--------------------

____________________

 

 

 



Przyjechałem ze Sri Lanki

15 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014
Przyjechałem ze Sri Lanki

Quote:
Witam.

Z uwagi iż niedawno dowiedziałem się, że regulamin zabrania umieszczania linków do relacji na innych forach, poniżej zamieszczam moją relację przeniesioną z innego forum. Podróż odbyła się w 2008r

Przyjechałem ze Sri Lanki. Moje poprzednie obawy okazały się bezpodstawne. Nie widziałem tam żadnego zagrożenia co wcale nie oznacza że go nie ma. Tydzień czasu byłem na objazdówce a tydzień stacjonarnego pobytu w hotelu Riverina. Kraj jest bardzo piękny, zielony, kolorowy. Wyspa wygląda trochę jak raj, oczywiście poza osiedlami ludzkimi. Lankijczycy lubią śmiecić. Dokładniejszą relację napiszę później.

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Moją podróż na Sri Lankę rozpocząłem od wyjazdu o 6:00 z dworca PKS w Białymstoku busikiem z firmy Podlasie Expres. Busiki są całkiem fajne tylko że strasznie było zimno w nogi. Kierowca mógłby włączyć dolny nawiew. Po przyjeździe na lotnisko wizyta w budce Ecco Holiday, odbiór elektronicznego biletu i poleciałem oddać bagaż. Trochę pałętałem się po lotnisku, zwiedziłem trochę sklepów w strefie wolnocłowej ale to było tylko zwiedzanie bo ceny nie na moją kieszeń. Wreszcie wsiadłem w samolot i start. Trochę adrenaliny na początku (zawsze denerwuję się na początku lotu bo bardzo rzadko korzystam z tego środka lokomocji) i po około 1h 40' lądowanie w Amsetrdamie. Postanowiliśmy z żoną zwiedzić trochę Amsterdam ale szybko zrezygnowaliśmy z tego po wyjściu na podwórko. Piź.... niesamowicie. Myślałem że mi uszy odpadną. Szybko wróciliśmy z powrotem. 10h mijało o****ie. Łażenie po sklepach szybko znudziło się. Znaleźliśmy jakieś wolne leżaki z piękną panoramą na pasy startowe i „podziwialiśmy” startujące i lądujące samoloty. W końcu zbliżał się lot. Krótkie sprawdzenie bagażu podręcznego przed lotem potem kilkanaście minut w Gate czekania i wsiadaliśmy do samolotu. Mieliśmy miejsca akurat przy oknie. Większość lotu odbywało się w nocy więc nie było na co patrzeć. Jestem wysokim facetem więc lot dla mnie był męczarnią. Nie miałem co zrobić z nogami. Wybawieniem było międzylądowanie w Omanie w mieście Muscat. Dwa dni przed wylotem pani w z Ecco Holiday zapewniała mnie, że żadnego międzylądowania nie będzie. Okazało się, że jednak jest. Trzeba było wysiąść z samolotu, przejść prześwietlanie walizek i poczekać aż posprzątają i zatankują samolot. Przez błędną informację z biura podróży jedni państwo zostali omyłkowo w Muscacie ale o tym innym razem. Całe międzylądowanie trwało 1,5h. Co prawda to niewiele ale pozwoliło na rozprostowanie kości. Lotnisko w Muscacie było bardzo ciekawe. Największe wrażenie na mnie zrobiły stojące nieopodal pasa myśliwce bojowe z podwieszonymi bombami. Jeden to chyba nawet kołował. Widząc to pomyślałem „Gdzie ja trafiłem. Państwo terrorystów” . Potem to lot już szybko upłynął. W czasie lądowania widać mnóstwo palm i wszechobecną na wyspie zieleń. Na lotnisku trochę trzeba odstać w oczekiwaniu na wizę, UWAGA NIE POTRZEBA ŻADNYCH ZDJĘĆ DO WIZY, potem po odprawie paszportowej mija się masę banków gdzie można wymienić $ lub EURO na RS po przyzwoitym kursie i od tej pory rozpoczyna się już przygoda na Sri Lance.

