Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Do tego afrykańskiego kraju jechaliśmy wiedząc o nim naprawdę niewiele. Najistotniejsze było to że: "mówi się po francusku",że Dakar to stolica i że..."powinno być ciepło"...jak na luty ; )) Ta "niewiedza" wynika stąd że informacji o nim (o Senegalu) jest naprawdę "jak na lekarstwo". Inne afrykańskie lokacje przebijaja go popularnością. Szkoda,ponieważ miejscówka warta jest odwiedzin. Mam świadomośc że ,chyba,zawsze Senegal będzie "mało wycieczkowy" ponieważ nie oferuje takiego "natłoku" atrakcji turystycznych jak inne kraje afryki. Dlatego zapewne łączy się wycieczki objazdowe z sąsiednia Gambią aby stworzyć trasę zapełnioną miejscami wartymi zobaczenia.
Doczytałem jeszcze przed wylotem genezę nazwy tego kraju. Otóż gdy portugalczycy dotarli na ten odcinek wybrzeża zapytali odpoczywajacych przy łodziach rybaków,rzecz jasna po portugalsku:"jak sie nazywa to miejsce" !???
Ci odpowiedzieli: "sunu gaal" czyli..."to są nasze łodzie".Narodził sie Senegal ; )
kilka fotek wprowadzajacych w klimat miejsca...
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Pierwsza!
Jak na zajawkę to uważam że musiało być calkiem ciekawie.
..."trzeba się dostać" czyli słów kilka o: loty,lotniska itp.
Z Irlandii połaczenie bezpośredniego z Senegal,em nie było. Wybór lotów z jedną przesiadką,też skromniutki. Najtańsza to portugalska "Fly TAP". Przesiadka w Lisbonie. Najdroższymi były francuskie AirFrance.Z ceną taką jakbyśmy mieli lecieć "przez ocean". Na szczęście była jeszcze hiszpańska Iberia. Choć Nel nieźle nas nastraszyła,wybralismy te właśnie linie ze wzgledu na cenę i czas lotu. Przerwa oczywiście w hiszpańskiej stolicy. Tak "do" jak i "z " stop oscylował w pobliżu czterech godzin. Do zaakceptowania. Niestety,hiszpański "aeroport" rozczarowujacy.
Tak pod względem "kulinarnym" jak i "sklepikowym". Zakupiliśmy magnesiki praktycznie na zasadzie "byle były".Ceny...jak wszędzie ; )
Mieliśmy nadzieje że uda się nam "coś zjeśc" ze sporym wyborem opcji kulinarnych. Skończyło się na bagietce z szynką i serem nazywaną tam "boccadillo". Jesli czegoś nie przekręciłem w nazewnictwie ; ) Trudno sie zachwycić czymś co wymaga intensywnego gryzienia i żucia. Szynka mimo "żyletkowej grubości" stawiała tęgi opór przy próbie ukąszenia ; ) Jedynie "powrotne" cappuccino zasługuje na uznanie ze względu na..."niedosładzanie" ; )))
"Oferta spożywcza" na lotnisku w Senegalu jeszcze skromniejsza. Musiała nam wystarczyć kawa i "croissant". Zakup pamiatek na tym lotnisku to już prawdziwe wyzwanie a raczej tragedia. Ledwie dokupiliśmy kilka drobiazgów. Za pięc magnesików plus "mała woda" wydaliśmy ponad czterdzieści "jojo".
Co do linii lotniczych. Iberia nas zaskoczyła "na plus".Samolty nowe i czyste. Spora odległóść pomiedzy fotelami choć oparcia "na stałe". Jedynie przy wyborze siedzeń oznaczonych XXL istniała opcja pochylenia oparcia. W trakcie lotu z Dublina do Madrytu (i odwrotnie) należało zakupić "wiktuały". Na trasie do Senegalu (cztery godziny z kawałkiem) jeden posiłek w cenie plus napitki.Tak zimne jak i gorace. Alkohol także "za free" ale tylko w wersji "soft" (piwo oraz wino).Generalnie,linie "zdały egzamin" i będziemy je "mieć na uwadze" przy kolejnych wojażach...
