Przed wyjazdem musiałem wyrobić sobie żółtą książeczkę i zaszczepić się na wszystkie możliwe choroby. Wielu z nas pewnie to zrobiło przed wyjazdem do "ciepłych krajów", więc wiemy ile to kosztuje. Żaden NFZ tego nie chce refundować, no bo niby dlaczego miałby płacić na czyjeś fanaberie. Również przed malarią trzeba się chronić łykając Malarone. Puzderko z 8 tabletkami kosztowało chyba ze 180zł, a na cały wyjazd potrzebne mi było ich kilka. Najlepszy jednak był pan doktor z jednej z renomowanych klinik, który wprost powiedział mi, że to zwykłe naciąganie pacjentów przez koncerny farmaceutyczne. Wątroba gorzej to będzie znosić. Ja jednak wolałem dmuchać na zimne i jak bozia przykazała zjadałem tabletkę po tabletce... *laugh3*
Wracając jednak do hotelu. Pierwsze chwile grzecznie poddawałem się wszystkim zaleceniom ochrony, aby nie opuszczać obiektu. W sumie na początku to mi się nawet podobało. Wygodny pokój, restauracje, drink bary, orzeszki macadamia w barku za 10$, biuro na miejscu, klimatyzacja, basen, a nawet night club z miłymi paniami do towarzystwa *Krol* Dla mnie to jednak było wciąż za mało.
Widok z hotelowego pokoju
Wciąż nie widziałem prawdziwego Lagos, tylko widok z hotelowej palarni.
Ciekawostką, chociaż nie tylko hotelową jest również zjawisko przerw w dopływie prądu. W ciągu doby kilkakrotnie gaśnie światło w całym hotelu. Do 30 sekund trwała przerwa i następowało ponowne włączenie zasilania. Oczywiście, jeśli ktoś w tym czasie przebywał w windzie musiał cierpliwie odczekać, po czym zjechać do piwnicy i ponownie "zamówić kurs".
Ktoś mi to próbował wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Ponoć państwo zabezpiecza ok. 40% zapotrzebowania na energię elektryczną. Resztę odbiorcy muszą sobie wyprodukować sami i stąd powstają przerwy w zasilaniu. Jest to czas na włączenie generatorów i "uzupełnienie prądu w sieci". Te generatory są niestety zmorą tego miasta, a posiada je w zasadzie każde gospodarstwo domowe, biura i przemysł.
Przez gąszcz kabli przepływa 40% zapotrzebowania na energię. Resztę trzeba samemu wyprodukować
No Andrew, ale o tych paniach tj milych paniach do towarzystwa to nic mi wczesniej nie wspominales
ciekawe czym mnie tu jeszcze zaskoczysz he he
a tak w ogóle, to masz fajne pióro przyjemnie sie ciebie czyta ..
A pokazesz nam troche lokalesów ? moga byc te miłe panie na przyklad ..
Nel, wszystko w swoim czasie. Póki co dopiero przyleciałem na miejsce i "męczę się" w "złotej klatce". Ciężko pracuję nad tym, żeby F. zabrał mnie na M.Tour
W rzeczy samej żywot w eleganckim hotelu na koszt podatnika nie jeden mógłby wieść w nieskończoność.
Panie "od windy" - niczego sobie
Inne panie umilały pobyt wykonując różne harce...
Samochody też niezłe...
A ja, póki co, kontaktuję się ze światem zewnętrznym z poziomu hotelowej palani, która jest... na zewnątrz. Wciąż namawiam moich współtowarzyszy ze starego kontynentu, aby urwać się na miasto. Mam już dosyć rozwiązywania problemów głodujących i spragnionych, dostępu do nowych technologii czy zasobów wody na pustyni
W końcu dotarłem do głównego Bossa, który na moją prośbę przystał bez wahania.
O żesz w pytkę renifera
Tego tu jesio nie grali
Dobra to ja się lece uczesać bo przeca jakoś musza wyglądać siedząc obok Momisławy mom przynajmij tako nadzieja że miejscówa do mnie trzymała
Endrju....dajesz
"Nadzieja to największe skur......two jakie wyszło z puszki Pandory"....
basia35
Szczepienia.