CDN...

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Zdjęcia z mojej wyprawy na Sri Lankę można obejrzeć tutaj:

https://photos.app.goo.gl/TvwsuQKrpmue4ZtU6

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Na lotnisku czekało na nas dwóch rezydentów z Ecco Holiday. Jeden dla państwa którzy wybrali się na pobyt stacjonarny i drugi dla tych co mieli objazdówkę. Jak się później okazało nasz pan rezydent był współtwórcą strony http://www.srilankapolonia.pl Na zewnątrz czekał na nas fajny klimatyzowany autokar i mały busik który woził za nami bagaże. Wsiedliśmy do autokaru i ruszyliśmy w drogę do naszego hotelu Sigiriya Village w któRym to mielismy spędzić trzy noce. Transfer o ile dobrze pamiętam trwał ponad 5h. Po drodze nasz przewodnik przekazywał nam podstawowe informacje o tym pięknym kraju i zwyczajach tu panujących. Poinformował też że na Sri Lance jest malaria ale regiony w których ona występuje są na północy. W jedynym regionie w jakim możemy się zetknąć z tą chorobą jest Sigiriya. Po drodze zatrzymaliśmy się na herbatkę i siku w jakimś przydrożnym barze. Posiedzieliśmy chwilkę i w drogę. Na Sri Lance robi się ciemno o 18:30 więc gdy przyjechaliśmy do hotelu była już ciemna noc. Szybciutko wysiedliśmy z autokaru i polecieliśmy na obiadokolację. Wybór pysznosci był bardzo duży. Wszystkie potrawy bardzo ostre wypalające wnętrzności ale ja lubię takie jedzenie. Niektórzy oczywiście narzekali że im żołądki wypala. Restauracja hotelowa w stylu tropikalnym czyli bez ścian jedynie dach na palach. Wszystko to robiło niesamowite wrażenie na mnie. Po kolacji poszliśmy znaleźć nasz pokój. Po drodze dopadł nas chłopak hotelowy i zaprowadził do naszego pokoju. Pokoje bardzo skromne i średnio sprzątane. W kącie obok szafy była długa pajęczyna. Poza tym wszystko było w porządku. Żadnego robactwa ani jaszczurek nie widziałem. Po podróży byłem padnięty więc bardzo szybko usnąłem. Przed snem żona próbowała nawiązać ze mną jeszcze jakiś dialog ale z marnym skutkiem. Rano obudził mnie łomot dochodzący z dachu. Przypomniałem sobie opowieść apiska i pomyślałem "małpy" Wyjrzałem na zewnątrz a po dachu latało stado małych małpek z czerwonymi pyszczkami. Dachówki na dachu były porozwalane i trochę się bałem czy przypadkiem jakaś małpka nie strąci mi takiej dachówki na głowę. Ale nic takiego się nie stało. Zwierzątka zainteresowały się moją obecnością i zaczęły mi się przyglądać. Trochę poczułem się nieswojo więc schowałem się do pokoju. Potem prysznic i szybki wymarsz na śniadanko. Dziś przecież wyruszałem zwiedzać to co nieznane i piękne. CDN ...

