Wróciliśmy do Semnggoh. Lecimy szybciorem do punktu zbornego, chwilę trzeba zaczekać. Polazłam gdzieś na bok pooglądać naturę, wracam a tu nikoguśko.... Cisza jak makiem zasiał... Poszli już wszyscy????? No to lecę biegiem do dróżki. Słyszę jak ktoś mnie woła: - choooodż!!!! SĄ!!!!SĄ!!!! Tu za budynkiem!!!! Włączyłam dopalanie, odpalam w biegu aparat i lecę za budynek. A tam stoją wszyscy w zamarłej ciszy z wycelowanymi obiektywami na drzewo... Widzę!!! Są dwa Ale mocno ukryte w liściach
Jeden bawi się fioletową szmatką, drugi śmignął po drzewach gdzieś dalej. W koło słychać trylko trzask migawek, ale w liściach ciężko sfocić. Wreszcie szmatka się znudziła i orangutan z prędkością światła zaczyna schodzić z drzewa, wprost do nas.
Mrs. Brown
Jest to jedna ze starszych samic, żyjących w Parku, jak poinformowała opiekunka nas pilnująca. Kazała się odsunąć ze ścieżki i pod żadnym pozorem nie podchodzić za blisko i dać jej spokojnie przejść. Co to były za emocje... Ciężko opisać jak masz orangutana metr od siebie Z wrażenia wszystkie foty beznadziejnie poruszone tak mi się ręce trzęsły Mrs. Brown przeszła sobie koło nas, nie zaszczyciwszy nawet jednym spojrzeniem i ulicą podreptała w dół, a my za nią fotka beznadziejna ale poglądowa
doszła do wiaty i wspięła się na nią i tak sobie z góry na nas patrzyła a my na nią jak te cielęta wmalowane wrota
Reszta fot nie nadaje się do publikacji schrzaniłam z wrażenia
I tak sobie oglądamy oranutanicę, jak sobie lata z jednego filarka na drugi i różne rzeczy wyczynia Ale z lasu wynurza się kolejny strażnik i mówi, że tam, przy platformie są orangutany. No to ja biegiem na ścieżkę i jak chlustnął deszcz... jak z wiadra... A w cholerę z płaszczykiem przeciwdeszczowym, choć momentalnie jestem cała mokra Nie ma czasu zarzuciłam tylko chustkę na aparat, by się nie zalał i patrzyłam pod nogi, by się nie wyrżnąć na śliskich kamieniach czy korzeniach Dobiegam. Są!!!
Przez jakiś czas była mama z młodym i kilka młodych samców ze stada. I raptem zrobiło się poruszenie w liściach, wszystkie orangutany śmignęły w górę na bezpieczną odległość i pojawił się Szef Właściciel stadka Anua:
Dużą frajdę sprawiło mi oglądanie malucha z mamą( ok. czteroletniego) jak ludzkie dziecko Odchowanie młodego, zanim stanie się samodzielne, trwa 4-6 lat.
Super się mieszka, mając widok na dziką dzicz i odgłosy dżungli...
chętnie bym tu została chwilę dłużej
Bardzo fajnie upłynęły nam te dwie godziny
Wracamy do Semenggoh, a po drodze stajemy w przydrożnym zajeżdzie na kawkę i przekąski:
Panie, które nam smażyły springrollsy a paplały z nami długo i koniecznie chciały sobie z nami zdjęcie- razem i z każdą z osobna
Smieszne te ich koguty - łyse .... - bez grzebienia na łebku.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Antenko, pięknie. Tyle ciepła i egzotyki.
Lamia- no śmieszne Mam tylko nadzieję,że nie były używane do walk, choć tak wyglądały...
Andrew- witaj Dziękuję, miło mi, że ogrzałeś się egzotyką
Wróciliśmy do Semnggoh. Lecimy szybciorem do punktu zbornego, chwilę trzeba zaczekać. Polazłam gdzieś na bok pooglądać naturę, wracam a tu nikoguśko.... Cisza jak makiem zasiał... Poszli już wszyscy????? No to lecę biegiem do dróżki. Słyszę jak ktoś mnie woła:
- choooodż!!!! SĄ!!!!SĄ!!!! Tu za budynkiem!!!!
Włączyłam dopalanie, odpalam w biegu aparat i lecę za budynek.
A tam stoją wszyscy w zamarłej ciszy z wycelowanymi obiektywami na drzewo...
Widzę!!! Są dwa Ale mocno ukryte w liściach
Jeden bawi się fioletową szmatką, drugi śmignął po drzewach gdzieś dalej.
W koło słychać trylko trzask migawek, ale w liściach ciężko sfocić.
Wreszcie szmatka się znudziła i orangutan z prędkością światła zaczyna schodzić z drzewa, wprost do nas.
Mrs. Brown
Jest to jedna ze starszych samic, żyjących w Parku, jak poinformowała opiekunka nas pilnująca. Kazała się odsunąć ze ścieżki i pod żadnym pozorem nie podchodzić za blisko i dać jej spokojnie przejść.
Co to były za emocje... Ciężko opisać jak masz orangutana metr od siebie Z wrażenia wszystkie foty beznadziejnie poruszone tak mi się ręce trzęsły
Mrs. Brown przeszła sobie koło nas, nie zaszczyciwszy nawet jednym spojrzeniem i ulicą podreptała w dół, a my za nią
fotka beznadziejna ale poglądowa
doszła do wiaty i wspięła się na nią i tak sobie z góry na nas patrzyła a my na nią jak te cielęta wmalowane wrota
Reszta fot nie nadaje się do publikacji schrzaniłam z wrażenia
I tak sobie oglądamy oranutanicę, jak sobie lata z jednego filarka na drugi i różne rzeczy wyczynia Ale z lasu wynurza się kolejny strażnik i mówi, że tam, przy platformie są orangutany. No to ja biegiem na ścieżkę i jak chlustnął deszcz... jak z wiadra... A w cholerę z płaszczykiem przeciwdeszczowym, choć momentalnie jestem cała mokra Nie ma czasu zarzuciłam tylko chustkę na aparat, by się nie zalał i patrzyłam pod nogi, by się nie wyrżnąć na śliskich kamieniach czy korzeniach
Dobiegam.
Są!!!
Przez jakiś czas była mama z młodym i kilka młodych samców ze stada. I raptem zrobiło się poruszenie w liściach, wszystkie orangutany śmignęły w górę na bezpieczną odległość i pojawił się Szef
Właściciel stadka Anua:
Antenka, rozumiem te uczucia.
Przeżywałem to samo we wrześniu.
Boss cudowny
Jorguś
Oczka jak paciorki, buźka jak dwie połówki kokosa, niegolony zarost pod pachami. Miziołki. Pomyśleć , że to prawie my
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Dużą frajdę sprawiło mi oglądanie malucha z mamą( ok. czteroletniego) jak ludzkie dziecko Odchowanie młodego, zanim stanie się samodzielne, trwa 4-6 lat.