzji; bowiem taki podkład wiedzy, pozwoli spojrzeć na mnóstwo zwiedzanych miejsc z zupełnie innej perspektywy, znacznie głębiej niż na podstawie banalnych informacji od przewodnika).
Granada swoją ponadczasową wielkość zawdzięcza nie kulturze europejskiej, a arabskiej. Pomiędzy XIII a XV wiekiem, jako stolica Emiratu - Granada była największym i najbogatszym miastem na całym półwyspie Iberyjskim.
Idziemy więc zwiedzać Alhambrę: - na górującym nad miastem wzgórzu La Sabika stoi dumnie przepiękny zespół pałacowy ; wg poetów to ósmy cud świata, a według statystyk najczęściej odwiedzany zabytek w całej Hiszpanii.
Dekoracja ściany Sali Ambasadorów.
tysiące arabesek i wersetów z koranu mozolnie dzierganych przez muzułmańskich artystów dłutkiem w murze przyprawia o oczopląs
Patio de los Arrayanes - Palacio de Comares.
tutaj typowo arabska fontanna; bardzo prosta w formie, praktyczna, a woda dyskretnie ma szumieć, szmerać, szemrzeć.... ochładzając pomieszczenie i relaksując przebywających obok; bez tych wszystkich europejskich wodotrysków, fanfar i głośnej muzyki
W Alhambrze znajdziemy mnóstwo przepięknych pałaców, arkad, dziedzińców, bram, fontann, dziesiątki sal, komnat, i tajemnych przejść, lochy, meczety, łaźnie, haremy, domy żon, dawne mediny, aż do głównego i najpiękniejszego zabytku Alhambry- Pałacu Nasrydów, a to wszystko zdobią baśniowe rzeźbienia, ornamenty i mozaiki.
te wszystkie arabeski na stiukach, kolumnach, łukach, stropach i sklepieniach - przyprawiają na żywo naprawdę o zawrót głowy
na jednej ze ścian znajdziemy mądrą sentencję: ”Jeśli spotkasz niewidomego żebraka, to daj mu jałmużnę kobieto, bo nie ma nic gorszego na świecie, niż być ślepym w Granadzie”.
napisał to meksykański poeta Francisc A. de Icaz
Władcy z dynastii Nasrydów i potem ich następcy przez wieki rozbudowywali to wielkie, zajmujące 13 hektarów obronno-pałacowe założenie.
wchodzimy do pałacu Nasrydów
Sam Pałac Nasrydów to istne arcydzieło architektury i jeden z najważniejszych zabytków arabskiego budownictwa w Europie. Cały projekt urzeka wręcz matematyczną i geometryczną dokładnością (w rzeczywistości był faktycznie projektowany przez matematyków) a zdobieniami może konkurować z najbardziej znanymi pałacami. Nie znajdziemy tu jednak ani złota, ani srebra, ani kamieni szlachetnych, kryształów czy marmuru; brak jest ozdobnych rzeźb, złoceń czy jakichkolwiek fresków, ale mimo tego, nie ujmuje to Alhambrze uroku ani na krok, mimo, że głównymi elementami dekoracyjnymi są tu „tylko” nieprawdopodobnie kunsztownie wykonane ornamenty przedstawiające wersety z Koranu. To wszystko z pewnej odległości wygląda tak, jakby było utkane z jakiejś misternej, najprawdziwszej w świecie koronki.
Ilość arabskich zdobień, kunsztownych inskrypcji, arabesek na łukach, filarach, stropach, ścianach, zwieńczeniach przyprawia o zawrót głowy nawet doświadczonych podróżników, którzy niejedno już na świecie widzieli.
Nieskończona ilość powtarzających się tysięcy motywów zdobniczych wychwalających chwałę Allaha oraz podniosłe poematy ku chwale potęgi sułtanów robią olbrzymie wrażenie, do tego ta istna gra świateł i padających promieni słonecznych tworzy niesamowite efekty wizualne i jeszcze wspaniałe stropy i sufity często w przepięknym stylu mudejar, tak charakterystycznym dla tych regionów Europy (styl łączący elementy architektury islamu ze sztuką romańską i gotykiem).
