Kolejne przezycia opisywac bede Wam saczac pysznego lajonka
Poniewaz nieszcescia chodza parami dzis rano zaledwie pol godziny od wyjazdu w autokarze zagotowala sie woda, to juz drugi pojazd uszkodzony dzien po dniu w taki sam sposob!
Zabawnie bylo ogladac Lankijczykow chlodzacych woda silnik, niektore osoby z wycieczki strasznie sie burzyly na te sytuacje, grozac reklamacjami i tym ze biuro "sie nie wyplaci" Mimo gotujacej sie wody jakos dojechalismy rano do celu wycieczki - robiac postoje co 15 minut, ale wrocic sie juz nie dalo, zatem wypozyczono na szybko lokalny pojazd
No ale nic, problemy nie zepsuly nam chloniecia piekna Sri Lanki. Zwiedzanie rozpoczelismy od Mihintale, miejsca w ktorym Sri Lanka przyjela Buddyzm. Znajduja sie tam Dagoba (Stupa), statua Buddy nauczajacego oraz skala z tarasem widokowym na ktora sie trzeba wspinac.
Poza swiatyniami udalo mi sie uchwycic pare widoczkow oraz przyrode
Reszte dnia spedzilismy w pierwszej, starozytnej stolicy Sri Lanki Anuradhapurze ogladajac tam kilka roznych Dagob i pomnikow Buddy
Jutro wizyta w drugiej stolicy Sri Lanki, z czasow sredniowiecznych, mam nadzieje ze do trzech razy sztuka i trzeci autokar bedzie sprawny xd
Prawda ze w progoramie wycieczki nie ma zycia, chociaz w sumie troche tego sie spodziewalismy wybierajac ten konkretny program - z duza iloscia swiatyn buddyjskich oraz krajobrazami.
Dzis odbylo sie wszystko bez niespodzianek, uff Zrozumialem tez dlaczego pobudki mamy o 6 rano i wyjazd zaraz po 7, wczesnie tutaj robi sie jasno ale i wczesnie ciemno - jak to na rowniku dzien trwa rowne 12 godzin, trzeba byc tego swiadom jak ktos nie lubi wczesnych pobudek. O 9 bylismy juz pod Sigiriya, wysoka gora z palacem sprzed 15 wiekow mieszczacym sie na samym szczycie i majacym wejscie w ksztalcie paszczy lwa, z ktorej do dzis przetrwaly jednak tylko lapy. Aby sie wspiac na gore trzeba pokonac 1200 schodkow i nie wszyscy w grupie dali rade.
Nastepnie pojechalismy do dwoch sklepow, jeden z drewnem a drugi z tkaninami produkowanymi oryginalnymi metodami.
Gdy zawiezli nas na lunch widzielismy male miasteczko chwile przed miejscem do ktorego wozi biuro podrozy, zamiast jesc z grupa ucieklismy tuktukiem za jedyne 100 rupii aby kupic cos lokalnego (i 3x tanszego) oraz pochodzic po sklepikach prowadzonych przez usmiechajacych sie do nas tubylcow. Odkrylismy przy okazji swietny napoj - Cream Soda, zamiennik Fanty, Sprite itp a majacy niesamowity smak, bardzo wszystkim polecam.
Po lunchu udalismy sie w strone Polonnaruwy, sredniowiecznej stolicy Colombo z ktorej juz niestety niewiele zostalo.
Sklepiki (tzw. warsztaty to turystyczna ściema ). Ceny są pod zachodniego turystę i problem polega na tym, że nie będziecie mieć w zasadzie za bardzo okazji by samodzielnie czegoś sobie poszukać. (ewentualnie na końcu na 3-dniowym pobycie). Po prostu kochane Raibnbow (a raczej jego lokalny kontrahent touroperator) nie widzi sensu by zrezygnować z prowizji od tych sklepów. Dlatego ciagle mieszkaliśmy na jakimś pustkowiu, ciągle nie było nawet cienia szansy by zagłębić się w lokalny koloryt....
Zgodnie z zasadą : ONI (czyli Wy) są nasi. Zagospodarujemy ich (Was) od A....do Z....
Zawiozą Was ? (a może juz zawieźli ) do ogrodów przypraw... Nie kupujcie tam żadnych przypraw, bo zapakowane w torebki "NO NAME" są trzy-cztery razy droższe niż w zwykłym spożywczaku w dowolnym miasteczku.
Sigiriyę pamiętam jako jeden z jaśniejszych punktów wycieczki
Byłam na tej wycieczce w marcu 2 lata temu i jednak inaczej wyglądał ten pierwszy dzień:) Zaraz po przylocie, zawieźli nas do sierocińca słoni w Pinnaweli, a dopiero potem do hotelu. W ogóle, zwiedzaliśmy Sri Lankę zupełnie odwrotnie niż było to napisane w programie wycieczki.. Także nasz ostatni dzień to było Colombo, które faktycznie rozczarowuje. Jednak mieliśmy tam kilka przystanków na zwiedzanie i zdjęcia, a później przesiadaliśmy się do różnych busików, które zawoziły na wypoczynek:)
No i to prawda z tymi warsztatami.. ehh, pewnie zawiozą Was do takiego z jedwabnymi wyrobami. NIE KUPUJCIE TAM NIC! Takie same jedwabne szaliczki, kupiłam później w Bentocie podczas wypoczynku za 7 dolarów jeden - a tam chcieli chyba z 30 dolarów.. W ogrodzie przypraw najwięcej zyskała przewodniczka, która za przyprowadzenie nas tam, wyszła z torbami przypraw i kosmetyków.