Przed wyjazdem musiałem wyrobić sobie żółtą książeczkę i zaszczepić się na wszystkie możliwe choroby. Wielu z nas pewnie to zrobiło przed wyjazdem do "ciepłych krajów", więc wiemy ile to kosztuje. Żaden NFZ tego nie chce refundować, no bo niby dlaczego miałby płacić na czyjeś fanaberie. Również przed malarią trzeba się chronić łykając Malarone. Puzderko z 8 tabletkami kosztowało chyba ze 180zł, a na cały wyjazd potrzebne mi było ich kilka. Najlepszy jednak był pan doktor z jednej z renomowanych klinik, który wprost powiedział mi, że to zwykłe naciąganie pacjentów przez koncerny farmaceutyczne. Wątroba gorzej to będzie znosić. Ja jednak wolałem dmuchać na zimne i jak bozia przykazała zjadałem tabletkę po tabletce... *laugh3*
Wracając jednak do hotelu. Pierwsze chwile grzecznie poddawałem się wszystkim zaleceniom ochrony, aby nie opuszczać obiektu. W sumie na początku to mi się nawet podobało. Wygodny pokój, restauracje, drink bary, orzeszki macadamia w barku za 10$, biuro na miejscu, klimatyzacja, basen, a nawet night club z miłymi paniami do towarzystwa *Krol* Dla mnie to jednak było wciąż za mało.
Widok z hotelowego pokoju
Wciąż nie widziałem prawdziwego Lagos, tylko widok z hotelowej palarni.
Ciekawostką, chociaż nie tylko hotelową jest również zjawisko przerw w dopływie prądu. W ciągu doby kilkakrotnie gaśnie światło w całym hotelu. Do 30 sekund trwała przerwa i następowało ponowne włączenie zasilania. Oczywiście, jeśli ktoś w tym czasie przebywał w windzie musiał cierpliwie odczekać, po czym zjechać do piwnicy i ponownie "zamówić kurs".
Ktoś mi to próbował wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Ponoć państwo zabezpiecza ok. 40% zapotrzebowania na energię elektryczną. Resztę odbiorcy muszą sobie wyprodukować sami i stąd powstają przerwy w zasilaniu. Jest to czas na włączenie generatorów i "uzupełnienie prądu w sieci". Te generatory są niestety zmorą tego miasta, a posiada je w zasadzie każde gospodarstwo domowe, biura i przemysł.
Przez gąszcz kabli przepływa 40% zapotrzebowania na energię. Resztę trzeba samemu wyprodukować
No Andrew, ale o tych paniach tj milych paniach do towarzystwa to nic mi wczesniej nie wspominales
ciekawe czym mnie tu jeszcze zaskoczysz he he
a tak w ogóle, to masz fajne pióro przyjemnie sie ciebie czyta ..
A pokazesz nam troche lokalesów ? moga byc te miłe panie na przyklad ..*girl_devil* *girl_devil*
No trip no life
Nel, wszystko w swoim czasie. Póki co dopiero przyleciałem na miejsce i "męczę się" w "złotej klatce". Ciężko pracuję nad tym, żeby F. zabrał mnie na M.Tour
Andrew, jedziemy na tour ? aż się boję jak tam bedzie ..
No trip no life
Endrju to się chyba z tymi paniami w windzie zastopował
"Nadzieja to największe skur......two jakie wyszło z puszki Pandory"....
W rzeczy samej żywot w eleganckim hotelu na koszt podatnika nie jeden mógłby wieść w nieskończoność.
Panie "od windy" - niczego sobie
Inne panie umilały pobyt wykonując różne harce...
Samochody też niezłe...
A ja, póki co, kontaktuję się ze światem zewnętrznym z poziomu hotelowej palani, która jest... na zewnątrz. Wciąż namawiam moich współtowarzyszy ze starego kontynentu, aby urwać się na miasto. Mam już dosyć rozwiązywania problemów głodujących i spragnionych, dostępu do nowych technologii czy zasobów wody na pustyni
W końcu dotarłem do głównego Bossa, który na moją prośbę przystał bez wahania.
Panie od windy, niczego sobie a jaka byla ich rola ? w windzie mam na mysli..
No trip no life
Hej Andrew ,
nie zaniedbuj nas tutaj
No trip no life