Cudo nad cudami- Pałac Nasrydów i kolumnada przy dziedzińcu lwów
wygląda jak ze złota, ale w zdobnictwie arabskim nie ma nawet jednej kropli złota, srebra, kamieni szlachetnych, malowideł, kryształów, itd...., wszędzie tylko kunsztowne arabeski
słynna fontanna lwów - ponoć starsza niż sama Alhambra! chociaż te lwy jakieś takie utyte i nie podobne do lwów:))
La Sala de las Dos Hermanas; stalaktytowe sklepienie w sali dwóch Sióstr
widoki z Alhambry na starą arabska dzielnicę Albaicin
no ba! małpiszony obowiązkowo! (po to głównie mnie tam bratowa ciągnęła )
Piea
Marbella- fajna marina Pospacerowałbym między jachtami
Czy jest dużo większy niż to co widać na zdjęciu ?
no troche większy, ale nie jest to jakis wielgachny port! - kilka kilometrów dalej za Marbellą jest znany Porto Banus- no tam to możesz sie poczuć jak milion dolarów
Piea
Na końcu ulicy Main Street znajduje się stacja kolejki linowej, którą można było wjechać za 12 Eurasków na jeden z najwyższych punktów Gibraltaru - na The Top of the Rock, ale przy tej pogodzie (deszcz przestał padać, ale mgły unoszą sie nadal; dopiero później odeszły...) raczej nie polecałabym takiej opcji - bo przy tej aurze widoki raczej kiepskie; (chętni mogą też wejść pieszo , ale my po ostatniej pieszej wycieczce na Gibralfaro w Maladze mamy chwilowo dość wspinaczki ; można też za kilka Euro wjechać na górę mikrobusem, których jeździ tu pełno co kilka minut ( można po drodze wysiadać i wsiadać do następnego) i taką właśnie opcję wybieramy
Forty z czasów II wś
cieśnina gibraltarska ma raptem 13 km szerokości; widać stąd już Maroko, ale niestety te deszczowe chmurzyska zasłaniają afrykańskie wybrzeże, które normalnie widać tu jak na tacy
w czasie jazdy na Skałę
meczet gibraltarski
point of Europa
Idziemy do miejsca, gdzie w tajemniczych i wciąż niewyjaśnionych okolicznościach zginął gen. Władysław Sikorski; spotykamy tu sporo naszych rodaków, którzy są akurat z wycieczkami. To miejsce jest dla Polaków szczególne; przez tę kolonię biegły szlaki kurierów z Polski do Wielkiej Brytanii podczas II wojny. Dzisiaj jest tu jednak strasznie wietrznie i wręcz zimno, aura nie nastraja do zadumy a my zmykamy czym prędzej do naszego mikrobusa bo rozszalał się tu jakiś istny huragan!
miejsce upamietniające to zdarzenie jest tu często odwiedzane , szczególnie przez przybywających na Gibraltar Polaków
jak zapewne wiecie- gibraltarska Skała kryje w sobie jedną z większych jaskiń w tej części Europy- to jaskinia Św. Michała; kupujemy jakiś bilet (nie pamiętam ceny wejściówki) i wchodzimy ....
jaskinia mieści wielką salę koncertową; bo jak to w takich jaskiniach bywa - akustyka jest tu wręcz doskonała
Jaskinia robi spore wrażenie, jest ogromna i naprawdę piękna z gigantycznymi naciekami zwisającymi wysoko nad głową, tylko, że fatalnie oświetlona; ta lunaparkowa iluminacja we wściekłych fioletach, czerwieniach i niebieskościach dodaje upiornego wyglądu i nie da się tu zrobić normalnego zdjęcia, ponieważ to światło drga i migocze co sekundę jak w jakiejś dyskotece ; taki sposób oświetlenia jaskini to jakiś kretynizm; czy to nie można po prostu oświetlić takiego miejsca jak wiele innych, pięknych jaskiń? po co te fajerwerki? nie wiem do dziś
duchy Gibraltaru ?
Wychodzimy z jaskini i jakby nieco się przejaśnia, dyskretnie nawet przedziera się słoneczko; będzie dobrze
Ze Skały rozpościera się znakomity widok na miasto, na cieśninę gibraltarską pełną statków i na wybrzeże Afryki, które jest dziś zupełnie niewidoczne przez te wciąż zwisające chmurzyska; ledwo prześwituje zza chmur widok na marokańskie wybrzeże i podstawę góry Dżabal Musa; można stąd popodziwiać też port wojenny zlokalizowany u podnóża skały.
