Jako, że Kanada ma jedne z największych kompleksów leśnych na świecie, pewnie te bele, które im się wymkną spod kontroli i dryfują po morzach i oceanach, nie stanowią dla nich problemu...
A tak wygląda spławianie drewna z głębi kraju rzeką Frazer - tu jest przerabiane na tarcicę i wio... na eksport.
Po nawąchaniu się tych grillowych zapachów na plaży - też zgłodnieliśmy.
Mamy już obcykaną w czasie porannego spaceru knajpkę tuż nad wodą.
Tu również panuje moda na podawanie dań "na gazecie", co w rzeczywistości jest pergaminem zadrukowanym przepisami kulinarnymi - pisałam o tym w wątku o Alasce, bo tam to było bardzo popularne...
Siadamy na niedużym tarasiku na piętrze i rozkoszujemy się widokami.
Jedzonko też smaczne. Dopiero po przyjeździe na Alaskę docenimy kuchnię kanadyjską z wieloma naleciałościami francuskiej. Tutaj na jedzonko nie narzekamy!!!!
A w mieście od knajpek z kuchnią całego świata aż się roi...
Po obiedzie sjesta na pobliskiej plaży. Potem jeszcze mały obchód Snug Cove.
Okazuje się, że i tak można mieszkać...
Po drugiej stronie portu, do którego przypływa prom znajduje się wypożyczalnia kajaków. Widać tu spory ruch, wiele osób decyduje się na opłynięcie niedużej wysepki na około.
O zachodzie słońca powrót tym samym promem o wdzięcznej nazwie Queen of Capilano na ląd stały.
W sumie piękna, zalesiona, górzysta wysepka z jedną małą urokliwą osadą oraz wieloma domkami rozrzuconymi w lesie w znacznej odległości od siebie.
Sama podróż promem pomiędzy wysepkami też jest przyjemna...
I na koniec pożegnanie z malowniczą miejscowością Horseshoe Bay.
Pora na podsumowanie, oczywiście moje – bardzo subiektywne...
Niewątpliwie Vancouver należy do najładniejszych miast, które widziałam.
No bo rzadko które oferuje z jednej strony typową wielkomiejską atmosferę, a tuż obok wspaniałą dziką przyrodę.
Oczywiście główną zaletą jest fantastyczne położenie wśród zalesionych gór opadających do licznych zatok, nad którymi rozłożyło się miasto.
A oto co mnie tak przekonuje do tego różnorodnego miasta:
Wszędzie jest mnóstwo zieleni, w tym nawet typowo egzotycznej, na przykład palm zupełnie w tym miejscu się nie spodziewałam!
Góry, gdzie na nartach można jeździć przez większą część roku, znajdujące się tuż na obrzeżach miasta, a najbliższe plaże w samiutkim centrum...
Klimat z łagodnymi zimami i bez upałów latem.
Stare kolonialne dzielnice tuż obok super nowoczesnej architektury.
Dzielnice artystów, galerii sztuki, a za rogiem kraina gejów i narkomanów, ale wszędzie jest bardzo bezpiecznie.
Mnóstwo parków, terenów rekreacyjnych, ścieżek rowerowych, na przedmieściach szczególne atrakcje w postaci wiszących mostów nad wąwozami przecinającymi las deszczowy.
Znaleźć tu można eleganckie mariny z jachtami, ale i typowo portowe klimaty ze spelunkami dla marynarzy, jako że Van jest największym portem na Pacyfiku w całej Ameryce Północnej.
Zainteresowani historią tych ziem mogą odwiedzić Muzeum Antropologiczne, a w wielu miejscach podziwiać indianskie totemy.
Kafejki, knajpki, w których spróbować można potraw z całego świata, a potem zabawić się w klubach, dyskotekach lub spędzić czas na rozrywkach bardziej ambitnych, typu koncerty, festiwale, przedstawienia teatralne.
A do tego wszystkiego świetna i tania komunikacja miejska w postaci metra, autobusów, trolejbusów i promów, którymi można się poruszać mając bilet całodniowy tzw Day Pass.
