a szlak- jak widzicie pięknie nam "meandruje" raz w dół, raz pod górkę.... super jest!
a co najprzyjemniejsze: pogoda cudo! i nikogo tu nie ma *biggrin*. tylko my i ptaszki nad głową... i to jakies drapieżniki !
mijamy dawne poletka tarasowe uprawiane tu niegdyś przez Łemków
Niegdyś w Białej Wodzie tętniło życie... była tu dość ludna łemkowska osada, której mieszkańcy zajmowali się głównie wypasem owies i drutowaniem garnków; dziś ta wieś już w ogóle nie istnieje....niewiele tu zostało śladów jej łemkowskiej przeszłości....
Dochodzimy do niewielkich zabudowań; znajduje się tu niewielka Gazdówka i nieopodal Bacówka
zachował się tu jeszcze przydrożny krzyż łemkowski zawieszony przy starym spróchniałym drzewie z charakterystycznym wygiętym blaszanym daszkiem- typowym dla łemkowskiej tradycji ludowej
niestety, akcja "Wisła" wygnała stąd tą narodowość.....
mijamy Gazdówkę i idziemy sobie dalej.....
przed nami Bacówka...
niestety serków tu nie kupimy..., bo Bacówka zamknieta na głucho! czujemy tu pandemiczne pustki!
vis a vis Bacówki - mamy niewielką wodną kaskadę, gdzie spadająca z progu skalnego woda wyżłobiła w dnie potoku taką skalną wannę, fachowo zwaną - banior
Konowalskie Skały
przed nami chyba najładniejsza skała na szlaku: tzw. Czerwona Skała, zwana również Sfinksem ( ja widzę tu wyraźnie twarz z nosem i oczami, choć niekoniecznie Sfinksa ) ; skała ta zwana jest też Kornajowską, ponieważ właśnie tutaj znajdowała się przed wojną kolejna łemkowska wieś Kornaje
kolejny wielki bazaltowy głaz
przed nami Kociubylska Skała o bardzo stromych zboczach; tutaj potok Białej Wody łaczy się z kolejnym i odtąd szumi nam już inny - Potok Brysztański
mamy tu inną sosenkę... nie tak słynną jak ta na Sokolicy, ale też
ładna i przynajmniej jeszcze nie połamana.... choć nieźle ją pogięło...
Piea, też tak uważam, męczarnie w górę to tylko dla pięknych widokó w dół. A pikne otoczenie można na plaskim spacerze zaliczyć i być mega zadowolonym. Chętnie będę z Tobą wędrować.
żentycę się pija nie jada poczęstował nas tym Baca w bacówce ostatniego dnia... no może nie było to takie fuj (choć chlusnął to łychą-warząchwią prosto z mało apetycznego wiadra ) , ale nie smakowało nam za bardzo ... , zresztą sam baca mówił , że "tera jus nie jes to tako doble jak na wiosne! " ;
Asia, my nawet lubimy się troszku "pomęczyć" i łazić pod górę...co często normalnie czynimy, i nie tyle dla samych widoków, tylko tak... kondycyjno-rekreacyjnie, ale nie są to oczywiście żadne tam ostre wspinaczki, poręczówki, łańcuchy itd... nie nie! my już w naszym wieku, nie będziemy się wygłupiać i robić z siebie młodzieniaszków , ale takie fajne, niezbyt ostre podejścia i szlaki - to oki , bardzo lubimy nawet! , no ale przez to kolanko.... tym razem malż się nieco "oszczędzał" ( znacznie gorsze i trudniejsze wyzwanie dla nas to schodzenie w dół po stromym szlaku i po ślizgawicy z błotkiem! Ło Jezu.... wchodząc pod górę człek sie męczy i sapie , ale schodząc na dodatek jestem zlana potem! chyba ze strachu! )
no to kończymy pomału ten szlak.......
jak juz Wam wcześniej pisałam, Biała Woda juz się wcześniej skończyła i zaczął się Potok Brysztański
dochodzimy tu do kolejnej zamkniętej Bacówki...
przy bacówce- jest skład drewna
a my idziemy sobie dalej....
wprost na skałach, oprócz tej wygiętej sosenki rosną tu też inne drzewa, zawsze nie moge wyjść z podziwu, jak widzę duże drzewo wprost na skale!
