Żółtymi busikami nie pozwolono mi pojechać, strasznie żałuję, ale... no cóż...
Nigeria, jest to jednak trzeci świat, chociaż w wielu miejscach można się zdziwić. Przykładowo drogi. Jest sporo szerokich arterii zbudowanych z rozmachem, pomysłowo i z głową. Laguna, która wdziera się w miasto jest doskonałym miejscem, by na wodzie właśnie, na palach zbudować autostradę (no może drogę klasy "S" w polskim rozumieniu). Na takiej, wolnej od zabudowy przestrzeni można pewnie zbudować i ze sto takich dróg. Tylu ich nie ma, ale są.
Wybierając się w podróż po Lagos trzeba uzbroić się w nielada cierpliwość. Korki na mieście są niemiłosierne. Po drogach pętają się sprzedawcy dosłownie wszystkiego: słodyczy, bananów, baloników na druciku, warzyw, owoców (miłości), wszystkiego. Podziwiam kierowców, chociaż trąbienie jest tu na porządku dziennym. Nic to kompletnie nie daje, ale kierowcy to lubią.
Jest też sporo rezydencji, mniej lub bardziej zamożnych. Większość jednak znajduje się za wysokim murem zabezpieczonym drutem kolczastym. Generalnie wszyscy się tu czegoś boją. Nie wiem: napadów, kradzieży, porwań dla okupu... Trudno powiedzieć. Nowopoznany przeze mnie kolega, manager kilku restauracji w moim hotelu (nota bene Polak), powiedział mi, że każdego roku, w niewyjaśnionych okolicznościach znika około 20 tyś ludzi. Tyle jest zarejestrowanych zgłoszeń. Ilu znika naprawdę? No i czy znikają, czy zwyczajnie emigrują gdzieś tam? Zwykłe transfery lotniskowe czy przejazd po mieście zawsze musi być zorganizowany w asyście ochrony. Dla mnie jest to zwykłe naciąganie obcokrajowców na kasę, a każdy z nich podróżuje z ochroną. Ja byłem na mieście, chodziłem między ludźmi, rozmawiałem i robiłem z nimi zdjęcia, i jakoś nic mi się nie stało. Pewnie jestem odbierany tylko jako gruba ryba, ale nie VIP, który nie wie, co robić z kasą i dlatego mogłem czuć się bezpiecznie.
Zakupy na ulicy
W pierwszej chwili myślałem, że to jakiś sex shop z dmuchanymi lalkami. Myliłem się, że zwykłe manekiny, a reklama to przeciez dźwignia handlu.
To nie jest sex shop.
Kiedyś nauczyłem się, że wielu ludzi, szczególnie wyznawców islamu boi się "złego spojrzenia" i dlatego, gdy tylko spotka się wzrok, należy się uśmiechnąć. Oni natychmiast odwzajemniają uśmiech. Ta forma prewencyjnego uśmiechu gwarantuje pozytywne nastawienie i teoretycznie bezpieczeństwo. Wielu wtedy kłania się, pozdrawia, zagaduje, Good morning Sir, How are you, Sir... W Polsce jest zgoła inaczej.
Oni mają chyba inne kwasy w żołądkach i takie ruszające się jedzonko im nie szkodzi
u nas jest niedaleko bakutil i tam jest podobny zapaszek jak u nich na bazarze mięsnym,konkretniej wspominam Egipt.
a ja się zawsze zastanawiam, czy takie mięso z nturalnymi bakteriami nie byłoby zdrowsze dla naszego żołądka, niż ta cała chemia , którą faszerują nasze ładne mięsko w marketach..:)
Bo w sumie te mięso idzie na grilla, więc bakterie giną . Bardziej chyba odrzuca nas brak "europejskiej" estetyki, bo kto wie może to jest najlepszy rzeźnik w mieście
Momita w poprzednim wpisie słusznie zapytała o jedzenie... Podczas każdej podróży należy spróbować lokalnej kuchni. Nigeryjska nie należy do nazbyt wyszukanej i opiera się raczej na "podstawie skrobiowej", a mięsko czy ryby są czasami dodatkiem. Wszystko jest okropnie pikantne, że trudno właściwie uchwycić smak. Fish pepper soup wcale nie smakuje jak zupa rybna, tylko jak kilo pieprzu w talerzu rosołu o zapachu ryby. Każde mięso piecze/pali w krtani niemiłosiernie, a jedynym ukojeniem bywa "zielsko”, czyli surówka. Manager z hotelowych restauracji wytłumaczył mi, dlaczego Nigeryjczycy tak lubią spicy dishes. Odpowiedź jest bardzo prosta: pieprzem i przyprawami zabija się smak i zapach zepsutego mięsa. Oczywiście - jak natychmiast zaznaczył - w naszym hotelu wszystko jest świeże.