W czasie mojego 9-dniowego pobytu nie byłam w żadnym:
muzeum – miałam zamiar je ewentualnie odwiedzić w razie brzydkiej pogody,
kościele – nie za bardzo interesują mnie ich wnętrza
sklepie – za wyjątkiem jedzeniowo-alkoholowych ( bo tu napoje % sprzedawane są oddzielnie)
Czego w sumie wcale nie żałuję...
A tak w ogóle, bardzo fajnie wspominam pobyt i na pewno warto tam jechać!!!!!
Apisku, ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym miastem ! Pięknie dziękuję ,że zechciałaś nam je tu przedstawić ! Relacja jak zawsze doskonała i taka w Twoim stylu, super !
Powiedz mi jeszcze, czy dużo Polaków tam spotkałaś (język polski) ? Kiedyś, dużo marynarzy i nie tylko, wybrało tam miejsce do życia....
Ja tam zawsze jestem usatysfakcjowany Twoimi relacjam .Fajnie się czyta i ogląda,bez względu czy to jest miasto,czy surowe tereny.U Ciebie wszędzie zielono i kwieciście.Po takiej relacji nie trzeba czytać przewodnika.Twoja relacja i już mozna jechać i zwiedzac.Alaska i w uzupełnieniu pobyt w Vancouver pokazał,że faktycznie spełniło się Twoje marzenie .Miej jeszcze dużo marzeń,bo dzięki Twiom marzeniom i ja się wirtualnie powłóczę po Świecie
—
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.
Oryginalne te plaże z balami, nigdzie takich nie widzialam
No trip no life
Apisku- nadrobiłam No i cóż tu gadać- śliczne jest Van
Nelcia,
Jako, że Kanada ma jedne z największych kompleksów leśnych na świecie, pewnie te bele, które im się wymkną spod kontroli i dryfują po morzach i oceanach, nie stanowią dla nich problemu...
A tak wygląda spławianie drewna z głębi kraju rzeką Frazer - tu jest przerabiane na tarcicę i wio... na eksport.
Antenka, mnie też Van się bardzo podoba...
Mariola
Po nawąchaniu się tych grillowych zapachów na plaży - też zgłodnieliśmy.
Mamy już obcykaną w czasie porannego spaceru knajpkę tuż nad wodą.
Tu również panuje moda na podawanie dań "na gazecie", co w rzeczywistości jest pergaminem zadrukowanym przepisami kulinarnymi - pisałam o tym w wątku o Alasce, bo tam to było bardzo popularne...
Siadamy na niedużym tarasiku na piętrze i rozkoszujemy się widokami.
Jedzonko też smaczne. Dopiero po przyjeździe na Alaskę docenimy kuchnię kanadyjską z wieloma naleciałościami francuskiej. Tutaj na jedzonko nie narzekamy!!!!
A w mieście od knajpek z kuchnią całego świata aż się roi...
Po obiedzie sjesta na pobliskiej plaży. Potem jeszcze mały obchód Snug Cove.
Okazuje się, że i tak można mieszkać...
Po drugiej stronie portu, do którego przypływa prom znajduje się wypożyczalnia kajaków. Widać tu spory ruch, wiele osób decyduje się na opłynięcie niedużej wysepki na około.
O zachodzie słońca powrót tym samym promem o wdzięcznej nazwie Queen of Capilano na ląd stały.
W sumie piękna, zalesiona, górzysta wysepka z jedną małą urokliwą osadą oraz wieloma domkami rozrzuconymi w lesie w znacznej odległości od siebie.
Sama podróż promem pomiędzy wysepkami też jest przyjemna...
I na koniec pożegnanie z malowniczą miejscowością Horseshoe Bay.
Mariola
Aposku, przepiekne to Van..tak super połozone, tyle wysepek, gór, marin ,zieleni ..jestem zauroczona
Kurcze ten spływ drewna nie powiem to robi wrażenie..
No trip no life
Pora na podsumowanie, oczywiście moje – bardzo subiektywne...
Niewątpliwie Vancouver należy do najładniejszych miast, które widziałam.
No bo rzadko które oferuje z jednej strony typową wielkomiejską atmosferę, a tuż obok wspaniałą dziką przyrodę.