Piea, chyba w moich „”Żywieckich opowieściach” pisałam to samo co Ty, znaczy wejścia są chyba łatwiejsze ale zasapać się można bardziej Przy zejściu trzeba bardziej uważać, szczególnie stromym. A jak jest nierówno i ruchome kamienie, albo ślisko
mijamy jakąś bacówkę, której w tamtą stronę jakoś nie zauważylismy, bo jest nieco z boku....i nawet jest otwarta, ale .... tym razem nie idziemy tam!
i nawet kogoś spotykamy ale tylko "na odległość"
dalsze pokazywanie zdjęc powrotnych jest bez sensu, sa takie same... a nawet gorsze, bo ... jak to w górach- nagle błyskawicznie zmieniła się nam pogoda! wprawdzie nie pada, ale napłynęły chmury, które całkowicie zasłoniły nam - to jeszcze chwilę temu pięknie świecące słonko..... i tak zakończyliśmy tą piękną jesienną wędrówkę....
odwiedzamy jeszcze jedno miejsce w Szlachtowej... pewne baardzo nostalgiczne miejsce.....
to stareńkie lapidarium Szlachtowskie z nagrobkami ( a raczej ich pozostałościami) Rusinów szlachtowskich, zwanych tak inaczej tutejszych Łemków
z pogodą w górach to jest tak, że zmienia się jak.... w kalejdoskopie...
Generalnie mieliśmy, piękny słoneczny tydzień, ale raz nam pogoda zrobiła psikusa.... bo po powrocie z Białej Wody do Pensjonatu na obiadek , mieliśmy w planie popołudniowy spacer na pobliską Bryjarkę- to takie niewielkie wzniesienie, ale roztaczają sie stamtąd bardzo ładne widoki na Szczawnicę i okolicę...
no ale niestety .... rozpadało się i to tak nieprzyjemnie bo z jakimś wiatrem... i tak może nie lało, ale padało już całe popołudnie i wieczór ; wyszliśmy nawet z nadzieją, że może przejdzie... ale nie przeszło..... skończyło się tylko pokarmieniem kaczek nad Grajcarkiem i .... jednak wrócilismy z powrotem do pensjonatu.... , spedzając leniwe godziny... ja z książką, Małż z laptopem.... a potem winko i palulu!
nazajutrz z rana biegnę do okna.... i ..... dalej siąpi! padaczka taka, że wyjść się nie chce nawet z kawką na balkon !
sprawdzam pogodę na stronce Meteo; jesli wierzyć tym pogodowym portalom, to ma tak siąpić jeszcze do południa ....
więc wcale się nigdzie nie śpieszymy.... mamy taki lazy poranek... kawka...późne śniadanko.... kolejna kawka..... no ale ile można tak siedzieć ? ( w domu to co innego, a tutaj? co robić? no przeciez nie przesiedzimy tak dnia?
Zarządzam więc awaryjny plan B i mówię do Małża- jedziemy do Muzeum Pienińskiego! ( z reguły, jak jest piekna pogoda, to omijamy wszelkie atrakcje "zamknięte" zostawiając je zawsze na "niepogodę") , no ale tym razem miało nie być w ogóle żadnych muzeów z powodów pandemii!
Małż prawi, że trochę to ryzykowne, bo w taką pogodę, inni też mogli wpaść na taki pomysł? ....
dobra, zobaczymy.... jak będzie tam tłum to najwyżej się wycofamy i pójdziemy do kina ha ha ha...
wczoraj jadąc do Szlachtowej mijaliśmy po drodze to Muzeum, ale kto by tam zajeżdżał przy pogodzie?
wchodzimy więc do środka ... a tam.... ??? - samotna Pani w kasie i My!
ja nie wiem ...gdzie są ci wszystcy ludzie? - bo tu pogoda czy niepogoda- to wszędzie pusto! szlaki puste, wyciagi puste, parki puste, ulice opustoszałe....! już nawet ja zaczęłam tęsknić za tłumkiem! ha ..ha...
no to dalej po Dolinie Białej Wody....
a szlak- jak widzicie pięknie nam "meandruje" raz w dół, raz pod górkę.... super jest!
a co najprzyjemniejsze: pogoda cudo! i nikogo tu nie ma *biggrin*. tylko my i ptaszki nad głową... i to jakies drapieżniki !
mijamy dawne poletka tarasowe uprawiane tu niegdyś przez Łemków
Niegdyś w Białej Wodzie tętniło życie... była tu dość ludna łemkowska osada, której mieszkańcy zajmowali się głównie wypasem owies i drutowaniem garnków; dziś ta wieś już w ogóle nie istnieje....niewiele tu zostało śladów jej łemkowskiej przeszłości....
