Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Na Azory wybierałam się już od bardzo dawna… tylko nie wiedziałam, że wybieram się tam teraz! ; (to najświeższy „owoc” kombinatorskiej działalności mojej przyjaciółki
która co „pięć minut” zmieniała pomysły i kierunki wyjazdu :);
Azory… to kierunek który „siedział mi w głowie” od wielu już lat…; kiedyś dawno temu Itaka wprowadziła do swojej oferty wyjazdy na wyspę Sao Miguel z wygodnym, bezpośrednim lotem czarterowym z Warszawy; pamiętam, że skusiliśmy się wtedy od razu ale nasza ówczesna zarezerwowana wycieczka nie doszła niestety do skutku
; Itaka zmieniała terminy, kombinowała jakieś łączenie grup, itd…a zaproponowany nam inny termin nie pasował nam urlopowo i wówczas zamieniliśmy tą niedoszłą azorską rezerwację na naszą pierwszą Maderę
i od tamtego czasu rozpoczęła się moja „miłość” do tej wyspy, ale przez cały ten czas – te Azory gdzieś tam pozostały „w ukryciu” z tyłu mojej głowy…:) ; bo wielokrotnie potem kombinowałam jakiś wyjazd w tym kierunku…, ale zawsze coś stawało mi na przeszkodzie , głównie te ceny! ; aż w końcu jak już wszystko co tam latało - przestało latać bezpośrednio z Polski
a podróż na te wyspy stała się mniej wygodna, dłuższa i bardziej skomplikowana, bo z międzylądowaniem i kolejnym lotem via Lizbona
, a taniej wcale się nie stało, to się wreszcie wyjazd jakimś cudem zmaterializował
Wyjazd ten zupełnie nie był w planach, ani moich ani tym bardziej mojego małża; zwłaszcza, że świeżo powróceni z Madery nr 4 oboje nie specjalnie zatęskniliśmy jeszcze za jakimkolwiek kolejnym wyjazdem:) , ale moja spragniona wyjazdu przyjaciółka „upomniała się” o jakąś szwendaczkę, bo strasznie się już stęskniła:) , wszak od naszej wspólnej wrześniowej Bułgarii nigdzie nie była no i tak po nitce do kłębka…. zaczęła drążyć temat, kombinować, namawiać mnie, a potem wymyślać kierunki , zmieniać na co i raz to coś innego; już rezerwowała Indie, już za chwilę Katar, itd…
; ale po konsultacjach telefonicznych ze mną nieco ochłonęła:) Indie nie bo nie (wiadomo! ja z Indiami wciąż jestem „na bakier”:) , Katar? – zwariowałaś! tam jest za gorąco? zresztą co my tam będziemy oglądać na tej pustyni? no to może WZP?
Początkowo jej knucia padły więc na południowe wyspy Makaronezji czyli Cabo Verde (ps. hej Papuas, a tak przy okazji zapytam Cię, dlaczego uważasz, że Cabo Verde „nie pasują do mnie”?
, bo tak doczytałam, że coś takiego napisałeś? Hmm… dziwne, bo na Wyspy Zielonego Przylądka akurat jak najbardziej chciałabym kiedyś dotrzeć i o mały włos były by właśnie teraz:) jednak po sprawdzeniu prognozy pogody (over 30C!) zrezygnowałyśmy; a że tam prawie zawsze jest tak gorąco, więc powstały duże wątpliwości czy kiedykolwiek się tam wybiorę?
; ale do rzeczy….
No i w końcu ja sama zasugerowałam przyjaciółce czy mogłaby wymyśleć coś z bardziej umiarkowaną , wiosenną pogodą? i w ten oto sposób nieoczekiwanie „urodził nam się” nowy pomysł na Azory ….;
Do głowy by mi nawet nie przyszło wracając z Madery, że za miesiąc polecę jeszcze na Azory; pamiętam nawet niedawne komentarze pod moją relacją z Madery nr 3 jak pisaliśmy sobie z Achernarem o Azorach, że on tak bardzo poleca te piękne wyspy, a ja bardzo chciałabym kiedyś tam dotrzeć, ale że tam jest drogo, że pogoda płata figle, itd… pisząc to wtedy nie miałam jednak bladego pojęcia, że tak szybko nastąpi nieoczekiwany „zwrot akcji” he he ; życie to jednak potrafi nas czasami mocno zaskoczyć !