Pewnego razu zszedłem do hotelowej restauracji coś przekąsić. Oczywiście byłem przygotowany na coś pieprzowego. Robię przegląd garów, wszędzie takie na pół wyjedzone, ale zawartość jednego gara prawie nie tknięta. Zastanowiło mnie to dlaczego akurat to danie nie cieszy się powodzeniem. No i okazało się, że właśnie do tego mięska kucharz chyba zapomniał dosypać kilograma pieprzu... Boże, jaki byłem szczęśliwy
Są oczywiście też smaczne dania, typu grilowane banany, pyszne ciastka, różnej maści orzechy, soczyste i świeże ananasy, pomarańcze, itd. Chciałem jeszcze skosztować prawdziwych bananów wielkości nogi od krzesła. Sprzedają je tutaj na każdym targowisku. Ciekaw byłym czy różnią się smakiem od naszych krajowych, dojrzewających w atmosferze azotu.
Jak się okazało, smakują podobnie jak nasze czyli posłodzony gotowany ziemniak
Wszędzie kwitnie uliczny biznes. Oczywiście są galerie handlowe z markowymi sklepami, ale są one nieliczne i nie dla wszystkich. Z reguły zaopatrują się w nich cudzoziemcy, chociaż z tego co zauważyłem jest też sporo miejscowych. Ceny oczywiście są europejskie wyrażone w miejscowych naira. Naira to waluta nigeryjska, w 2014r za 100 NGN trzeba było zapłacić ok. 1,87 PLN (obecnie ok 2zł). Nowsze banknoty wykonane są z plastiku (jakiś polimer), aby tak łatwo nie ulegały zniszczeniu.
Interesy na ulicach Lagos
Dla mnie największym szokiem był uliczny sklep, w którym sprzedawano trumny.
Na ulicy kwitnie przemysł funeralny
Zaspany koleś, którego obudziliśmy zachęcał mnie do przymiarki, czyli kazał mi wleźć do trumny i sprawdzić czy będzie dla mnie pasować. Na miejscu można zamówić transport, miejsce pochówku i laudację na temat zmarłego (po dostarczeniu kilku szczegółów z biografii)
Prawdziwa egzotyka
Oni mają chyba inne kwasy w żołądkach i takie ruszające się jedzonko im nie szkodzi
u nas jest niedaleko bakutil i tam jest podobny zapaszek jak u nich na bazarze mięsnym,konkretniej wspominam Egipt.
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.
Janjus....nasz "kofffffany" sanepid miałby tam raj na ziemi
"Nadzieja to największe skur......two jakie wyszło z puszki Pandory"....
Żółtymi busikami nie pozwolono mi pojechać, strasznie żałuję, ale... no cóż...
Nigeria, jest to jednak trzeci świat, chociaż w wielu miejscach można się zdziwić. Przykładowo drogi. Jest sporo szerokich arterii zbudowanych z rozmachem, pomysłowo i z głową. Laguna, która wdziera się w miasto jest doskonałym miejscem, by na wodzie właśnie, na palach zbudować autostradę (no może drogę klasy "S" w polskim rozumieniu). Na takiej, wolnej od zabudowy przestrzeni można pewnie zbudować i ze sto takich dróg. Tylu ich nie ma, ale są.
Wybierając się w podróż po Lagos trzeba uzbroić się w nielada cierpliwość. Korki na mieście są niemiłosierne. Po drogach pętają się sprzedawcy dosłownie wszystkiego: słodyczy, bananów, baloników na druciku, warzyw, owoców (miłości), wszystkiego. Podziwiam kierowców, chociaż trąbienie jest tu na porządku dziennym. Nic to kompletnie nie daje, ale kierowcy to lubią.
Jest też sporo rezydencji, mniej lub bardziej zamożnych. Większość jednak znajduje się za wysokim murem zabezpieczonym drutem kolczastym. Generalnie wszyscy się tu czegoś boją. Nie wiem: napadów, kradzieży, porwań dla okupu... Trudno powiedzieć. Nowopoznany przeze mnie kolega, manager kilku restauracji w moim hotelu (nota bene Polak), powiedział mi, że każdego roku, w niewyjaśnionych okolicznościach znika około 20 tyś ludzi. Tyle jest zarejestrowanych zgłoszeń. Ilu znika naprawdę? No i czy znikają, czy zwyczajnie emigrują gdzieś tam? Zwykłe transfery lotniskowe czy przejazd po mieście zawsze musi być zorganizowany w asyście ochrony. Dla mnie jest to zwykłe naciąganie obcokrajowców na kasę, a każdy z nich podróżuje z ochroną. Ja byłem na mieście, chodziłem między ludźmi, rozmawiałem i robiłem z nimi zdjęcia, i jakoś nic mi się nie stało. Pewnie jestem odbierany tylko jako gruba ryba, ale nie VIP, który nie wie, co robić z kasą i dlatego mogłem czuć się bezpiecznie.
