A my pod wieczór dojechaliśmy do hotelu. Przyznam, że tego dnia przydały się kabanosiki zabrane z domu, bo za bardzo nie było gdzie wieczorem coś zjeść. Hotel niestety najgorszy w jakim do tej pory przyszło nam mieszkać - Catimor HS Pocieszeniem może być tylko to, że spędzimy tu tylko kilka godzin bo 24.30! POBUTKA
Tak czy siak chcieliśmy się przespać bo poprzedniej nocy wstawaliśmy przecież o 3.30 Chcieliśmy się też oczywiście umyć bo po Bromo jesteśmy cali w pyle.
Zastaliśmy takie oto warunki, nasza łazienka Zauważcie , iż tuż obok kibelka jest prysznic
Kluczyk do naszego apartamentu
I uchylę dla Was troszkę drzwi do naszego apartamentu
Na temat hotelu nie mogłam znaleźć wiele info w necie, doczytałam jedynie, że może się tu zdarzyć brudna pościel Boziu jak dobrze, że o tym wiedziałam i zabrałam ze sobą dwa prześcieradła Niestety czarny scenariusz się potwierdził i pościel była brudna ale znajomi trafili lepiej i mieli czystą, więc loteria
Wywaliłam to wszystko z wyra, rozesłałam własne, na jednym się położyliśmy, drugim się przykryliśmy i tak spaliśmy bez poduszek, niewygodnie, zimno, ale chociaż czysto, potem zostawiłam tam te nasze prześcieradła, już ich nie tachałam.
Ale to nie koniec niespodzianek z hotelem
Cóż za niefart, akurat w hotelu było zorganizowana impreza firmowa i setka skośnych się bawiła, rozstawione głośniki, muzyka na ful, konkurs karaoke był, a co
Ściany kartonowe, zero wyciszenia, miałam wrażenie, że głośniki stoją pod naszymi drzwiami, stopery w uszach nie pomagały Jak tu zasnąć i przedrzemać chociaż te trzy godzinki. Około północy balety się skończyły, no i co? no i trzeba było wstawać
Zbieramy wszystkie bambetle, do hotelu już nie wracamy. Rześcy i wyspani jedziemy godzinkę do miejscowości Poltuding.
Po przygodach w hotelu pomyślałam, gorzej być nie może i jakże się myliłam MOŻE!!! bo całą drogę gdy się wspinaliśmy deszcz padał
Parkujemy w środku lasu, kilka aut już jest, deszcz napierdziela, chwile czekamy może przestanie, nie przestał Przewodnik załatwił foliowe pelerynki, wystrojeni idziemy w deszczu w zupełnych ciemnościach, świecimy sobie latarkami, wokół tylko drzewa, na szczęście ścieżka była utwardzona i mimo deszczu się nie ślizgaliśmy. Tłumek spory, wszyscy sapią, ja też, niestety brak kondycji dał się mocno we znaki. Wyszedł tryb życia, dom – samochód – praca – samochód – dom.
Na nasze kurteczki i z gora texami, bajerami, założyliśmy pelerynki. W miarę wchodzenia pelerynki były co raz bardziej zaparowane Założyliśmy je by trochę nogi ochronić od deszczu, bo są dłuższe od naszych kurtek. Teoretycznie deszcz z zewnątrz do środka się nie przedostawał, ALE tak się zgrzałam wchodząc, że suwaki pod pachami pootwierałam, zdejmowałam kolejne warstwy, w trakcie rozbierania mokłam, w konsekwencji polarek mokry na to mokra kurtka, a z włosów mi kapało i na co mi te gora texy i tak byłam cała mokra
Najgorzej było na górze, gdzie był wiaterek i tu naprawdę zmarzłam. Ale co tam złego licho nie bierze i uwierzcie nawet katarku nie miałam
Przystanki co kilka, kilkadziesiąt metrów na złapanie oddechu, ale się nie poddaję i na przód. Co tam brak kondycji, gdy człowiek uparty I tak chyba ze dwie godzinki. I zdobyłam swój pierwsze w życiu szczyt, trzy kilometry pod górę
Zdjęcie zrobione gdy już schodziliśmy, ale tak by było pojęcie jak te skosy wyglądają. Zdaje sobie sprawę, że na niektórych nie zrobi to wrażenia, ale ja powiem szczerze dobrze, że wchodziliśmy w totalnych ciemnościach, bo gdybym je widziała za dnia, to nie wiem czy bym się nie poddała
Gdy dojdziecie do punktu, gdzie można odsapnąć, napić się herbaty, za nim już są prowadzące na szczyt takie szerokie stopnie i to już prawie koniec wspinaczki potem już z 15min. po płaskim i już jesteśmy i czekamy na wschód