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Na śniadaniu tak jak na kolacji przeżyłem szok. Jedząc śniadanko przypadkiem rozgryzłem taki mały zielony strączek. Oczywiście od razu pożałowałem że żyję. Czułem ogień w ustach i z oczu leciały łzy. Po kilku minutach zdołałem odzyskać oddech. Po śniadanku załadunek do autokaru i ruszyliśmy zwiedzać dziką sri lankę. Oczywiście pokonanie w Sri Lance danego odcinka drogi trwa kilkakrotnie dłużej niż w Polsce. Drogi są tam bardzo słabe poza tym sposób jazdy tamtejszych kierowców uniemożliwia normalne poruszanie się. Wygląda to tak jakby zebrać w jednym miejscu bandę szalonych i opętanych przez szatana samobójców i dać im samochody, tuk tuki i inne wehikuły. Stan techniczny większości samochodów pozostawia dużo do życzenia. Niektóre mają nawet kierownicę z lewej strony pomimo iż ruch jest lewostronny. Dodam tylko, że na Sri Lance nie ma obowiązku okresowych badań stanu technicznego samochodów. Podobno statystyka mówi, że na Sri Lance jest o wiele mniej wypadków niż w Polsce ale patrząc na sposób jazdy, ma się poważne wątpliwości czy tak jest naprawdę. Socjalistyczne władze Sri Lanki na pewno naginają statystyki tak jak im sie podoba. Dodam tylko, że inne statystyki mówią, że najwięcej turystów ginie w wypadkach drogowych. Przechodząc przez drogę trzeba bardzo uważać bo tam kierowcy nie zwracają uwagi na taki szczegół jak pieszy, chociaż zauważyłem że w większych miastach kierowcy nawet zatrzymują się żeby przepuścić pieszych na przejściu ale to jest zjawisko raczej rzadko spotykane.
Po drodze zatrzymywaliśmy się koło wielkiego sztucznego zbiornika wodnego. Rósł tam taki wielki kaktus koło którego można było robić zdjęcia, dalej zatrzymaliśmy się koło jakiegoś rowu przy którym siedziało masę waranów. Jakiś lokalny chłopak dawał im ryby do zjedzenia. Stawały one na tylnych łapach i sięgały po smakołyki. Każdy kto robił zdjęcia dał dla chłopaka dolara i ruszyliśmy dalej. Potem zwiedziliśmy jakieś muzeum prawdę powiedziawszy mało mnie ono ciekawiło. Było tam takie coś jak członek Shivy. Kiedyś kobiety które miały problem z zajściem w ciążę polewały go mlekiem i siadały na niego. Był on bardzo pokaźnych rozmiarów więc zastanawiałem się co to musiałaby być za kobieta która zdołałaby go użyć. Przewodnik mówił że krążyły legendy, że podobno mnisi wyjmowali ten członek i sami się kładli jak widzieli że idzie jakaś ładna laska która ma problem z ciążą.
W drodze powrotnej zajechaliśmy pojeździć na słoniach. Świetna zabawa. Słoń to takie fajne łakome zwierzę. Kupiłem reklamówkę bananów i siedząc na słonim karku wkładałem po jednym do trąby która co chwilę wracała do góry. Potem słoń wszedł do rzeki pochodził trochę. Operator słonia zapytał czy chcemy prysznic ale podziękowałem mu serdecznie. Koszt przejażdżki 30 USD od osoby. Potem pojechaliśmy do góry Sigiriyja i wdrapaliśmy się na sam czubek po schodach. Z góry był niesamowity zapierający dech w piersiach widok na otaczającą dżunglę. Schodząc miałem już dość tej góry. To tak jak mniej wejść po schodach na dwa pałace kultury i zejść z powrotem. Jest tam masa naciągaczy którzy za "pomoc w wejściu na górę" żądają kasę.
Po Sigiriyji transfer do hotelu kolacja wieczorna kąpiel w basenie i spać.