bo los sam płata nam takie nagłe, tajemnicze niespodzianki
choć dylematy były... bo jednak początek marca to końcówka zimy na tych wyspach, wiec mogą trafić w nas deszcze i zimno no i o tej porze roku zastaniemy wyspę bez jej słynnych , barwnych hortensji... wiec może jednak cos innego?
he he moja przyjaciółka zaczęła już prawie warczeć na mnie:); że za gorąco, a to za zimno a to za mokro, a to że hortensji nie będzie ! i że sama nie wiem czego chcę:))
No to Witajcie na Azorach
Zanim tam jednak doleciałyśmy, nie obyło się bez przygód:) i to jakich! ;
lot z Warszawy do Lizbony spokojny liniami rejsowymi TAP przy pieknej pogodzie, a Lizbona z lotu ptaka zachwyca....
czas oczekiwania na lotnisku w Lizbonie na lot do Ponta Delgada 6 godzin !!! - masakrycznie się nam dłużył, zwłaszcza że bez możliwości wyjścia na zewnątrz ; były wprawdzie posiadywanka na kawkę jedną potem drugą, na jakies lotniskowe jedzonko i łażenie po sklepikach itd. , ale jednak człowiek w takim „bezruchu” oczekiwania strasznie się męczy....
kolejny lot na Sao Miguel (tymi samymi liniami TAP) trwa normalnie blisko 2 godziny (nasz trwał dłużej:) ale o tym za chwilę....) , więc nie jest długi, ale samo lądowanie było jak dla mnie przeżyciem które na baaaardzo długo zapamiętam :(; pogoda w środku nocy jak zniżyliśmy się do lądowania była fatalna; potwornie wiało i rzucało nami , z nieba lał się wodospad wody ; tuż przed lądowaniem na nad pasem lotniska w Ponta Delgada (byliśmy naprawdę już bardzo nisko, dosłownie kilka metrów od dotknięcia kołami pasa, a siedziałam przy oknie więc wszystko dobrze obserwowałam) , aż tu nagle zaczęło nami rzucać we wszystkie strony (wiał straszliwie silny wiatr) i nagle zamarłam…..huk w uszach i pełna moc silników!!! ; pilot podniósł maszynę tuż z nad ziemi nieomalże pionowo! startowaliśmy ponownie w górę chyba w takiej pozycji jak leci rakieta w kosmos!!! nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłam ! wzbiliśmy się ku górze z taką prędkością że wbiło mnie dosłownie w fotel z przechyłem „na placy”
, a telefon który miałam schowany za siatką w fotelu poprzedzającym wyleciał na mnie ! ; no i się zaczęło… takich turbulencji nie przeżyłam jeszcze nigdy w życiu (a mam za sobą ponad 90 lotów samolotem!) ; to majtanie samolotem we wszystkie strony , te jego spadki i wzrywy były tak silnie odczuwalne, że naprawdę poczułam co to znaczy paniczny strach w oczach
; niektórzy ludzie wpadli w panikę; ktoś szlochał
, ktoś inny krzyczał, a bezbożnicy zaczęli się modlić
; było naprawdę gorąco ze strachu… majtanie samolotem nie ustawało, a wręcz się nasilało; zdałam sobie sprawę, że wesoło nie jest
a nasza dalsza ziemska egzystencja leży już tylko w rękach tego człowieka schowanego w kokpicie….
Pilot w końcu podał komunikat, że zrobimy drugie podejście , ale jest tak silny huraganowy wiatr, że jak się nie uda za drugim razem, nie będzie ryzykował po raz trzeci i wrócimy do Lizbony
; (co oznaczało skróconą o 1 dzień wycieczkę na Azorach, ale uwierzcie mi, że w tamtej chwili wycieczka „poszła” na nieistotny plan dalszy
)
kolejne zejście z pułapu było już dla mnie istnym horrorem, przechył samolotu spowodował otwarcie się luków i wypadanie co niektórych bagaży (na szczęście bez ofiar:)) ; lądowaliśmy w strasznych turbulencjach; a cisza była taka…., że słychać było walące serca pasażerów ; nie wiem jakim cudem udało się pilotowi trafić w pas przy tym huraganie… ale skoro to piszę, to wiecie już że żyjemy
fotka cyknięta jeszcze "w ruchu" tuz przed uderzeniem kołami o beton pasa (a lotnisko w Ponta Delagada nosi imię Jana Pawła II )
(psiapsiółka mnie zrugała: My tu prawie nie umarliśmy a Ty zdjecia robisz w takiej chwili!