Niestety.. z wycieczki na wycieczkę, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że na zorganizowanych przez biuro wyjazdach, bardzo ciężko poznać prawdziwe życie:) Na Sri Lance jedynie w Kandy mieliśmy trochę więcej czasu wolnego i wtedy pozwiedzaliśmy kilka lokalnych garkuchni i w ogóle miasto od środka. Dlatego też, to w Kandy najbardziej mi się podobało:)
My w Kandy bardzo późno wylądowaliśmy w hotelu, do tego gdzieś na samej górze, więc nici z tego....
Dopiero w Nuwara Eilya korzystaliśmy z rikszy i szwędaliśmy się nieco po miasteczku. No ale miasteczko maleńkie.... (jednak spożywczak jest , więc przypraw i herbat nie kupujcie , bo w sklepie są nawet ładniej zapakowane (na prezent)).
To my mieliśmy jednak trochę więcej szczęścia. Oczywiście oprócz „ programu obowiązkowego” typu ogród przypraw, lokalna pracownia kamieni szlachetnych, fabryczka batiku , manufaktura, w której powstają wyroby drewniane i sklep z jedwabiamy , nasza przewodniczka zawiozła nas do Habarany, gdzie mieliśmy możliwość odwiedzenia lokalnego targu i zrobienia zakupów w lokalnych sklepikach. Również po drodze do hotelu Sigirija , poza programem odwiedziliśmy taką małą wioskę i oglądaliśmy jak mieszka biedna miejscowa ludność. Hotel w Kandy mieliśmy położony blisko sklepów. Oczywiście w 100% zgadzam się ,że w miejscach obowiązkowych” nie należy robić zakupów bo są kilka razy droższe.
Dzien IV
Kolejne przezycia opisywac bede Wam saczac pysznego lajonka
Poniewaz nieszcescia chodza parami dzis rano zaledwie pol godziny od wyjazdu w autokarze zagotowala sie woda, to juz drugi pojazd uszkodzony dzien po dniu w taki sam sposob!
Zabawnie bylo ogladac Lankijczykow chlodzacych woda silnik, niektore osoby z wycieczki strasznie sie burzyly na te sytuacje, grozac reklamacjami i tym ze biuro "sie nie wyplaci" Mimo gotujacej sie wody jakos dojechalismy rano do celu wycieczki - robiac postoje co 15 minut, ale wrocic sie juz nie dalo, zatem wypozyczono na szybko lokalny pojazd
No ale nic, problemy nie zepsuly nam chloniecia piekna Sri Lanki. Zwiedzanie rozpoczelismy od Mihintale, miejsca w ktorym Sri Lanka przyjela Buddyzm. Znajduja sie tam Dagoba (Stupa), statua Buddy nauczajacego oraz skala z tarasem widokowym na ktora sie trzeba wspinac.
Poza swiatyniami udalo mi sie uchwycic pare widoczkow oraz przyrode
Reszte dnia spedzilismy w pierwszej, starozytnej stolicy Sri Lanki Anuradhapurze ogladajac tam kilka roznych Dagob i pomnikow Buddy
Jutro wizyta w drugiej stolicy Sri Lanki, z czasow sredniowiecznych, mam nadzieje ze do trzech razy sztuka i trzeci autokar bedzie sprawny xd
Taaa.....jakoś przy tym leżącym to już całkowicie wymiękłem, nawet nie ściągałem butów i nie wchodziłem za sznurek
Jedno , czego mi w programie tej wycieczki zabrakło to....życia....
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Az jestem ciekawa czy bedzie chociaz jeden dzen bezawaryjny
No to wesoło ....czasami i tak bywa.Musi być gorzej aby było już tylko lepiej ,czego Ci życzę w kolejnych dniach pobytu
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Dzien V
Prawda ze w progoramie wycieczki nie ma zycia, chociaz w sumie troche tego sie spodziewalismy wybierajac ten konkretny program - z duza iloscia swiatyn buddyjskich oraz krajobrazami.
Dzis odbylo sie wszystko bez niespodzianek, uff Zrozumialem tez dlaczego pobudki mamy o 6 rano i wyjazd zaraz po 7, wczesnie tutaj robi sie jasno ale i wczesnie ciemno - jak to na rowniku dzien trwa rowne 12 godzin, trzeba byc tego swiadom jak ktos nie lubi wczesnych pobudek. O 9 bylismy juz pod Sigiriya, wysoka gora z palacem sprzed 15 wiekow mieszczacym sie na samym szczycie i majacym wejscie w ksztalcie paszczy lwa, z ktorej do dzis przetrwaly jednak tylko lapy. Aby sie wspiac na gore trzeba pokonac 1200 schodkow i nie wszyscy w grupie dali rade.Nastepnie pojechalismy do dwoch sklepow, jeden z drewnem a drugi z tkaninami produkowanymi oryginalnymi metodami.