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Rano jak zwykle obudziła mnie bieganina małp po dachu. Prysznic, szybkie śniadanko i do autokaru. Dziś mieliśmy zwiedzić skalną świątynię. Gdy zajechaliśmy na miejsce moją uwagę przykuł wielki złoty Budda nad wejściem. Świątynia była bardzo kolorowa i przykuwała uwagę. Potem weszliśmy na stromą górę. Była tam świątynia wykuta w skale. Wchodziło się do poszczególnych jaskiń i tam była masa różnistych Buddów. W jednej ze świątyń było kilka obdrapanych buddów a jeden całkiem odnowiony. Oczywiście zainteresowaliśmy się dlaczego tak jest. Przewodnik powiedział nam że kiedyś jedna z turystek usiadła na kolanach tego buddy i zrobiła sobie zdjęcie. Dla nie zorientowanych nie można fotografować się na tle buddy ponieważ jest to bardzo obraźliwe dla wyznawców tej religii. Zrobione zdjęcie umieściła w internecie. Lankijczycy zobaczyli to zdjęcie i żeby zmyć hańbę odnowili Buddę. Widoki po wyjściu na plac świątyni są bardzo malownicze i zapierają dech w piersiach. Zrobiliśmy kilka zdjęć i powrót do hotelu. Wieczorem dla chętnych była zorganizowana impreza fakultatywna safari. Koszt 40 USD od osoby. Autokar zawiózł nas w miejsce gdzie czekały na nas Jeepy. Stan samochodów wskazywał że pamiętają one czasy wojny w Wietnamie. Wsiedliśmy w te wehikuły i ruszyliśmy na bezdroża. Jeździliśmy po czymś w rodzaju łąki porośniętej od czasu do czasu drzewami. Widzieliśmy masę słoni i w zastępstwie bawołów zwykłe domowe krowy oznakowane na boku. Na koniec safari degustacja araku z colą lub spritem, wdrapanie się na górkę i fotki w zachodzącym słońcu. Widoki znów zapierały dech w piersiach. Coś niesamowitego. Z góry było widać wszechobecną zieleń. Zachodzące słońce rzucało długie cienie. Tego widoku nie da się zapomnieć. Ciemną nocą wróciliśmy do hotelu. Kolacja prysznic i spać. To była ostatnia noc w tym hotelu. Następnego dnia jechalismy do Kandy.

CDN...

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Z rana pobudka pakowanie bagażu, napiwek dla boya hotelowego śniadanko i wyjazd do Kandy. Po drodze wstąpiliśmy do ogrodu botanicznego medycyna ajurwedycznej. Lankijski przewodnik pokazywał nam różne ziółka i opowiadał o ich zastosowaniu w leczeniu lub pielęgnacji ciała. Potem prezentacja lekarstw wytwarzanych z ziółek. Chętni mogli pójść na masaż ajurwedyczny a potem zakupy. Wszystko drogie jak chole.... Dałem sobie spokój z zakupami ponieważ żeby te specyfiki za działaly to trzeba je stosować przez długi okres czasu. Nie stać mnie było żeby kupić jakiś specyfik w ilości hurtowej więc skończyło się tylko na kupnie przypraw. W tym ogrodzie były przepiękne kwiaty. Naprawdę robiły wrażenie.
Po zwiedzaniu ogrodu trzeba było jeszcze dotrzeć do autobusu co w lankijskich warunkach nie jest takie proste ponieważ autobus stał po drugiej stronie bardzo ruchliwej drogi. Jeden pan stanął z jednej strony drogi, drugi z drugiej i czekaliśmy na odpowiedni moment. Lankijscy kierowcy nawet nie zwracali uwagi na to że ktoś stoi przy przejściu dla pieszych tylko pędzili jak opętani trąbiąc na nas. W końcu pan stojący na przeciwko dał znak i wszyscy biegiem przebiegliśmy drogę. Chwilę potem przejechał trąbiąc jakiś wielki samochód. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Następny postój to świątynia hinduistyczna. Była bardzo kolorowa i pokryta masą bożków. Potem zajechaliśmy do świątyni zęba buddy. Zęba nie widziałem ale buddów była cała kupa. Potem to już pojechaliśmy na kolację do nowego hotelu i spatku. Hiltop był mniej fajny od poprzedniego i był umieszczony wysoko na górze. Był tam taki pan z wielką brodą który handlował biżuterią. Podobno kiedyś zdarzyło mu sie wcisnąć komuś szkiełko zamiast prawdziwego kamienia. Następnego dnia mieliśmy jechać do fabryki w której obrabia sie kamienie szlachetne.