Zakupy na ulicy
W pierwszej chwili myślałem, że to jakiś sex shop z dmuchanymi lalkami. Myliłem się, że zwykłe manekiny, a reklama to przeciez dźwignia handlu.
To nie jest sex shop.
Kiedyś nauczyłem się, że wielu ludzi, szczególnie wyznawców islamu boi się "złego spojrzenia" i dlatego, gdy tylko spotka się wzrok, należy się uśmiechnąć. Oni natychmiast odwzajemniają uśmiech. Ta forma prewencyjnego uśmiechu gwarantuje pozytywne nastawienie i teoretycznie bezpieczeństwo. Wielu wtedy kłania się, pozdrawia, zagaduje, Good morning Sir, How are you, Sir... W Polsce jest zgoła inaczej.
Uśmiechnięte, ale i potargane fryzjerki z Lagos
a ja się zawsze zastanawiam, czy takie mięso z nturalnymi bakteriami nie byłoby zdrowsze dla naszego żołądka, niż ta cała chemia , którą faszerują nasze ładne mięsko w marketach..:)
Bo w sumie te mięso idzie na grilla, więc bakterie giną . Bardziej chyba odrzuca nas brak "europejskiej" estetyki, bo kto wie może to jest najlepszy rzeźnik w mieście
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Andrew, to byłeś prawdziwy SIR ?? od dziś będę ci kawę robić he he
No trip no life
O jedzeniu...
Momita w poprzednim wpisie słusznie zapytała o jedzenie... Podczas każdej podróży należy spróbować lokalnej kuchni. Nigeryjska nie należy do nazbyt wyszukanej i opiera się raczej na "podstawie skrobiowej", a mięsko czy ryby są czasami dodatkiem. Wszystko jest okropnie pikantne, że trudno właściwie uchwycić smak. Fish pepper soup wcale nie smakuje jak zupa rybna, tylko jak kilo pieprzu w talerzu rosołu o zapachu ryby. Każde mięso piecze/pali w krtani niemiłosiernie, a jedynym ukojeniem bywa "zielsko”, czyli surówka. Manager z hotelowych restauracji wytłumaczył mi, dlaczego Nigeryjczycy tak lubią spicy dishes. Odpowiedź jest bardzo prosta: pieprzem i przyprawami zabija się smak i zapach zepsutego mięsa. Oczywiście - jak natychmiast zaznaczył - w naszym hotelu wszystko jest świeże.
Pewnego razu zszedłem do hotelowej restauracji coś przekąsić. Oczywiście byłem przygotowany na coś pieprzowego. Robię przegląd garów, wszędzie takie na pół wyjedzone, ale zawartość jednego gara prawie nie tknięta. Zastanowiło mnie to dlaczego akurat to danie nie cieszy się powodzeniem. No i okazało się, że właśnie do tego mięska kucharz chyba zapomniał dosypać kilograma pieprzu... Boże, jaki byłem szczęśliwy
Są oczywiście też smaczne dania, typu grilowane banany, pyszne ciastka, różnej maści orzechy, soczyste i świeże ananasy, pomarańcze, itd. Chciałem jeszcze skosztować prawdziwych bananów wielkości nogi od krzesła. Sprzedają je tutaj na każdym targowisku. Ciekaw byłym czy różnią się smakiem od naszych krajowych, dojrzewających w atmosferze azotu.
Jak się okazało, smakują podobnie jak nasze czyli posłodzony gotowany ziemniak
...wracając do lagoskiej ulicy...
Wszędzie kwitnie uliczny biznes. Oczywiście są galerie handlowe z markowymi sklepami, ale są one nieliczne i nie dla wszystkich. Z reguły zaopatrują się w nich cudzoziemcy, chociaż z tego co zauważyłem jest też sporo miejscowych. Ceny oczywiście są europejskie wyrażone w miejscowych naira. Naira to waluta nigeryjska, w 2014r za 100 NGN trzeba było zapłacić ok. 1,87 PLN (obecnie ok 2zł). Nowsze banknoty wykonane są z plastiku (jakiś polimer), aby tak łatwo nie ulegały zniszczeniu.
Interesy na ulicach Lagos
Dla mnie największym szokiem był uliczny sklep, w którym sprzedawano trumny.
Na ulicy kwitnie przemysł funeralny
Zaspany koleś, którego obudziliśmy zachęcał mnie do przymiarki, czyli kazał mi wleźć do trumny i sprawdzić czy będzie dla mnie pasować. Na miejscu można zamówić transport, miejsce pochówku i laudację na temat zmarłego (po dostarczeniu kilku szczegółów z biografii)
Łał, ale wyprawa. Prawdziwa, mocno ekstremalna egzotyka. Z wielką przyjemnością poczytałam i pooglądałam. No i czekam na więcej.
Andrew, super ze kontynuujesz pisanie . To chyba dla wszystkich totalna egzotyka
A ten gosciu to spal w trumnie ? znalazles jakis rozmiar dla siebie ?
No trip no life