Świątynie obejrzane możemy ruszać dalej....Park Narodowy Black River Gorges to nasz następny cel.Niby odległość znów nie jest zbyt duża a jednak jedzie się długo.
Wtęp do Parku i treking jest darmowy jednak za rózne dodatkowe atrakcje trzeba już płacić i to nie mało jednak jeśli ktoś chce to może tu spędzić cały dzień bo atrakcji jest sporo.
My zdecydowaliśmy się tylko na krótką wędrówkę oby popodziwiać krajobrazy ,piekną roślinność i wodospady Chamarel.
Przy parkingu zaczynają się trasy piesze, którymi można dojść do wodospadu lub na punkt widokowy. Po ok 500 metrach, na rozgałęzieniu tras znajduje się fajne miejsce na piknik z możliwością kąpieli w rzece. Ze szczytu, na którym znajduje się punkt widokowy podziwiać można piękną panoramę wyspy. Cicho, pięknie i malowniczo.
To miejsce jest jak raj...Wodospady są ogromne, woda spada w dół na 100 metrów.
Muszę jednak szczerze powiedzieć ,że w tym miejscu zbyt dużo czasu nie spedziliśmy do chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do Rezerwatu 7 kolorów ziemi.Początkowo myśleliśmy,żeby jechać do miejsca gdzie ziemia ma 21 kolorów ale kierowca nam powiedział,że tam ziemia jest podbarwiona pod turystów i zdecydowanie lepszym wyborem jest Chamarel.
Chamarej to jedna z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych na Mauritiusie.
Wstęp tutaj jest płatny około 200 rupii.
W drodze tutaj krajobraz bardzo się zmieniał.Zaczęłą się wielka egzotyka a ziemia zaczęłą przybierać czerwony kolor co bardzo przypominało mi drogę na Anse Lazio cz do Doliny Majowej na Seszelach.Samo miasteczko Chamarel zamieszkałe jest przez kilkaset osób.Ludność zajmuje się głownie uprawą trzciny, ananasów i kawy. Jest to jedyne miejsce na wyspie, gdzie rośnie kawa i gdzie się ją produkuje. Kawa Chamarel ma specyficzny smak, który warty jest spróbowania dla smakoszy tego czarnego napoju.Na miejsu jest kawiarnia gdzie można tej kawy skosztować a cena jest przyzwoita -nie taka jak kawa z luwaka na Bali Chyba nie zależy im na zdzieraniu z turystów.
Można się tutaj rówmiez napić soku świeżo wyciskanego z trzciny cukrowej w tradycyjny sposób....a klimat tego miejsca jest bardzo przyjemny.
Wydmy stworzone z powulkanicznej ziemi mienią się kolorami: czerwony, brązowy, zielony, fioletowy, purpurowy, niebieski i żółty.Nie wiem czy wszystkie udało nam się zobaczyć ale byliśmy pod wrażeniem tego miejsca.
Dochodzi się tutaj małą dróżką obsadzoną kamieniami.Idzie się i nagle widzi kawałek terenu ogrodzony płotkiem. Po bliższym podejściu, w końcu ukazuje się kolorowa ziemia, której kolory zmienią się w zależności od nasłonecznienia w danym momencie i pory dnia. Niesamowity widok i wizualne wrażenie.
Kiedyś można było swobodnie spacerować po tych kolorowych"wydmach" ale obecnie ze względu na coraz większy natłok turystów wokoło postawiono ogrodzenie co wcale nie psuje cudownego klimatu jaki tutaj panuje.
Można tutaj też podziwiać żółwie olbrzymie. Te niestety są ogrodzone ale warto do nich zajrzeć. Co ciekawe żółwie zostały sprowadzone z Seszeli ale teraz ciężko sobie wyobrazić Mauritius bez nich.
Nam akurat to miejsce z zagrodą z żółwiami nie bardzo się spodobało bo cały czas mamy w pamięci cudowne seszelskie żółwie na Curieuse Islad gdzie w ilości 100 sztuk swobodnie sobie spacerowały po wyspie.
Za to kolorowa ziemia zachwycała nas niezmiennie))
Nelciu...ekipa czwórkowa niezmienna od 20 lat dwie osoby doszły do nas jakieś dwa lata temu i mam nadzieję,że natępne wyjazdy będą juz w takim gronie.
Ruszamy dalej...
Nim zmienimy miejscówkę bo teraz powinniśmy to zrobić zabieram Was w jeszcze jedno miejsce,o którym całkowicie zapomniałam pisząc relację a byliśmy tam chyba w czwartym albo piątym dniu pobytu czyli jechaliśmy pomieszkijąc jeszcze w Le Palmiste.
Płyniemy na Wyspe Jeleni i będzie to całkiemprzyjemny a nawet bardzo przyjemny dzień.
Na Ile aux Cerfs wypływamy z przeciwległej części Mauritiusa z przystani w TROU d’EAU DOUCE.Odległość znów nie wielka bo może z 40 km ale jedzie się około godziny więc kierowca zabiera nas z hotelu o ósmej-umawiał się na tą godzinę i był punktualnie.