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Z rana pobudka pakowanie bagażu, napiwek dla boya hotelowego śniadanko i wyjazd do Kandy. Po drodze wstąpiliśmy do ogrodu botanicznego medycyna ajurwedycznej. Lankijski przewodnik pokazywał nam różne ziółka i opowiadał o ich zastosowaniu w leczeniu lub pielęgnacji ciała. Potem prezentacja lekarstw wytwarzanych z ziółek. Chętni mogli pójść na masaż ajurwedyczny a potem zakupy. Wszystko drogie jak chole.... Dałem sobie spokój z zakupami ponieważ żeby te specyfiki za działaly to trzeba je stosować przez długi okres czasu. Nie stać mnie było żeby kupić jakiś specyfik w ilości hurtowej więc skończyło się tylko na kupnie przypraw. W tym ogrodzie były przepiękne kwiaty. Naprawdę robiły wrażenie.
Po zwiedzaniu ogrodu trzeba było jeszcze dotrzeć do autobusu co w lankijskich warunkach nie jest takie proste ponieważ autobus stał po drugiej stronie bardzo ruchliwej drogi. Jeden pan stanął z jednej strony drogi, drugi z drugiej i czekaliśmy na odpowiedni moment. Lankijscy kierowcy nawet nie zwracali uwagi na to że ktoś stoi przy przejściu dla pieszych tylko pędzili jak opętani trąbiąc na nas. W końcu pan stojący na przeciwko dał znak i wszyscy biegiem przebiegliśmy drogę. Chwilę potem przejechał trąbiąc jakiś wielki samochód. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Następny postój to świątynia hinduistyczna. Była bardzo kolorowa i pokryta masą bożków. Potem zajechaliśmy do świątyni zęba buddy. Zęba nie widziałem ale buddów była cała kupa. Potem to już pojechaliśmy na kolację do nowego hotelu i spatku. Hiltop był mniej fajny od poprzedniego i był umieszczony wysoko na górze. Był tam taki pan z wielką brodą który handlował biżuterią. Podobno kiedyś zdarzyło mu sie wcisnąć komuś szkiełko zamiast prawdziwego kamienia. Następnego dnia mieliśmy jechać do fabryki w której obrabia sie kamienie szlachetne.

CDN...

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Zajechaliśmy z rana do fabryki w której są produkowane błyskotki. Na początku zaprowadzono nas do sali gdzie był wielki telewizor. Wyświetlono nam film o sposobie wydobywania kamieni szlachetnych. Film był w języku polskim. Potem poszliśmy do sali gdzie pokazywano nam kamienie przed obróbką i po obróbce opowiadając o procesie technologicznym. Na koniec przyszedł czas na zakupy. Ależ to wszystko drogie.
Po zakupach zawieziono nas do sierocińca dla słoni w Pinawelli. W większości mieszkają tam słonie które w dzieciństwie zostały same lub okaleczone przez trwająca wojnę. Jest tam słonica która po nadepnięciu na minę straciła nogę. Na wolności czekałaby ją śmierć. W sierocińcu dożyje w spokoju swoich dni. Mieszkają tam też słonie które urodziły sie już w Pinawelli. Widzieliśmy kąpiel słoni. Niektóre były szorowane skorupą od orzecha kokosowego. Widziałem też słonia który bawił się w alpinistę. Nawet nie przypuszczałem że słonie mogą tak sprawnie przemieszczać się po wzgórzach i betonowych ogrodzeniach. Na koniec przyszła pora na karmienie słoni. Mały słonik był karmiony butelką mleka a dorosła słonica wcinała jakieś wielkie liście. Wtem słonica podniosła ogon i turyści zostali olani. Raczej obsikani. Dobrze że nie stałem zbyt blisko tego zwierzaczka. Wszyscy rozskoczyli się po bokach. Niestety niektórych dosięgnął prysznic. Po wizycie w sierocińcu dla słoni pojechaliśmy do ogrodu botanicznego. Coś niesamowitego. Nie widziałem nigdy takiej różnorodności roślin. Było tam mnóstwo pięknych kwiatów i przedziwnych drzew. Były też akcenty polskie. Rośnie tam drzewko posadzone w 1960r przez jednego z premierów naszego kraju Józefa Cyrankiewicza. Ten ogród trzeba koniecznie zobaczyć. Tego nie da się opisać ani przedstawić na fotografii.
Wieczorem transfer do hotelu, kolacja i kilka nocnych fotek nad pięknie podświetlonym basenie. Spakowaliśmy się bo z rana zmienialiśmy hotel. Następnego dnia wyruszaliśmy wysoko w góry.