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Iberią lecielismy raz na Dominikanę i całkiem przyjemnie wspomnam tą podróż ...do niczego nie moge się doczepić ...hahaha...chyba ,ze do białych kocyków od których wyszłam w madrycie w samolocie cała obrana w białe kudła ,które było masakrycznie widać na moich czarnych ubraniach )) nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło...w zarze na lotnisku ubrałam się nowe ciuszki ))
Czekam na ciąg dalszy))
...ha,ha,ha Żelku to teraz wiem dlaczego kocyki zmieniono na czerwone ; )))))))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
będzie Dzika Afryka!
i już mi się podoba....
ech, jakże zatęskniłam za afrykańską sawanną.....
Piea
rasowa kobitka zawsze znajdzie stosowne wyjście z sytuacji....
ja chce biały kocyk w samolocie!
(a tak przy okazji Zary, ostatnio dostałam na Whatsappa fajną fotkę z.... warszawskiej galerii:
:):))::))))
sorki Radek; juz Ci tu nie zaśmiecam! a później to usunę)
Piea
...heee, niczego nie usuwaj,lubię "wtręty z klasą" !!! : )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
widzę czerwony, afrykański kurz też poczekam
papuas
...czas na słów kilka o hotelu. Gdy zdecydowaliśmy sie odwiedzić Senegal szukaliśmy odpowiedniego lokum. Przy pobycie wakacyjnym odpowiedni hotel to "połowa sukcesu" ; ) Już pare razy pisałem że rozumiem iz przy "wędrowaniu" jakośc hotelu "nie stanowi". Powinien być jedynie czysty i..."mieć dać dach nad głową". Przecież po całodziennej szwędaczce jesteśmy tak wykończeni że chcemy tylko..."głowe przyłozyć". Tak to generalnie opisują ludziska spedzajacy wakacje "wedrówkowo". Natomiast ci którzy zdecydowali sie na "wycieczke biurową" maja ten temat generalnie z głowy. Biuro wybrało dla nich miejsce postoju i...z wyboru nici...
Przy poszukiwaniach,lekki szok. Wyboru...nie było !!! Jedynie Riu Baobab spełniał nasze wymagania. "Pięć gwiadek",z dala od miejskiego zgiełku,pełen ALL. Tak więc zostalismy..."postawieni pod ścianą" ; ) Ale ,jak sie okazało, brak wyboru w tym przypadku był..."dobrym wyborem" ; )))
Obiekty sieci RIU to w wiekszości "molochy". Tak jest też i w Senegalu. Spory obszar jaki zajmuje hotel to miejsce na "pawilonową zabudowę" tak typowa dla tego typu przybytków...
w pawilonach dwupiętrowych mieszcza sie najtańsze pokoje. W wyposażeniu sa bardzo zblizone do pomieszczeń o stopień wyższch.
budynek głowny mieści "administrację",sklepiki,restauracje itp. Tutaj również są pokoje "ciutek lepsiejsze" ; ) Dla nas najważniejsze że...były windy ; )))
wyposażenie pokoju...typowe. Tutaj również,podobnie jak w bułgarskim Hyatt, zamiast jednego dużego łoża dwa złączone. Nie zapomniałem "wytknąć tego" w końcowym "feedeback.u" ; )))
W łazience,rozczarowanie. Nie było...deszczownicy. Na szczęście...dwie umywalki ; )))
wybaczcie fotki po..."zagospodarowaniu pomieszczeń" ; )))) Wido z okna (z balkonu) był...nijaki. Niby widać było palemki i ocean ale połowe zajmowało...zadaszenie parteru (byliśmy na drugim pietrze). Całośc...nie zasłuzyła na fotkę...
Za to widoczek w przeciwna stronę (korytarz)..."inspirujacy". W oddaleniu stały potężne baobaby. Czekaliśmy na ponowne spotkanie z tymi majestatycznymi drzewami ...całe sześc lat.
więcej o hotelowych przydatkach w następnym wpisie...
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
hahaha) też zawsze wybieram umywalke po prawej stronie )) jak są dwie oczywiście
Jak na brak wyboru hotelu to nie ma co narzekać )) ja osobiście nawet podaczas wędrówek lubię miec fajne lokum))