Ale nam było mało
Wstaliśmy tak wcześnie by zobaczyć zjawisko Blue Fire. Gazy wydobywające się z krateru palą się na niebiesko. Gdy byliśmy na szczycie, daleko w dole widzieliśmy te niebieskie ognie, i co ? No i chcieliśmy zobaczyć je z bliska
To był głupi pomysł schodzenie zajmuje z godzinkę i nie jest to już gładka, utwardzona powierzchnia, tylko skakanie po głazach i kamieniach. Dodatkowo głazy są pokryte pyłem, jest bardzo ślisko, małż walną na tyłek nic się nie stało. Jeśli już będziecie mieli taki pomysł to jednak weźcie dobre buty, bo zwykłe podeszwy na tych kamieniach i pyle nie dawały rady i było niebezpiecznie. Pamiętajcie, że schodzimy w totalnych ciemnościach, jedynie przy świetle latarki. Na dole w ogóle nie da się oddychać, maseczki nie pomagały, oczy łzawią Należy trzymać się miejscowego przewodnika, on podpowie gdzie nogi stawiać, ale i tak jest to bardzo ryzykowne i nic na sile, szkoda zrobić sobie krzywdę, nogę skręcić lub gorzej
No ale dosyć narzekania, przeżycia niezapomniane i widoki też Tylko zdjęcia kiepskie, aparat w tych oparach nie łapał ostrości
Bardzo podziwiam mężczyzn tam pracujących, my weszliśmy tam raz, oni robią to 2-3 razy dziennie dźwigając wielkie ciężary i to za grosiki. Ja piszę o gora texach, butach do wspinaczki, oni dają radę w klapeczkach czy zwykłych kaloszach.
Strasznie serduszko żal ściska nad ich ciężka pracą
No... ja tam nie wiem, czy to takie dzieciaczki :
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
To przeca ochroniarze
Z każdym dniem bliżej...
No co wy dziewczyny ,przeciez ti jawajskie ciecha
No trip no life
Aż się cofnąłem do stosownego miejsca.
Cemara Indah - kurde - wężykiem, wężykiem. Tu kawa na śniadanie musi smakowac najlepiej na świecie.
Moje Pstrykanie i nie tylko
Widzę Marinik, że w Twojej głowie rodzi się plan
A my pod wieczór dojechaliśmy do hotelu. Przyznam, że tego dnia przydały się kabanosiki zabrane z domu, bo za bardzo nie było gdzie wieczorem coś zjeść. Hotel niestety najgorszy w jakim do tej pory przyszło nam mieszkać - Catimor HS Pocieszeniem może być tylko to, że spędzimy tu tylko kilka godzin bo 24.30! POBUTKA
Tak czy siak chcieliśmy się przespać bo poprzedniej nocy wstawaliśmy przecież o 3.30 Chcieliśmy się też oczywiście umyć bo po Bromo jesteśmy cali w pyle.
Zastaliśmy takie oto warunki, nasza łazienka Zauważcie , iż tuż obok kibelka jest prysznic
Kluczyk do naszego apartamentu
I uchylę dla Was troszkę drzwi do naszego apartamentu
Z każdym dniem bliżej...
Na temat hotelu nie mogłam znaleźć wiele info w necie, doczytałam jedynie, że może się tu zdarzyć brudna pościel Boziu jak dobrze, że o tym wiedziałam i zabrałam ze sobą dwa prześcieradła Niestety czarny scenariusz się potwierdził i pościel była brudna ale znajomi trafili lepiej i mieli czystą, więc loteria
Wywaliłam to wszystko z wyra, rozesłałam własne, na jednym się położyliśmy, drugim się przykryliśmy i tak spaliśmy bez poduszek, niewygodnie, zimno, ale chociaż czysto, potem zostawiłam tam te nasze prześcieradła, już ich nie tachałam.
Ale to nie koniec niespodzianek z hotelem
Cóż za niefart, akurat w hotelu było zorganizowana impreza firmowa i setka skośnych się bawiła, rozstawione głośniki, muzyka na ful, konkurs karaoke był, a co
Ściany kartonowe, zero wyciszenia, miałam wrażenie, że głośniki stoją pod naszymi drzwiami, stopery w uszach nie pomagały Jak tu zasnąć i przedrzemać chociaż te trzy godzinki. Około północy balety się skończyły, no i co? no i trzeba było wstawać
Zbieramy wszystkie bambetle, do hotelu już nie wracamy. Rześcy i wyspani jedziemy godzinkę do miejscowości Poltuding.