CDN...

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Zapomniałem dodać że hotel Hiltop to był jedyny hotel w którym była dostępna sieć WIFI oczywiście odpłatnie. Jakoś nie skorzystałem więc o ceny nie dopytywałem się. Z samego rana wyjechaliśmy w kierunku gór i miasta Nuwara Elia. Po drodze odwiedziliśmy fabrykę batików (dla niewtajemniczonych http://pl.wikipedia.org/wiki/Batik ). Panie siedziały tam i nakładały kolejne warstwy wosku na materiał w przepiękne wzory. To były prawdziwe arcydzieła. Niestety prawdopodobnie nigdy ich nie będzie stać na kupno takiego batiku. Moja żona wdała się z nimi w dyskusję i dowiedziała się że zarabiają odpowiednik 50 USD miesięcznie. To jest czysty wyzysk. Dałem dla pań które uczestniczyły w pogawędce po komplecie różnokolorowych długopisów. Potem poszliśmy do sklepu z batikami. Były tam prawdziwe arcydzieła. Ceny sięgały do grubo ponad 1000 EURO. Niektórzy zostawili tam masę kasy. Potem ruszyliśmy dalej Drogi stawały się coraz bardziej kręte a kierowcy nadal szaleni. Po drodze mijaliśmy masę wodospadów. Widoki naprawdę malownicze. Góry były porośnięte dżunglą na przemian z niekończącymi się plantacjami herbaty. Herbata rośnie na drzewach tylko, że one są przycinane do pewnej wysokości żeby ułatwić jej zrywanie. Na polach pracują poubierane w kolorowe sari Tamilki. Niestety stanowiący większość na wyspie Syngalezi nie garną się zbytnio do pracy. Pracujący na plantacjach herbaty Tamilki należą to najbardziej wyzyskiwanej grupy społecznej i zarabiają naprawdę mało. Pstryknąłem kilka fotek i rozdałem dla pracujących pań prawie 100USD. One naprawdę potrzebują tych pieniędzy. Są bardzo biedne i ciężko pracują w przeciwieństwie do chłopaków hotelowych i innych naciągaczy z hoteli nie wyłączając naszego przewodnika (o przewodniku będzie później). Miałem dość tych pseudo pomocników z hotelu którzy wciskają się z pomocą a potem jak dostaną za mało to robią wielce niezadowoloną minę. Oni naprawdę dostają masę kasy od turystów. Taki boy hotelowy, zważywszy na ilość napiwków, wyciąga pewnie więcej niż dyrektor hotelu. Niestety Tamilki pracujące na plantacjach zarabiają po 2 dolary dziennie a pracę mają bardzo ciężką. Słońce pali niemiłosiernie a stoki na których rośnie herbata potrafią być bardzo strome. Ruszyliśmy w dalszą drogę. Zajechaliśmy do fabryki herbaty. Przewodnik opowiedział nam o procesie technologicznym i wraz z przedstawicielem zakładu oprowadził nas po fabryce cejlońskiej herbaty. Maszyny tam pracujące nie spełniają jakichkolwiek europejskich standardów bezpieczeństwa ale to nie jest Europa. Po obejrzeniu degustacja tea. Naprawdę herbatka jest pyszna. Szczególnie z mleczkiem. Po wizycie w fabryce herbaty ruszyliśmy do miasta Nuwara Elia i połaziliśmy tam po sklepach. Wszystko było tańsze kilkunastokrotnie niż w hotelach. Polecam herbatniki kokosowe. Odpowiednik naszych "PETIT BEURRE" Pycha. Mniam mniam. Chodząc po mieście Nuwara Elia polecam polar lub sweter bo jest chłodno. Właśnie w tym mieście zauważyłem że kierowcy zatrzymują się i przepuszczają pieszych na przejściach. Coś niespotykanego na Sri Lance. Po zakupach nocleg w hotelu Galway. W pokojach stały piecyki elektryczne do podgrzewania i nad ranem naprawdę przydały się. CDN...