; takich owacji jakie ludzie klaskali w ręce po wylądowaniu to nie pamiętam! To nie były jakieś tam oklaski „w podziękowaniu” jak to się kiedyś klaskało klap-klap-klap :); to był istny huk owacji!!! słychać było tygiel wszelkich głosów i odgłosów z płaczem włącznie! niektórzy (Ci sercowi) szukali po torbach leków kardiologicznych ! … oj trudno będzie mi coś takiego zapomnieć…. i o ile nigdy nie bałam się latać a nawet zawsze bardzo lubiłam z dozą ekscytacji , to od teraz trauma latania długo mnie chyba nie opuści…
Tak oto ( z takimi przygodami) przywitały nas Azory
nie ma co... Witajcie w Raju!
ale co się źle zaczyna..... to wiadomo jak się kończy
Piea
Piea, co za "przygody" !!! no szok po prostu. Nigdynie przeżyłam czegoś takiego. Strasznie mi przykro,że cię to spotkało ,ale najważniesze,że się dobrze skończyło. Pewnie tych przeżyć nie zapomnisz do konca życia..
Na Azorki z radością z tobą wrócę. Byłam juz dawno i chętnie popatrzę co się zmieniło i co nowego. W moim rankingu stoją wyżej niż Madera, Fakt, byłam w sierpniu więc wyspa tonęła w hortensjach,ale poderzewam,że obecna pora roku też ma swoje plusy.
A wiesz , ja reż roważałam Azorki teraz pod koniec lutego , ale wyspę Terceirę, bo tam nie byłam a Azorki kocham. Odstraszyły mnie jednak bardzo kiepskie połaczenia lotnicze w sensie długie stopovery w Lizbonie, od 5 do 9 godzin. Wyszła więc Fueteventura i ..absolutnie nie żałuję, bo wyspa mnie oczarowała.
No trip no life
Ja pierdziu )) szok...od samego czytania mam pełne gacie
hahaha..sama jako bezboznik juz się modlę,zeby nas nic takiego nie spotkało )))
to i ja, ale po kolei ... "... knucia padły więc na południowe wyspy Makaronezji czyli Cabo Verde
(ps. hej Papuas, a tak przy okazji zapytam Cię, dlaczego uważasz, że Cabo Verde „nie pasują do mnie”?
, bo tak doczytałam, że coś takiego napisałeś? tak, wiem lubisz wyspy i wysepki, ale ... zazwyczaj z przyjaciółką odbywasz bliższe podróże i w moim przekonaniu na ten Przylądek to jednak byś męża zabrała
po takim lądowaniu to ja korzystałbym chyba do końca życia wyłącznie z autokaru HORROR i współczuję już na samym foto widać, że lotniskowa hala jest TU i 10m wyżej brrr i tak nawiasem spokojnie możesz ulec przyjaciółce i polecieć z nią do Indii
od lat Cię na te Indie namawiam - piękny i ciekawy kraj to teraz już zasiadam i czekam na te dzikie, choć nie wściekłe, Azorki to jedno foto jak plantacja herbaty na Cejlonie
papuas
...no lot,lądowanie znaczy, rewelka !!! ; )))))))) most na zdjęciu podobny do..."Golden Gate" ; )
terminal w Lisbonie..."nijako-odstraszajacy" ; ))
zaciekawiuony czekam na CD : )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Ja przymierzałem dwie wycieczki z RT, jena na Sao Miguel, druga także z Terceira (pod nazwą Hawaje Europy). Zima ceny w granicach 5700-6100, ale latem już 8500, a widziałem tez terminy za 12000 pln - oczywiście za 8-9 dni. Stać mnie, ale nie lubie jak mnie się traktuje jak skarbonkę i do tego upośledzonego. Poczekam więc do jesieni.
Lądowanie opisałaś cudownie, jeszcze mnie coś takiego nie spotkało, ale wiem że statystycznie kiedyś musi
Jak spojrzałem na zdjęcia, to pomyslałem jak Papuas - Sri Lanka!!!
Jorguś
hej witajcie moi "czytacze"

Nel, niestety te loty łączone mają same minusy:( takie podróżowanie to "czasowy koszmar" ); no hortensji niestety jeszcze nie było... no żal, ale co począć?.... ale trzeba umieć dostrzegać inne pozytywy: za to o tej porze roku wyspa tonęła w kwitnących azaliach i kameliach!
też było pięknie:) ;
Kasia, no ja jako "rasowa" bezbożnica- odmawiałam zdrowaśki
he he jak trwoga to do Boga
ale uwierz mi, że nie było mi wtedy wcale do śmiechu..... ;
Papuas, mój Szanowny to tylko na "pobyty" ; jak mi zapowiedział : żadnych wycieczek!
