Śmieszna i trochę dziwna nazwa wycieczki.. nic dla ciała. Choc to oczywiscie nieistotne, najważniejszy jest przecież program a ten wygląda na dość intensywny
Mabro, na Twojej foto był jednak chyba szczuplejszy oczywiście jeśli z jakiegoś miejsca masz inne foto to możesz bez obiekcji wklejać do mojej relacji - człowiek może przecie coś ciekawego przeoczyć i pominąć. Teraz np. doczytałem, że w świątyni Kajlosanatha zachowały się jakieś wymalowania; ja nie zauważyłem.
Odnośnie nazwy wycieczki - tak trochę żart, chociaż nie do końca ... bo ... Klasyczna coś dla ducha coś dla ciała w programie zawiera wypoczynek na Goa. Ta z której wróciłem Goa nie miała. Zatem w moim rozumieniu coś dla ducha czyli świątynie a coś dla ciała to plaże Goa. Więc u mnie jednak NIC dla ciała.
Radek - zonk kapłan stoi w zupełnie innym miejscu u Mabro przed drzwiami klitki z ołtarzykiem (może się tam zmieścić kilka osób, przy ścisku może z 10), a u mnie wewnątrz.
Przyszedł czas na trochę etnografii czyli obserwacji życia codziennego. Wchodzimy do knajpki na lunch. My nie jadamy więc zamawiamy kawę, bo piwa nie mają. Kelner przynosi wypełniony po brzegi metalowy kubek w metalowej miseczce, do której ciutki się nawet ulało i jesteśmy trochę zaskoczeni sposobem podania. Okazuje się, że 2 naczynia potrzebne są do szybszego schłodzenia, bo kawę przelewa się kilkukrotnie z jednego do drugiego i pije ponoć z tej miseczki. Obok nasi zajadają po europejsku lunch - ryż z różnymi pikantnymi sosami; miejscowi jedzą po swojemu mieszając ryż z sosami i jedząc palcami ręki. Prawej ręki. Bo u Hindusów, tak jak u muzułmanów, do jedzenia służy czysta czyli prawa ręka. Odnośnie kawy - była to najlepsza wypita w Indiach, bo pomimo iż przeraźliwie słodka jednak mocna i niezwykle aromatyczna. I kosztowała jedynie 30 rupii czyli nawet nie pół dolara. Wchodzimy zatem do knajpki obok lady ze słodkościami.
Przed knajpką żebrak, a dla mnie model do cyklu - twarze Indii.
I ja melduję ,że jestem "bez skarpetek" żeby też z Wami te wszystkie swiatynie podziwiać ))
Z jakiego biura ta wycieczka bo chyba nie pisałeś ?
Żeluś To wycieczka z Rainbow Tamil Nadu i Kerala - coś dla ducha, nic dla ciała.
czy coś tak jakoś
papuas
Śmieszna i trochę dziwna nazwa wycieczki.. nic dla ciała. Choc to oczywiscie nieistotne, najważniejszy jest przecież program a ten wygląda na dość intensywny
No trip no life
he he, papuas jak zwykle z żarcikiem coś pokręcił z tytułem, bo ta wycieczka to "Tamil Nadu i Kerala- coś dla ducha, coś dla ciała!"
Piea
hahha to ja już nie wiem na co się dalej nastawić )) hehhe
Doczytane! Jak na razie punkt po punkcie jest tak samo jak na mojej wycieczce. Zobaczymy co będzie dalej
P.s.
Nawet pan w świątyni ten sam
Mabro, na Twojej foto był jednak chyba szczuplejszy
oczywiście jeśli z jakiegoś miejsca masz inne foto to możesz bez obiekcji wklejać do mojej relacji - człowiek może przecie coś ciekawego przeoczyć i pominąć. Teraz np. doczytałem, że w świątyni Kajlosanatha zachowały się jakieś wymalowania; ja nie zauważyłem.
Odnośnie nazwy wycieczki - tak trochę żart, chociaż nie do końca ... bo ... Klasyczna coś dla ducha coś dla ciała w programie zawiera wypoczynek na Goa. Ta z której wróciłem Goa nie miała. Zatem w moim rozumieniu coś dla ducha czyli świątynie a coś dla ciała to plaże Goa. Więc u mnie jednak NIC dla ciała.
papuas
ha,ha,ha jeśli (gostek ze zdjęcia) stoi również w tym samym miejscu i tej samej pozycji to pewnie jest..."wypchany" ; )))))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
hahaha..trenig czyni cuda )))
Radek - zonk kapłan stoi w zupełnie innym miejscu
u Mabro przed drzwiami klitki z ołtarzykiem (może się tam zmieścić kilka osób, przy ścisku może z 10), a u mnie wewnątrz.
Przyszedł czas na trochę etnografii czyli obserwacji życia codziennego. Wchodzimy do knajpki na lunch. My nie jadamy więc zamawiamy kawę, bo piwa nie mają. Kelner przynosi wypełniony po brzegi metalowy kubek w metalowej miseczce, do której ciutki się nawet ulało i jesteśmy trochę zaskoczeni sposobem podania. Okazuje się, że 2 naczynia potrzebne są do szybszego schłodzenia, bo kawę przelewa się kilkukrotnie z jednego do drugiego i pije ponoć z tej miseczki. Obok nasi zajadają po europejsku lunch - ryż z różnymi pikantnymi sosami; miejscowi jedzą po swojemu mieszając ryż z sosami i jedząc palcami ręki. Prawej ręki. Bo u Hindusów, tak jak u muzułmanów, do jedzenia służy czysta czyli prawa ręka. Odnośnie kawy - była to najlepsza wypita w Indiach, bo pomimo iż przeraźliwie słodka jednak mocna i niezwykle aromatyczna. I kosztowała jedynie 30 rupii czyli nawet nie pół dolara. Wchodzimy zatem do knajpki obok lady ze słodkościami.
Przed knajpką żebrak, a dla mnie model do cyklu - twarze Indii.
papuas