i doszlismy prawie do końca Wąwozu; z tego miejsca widać jaką wysokość mniej więcej pokonalismy....
i wychodzimy na wychodzimy na Dubantowską Dolinkę, której znakiem charakterystycznym są tzw "Kamienne Księgi" , wielkie, bazaltowe skały poukładane jakby "jedne na drugich"
Stara łemkowska legenda mówi, że w tych "Księgach" zapisane są losy wszystkich ludzi świata! , ale nikt nie potrafi tego odczytać. Jak dotąd udało się to tylko jednej osobie - staremu popowi z Wielkiego Lipnika na Słowacji, ale Bóg nie chcąc dopuścić do tego, żeby ludzie poznali swoją przyszłość, odebrał mu mowę i.... dalej nic nie wiemy....
odpoczynek na "Kamiennych Księgach"
i w tym miejscu kończy się Wawóz Homole... większość turystów wraca ta samą drogą, tym razem w dół wąwozu schodząc sobie do poczatkowego odcinka, ale szlak zielony nie kończy sie tutaj tylko biegnie dalej, rozwidlając się potem na kilka kolejnych szlaków..
no i rodzi się pytanie co dalej? wracamy w dół na parking? czy idziemy przed siebie?
Małż kiwa ramionami i mówi: jak chcesz! ; ja pytam o kolano? odpowiedź, że jest ok nie pozostawia więc złudzeń co do mojej decyzji
niestety już po kilku metrach za polaną Dubantowskiej Dolinki zaczyna się..... tym razem nieco ostrzej pod górę, po kamlunach i korzeniach, ale.... ilość gliniatego błota, jakie pokazało się tu niewiadomo skąd? napawa nas trwogą.... brniemy dalej pod górę po tym błocku i obślizgłych kamieniach.... up..up.... ; jestem zła , bo to był mój pomysł, i nie wypada teraz się wycofywać , więc milczę jak grób i udaje twardziela! ale najchętniej bym zawróciła, tym bardziej, że dalszego szlaku nie znam, bo nie sprawdziłam co dalej? i nie bardzo wiadomo, gdzie tędy dojdziemy?
ale na szczęście jakiś drogowskaz na drzewie informuje nas strzałką że jeszcze 500 metrów do jakiejś Polany Bukowinki i do bacówki; uff.... to to dalej leziemy uciaprani w tym błocku
najgorzej, że jest tak ślisko, że idziemy jak po lodzie
na tym zdjęciu tego jakoś nie widać, ale pokazuję moje utytłane w błocie łapy, bo przed chwilą o mało nie padłam w tą ciecz...ale zdążyłam podeprzeć się gołymi rękami kamlunów!
no i w końcu wyłazimy z tego lasu i docieramy do celu....
przed nami Bukowinki....
buty i spodnie uchlapane w błocku, ale co tam!
w dole widoczne Jaworki, gdzie musimy się dostać , bo pod Homolami zostawilismy samochód....
ale mamy tu knajpę, Bacówkę, więc na jakieś 1,5 godzinki zostajemy.....
łazimy tam trochę po polanie; Małż się "przykleił" do Bacówki w której sobie uciął pogawędkę z takim starszym dziadkiem, a ja poszłam na kawkę i napawałam sie widoczkami....
i znajdujemy drogę w dół i schodzimy pieszo do Jaworek...
widoczny ładnie zabytkowy kosciół jana Chrzciciela w Jaworkach, który kiedyś był dawną łemkowską cerkwią greckokatolicką, zbudowaną w 1798
póxniej jeździliśmy tam kilkakrotnie, bo chciałam zobaczyć piękny "błękitny" ikonastas cerkiewny, ale niestety za kazdym razem było zamkniete, dowiedzieliśmy się że otwarte tylko w czasie niedzielnych nabożeństw.