Trou d'Eau Douce to mały port rybacki i główne miejsce skąd motorówką albo małym jachcikiem dopływa się do L’ile aux Cerfs.Miejsce jak na przystań fajne i w południe pewnie tutaj piękne lazurki ale z rana to miejsce nie robi wrażenia...ot taka typowa przystań zaraz przy ulicy.
Mamy tutaj troszkę czasu bo udało nam się przyjechać w miarę wcześnie to możemy troszkę się rozejrzeć.
Przyjeżdża sporo ludzi więc domyślamy się,że będzie stąd wypływał nie jeden katamaran.
Do katamaranów dopływa się łodziami...oj tych łodzi tutaj też przyszykowanych jest sporo.
Upchali nas na jedną z tych łodzi ... tą akurat wracaliśmy i to było już dosyc pózno i po pewnych przygodach ,o których pózniej ...stąd miny niektórych jak na zdjęciu
Uprzedzam jednak ,że to był cudownie spędzony dzień...
Basiu....jak dotrzesz na Mauritius to również Ci ten rejs polecam.
Katamaran bardzo fajny-nie jakiś kolos a na rejs się nadawał.Ludzi może z 20 osób no z załogą troszkę więcej.W cenie rejsu mamy drinki z lokalnego rumu,wino ,piwo i inne napoje -oczywiście wszystkich umilaczy rejsu jest do woli
Zostawiamy za sobą główną wyspę i czaczyna się zabawa.
Woda tutaj ma kolor obłędny-uwielbiam taki lazur a w dodatku cudownie przejrzysty gdzie widać na dnie biały piaseczek i rafy.
Widoki tutaj zachwycają.Płyniemy po lazurowej wodzie, która zmienia kolor w zależności od padania promieni słonecznych. Po drodze mijamy rybaków stojących i próbujących cos złowić, kiwają do nas z daleka.
Płynąc dalej mijamy małe wysepki z bujną roślinnością, nasze oczy chłoną obrazy i aż ciężko jest robić zdjęcia. Nie wiadomo co ująć, co wziąć w obiektyw.Ja jestem w swoim raju.
Świątynie obejrzane możemy ruszać dalej....Park Narodowy Black River Gorges to nasz następny cel.Niby odległość znów nie jest zbyt duża a jednak jedzie się długo.
Wtęp do Parku i treking jest darmowy jednak za rózne dodatkowe atrakcje trzeba już płacić i to nie mało jednak jeśli ktoś chce to może tu spędzić cały dzień bo atrakcji jest sporo.
My zdecydowaliśmy się tylko na krótką wędrówkę oby popodziwiać krajobrazy ,piekną roślinność i wodospady Chamarel.
Przy parkingu zaczynają się trasy piesze, którymi można dojść do wodospadu lub na punkt widokowy. Po ok 500 metrach, na rozgałęzieniu tras znajduje się fajne miejsce na piknik z możliwością kąpieli w rzece. Ze szczytu, na którym znajduje się punkt widokowy podziwiać można piękną panoramę wyspy. Cicho, pięknie i malowniczo.
To miejsce jest jak raj...Wodospady są ogromne, woda spada w dół na 100 metrów.
Muszę jednak szczerze powiedzieć ,że w tym miejscu zbyt dużo czasu nie spedziliśmy do chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do Rezerwatu 7 kolorów ziemi.Początkowo myśleliśmy,żeby jechać do miejsca gdzie ziemia ma 21 kolorów ale kierowca nam powiedział,że tam ziemia jest podbarwiona pod turystów i zdecydowanie lepszym wyborem jest Chamarel.
Chamarej to jedna z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych na Mauritiusie.
Wstęp tutaj jest płatny około 200 rupii.
W drodze tutaj krajobraz bardzo się zmieniał.Zaczęłą się wielka egzotyka a ziemia zaczęłą przybierać czerwony kolor co bardzo przypominało mi drogę na Anse Lazio cz do Doliny Majowej na Seszelach.Samo miasteczko Chamarel zamieszkałe jest przez kilkaset osób.Ludność zajmuje się głownie uprawą trzciny, ananasów i kawy. Jest to jedyne miejsce na wyspie, gdzie rośnie kawa i gdzie się ją produkuje. Kawa Chamarel ma specyficzny smak, który warty jest spróbowania dla smakoszy tego czarnego napoju.Na miejsu jest kawiarnia gdzie można tej kawy skosztować a cena jest przyzwoita -nie taka jak kawa z luwaka na Bali Chyba nie zależy im na zdzieraniu z turystów.
Można się tutaj rówmiez napić soku świeżo wyciskanego z trzciny cukrowej w tradycyjny sposób....a klimat tego miejsca jest bardzo przyjemny.
Wydmy stworzone z powulkanicznej ziemi mienią się kolorami: czerwony, brązowy, zielony, fioletowy, purpurowy, niebieski i żółty.Nie wiem czy wszystkie udało nam się zobaczyć ale byliśmy pod wrażeniem tego miejsca.