Docieramy w końcu na wzgórze do miejsca, gdzie „stacjonują” najliczebniej słynne gibraltarskie magoty. Gibraltar nie był jakimś moim wielkim marzeniem, ale wydaje mi się, że jednak gdzieś na dnie mej duszy chyba od dawna drzemała próżna chęć pojechania tam właśnie głównie z powodu tych małp i ich zobaczenia, bo szczerze przyznaję, że to nie wojskowe fortyfikacje, nie jaskinia św. Michała, ani nie spirytusowo-tytoniowe zakupy nas tu przyciągnęły, ale właśnie owe magoty.... .
A same magoty? no cóż... są uroczo cudowne; na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie łagodnych i oswojonych z turystami, ale to tylko pozory; potrafią być bowiem dość natarczywe a nawet momentami agresywne; a w grupie stanowić mogą groźną bandę niezłych łobuzów
Tak do końca nie wiadomo skąd się wzięły tu te małpy; naukowcy są zdania, że prawdopodobnie zostały sprowadzone do Gibraltaru przez Maurów mniej więcej 1400 lat temu, i przypuszczalnie były przez nich traktowane jako zwierzęta domowe, ale według innej teorii magoty mogą stanowić dziś resztkę pradawnej populacji, która zamieszkiwała południową Europę w epoce pliocenu, a więc jakieś 5 milionów lat temu!
Jedno jest jednak pewne - magoty zamieszkiwały Skałę Gibraltarską na długo przed pojawieniem się tam Brytyjczyków w 1704 roku, a dzisiaj, ta sztucznie utrzymywana populacja małp jest jedyną żyjącą na wolności populacją małp w całej Europie.
zbiorowe wiskanie he..he...
Magoty prawie cały XX wiek znajdowały się pod opieką Pułku Gibraltarskiego armii brytyjskiej, który zajmował się kontrolą populacji, początkowo składającej się tylko z jednej niewielkiej małpiej rodziny. W tym celu wyznaczano oficera odpowiedzialnego za opiekę nad małpkami, a także za dostarczanie im ulubionego pożywienia: owoców, warzyw, liści, oliwek i oczywiście orzechów.
Działalność ta była nawet oficjalnie wpisana w budżet jednostki a każde narodziny małego magota skrzętnie odnotowywano; chore małpki trafiały nawet do szpitala Royal Navy, gdzie były traktowane jak każdy pacjent-marynarz . Po wycofaniu się garnizonu brytyjskiego jego rolę przejął urząd gubernatora Gibraltaru.
Obecnie małpami zajmuje się Gibraltarskie Towarzystwo Historii Naturalnej i Ornitologii, zaś opiekę medyczną zapewnia im Klinika Weterynaryjna. Co roku uaktualnia się ich spis a każde zwierzę ma wytatuowany numer i wszczepiony chip w celu identyfikacji.
Istnieje tu pewne przesłanie: powszechnie mawia się, że jak z Gibraltaru znikną magoty, to ten skalisty kraniec Europy przestanie być brytyjski....; może więc Brytyjczycy na poważnie biorą ów przesąd i stąd ta nad wyraz przesadna opieka nad tymi zwierzakami, ale dzięki której (ku uciesze mnóstwa turystów) możemy się cieszyć ich licznym widokiem
hmm... chyba bym se pospał...
no i gdzie ja to schowałem?
uwaga na smakołyki w torbie! - jak wyczują jakiś owoc- to nie zmiłuj! szybki atak z naciskiem na : Dawaj to!!! ; jakaś zaatakowana turystka została w efekcie mocno podrapana.... kobitka wycierała krew, a mąż zamiast ją ratować, to jej fotki cykał
Hej turyści ! - tutaj Was mamy
no może juz starczy tych małpiszonów
i znów na dole...
no i tyle z Gibraltaru...
Piea
jakie fajne ujęcie he he
fakt, małpki potrafią zaaatakować .. widać to po tej kobitce,jak się do niej przylepiły. Reakacja męża
No trip no life
Małpki super, ale na zdjęciu. Nie chciałabym, aby mnie sobie wybrały za ofiarę.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Nel, jakby to był mąż- zabiłabym
Asiu, oj tak.. bardzo trzeba uważać tam na te małpiszonki , są słodkie do czasu... ale raczej łaobuzy, jak to małpy
Piea
to czas na Maurów....
O mauretańskiej spuściźnie Andaluzji słyszał i czytał chyba każdy, więc podczas każdego, choćby nawet najkrótszego pobytu w tej części Hiszpanii nie może zabraknąć choć jednego miejsca związanego z muzułmańską przeszłością.