( zrobiłam zdjęcie zdjęcia, które tam wisiało w pobliżu na tablicy parafialnej)
i zeszlismy do Jaworek
i tak zakończylismy naszą wędrowkę po Homolach i odkrytej niespodziewanie Bukowince
Asia, Ala, tak... no troszku tego błotka tam było.... ale jakoś " do przeżycia"
Po Homolach i polanie Bukowinki , czyli naturalnym obliczu regionu, czas na Pieniny kulturalnie...
wrócilismy do pensjonatu na obiadek, później Małż, leniuch jeden zaległ na kanapie ze swoim laptopem..... i mówi mi, że teraz ma czas na relaks! ; ja swojego lapka w ogóle nie wzięłam z domu, więc idę sobie sama na spacerek; a spacerując nad Grajcarkiem, przypadkowo odkryłam po jego drugiej stronie i to prawie vis a vis naszego Pensjonatu - takie ciekawe miejsce....
w małej stareńkiej jak świat stodole, właściciele urządzili niezwykle klimatyczną galerię prac lokalnych artystów, o wdzięcznej nazwie "Krzywa Jabłonka" , to taka i galeria i sklepik, dwa w jednym , ale ceny.... - no rękodzieło kosztuje, wiadomo...., ale jakoś niczego tam nie kupiłam właśnie z powodu tychże! ;
Poszłam tak z ciekawości ....furtka zakluczona na głucho , dzwonię więc.... Pańcia otwiera "na życzenie" jak ktoś przyjdzie, a że przestało mnie już dziwić, że tam wszędzie NIKOGO NIE MA! , to bez obawy weszłam ....
miejsce zaintrygowało mnie tym "na szkle malowanym" , bo lubie takie rzeczy, a sama taką techniką na szkle nie maluję, wiec tym bardziej to dla mnie ciekawe....
no i te malunki na szkle.... no fajne! niecodzienne...
i po obejrzeniu wszystkiego żegnam się z "Krzywą Jabłonką" ; dochodzi zmierzch, bo dni w październiku niestety sa krótkie, ale jest jeszcze widno, więc do zmroku posrtanawiam pobłąkać się trochę
idę sobie jeszcze nad Grajcarek w malownicze miejsce gdzie szczawnicki potok wpada do Dunajca
przybywających do Szczawnicy wita tutaj znana skała Kotuńka wystająca z Dunajca , na szczycie której postawiono dużą drewnianą rzeźbę Górala
Jak z wieloma skałami pienińskimi, tak i z Kotuńką związana jest legenda. według której, diabeł niósł ogromny głaz, który zamierzał zrzucić na Zamek Pieniński na Zamkowej Górze, w którym przed Tatarami ukrywała się św. Kinga; jednak zamiar ten udaremnił mu kogut, który zapiał i cała moc diabelska opuściła go. Opuszczony przez diabła kamień wpadł do rzeki nie czyniąc nikomu szkody i szczawniczanie mają odtąd swoją Kotuńkę!
zaglądam na jakieś czynne jeszcze straganiki...
no prawie jak meksykańskie haftowane huipil'e ! tylko w wersji pienińskiej ....
kwiatowy herb miasta (tzn. był kwiatowy... teraz juz tylko takie "pozostałości"
w Szczawnicy, w wielu miejscach znajdziemy też takie zielone i kolorowe "kwiatowe zwierzaki", niestety o tej porze roku nie sa już takie piękne i barwne jak latem ; raczej przekwitając zaczynają straszyć ...
i słynna szczawnicka "Wiewiórka" w samyym centrum miasta!
i kubeczek
a jutro (albo może dziś wieczorem?) zaproszę Was na kolejne odkrywanie pienińskich uroków...
hi, hi... , Radek, no nie potańczyłam.... zwłaszcza po "irlandzku" w podskokach , miałam ..... nieodpowiednie buciki
Aluś, no naprawdę nie do wiary! ale nikogusieńko tam nie było! dla nas to... fajnie! wcale się nie zmartwiliśmy!