Dochodzi się tutaj małą dróżką obsadzoną kamieniami.Idzie się i nagle widzi kawałek terenu ogrodzony płotkiem. Po bliższym podejściu, w końcu ukazuje się kolorowa ziemia, której kolory zmienią się w zależności od nasłonecznienia w danym momencie i pory dnia. Niesamowity widok i wizualne wrażenie.
Kiedyś można było swobodnie spacerować po tych kolorowych"wydmach" ale obecnie ze względu na coraz większy natłok turystów wokoło postawiono ogrodzenie co wcale nie psuje cudownego klimatu jaki tutaj panuje.
Można tutaj też podziwiać żółwie olbrzymie. Te niestety są ogrodzone ale warto do nich zajrzeć. Co ciekawe żółwie zostały sprowadzone z Seszeli ale teraz ciężko sobie wyobrazić Mauritius bez nich.
Nam akurat to miejsce z zagrodą z żółwiami nie bardzo się spodobało bo cały czas mamy w pamięci cudowne seszelskie żółwie na Curieuse Islad gdzie w ilości 100 sztuk swobodnie sobie spacerowały po wyspie.
Za to kolorowa ziemia zachwycała nas niezmiennie))
Tak nam minął ostani dzień pobytu w Trou auz Biches gdzie wieczorki spędzaliśmy na plaży czekając na jakiś magiczny zachód słonka.
Magii nie było ale przyjemnie i owszem
Jak to magii nie było? A na zdjęciach to co? Cudowne widoczki!
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Przyjemnie powspominać !! Widać że cieszycie się każdą chwilą , super czy to twoja stała ekipa na wyjazdy ?
Foty piękne
No trip no life
Nelciu...ekipa czwórkowa niezmienna od 20 lat dwie osoby doszły do nas jakieś dwa lata temu i mam nadzieję,że natępne wyjazdy będą juz w takim gronie.
Ruszamy dalej...
Nim zmienimy miejscówkę bo teraz powinniśmy to zrobić zabieram Was w jeszcze jedno miejsce,o którym całkowicie zapomniałam pisząc relację a byliśmy tam chyba w czwartym albo piątym dniu pobytu czyli jechaliśmy pomieszkijąc jeszcze w Le Palmiste.
Płyniemy na Wyspe Jeleni i będzie to całkiemprzyjemny a nawet bardzo przyjemny dzień.
Na Ile aux Cerfs wypływamy z przeciwległej części Mauritiusa z przystani w TROU d’EAU DOUCE.Odległość znów nie wielka bo może z 40 km ale jedzie się około godziny więc kierowca zabiera nas z hotelu o ósmej-umawiał się na tą godzinę i był punktualnie.
Trou d'Eau Douce to mały port rybacki i główne miejsce skąd motorówką albo małym jachcikiem dopływa się do L’ile aux Cerfs.Miejsce jak na przystań fajne i w południe pewnie tutaj piękne lazurki ale z rana to miejsce nie robi wrażenia...ot taka typowa przystań zaraz przy ulicy.
Mamy tutaj troszkę czasu bo udało nam się przyjechać w miarę wcześnie to możemy troszkę się rozejrzeć.
Przyjeżdża sporo ludzi więc domyślamy się,że będzie stąd wypływał nie jeden katamaran.
Do katamaranów dopływa się łodziami...oj tych łodzi tutaj też przyszykowanych jest sporo.
Upchali nas na jedną z tych łodzi ... tą akurat wracaliśmy i to było już dosyc pózno i po pewnych przygodach ,o których pózniej ...stąd miny niektórych jak na zdjęciu
Uprzedzam jednak ,że to był cudownie spędzony dzień...
I za minutkę przesadzili na katamaran ))
Uwielbiam wycieczki katamaranem.
basia35
Basiu....jak dotrzesz na Mauritius to również Ci ten rejs polecam.
Katamaran bardzo fajny-nie jakiś kolos a na rejs się nadawał.Ludzi może z 20 osób no z załogą troszkę więcej.W cenie rejsu mamy drinki z lokalnego rumu,wino ,piwo i inne napoje -oczywiście wszystkich umilaczy rejsu jest do woli
Zostawiamy za sobą główną wyspę i czaczyna się zabawa.
Woda tutaj ma kolor obłędny-uwielbiam taki lazur a w dodatku cudownie przejrzysty gdzie widać na dnie biały piaseczek i rafy.
Widoki tutaj zachwycają.Płyniemy po lazurowej wodzie, która zmienia kolor w zależności od padania promieni słonecznych. Po drodze mijamy rybaków stojących i próbujących cos złowić, kiwają do nas z daleka.
Płynąc dalej mijamy małe wysepki z bujną roślinnością, nasze oczy chłoną obrazy i aż ciężko jest robić zdjęcia. Nie wiadomo co ująć, co wziąć w obiektyw.Ja jestem w swoim raju.