(ale z moją psiapsiółką nie odbywamy tylko tych bliższych:) byłyśmy obie na Kubie i rok później w Meksyku, więc całkiem daleko....
; autokarów jak wiesz nie cierpię ( długiej jazdy cały dzień + nocą), ale z drugiej strony.... autokarowe wypadki zdarzają się przecież 20 albo wiecej razy częściej niż lotnicze:)) ; tak, wiem .. na te Indie to nie tylko Ty mnie namawiasz... mam spore grono "namawiających"
, ale sama muszę do tego dojrzec i kropka!
Radek, no Ty to masz czarny humor jak mój Małż
nie wiem co jest "rewelacyjnego" w takim lądowanku?
; nazajutrz dzwoniłam do Małża mego i zdąłam mu dokładna relację z tego lądowania (gdyby on tam był ze mną to by się zesr... w gacie!:))) ; no i tak mu opowoiadam... opowiadam... a ten nagle: - patrz! kurde, że też ten pilot musiał trafić w ten pas! :)):))))) ; ja nie wiem skąd Wy faceci bierzecie taki "wisielczy" humor?
;
lotnisko w Lizbonie? - ja tam nawet nie zauważyłam czy on odstraszający czy nie:)) lotnisko jak lotnisko, po prostu dworzec tyle, że pociagów nie ma
; ja się lotniskom jakoś nigdy za bardzo nie przyglądam:))
Jorguś, wiem, wiem ceny na Azory są chore! ( jeszcze bardziej jak dołożymy do tego cały pakiet płatny na miejscu; wychodzi horror cenowy ! w życiu nie płaciłam nigdzie za cąłość na miejscu ponad 500 E!!!! ) , ale ja już do kasy podchodzę "luzacko" ; dożyłam wieku, że nie muszę już na nic oszczędzać
szkoda mi wydawać "na rzeczy próżne i zbędne" ale na wyjazdy - nigdy!
; co do samej wycieczki wybrałyśmy opcję z R.pl "Sao Miguel- Zielona Wyspa" - cena w ofercie last była do przeżycia, niższa niż podajesz najniższą:))
takiego lądowanka nie życzę najgorszemu wrogowi, więc zatem nikomu z Was:)) ; i olać statystyki!
Piea
Podobne lądowanie miałem okazję przeżyć 40 lat temu w Kalkucie...
Do hotelu, który znajdował się na szczęście bliziutko lotniska i tuż przy twierdzy Forte de São Brás w centrum stolicy wyspy Sao Miguel - Ponta Delagada dotarliśmy około 2 w nocy czasu lokalnego w strugach deszczu i przy silnym wietrze…
a rankiem…. wyglądam za okno, i dosłownie nie wierzę...., nie wierzę, że jest to to samo miejsce które witało nas horrorem kilka godzin wcześniej nocą….! słoneczko świeci, jest cieplutko, cisza, spokój, zero wiatru, ptaszki ćwierkają…. oto jest ta słynna zmienność pogodowa Azorów:) nie ma co! witajcie na Wyspach Szczęśliwych! :):):)
wczesny ranek z hotelowego okna
hotel jak na standardy "objazdówkowe": całkiem przyzwoity; 3-gwiadkovy "Vila Nova" w centrum Ponta Delgada i co najważniejsze- jeden na cały tydzień!
więc wygodnie bez targania walizek jak na pobytówce:) , ale nie ma się co dziwić , w końcu wyspa św. Michała to powierzchniowo "taka Madera" czyli maleństwo ;
no wiadomo, że to nie ta sama "półka" co maderski "Savoy" :):)) ale nasza Vila Nova wszystko co potrzeba miała; ja strasznie nie lubię dziadostwa, jakichś niedoróbek, patałajstwa czy jakichś fuszerek i innych wynalazków
; nie znoszę jak coś w pokoju się zacina, albo coś jest urwane, kapie, czy nie działa itd... , czy braku czegoś co powinno być, albo czegokolwiek niedziałającego np. w łazience; może byc skromne, ale musi działać!