Dochodzimy do niewielkich zabudowań; znajduje się tu niewielka Gazdówka i nieopodal Bacówka
zachował się tu jeszcze przydrożny krzyż łemkowski zawieszony przy starym spróchniałym drzewie z charakterystycznym wygiętym blaszanym daszkiem- typowym dla łemkowskiej tradycji ludowej
niestety, akcja "Wisła" wygnała stąd tą narodowość.....
mijamy Gazdówkę i idziemy sobie dalej.....
przed nami Bacówka...
niestety serków tu nie kupimy..., bo Bacówka zamknieta na głucho! czujemy tu pandemiczne pustki!
vis a vis Bacówki - mamy niewielką wodną kaskadę, gdzie spadająca z progu skalnego woda wyżłobiła w dnie potoku taką skalną wannę, fachowo zwaną - banior
Konowalskie Skały
przed nami chyba najładniejsza skała na szlaku: tzw. Czerwona Skała, zwana również Sfinksem ( ja widzę tu wyraźnie twarz z nosem i oczami, choć niekoniecznie Sfinksa ) ; skała ta zwana jest też Kornajowską, ponieważ właśnie tutaj znajdowała się przed wojną kolejna łemkowska wieś Kornaje
kolejny wielki bazaltowy głaz
przed nami Kociubylska Skała o bardzo stromych zboczach; tutaj potok Białej Wody łaczy się z kolejnym i odtąd szumi nam już inny - Potok Brysztański
mamy tu inną sosenkę... nie tak słynną jak ta na Sokolicy, ale też
ładna i przynajmniej jeszcze nie połamana.... choć nieźle ją pogięło...
Piea
...WSZYSTKO mocno urokliwe !!!! : )
a "z serów" to...tylko "oscypki" znam ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Piea, też tak uważam, męczarnie w górę to tylko dla pięknych widokó w dół. A pikne otoczenie można na plaskim spacerze zaliczyć i być mega zadowolonym. Chętnie będę z Tobą wędrować.
A "na skalce" widzę szczękę z zębami
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Az sprawdziłam co to żentyca, bo zupełnie dla mnie słowo obce..
No trip no life
Witajcie moi wierni czytaczo-oglądacze!
żentycę się pija nie jada poczęstował nas tym Baca w bacówce ostatniego dnia... no może nie było to takie fuj (choć chlusnął to łychą-warząchwią prosto z mało apetycznego wiadra ) , ale nie smakowało nam za bardzo ... , zresztą sam baca mówił , że "tera jus nie jes to tako doble jak na wiosne! " ;
Asia, my nawet lubimy się troszku "pomęczyć" i łazić pod górę...co często normalnie czynimy, i nie tyle dla samych widoków, tylko tak... kondycyjno-rekreacyjnie, ale nie są to oczywiście żadne tam ostre wspinaczki, poręczówki, łańcuchy itd... nie nie! my już w naszym wieku, nie będziemy się wygłupiać i robić z siebie młodzieniaszków , ale takie fajne, niezbyt ostre podejścia i szlaki - to oki , bardzo lubimy nawet! , no ale przez to kolanko.... tym razem malż się nieco "oszczędzał" ( znacznie gorsze i trudniejsze wyzwanie dla nas to schodzenie w dół po stromym szlaku i po ślizgawicy z błotkiem! Ło Jezu.... wchodząc pod górę człek sie męczy i sapie , ale schodząc na dodatek jestem zlana potem! chyba ze strachu! )
no to kończymy pomału ten szlak.......
jak juz Wam wcześniej pisałam, Biała Woda juz się wcześniej skończyła i zaczął się Potok Brysztański
dochodzimy tu do kolejnej zamkniętej Bacówki...
przy bacówce- jest skład drewna
a my idziemy sobie dalej....
wprost na skałach, oprócz tej wygiętej sosenki rosną tu też inne drzewa, zawsze nie moge wyjść z podziwu, jak widzę duże drzewo wprost na skale!