Podróżnik

Gienek
Obrazek użytkownika Gienek
Offline
Ostatnio: 3 tygodnie 14 godzin temu
Rejestracja: 06 mar 2014

Następnego dnia z rana wyruszyliśmy w kierunku Colombo. Transfer miał trwać cały dzień. Po drodze zatrzymywaliśmy się na zdjęcia i oglądanie przecudnej przyrody bo to właśnie jest najpiękniejsze w egzotycznych krajach. Niestety mieszkańcy Sri Lanki, podobnie jak i Tunezji i zapewne wielu innych egzotycznych krajów, nie doceniają bogactwa jakie daje im przyroda. Wystarczy zboczyć trochę z drogi a tu widoki zapierające dech w piersiach. Piękne kwiaty, rozłożyste nie spotykane u nas drzewa, świeże powietrze. Normalnie jak w raju. Wystarczy małe skupisko domków a raczej szałasów i od razu sterty rozkładających się i śmierdzących odpadów. Obawiam się, że jeśli mieszkańcy tych egzotycznych i pięknych krajów nie uświadomią sobie jaką szkodę czynią dla środowiska to za kilkadziesiąt lat nie będzie gdzie jeździć, co zwiedzać bo wszystko co piękne cała ta rajska przyroda zostanie zasypana rozkładającymi się i śmierdzącymi odpadami ale to mam nadzieję odległa i nierealna przyszłość. Po kilku godzinach jazdy zatrzymaliśmy się w przydrożnym zajeździe na obiad. Posiadał on piękny taras widokowy na wodospad z którego wypływała przepiękna rzeka. Nad tą rzeką był wiszący most. Widoki były niesamowite. Ta niespotykana u nas zieleń: palmy i setki innych odmian roślin. W barze kupiłem piwko i usiadłem na trawie w cieniu jakiegoś drzewa. Wiał leciutki wiaterek który powodował, że panujący upał nie był tak uciążliwy. Popłynąłem myślami do miejsca oddalonego o tysiące kilometrów do... Jak wyjeżdżałem z kraju to akurat napadało śniegu i było bardzo zimno. Tu trudno było uwierzyć w to że istnieje takie coś jak zima. Po ponad dwu godzinnym lenistwie ruszyliśmy w dalszą drogę. Nawiązałem dialog z parką która zgubiła się w Omanie w mieście Muscat o czym pisałem na samym początku. Tak samo jak ja przed wyjazdem dzwonili do biura podróży i dopytywali się o przebieg lotu. Tak samo jak mnie miła pani poinformowała, że żadnego międzylądowania nie ma. Niestety nie znali angielskiego i po całonocnym locie myśleli, że to już Colombo. Wysiedli no i się zgubili. Gdy spostrzegli swój błąd samolot już startował. Siedząc w samolocie zauważyłem, że obsługa kilkukrotnie przelicza pasażerów i coś się im nie zgadza. Dlaczego zdecydowali się wystartować tego nie wiem. Linie lotnicze Martinair, którymi to właśnie lecieliśmy z Amsterdamu do Colombo najwyraźniej nie dbają o komplet pasażerów na pokładzie. Moim zdaniem wystarczyło zgłosić do obsługi lotniska brak pasażerów i całe to nieszczęście nie wydarzyłoby się. W każdym bądź razie ci państwo zostali w obcym i nie znanym kraju. Zadzwonili po pomoc do biura podróży ale niestety Ecco Holiday nie przejawiało jakiejkolwiek chęci pomocy. Dowiedzieli