; nie daj Boże jak trafi na mnie jakaś popsuta spłóczka w wc czy zatkany odpływ, albo jakiś ciurkający ledwie prysznic,czy brak żarówki w lampie:) no niby to "drobiazgi" ale ja jestem na tym punkcie "drażliwa" i umiem się wykłócić i domagać zmiany w recepcji ! w końcu płacę za hotel a nie pole biwakowe, więc dziadostwa nie dzierżę!
i wiele razy w życiu w czasie podróży mój brak akceptacji "czegoś tam" poskutkował zmianą pokoju
i nie istotne, że to tylko np. jedna noc na objeździe!
jak trzeba umiem zrobić mały "raban"
ale tutaj wszystko było na miejscu! wszystko było sprawne, działało, nic nie śmierdziało, żadnego grzyba! (co na Azorach przy tej wilgotnosci nie jest takie oczywiste wszędzie) he he, uprane gatki czy mokry ręcznik nawet w słońcu tu po prostu nie schną! ; serwis sprzatający codziennie; dostawa czystych ręczniczków codziennie , wymiana pościeli chyba 3X w tygodniu ; jak na zwiedzanie wyspy po raz pierwszy - to hotel był absolutnie wystarczający i ok ! i wielki plus za jego świetną lokalizację; codziennie łaziłysmy po stolicy odkrywajac jej zakamarki....
no może tylko metraż pokoju mógłby być nieco większy... wprawdzie parkietu do tańca nie potrzebowałyśmy, ale dałyśmy radę:))
śniadanka bardzo smaczne (od 7.00-do 10.30) i codziennie mieliśmy je o dość późnej porze (jak na objazd); wyjeżdżaliśmy z hotelu najczęście o 9:15 ; wyboru nie było jak w 5*-owcach, ale można było sobie codziennie coś "skomponować" wg uznania, i na zimno i na gorąco ; nikt głodny nie chodził; a obsługa na bieżąco donosiła wszystko co akurat znikało:)
przykładowe innego dnia:
w opcji wycieczkowej ku naszej radośći jest tylko standardowo wariant zywieniowey ze śniadankiem BB (bez możliwości wykupienia obiadokolacji) i nawet nie wiem czy hotel w okresie zimowym nie otwierał restauracji (zbyt mała ilość gości) czy w ogóle nie prowadził opcji HB (?) ; ja z przyjaciółką wolimy zawsze same łazić po mieście za jedzonkiem ponad to hotelowe , więc nawet się nie dopytywałam jak to tam jest w tym hotelu:) dla nas było ok;
a grupa wycieczkowa liczyła dokładnie 20 osób; poprzednia miała 18, więc tłumów raczej tu nie ma na tych azorskich wycieczkach
; średnia wieku grupy: spore zdziwienie, ale tak na oko 30-40 lat; raczej sami młodzi ludzie; byłyśmy tu dwie stare baby:)) + ze dwie 50-tki:)
ta uliczka prowadzi spod wejścia hotelu do centrum (za tym samochodem i budynkiem po prawej już zaczyna się twierdza Św. Błażeja- Forte de São Brás (największy fort na Sao Miguel); od twierdzy na głowny plac miasta jest kilkadziesiąt kroków:)
Ponta Delgada przy maderskim Funchal to prowincja! mała wioseczka:)) ; cisza, spokój, no uroczo!
hotel zaskoczył moją przyjaciółke miłym gestem, bo akurat przypadały jej urodzinki na Azorkach
słodki torcik i mała 0,5 litrowa butelka lokalnego winka (nie wiem dlaczego postawiłyśmy winko obok i nie uwieczniło się na zdjęciu:((
Piea
no to jednak nie doceniłem Cię Ty z przyjaciółką możesz wszędzie, nawet daleko
oczywiście oprócz Ind..... cicho sza i to jest właśnie różnica między kobietą, a mężczyzną kobieta nawet na jedną noc w hotelu będzie wybrzydzać la donna e mobile oczywiście i ja po wejściu do nowego hotelowego pokoju sprawdzam co i jak, a zwłaszcza w łazience, ale .... jeśli coś działa słabo to staram się to naprawić lub zapobiec awarii niby prawda za stan odpowiada hotel, ale czy zawsze warto kruszyć kopie zwłaszcza językowym kalekom a kobieta nie odpuści pamiętam jak moja kochana skądinąd żona postawiła na nogi cały hotel, bo telewizora nie można załączyć - chiński telewizor, chiński program ale wiadomości trza obejrzeć
ale oczywiście Twego Azora obejrzę z zainteresowaniem
papuas
Jestem i ja, przeczytałam i włos mi się zjeżył. Nie spodziewałam się, że tak zaczęli się Twoja wycieczka. Ale jak piszesz – teraz już będzie pięknie i bez złych przygód.