Gdy zawiezli nas na lunch widzielismy male miasteczko chwile przed miejscem do ktorego wozi biuro podrozy, zamiast jesc z grupa ucieklismy tuktukiem za jedyne 100 rupii aby kupic cos lokalnego (i 3x tanszego) oraz pochodzic po sklepikach prowadzonych przez usmiechajacych sie do nas tubylcow. Odkrylismy przy okazji swietny napoj - Cream Soda, zamiennik Fanty, Sprite itp a majacy niesamowity smak, bardzo wszystkim polecam.
Po lunchu udalismy sie w strone Polonnaruwy, sredniowiecznej stolicy Colombo z ktorej juz niestety niewiele zostalo.
Sklepiki (tzw. warsztaty to turystyczna ściema ). Ceny są pod zachodniego turystę i problem polega na tym, że nie będziecie mieć w zasadzie za bardzo okazji by samodzielnie czegoś sobie poszukać. (ewentualnie na końcu na 3-dniowym pobycie). Po prostu kochane Raibnbow (a raczej jego lokalny kontrahent touroperator) nie widzi sensu by zrezygnować z prowizji od tych sklepów. Dlatego ciagle mieszkaliśmy na jakimś pustkowiu, ciągle nie było nawet cienia szansy by zagłębić się w lokalny koloryt....
Zgodnie z zasadą : ONI (czyli Wy) są nasi. Zagospodarujemy ich (Was) od A....do Z....
Zawiozą Was ? (a może juz zawieźli ) do ogrodów przypraw... Nie kupujcie tam żadnych przypraw, bo zapakowane w torebki "NO NAME" są trzy-cztery razy droższe niż w zwykłym spożywczaku w dowolnym miasteczku.
Sigiriyę pamiętam jako jeden z jaśniejszych punktów wycieczki
Poza nachalnymi popychaczami tyłków.
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Harvi jak będziecie mieli okazję to kupcie sobie miejscowe , bardzo tanie papieroski bidi.
Byłam na tej wycieczce w marcu 2 lata temu i jednak inaczej wyglądał ten pierwszy dzień:) Zaraz po przylocie, zawieźli nas do sierocińca słoni w Pinnaweli, a dopiero potem do hotelu. W ogóle, zwiedzaliśmy Sri Lankę zupełnie odwrotnie niż było to napisane w programie wycieczki.. Także nasz ostatni dzień to było Colombo, które faktycznie rozczarowuje. Jednak mieliśmy tam kilka przystanków na zwiedzanie i zdjęcia, a później przesiadaliśmy się do różnych busików, które zawoziły na wypoczynek:)
No i to prawda z tymi warsztatami.. ehh, pewnie zawiozą Was do takiego z jedwabnymi wyrobami. NIE KUPUJCIE TAM NIC! Takie same jedwabne szaliczki, kupiłam później w Bentocie podczas wypoczynku za 7 dolarów jeden - a tam chcieli chyba z 30 dolarów.. W ogrodzie przypraw najwięcej zyskała przewodniczka, która za przyprowadzenie nas tam, wyszła z torbami przypraw i kosmetyków.
Niestety.. z wycieczki na wycieczkę, coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że na zorganizowanych przez biuro wyjazdach, bardzo ciężko poznać prawdziwe życie:) Na Sri Lance jedynie w Kandy mieliśmy trochę więcej czasu wolnego i wtedy pozwiedzaliśmy kilka lokalnych garkuchni i w ogóle miasto od środka. Dlatego też, to w Kandy najbardziej mi się podobało:)
Czekam na dalszą relację!
Alikatena
My w Kandy bardzo późno wylądowaliśmy w hotelu, do tego gdzieś na samej górze, więc nici z tego....
Dopiero w Nuwara Eilya korzystaliśmy z rikszy i szwędaliśmy się nieco po miasteczku. No ale miasteczko maleńkie.... (jednak spożywczak jest , więc przypraw i herbat nie kupujcie , bo w sklepie są nawet ładniej zapakowane (na prezent)).
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
To my mieliśmy jednak trochę więcej szczęścia. Oczywiście oprócz „ programu obowiązkowego” typu ogród przypraw, lokalna pracownia kamieni szlachetnych, fabryczka batiku , manufaktura, w której powstają wyroby drewniane i sklep z jedwabiamy , nasza przewodniczka zawiozła nas do Habarany, gdzie mieliśmy możliwość odwiedzenia lokalnego targu i zrobienia zakupów w lokalnych sklepikach. Również po drodze do hotelu Sigirija , poza programem odwiedziliśmy taką małą wioskę i oglądaliśmy jak mieszka biedna miejscowa ludność. Hotel w Kandy mieliśmy położony blisko sklepów. Oczywiście w 100% zgadzam się ,że w miejscach obowiązkowych” nie należy robić zakupów bo są kilka razy droższe.