My zaplanowałyśmy sobie nasz tygodniowy pobyt, jak się potem okazało jednak zbyt krótki, w taki sposób, żeby zobaczyć tylko troszkę z tych punktów must see, ale przede wszystkim poświęcić kilka dni na tzw. andaluzyjskie bezdroża, czyli słynne Pueblos Blancos i typowo andaluzyjskie klimaty.
No i tu miałyśmy spory dylemat: bo same nie wiedziałysmy co wybrać?: czy Granadę ? Sewillę? czy Kordobę? a może Kadyks?
Najlepiej byłoby wybrać tygodniową objazdówkę i zobaczyć wszystkie perły Andaluzji na raz, tyle, że wtedy już z braku czasu nigdzie byśmy się nie poszwędały te kilka dni a chodziło przecież głównie właśnie o szwędaczkę po o białych miasteczkach, więc skoro już bardziej odpowiadało nam własne tempo i chciałyśmy pozwiedzać tak bez grupy, bardziej indywidualnie..., no to wyszło nam, że trzeba przyjechać tu na 2 tygodnie i zobaczyć wszystko co naj naj za jednym zamachem:); tyle że opcja 2 tygodniowa już na wstępie odpadała, ze względu na odwieczny dylemat: urlopy! :))); Wybierając więc opcję tygodniową już na wstępie wiedziałyśmy że do wielu ważnych i pięknych miejsc w tym regionie niestety nie dotrzemy w ogóle, buuuu...
Zupełnie inaczej wygląda sprawa, jak jesteśmy na zorganizowanej objazdówce i nocujemy w różnych częściach Andaluzji lub gdy jedziemy sobie indywidualnie zwiedzać i mamy pobookowane hotele w różnych miastach Andaluzji bliżej danych atrakcji, ale jak podejmujemy decyzję nieomalże z dnia na dzień decydując się na lasta z Biura i mieszkamy w jednym wybranym hotelu na wybrzeżu, do którego codziennie trzeba wracać, to sprawa nieco się komplikuje ze względu na brak czasu i możliwości zaplanowania odleglejszych zakątków tego uroczego regionu.
Oczywiście najprzeróżniejszych wycieczek do popularnych miejsc jest tu na miejscu w lokalnych biurach cała masa. My większość naszych eskapad, jak wiecie - organizowałyśmy sobie same jeżdżąc głównie lokalnymi autobusami, ale np. Sewillę czy Granadę ze względu na brak bezpośrednich połączeń i konieczność przesiadek chciałyśmy zakupić w jakimś tutejszym, lokalnym biurze; wycieczek do Sewilli jest tu do nabycia też bardzo dużo, ale z Benalmadeny jest to dość daleko i w zasadzie pół dnia spędza się w autokarze w obie strony, który wiadomo, że jedzie dość wolno i często są tzw. przystanki na krótkie przerwy; a na samo zwiedzanie na miejscu czasu pozostaje już niewiele, nie mówiąc już o jego braku na poczucie atmosfery miasta.
Szczerze mówiąc nie cierpię takiego zwiedzania „z wywieszonym jęzorem” jak jacyś Japończycy :), chociaż wielu uważa, że lepiej zobaczyć szybciej i mniej, niż nie zobaczyć w ogóle; i jest w tym na pewno jakaś logika, bo sama jeszcze do niedawna tak myślałam i nawet robiłam, ale dzisiaj już nie.... obecnie gusta, chyba z wiekiem:) nieco mi się odmieniły; teraz lubię zwiedzać wolniej, powoli, spokojnie, bez wyznaczonych godzin zbiórek; lubię się rozsmakować w danym miejscu; hołduję zasadzie: mniej, ale dokładniej
Uznałyśmy więc, że organizacja wyjazdu na 3 godziny do Sewilli i 7-8 godzin spędzonych w obie strony w podróży jest bez sensu; tylko by się człowiek niepotrzebnie wkurzył:); do pięknej Sewilli pojedziemy więc jeszcze kiedyś... następnym razem....,
Wybrałysmy w końcu Granadę, a cały paradoks sytuacji w moim przypadku polegał na tym, że planując Andaluzję najbardziej ze wszystkich miejsc chciałam zobaczyć Sewillę, której w końcu nie zobaczyłam, buuuu....