Oczywiście główną zaletą jest fantastyczne położenie wśród zalesionych gór opadających do licznych zatok, nad którymi rozłożyło się miasto.
A oto co mnie tak przekonuje do tego różnorodnego miasta:
Wszędzie jest mnóstwo zieleni, w tym nawet typowo egzotycznej, na przykład palm zupełnie w tym miejscu się nie spodziewałam!
Góry, gdzie na nartach można jeździć przez większą część roku, znajdujące się tuż na obrzeżach miasta, a najbliższe plaże w samiutkim centrum...
Klimat z łagodnymi zimami i bez upałów latem.
Stare kolonialne dzielnice tuż obok super nowoczesnej architektury.
Dzielnice artystów, galerii sztuki, a za rogiem kraina gejów i narkomanów, ale wszędzie jest bardzo bezpiecznie.
Mnóstwo parków, terenów rekreacyjnych, ścieżek rowerowych, na przedmieściach szczególne atrakcje w postaci wiszących mostów nad wąwozami przecinającymi las deszczowy.
Znaleźć tu można eleganckie mariny z jachtami, ale i typowo portowe klimaty ze spelunkami dla marynarzy, jako że Van jest największym portem na Pacyfiku w całej Ameryce Północnej.
Zainteresowani historią tych ziem mogą odwiedzić Muzeum Antropologiczne, a w wielu miejscach podziwiać indianskie totemy.
Kafejki, knajpki, w których spróbować można potraw z całego świata, a potem zabawić się w klubach, dyskotekach lub spędzić czas na rozrywkach bardziej ambitnych, typu koncerty, festiwale, przedstawienia teatralne.
A do tego wszystkiego świetna i tania komunikacja miejska w postaci metra, autobusów, trolejbusów i promów, którymi można się poruszać mając bilet całodniowy tzw Day Pass.
W czasie mojego 9-dniowego pobytu nie byłam w żadnym:
muzeum – miałam zamiar je ewentualnie odwiedzić w razie brzydkiej pogody,
kościele – nie za bardzo interesują mnie ich wnętrza
sklepie – za wyjątkiem jedzeniowo-alkoholowych ( bo tu napoje % sprzedawane są oddzielnie)
Czego w sumie wcale nie żałuję...
A tak w ogóle, bardzo fajnie wspominam pobyt i na pewno warto tam jechać!!!!!
Mariola
Apisku, ja jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym miastem ! Pięknie dziękuję ,że zechciałaś nam je tu przedstawić ! Relacja jak zawsze doskonała i taka w Twoim stylu, super !
Powiedz mi jeszcze, czy dużo Polaków tam spotkałaś (język polski) ? Kiedyś, dużo marynarzy i nie tylko, wybrało tam miejsce do życia....
Apisku,
Ja tam zawsze jestem usatysfakcjowany Twoimi relacjam .Fajnie się czyta i ogląda,bez względu czy to jest miasto,czy surowe tereny.U Ciebie wszędzie zielono i kwieciście.Po takiej relacji nie trzeba czytać przewodnika.Twoja relacja i już mozna jechać i zwiedzac.Alaska i w uzupełnieniu pobyt w Vancouver pokazał,że faktycznie spełniło się Twoje marzenie .Miej jeszcze dużo marzeń,bo dzięki Twiom marzeniom i ja się wirtualnie powłóczę po Świecie
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.
Apisku, wspanie wydanie przewodnika po kolejnym miejscu na świecie w twoim wydaniu
Van bardzo mi sie podobało i ciesze sie ,że udało ci się spełnić marzenie. Mysl nad nastepnym he he ..
dziekuje
No trip no life
Plumeria,Janusz, Nelcia, dzięki za towarzyszenie w zwiedzaniu Vancouver.
Plumeria, z 3-4 razy słyszeliśmy polską mowę, w tym raz byli to Polacy z kraju podróżujący kamperami przez Kanadę ze wschodu na zachód.
Nawet na Alasce nasi gospodarze powiedzieli nam, że zastępcą szefa policji w Anchorage jest Polak z pochodzenia.
Mariola