się że muszą sobie poradzić sami i na własną rękę dostać się do Sri Lanki. Jednym słowem mieli ich "w głębokim poważaniu". Zwrócili się o pomoc do obsługi lotniska. Natychmiast został ściągnięty ktoś kto zna język polski. Zaopiekowano się zagubionym państwem, wynajęto im hotel. Podobno opiekujący się nimi "pan arab" dopytywał się czy nie są głodni i czy czegoś im nie brakuje. W Omanie musieli zostać trzy dni bo niestety nie było wcześniejszego lotu. Kto by pomyślał. Taki dziki kraj wyglądający na bazę terrorystów a taka miła obsługa. Pracowników Ecco Holiday powinni wysłać do nich na szkolenie bo są zainteresowani klientem tylko do czasu aż wpłaci się im pieniądze. Po wycieczce gdy wracaliśmy już do kraju choć w czasie międzylądowania w Omanie była późna noc to "pan arab" przyszedł na spotkanie z zagubionymi tylko po to żeby zapytać co słychać, jak się udała wycieczka i zaprosić ich żeby następnym razem odwiedzili Oman. Wróćmy teraz do naszej drogi do Colombo. Jechaliśmy tak jeszcze kilka godzin zatrzymując się co jakiś czas na siku. W pewnym momencie drogi nasz przewodnik powiedział "Pewnie zastanawiacie się państwo czy można dawać nam napiwki. Oczywiście że tak. jest nas sześciu więc uważam, że adekwatną kwota będzie 30USD" O ile wcześniej byłem chętny żeby dla obsługi naszej wycieczki dać napiwek to po usłyszeniu komunikatu naszego przewodnika krew się we mnie zagotowała i pomyślałem od razu "spieprzaj dziadu". Nic mu nie dałem bo to wyglądało na zwykłe naciąganie. Może i Lankijczycy to biedny naród ale on nie jest Lankijczykiem a tym bardziej nie wyglądał na biednego. Ale dość już o przewodnikach i biurach podróży. Dotarliśmy do byłej stolicy Sri Lanki. Colombo to miasto kontrastów. Masa slamsów, dziwacznych budek na przemian z super nowoczesnymi wieżowcami. Jest tam nawet kopia amerykańskiego białego domu. Dla bezpieczeństwa zwiedzaliśmy to miasto z autokaru. Chcę przypomnieć że w kilka dni przed naszym wylotem do Sri Lanki był zamach na dworzec kolejowy w Colombo. Na koniec udaliśmy się do Mount Lavinia gdzie zakwaterowano nas w hotelu Palm Beatch. Prysznic, kolacja i zapadła już zmrok. Pomimo nocy nie mogłem sobie darować żeby nie wybrać się nad ocean. Chociaż byłem już na Sri Lance tydzień czasu to nie widziałem jeszcze wielkiej wody. Zdjąłem klapki i wszedłem do oceanu. Przeżyłem szok. Nigdy nie widziałem jeszcze tak ciepłego morza. Woda gorąca jak w wannie. O wiele cieplejsza niż powietrze po zmroku. Spacerek w jedną stronę plaży, potem w drugą i czas spać. Rano śniadanko i znów na plażę. W tym mieście plaża była ładna i szeroka ale niestety zaśmiecona. O godzinie 10:00 przyjechał po nas nowy autokar którym to udaliśmy się do Beruweli do hotelu Riverina gdzie spędziliśmy część stacjonarną naszego pobytu.

CDN...

Podróżnik

Strony

Wyszukaj w trip4cheap