Piea
no to dalej nurkujemy w te Homole
i doszlismy prawie do końca Wąwozu; z tego miejsca widać jaką wysokość mniej więcej pokonalismy....
i wychodzimy na wychodzimy na Dubantowską Dolinkę, której znakiem charakterystycznym są tzw "Kamienne Księgi" , wielkie, bazaltowe skały poukładane jakby "jedne na drugich"
Stara łemkowska legenda mówi, że w tych "Księgach" zapisane są losy wszystkich ludzi świata! , ale nikt nie potrafi tego odczytać. Jak dotąd udało się to tylko jednej osobie - staremu popowi z Wielkiego Lipnika na Słowacji, ale Bóg nie chcąc dopuścić do tego, żeby ludzie poznali swoją przyszłość, odebrał mu mowę i.... dalej nic nie wiemy....
odpoczynek na "Kamiennych Księgach"
i w tym miejscu kończy się Wawóz Homole... większość turystów wraca ta samą drogą, tym razem w dół wąwozu schodząc sobie do poczatkowego odcinka, ale szlak zielony nie kończy sie tutaj tylko biegnie dalej, rozwidlając się potem na kilka kolejnych szlaków..
no i rodzi się pytanie co dalej? wracamy w dół na parking? czy idziemy przed siebie?
Małż kiwa ramionami i mówi: jak chcesz! ; ja pytam o kolano? odpowiedź, że jest ok nie pozostawia więc złudzeń co do mojej decyzji
niestety już po kilku metrach za polaną Dubantowskiej Dolinki zaczyna się..... tym razem nieco ostrzej pod górę, po kamlunach i korzeniach, ale.... ilość gliniatego błota, jakie pokazało się tu niewiadomo skąd? napawa nas trwogą.... brniemy dalej pod górę po tym błocku i obślizgłych kamieniach.... up..up.... ; jestem zła , bo to był mój pomysł, i nie wypada teraz się wycofywać , więc milczę jak grób i udaje twardziela! ale najchętniej bym zawróciła, tym bardziej, że dalszego szlaku nie znam, bo nie sprawdziłam co dalej? i nie bardzo wiadomo, gdzie tędy dojdziemy?
ale na szczęście jakiś drogowskaz na drzewie informuje nas strzałką że jeszcze 500 metrów do jakiejś Polany Bukowinki i do bacówki; uff.... to to dalej leziemy uciaprani w tym błocku
najgorzej, że jest tak ślisko, że idziemy jak po lodzie
na tym zdjęciu tego jakoś nie widać, ale pokazuję moje utytłane w błocie łapy, bo przed chwilą o mało nie padłam w tą ciecz...ale zdążyłam podeprzeć się gołymi rękami kamlunów!
no i w końcu wyłazimy z tego lasu i docieramy do celu....
przed nami Bukowinki....
buty i spodnie uchlapane w błocku, ale co tam!
w dole widoczne Jaworki, gdzie musimy się dostać , bo pod Homolami zostawilismy samochód....
ale mamy tu knajpę, Bacówkę, więc na jakieś 1,5 godzinki zostajemy.....
Piea
Super, takie...plackowe skałki
Błotko niezłe he he ,ale warto było wejść wyżej, widoczki miodzio
No trip no life
łazimy tam trochę po polanie; Małż się "przykleił" do Bacówki w której sobie uciął pogawędkę z takim starszym dziadkiem, a ja poszłam na kawkę i napawałam sie widoczkami....
i znajdujemy drogę w dół i schodzimy pieszo do Jaworek...
widoczny ładnie zabytkowy kosciół jana Chrzciciela w Jaworkach, który kiedyś był dawną łemkowską cerkwią greckokatolicką, zbudowaną w 1798
póxniej jeździliśmy tam kilkakrotnie, bo chciałam zobaczyć piękny "błękitny" ikonastas cerkiewny, ale niestety za kazdym razem było zamkniete, dowiedzieliśmy się że otwarte tylko w czasie niedzielnych nabożeństw.
( zrobiłam zdjęcie zdjęcia, które tam wisiało w pobliżu na tablicy parafialnej)
i zeszlismy do Jaworek
i tak zakończylismy naszą wędrowkę po Homolach i odkrytej niespodziewanie Bukowince
Piea
Piea, fajnie,że udało Wam sie być w wąwozie jakby był Wasza własnością
Dobrze,że błotnista droga wynagrodziła urokliwymi widokami i miejscem odpoczynku.