Po przygodach w hotelu pomyślałam, gorzej być nie może i jakże się myliłam MOŻE!!! bo całą drogę gdy się wspinaliśmy deszcz padał
Parkujemy w środku lasu, kilka aut już jest, deszcz napierdziela, chwile czekamy może przestanie, nie przestał Przewodnik załatwił foliowe pelerynki, wystrojeni idziemy w deszczu w zupełnych ciemnościach, świecimy sobie latarkami, wokół tylko drzewa, na szczęście ścieżka była utwardzona i mimo deszczu się nie ślizgaliśmy. Tłumek spory, wszyscy sapią, ja też, niestety brak kondycji dał się mocno we znaki. Wyszedł tryb życia, dom – samochód – praca – samochód – dom.
Na nasze kurteczki i z gora texami, bajerami, założyliśmy pelerynki. W miarę wchodzenia pelerynki były co raz bardziej zaparowane Założyliśmy je by trochę nogi ochronić od deszczu, bo są dłuższe od naszych kurtek. Teoretycznie deszcz z zewnątrz do środka się nie przedostawał, ALE tak się zgrzałam wchodząc, że suwaki pod pachami pootwierałam, zdejmowałam kolejne warstwy, w trakcie rozbierania mokłam, w konsekwencji polarek mokry na to mokra kurtka, a z włosów mi kapało i na co mi te gora texy i tak byłam cała mokra
Najgorzej było na górze, gdzie był wiaterek i tu naprawdę zmarzłam. Ale co tam złego licho nie bierze i uwierzcie nawet katarku nie miałam
Przystanki co kilka, kilkadziesiąt metrów na złapanie oddechu, ale się nie poddaję i na przód. Co tam brak kondycji, gdy człowiek uparty I tak chyba ze dwie godzinki. I zdobyłam swój pierwsze w życiu szczyt, trzy kilometry pod górę
Zdjęcie zrobione gdy już schodziliśmy, ale tak by było pojęcie jak te skosy wyglądają. Zdaje sobie sprawę, że na niektórych nie zrobi to wrażenia, ale ja powiem szczerze dobrze, że wchodziliśmy w totalnych ciemnościach, bo gdybym je widziała za dnia, to nie wiem czy bym się nie poddała
Z każdym dniem bliżej...
Gdy dojdziecie do punktu, gdzie można odsapnąć, napić się herbaty, za nim już są prowadzące na szczyt takie szerokie stopnie i to już prawie koniec wspinaczki potem już z 15min. po płaskim i już jesteśmy i czekamy na wschód
Ale nam było mało
Wstaliśmy tak wcześnie by zobaczyć zjawisko Blue Fire. Gazy wydobywające się z krateru palą się na niebiesko. Gdy byliśmy na szczycie, daleko w dole widzieliśmy te niebieskie ognie, i co ? No i chcieliśmy zobaczyć je z bliska
To był głupi pomysł schodzenie zajmuje z godzinkę i nie jest to już gładka, utwardzona powierzchnia, tylko skakanie po głazach i kamieniach. Dodatkowo głazy są pokryte pyłem, jest bardzo ślisko, małż walną na tyłek nic się nie stało. Jeśli już będziecie mieli taki pomysł to jednak weźcie dobre buty, bo zwykłe podeszwy na tych kamieniach i pyle nie dawały rady i było niebezpiecznie. Pamiętajcie, że schodzimy w totalnych ciemnościach, jedynie przy świetle latarki. Na dole w ogóle nie da się oddychać, maseczki nie pomagały, oczy łzawią Należy trzymać się miejscowego przewodnika, on podpowie gdzie nogi stawiać, ale i tak jest to bardzo ryzykowne i nic na sile, szkoda zrobić sobie krzywdę, nogę skręcić lub gorzej
No ale dosyć narzekania, przeżycia niezapomniane i widoki też Tylko zdjęcia kiepskie, aparat w tych oparach nie łapał ostrości
Z każdym dniem bliżej...
Bardzo podziwiam mężczyzn tam pracujących, my weszliśmy tam raz, oni robią to 2-3 razy dziennie dźwigając wielkie ciężary i to za grosiki. Ja piszę o gora texach, butach do wspinaczki, oni dają radę w klapeczkach czy zwykłych kaloszach.
Strasznie serduszko żal ściska nad ich ciężka pracą
My jesteśmy tu chwilę, a to jest ich całe życie
Z każdym dniem bliżej...
Ło Boziuniu toż to prawdziwy survival był i to na własne życzenie
Noemi przetrwałaś
Explore. Dream. Discover.
ale jest MEGA
.