Piea
Piea, chyba w moich „”Żywieckich opowieściach” pisałam to samo co Ty, znaczy wejścia są chyba łatwiejsze ale zasapać się można bardziej Przy zejściu trzeba bardziej uważać, szczególnie stromym. A jak jest nierówno i ruchome kamienie, albo ślisko
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Niesamowita ta młoda brzózka. Jak ona rośnie na tej skale ? ależ chce żyć
No trip no life
wracamy juz powoli, ta samą drogą...
mijamy jakąś bacówkę, której w tamtą stronę jakoś nie zauważylismy, bo jest nieco z boku....i nawet jest otwarta, ale .... tym razem nie idziemy tam!
i nawet kogoś spotykamy ale tylko "na odległość"
dalsze pokazywanie zdjęc powrotnych jest bez sensu, sa takie same... a nawet gorsze, bo ... jak to w górach- nagle błyskawicznie zmieniła się nam pogoda! wprawdzie nie pada, ale napłynęły chmury, które całkowicie zasłoniły nam - to jeszcze chwilę temu pięknie świecące słonko..... i tak zakończyliśmy tą piękną jesienną wędrówkę....
odwiedzamy jeszcze jedno miejsce w Szlachtowej... pewne baardzo nostalgiczne miejsce.....
to stareńkie lapidarium Szlachtowskie z nagrobkami ( a raczej ich pozostałościami) Rusinów szlachtowskich, zwanych tak inaczej tutejszych Łemków
Piea
Czytam i oglądam piękne krajobrazy
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia
z pogodą w górach to jest tak, że zmienia się jak.... w kalejdoskopie...
Generalnie mieliśmy, piękny słoneczny tydzień, ale raz nam pogoda zrobiła psikusa.... bo po powrocie z Białej Wody do Pensjonatu na obiadek , mieliśmy w planie popołudniowy spacer na pobliską Bryjarkę- to takie niewielkie wzniesienie, ale roztaczają sie stamtąd bardzo ładne widoki na Szczawnicę i okolicę...
no ale niestety .... rozpadało się i to tak nieprzyjemnie bo z jakimś wiatrem... i tak może nie lało, ale padało już całe popołudnie i wieczór ; wyszliśmy nawet z nadzieją, że może przejdzie... ale nie przeszło..... skończyło się tylko pokarmieniem kaczek nad Grajcarkiem i .... jednak wrócilismy z powrotem do pensjonatu.... , spedzając leniwe godziny... ja z książką, Małż z laptopem.... a potem winko i palulu!
nazajutrz z rana biegnę do okna.... i ..... dalej siąpi! padaczka taka, że wyjść się nie chce nawet z kawką na balkon !
sprawdzam pogodę na stronce Meteo; jesli wierzyć tym pogodowym portalom, to ma tak siąpić jeszcze do południa ....
więc wcale się nigdzie nie śpieszymy.... mamy taki lazy poranek... kawka...późne śniadanko.... kolejna kawka..... no ale ile można tak siedzieć ? ( w domu to co innego, a tutaj? co robić? no przeciez nie przesiedzimy tak dnia?
Zarządzam więc awaryjny plan B i mówię do Małża- jedziemy do Muzeum Pienińskiego! ( z reguły, jak jest piekna pogoda, to omijamy wszelkie atrakcje "zamknięte" zostawiając je zawsze na "niepogodę") , no ale tym razem miało nie być w ogóle żadnych muzeów z powodów pandemii!
Małż prawi, że trochę to ryzykowne, bo w taką pogodę, inni też mogli wpaść na taki pomysł? ....
dobra, zobaczymy.... jak będzie tam tłum to najwyżej się wycofamy i pójdziemy do kina ha ha ha...
wczoraj jadąc do Szlachtowej mijaliśmy po drodze to Muzeum, ale kto by tam zajeżdżał przy pogodzie?
wchodzimy więc do środka ... a tam.... ??? - samotna Pani w kasie i My!
ja nie wiem ...gdzie są ci wszystcy ludzie? - bo tu pogoda czy niepogoda- to wszędzie pusto! szlaki puste, wyciagi puste, parki puste, ulice opustoszałe....! już nawet ja zaczęłam tęsknić za tłumkiem! ha ..ha...
Piea