Bukowinki to ja nie odkryłam, dzięki za podpowieź
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia
Tak, piękne widoki są zawsze nagrodą za trudy podejścia. A tak na marginesie Piea ty też zaznałaś urlopowego błotka
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Witajcie,
Asia, Ala, tak... no troszku tego błotka tam było.... ale jakoś " do przeżycia"
Po Homolach i polanie Bukowinki , czyli naturalnym obliczu regionu, czas na Pieniny kulturalnie...
wrócilismy do pensjonatu na obiadek, później Małż, leniuch jeden zaległ na kanapie ze swoim laptopem..... i mówi mi, że teraz ma czas na relaks! ; ja swojego lapka w ogóle nie wzięłam z domu, więc idę sobie sama na spacerek; a spacerując nad Grajcarkiem, przypadkowo odkryłam po jego drugiej stronie i to prawie vis a vis naszego Pensjonatu - takie ciekawe miejsce....
w małej stareńkiej jak świat stodole, właściciele urządzili niezwykle klimatyczną galerię prac lokalnych artystów, o wdzięcznej nazwie "Krzywa Jabłonka" , to taka i galeria i sklepik, dwa w jednym , ale ceny.... - no rękodzieło kosztuje, wiadomo...., ale jakoś niczego tam nie kupiłam właśnie z powodu tychże! ;
Poszłam tak z ciekawości ....furtka zakluczona na głucho , dzwonię więc.... Pańcia otwiera "na życzenie" jak ktoś przyjdzie, a że przestało mnie już dziwić, że tam wszędzie NIKOGO NIE MA! , to bez obawy weszłam ....
miejsce zaintrygowało mnie tym "na szkle malowanym" , bo lubie takie rzeczy, a sama taką techniką na szkle nie maluję, wiec tym bardziej to dla mnie ciekawe....
no i te malunki na szkle.... no fajne! niecodzienne...
i po obejrzeniu wszystkiego żegnam się z "Krzywą Jabłonką" ; dochodzi zmierzch, bo dni w październiku niestety sa krótkie, ale jest jeszcze widno, więc do zmroku posrtanawiam pobłąkać się trochę
idę sobie jeszcze nad Grajcarek w malownicze miejsce gdzie szczawnicki potok wpada do Dunajca
przybywających do Szczawnicy wita tutaj znana skała Kotuńka wystająca z Dunajca , na szczycie której postawiono dużą drewnianą rzeźbę Górala
Jak z wieloma skałami pienińskimi, tak i z Kotuńką związana jest legenda.
według której, diabeł niósł ogromny głaz, który zamierzał zrzucić na Zamek Pieniński na Zamkowej Górze, w którym przed Tatarami ukrywała się św. Kinga; jednak zamiar ten udaremnił mu kogut, który zapiał i cała moc diabelska opuściła go. Opuszczony przez diabła kamień wpadł do rzeki nie czyniąc nikomu szkody i szczawniczanie mają odtąd swoją Kotuńkę!
zaglądam na jakieś czynne jeszcze straganiki...
no prawie jak meksykańskie haftowane huipil'e ! tylko w wersji pienińskiej ....
kwiatowy herb miasta (tzn. był kwiatowy... teraz juz tylko takie "pozostałości"
w Szczawnicy, w wielu miejscach znajdziemy też takie zielone i kolorowe "kwiatowe zwierzaki", niestety o tej porze roku nie sa już takie piękne i barwne jak latem ; raczej przekwitając zaczynają straszyć ...
i słynna szczawnicka "Wiewiórka" w samyym centrum miasta!
i kubeczek
a jutro (albo może dziś wieczorem?) zaproszę Was na kolejne odkrywanie pienińskich uroków...
Piea
Dziś wieczorem oczywiście
No trip no life
Mysle,ze warto bylo sie pomeczyc na tych blotnych,sliskich szlakach,bo okolice piekne
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
Nel, no wczoraj nie dałam rady..... pokonały mnie liście w ogrodzie! dziś (później) nadrobię...
Huragan, dzieki, że tu wpadasz i zaglądasz!
Piea