jedziemy więc do Granady
Jako perłę spuścizny Maurów, którą trzeba tutaj koniecznie zobaczyć wybrałyśmy cudowną Alhambrę, bo jak mawiają sami Hiszpanie: „Kto nie widział Granady ten nie widział nic”; - może w tym powiedzeniu jest nieco przesady, ale faktem jest, że zobaczenie Alhambry na własne oczy powoduje opadnięcie szczęk i to dość nisko i na dość długo
Opcja dojazdu do Granady lokalnym transportem jest jak najbardziej możliwa na kilka sposobów, tyle , że jest spore ryzyko nie dostania niestety biletów do Alhambry mimo stania w kilkugodzinnej kolejce, (z roku na rok ilość dostępnych dziennie biletów jest tu coraz bardziej limitowana), no a w końcu ostatnia twierdza Maurów na hiszpańskiej ziemi jest całym clou przyjazdu do tego miasta!; postanowiłyśmy więc zbytnio nie ryzykować i jechać z jakimś organizatorem, który bilety wstępu ma już porezerwowane wcześniej.
Przypatrzyłysmy się więc bliżej ofertom lokalnych organizatorów ( bo z Itaką, z którą tu przyjechałyśmy było straszliwie drogo, a u lokalnych połowa ceny!) ; po kilku więc wizytach w kilku biurach w Benalmadenie i dokładnym wypytaniu o wszystkie szczegóły wybrałyśmy w końcu najbardziej pasującą nam opcję.
A więc Witaj Granado, ole!;
bilety do PAŁACÓW ALHAMBRY mamy na 10.00 rano;
po przyjeździe do miasta zaczynamy więc od razu od wisienki na torcie i rozpoczynamy zwiedzanie Alhambry
pierwsze widoki tuz po wejsciu - mury Klasztorne
Alcazar
poniżej mały fragment potężnego Pałacu Karola V- renesansowe detale i ogrom tej budowli zupełnie nie pasują w miejscu, gdzie mauretańskie Pałace zachwycają lekkością i koronkowymi zdobieniami; ale chrzescijanie po wypędzeniu arabów i zdobyciu Granady wznieśli tu ten pałac jako największy na terenie Alhambry- chcąc przyćmić w ten sposób architektoniczne cuda Nasrydów, które tak ich zachwyciły że nawet tego nie zniszczyli:)) ; niestety nie udało im się to zamierzenie; ten pałac tu w tym miejscu wygląda krótko mówiąc : jak wrzód na d...
Zwiedzanie rozpoczynamy od wejścia niedaleko Pałacu Karola V, który jest największym obiektem w Alhambrze; powstał wraz z nastaniem panowania chrześcijan; zaprojektowany był przez ucznia Michała Anioła, a wybudowany jako znak zwycięstwa chrześcijaństwa nad muzułmańskim panowaniem. Pomimo tego, że uważa się ten Pałac za najważniejszy zabytek renesansu poza Włochami, my miałyśmy jakieś takie mieszane uczucia co do jego obecności w tym miejscu; jakoś zupełnie tu nie pasuje i wygląda w takim miejscu wręcz dziwnie, choć sam w sobie jest naprawdę piękny, ale wydał nam się jakby zbyt ciężki i monumentalny.
mury Alcazaru na terenie Alhambry
Pasaż Cyprysów
(ogromu informacji i mnóstwo cennej i dość rzetelnej wiedzy na temat czasów upadku Al-Andalus i całkowitego wypędzenia morysków z ziem Hiszpanii, dostarczy Wam wspaniała powieść historyczna Falconesa „Ręka Fatimy”, którą przeczytałam dwukrotnie w ciągu ostatnich 3 lat: i gorąco ją wszystkim polecam, a szczególnie tym, którzy dopiero wybierają się do Andaluzji; bowiem taki podkład wiedzy, pozwoli spojrzeć na mnóstwo zwiedzanych miejsc z zupełnie innej perspektywy, znacznie głębiej niż na podstawie banalnych informacji od przewodnika).
Granada swoją ponadczasową wielkość zawdzięcza nie kulturze europejskiej, a arabskiej. Pomiędzy XIII a XV wiekiem, jako stolica Emiratu - Granada była największym i najbogatszym miastem na całym półwyspie Iberyjskim.
Idziemy więc zwiedzać Alhambrę: - na górującym nad miastem wzgórzu La Sabika stoi dumnie przepiękny zespół pałacowy ; wg poetów to ósmy cud świata, a według statystyk najczęściej odwiedzany zabytek w całej Hiszpanii.
Dekoracja ściany Sali Ambasadorów.
tysiące arabesek i wersetów z koranu mozolnie dzierganych przez muzułmańskich artystów dłutkiem w murze przyprawia o oczopląs
Patio de los Arrayanes - Palacio de Comares.
tutaj typowo arabska fontanna; bardzo prosta w formie, praktyczna, a woda dyskretnie ma szumieć, szmerać, szemrzeć.... ochładzając pomieszczenie i relaksując przebywających obok; bez tych wszystkich europejskich wodotrysków, fanfar i głośnej muzyki
W Alhambrze znajdziemy mnóstwo przepięknych pałaców, arkad, dziedzińców, bram, fontann, dziesiątki sal, komnat, i tajemnych przejść, lochy, meczety, łaźnie, haremy, domy żon, dawne mediny, aż do głównego i najpiękniejszego zabytku Alhambry- Pałacu Nasrydów, a to wszystko zdobią baśniowe rzeźbienia, ornamenty i mozaiki.
te wszystkie arabeski na stiukach, kolumnach, łukach, stropach i sklepieniach - przyprawiają na żywo naprawdę o zawrót głowy
na jednej ze ścian znajdziemy mądrą sentencję:
”Jeśli spotkasz niewidomego żebraka, to daj mu jałmużnę kobieto, bo nie ma nic gorszego na świecie, niż być ślepym w Granadzie”.
napisał to meksykański poeta Francisc A. de Icaz
Władcy z dynastii Nasrydów i potem ich następcy przez wieki rozbudowywali to wielkie, zajmujące 13 hektarów obronno-pałacowe założenie.
wchodzimy do pałacu Nasrydów
Sam Pałac Nasrydów to istne arcydzieło architektury i jeden z najważniejszych zabytków arabskiego budownictwa w Europie. Cały projekt urzeka wręcz matematyczną i geometryczną dokładnością (w rzeczywistości był faktycznie projektowany przez matematyków) a zdobieniami może konkurować z najbardziej znanymi pałacami. Nie znajdziemy tu jednak ani złota, ani srebra, ani kamieni szlachetnych, kryształów czy marmuru; brak jest ozdobnych rzeźb, złoceń czy jakichkolwiek fresków, ale mimo tego, nie ujmuje to Alhambrze uroku ani na krok, mimo, że głównymi elementami dekoracyjnymi są tu „tylko” nieprawdopodobnie kunsztownie wykonane ornamenty przedstawiające wersety z Koranu. To wszystko z pewnej odległości wygląda tak, jakby było utkane z jakiejś misternej, najprawdziwszej w świecie koronki.
Ilość arabskich zdobień, kunsztownych inskrypcji, arabesek na łukach, filarach, stropach, ścianach, zwieńczeniach przyprawia o zawrót głowy nawet doświadczonych podróżników, którzy niejedno już na świecie widzieli.
Nieskończona ilość powtarzających się tysięcy motywów zdobniczych wychwalających chwałę Allaha oraz podniosłe poematy ku chwale potęgi sułtanów robią olbrzymie wrażenie, do tego ta istna gra świateł i padających promieni słonecznych tworzy niesamowite efekty wizualne i jeszcze wspaniałe stropy i sufity często w przepięknym stylu mudejar, tak charakterystycznym dla tych regionów Europy (styl łączący elementy architektury islamu ze sztuką romańską i gotykiem).
Cudo nad cudami- Pałac Nasrydów i kolumnada przy dziedzińcu lwów
wygląda jak ze złota, ale w zdobnictwie arabskim nie ma nawet jednej kropli złota, srebra, kamieni szlachetnych, malowideł, kryształów, itd...., wszędzie tylko kunsztowne arabeski
słynna fontanna lwów - ponoć starsza niż sama Alhambra! chociaż te lwy jakieś takie utyte i nie podobne do lwów:))
La Sala de las Dos Hermanas;
stalaktytowe sklepienie w sali dwóch Sióstr
widoki z Alhambry na starą arabska dzielnicę Albaicin
Piea
Alhambra przepiękna !!!
mi tez się bardzo,bardzo podobała. Byłam latem i zimą , za każdym razem totalny zachwyt
No trip no life
Cacuszko! Kiedyś umieli budować a fachwcy znali swój fach!
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!