Noc minęła podobnie jak poprzednia, tzn. padliśmy jak muchy mimo wdzierającego się przez okno hałasu. Prawdopodobnie jego przyczyną było to, że tuż nad nami znajdował się basen oraz bar i być może były tam organizowane w nocy jakieś imprezki. Nie mieliśmy jednak siły, żeby tam iść i to sprawdzić.
Po pobudce i szybkiej toalecie wciągnęliśmy więc śniadanko i w drogę.
Po dotarciu na miejsce przewodniczka poinformowała nas, że mamy 4 godziny na dotarcie do najwyżej położonego wodospadu nr 7 i na powrót do punktu zbiórki. Pozostała część grupy miała tylko 2 godziny i mogła dojść maksymalnie do wodospadu nr 4. Później ruszali na słonie czy inne tygrysy.
O ile dobrze pamiętam kąpać się można przy wodospadach 2, 4, 5 i 7. Ale na 100% to przy 4 i 5. Pozostałych nie jestem pewny. I jeszcze jedno. Po drugim wodospadzie jest punkt, przez który nie wolno przenosić własnego picia. Prawdopodobnie chodzi o to, żeby turyści nie wyrzucali pustych butelek. Przyznam się bez bicia, że złamaliśmy ten zakaz i wnieśliśmy w plecaku wodę. Ale puste butelki zabraliśmy ze sobą.
Wracając do tematu kąpieli to z każdym mijanym wodospadem mieliśmy coraz większą chęć na zanurzenie się w wodzie. Ale tak jakoś wyszło, że wykąpaliśmy się dopiero przy wodospadzie nr 5. Było tam sporo luźniej niż przy czwartym, który dla części turystów był ostatnim (bo musieli wracać, żeby zaliczyć kolejną część wycieczki).
Zanim weszliśmy do wody zaintrygowały nas dźwięki jakie wydawały osoby moczące się w wodzie. Rozwiązanie poznaliśmy jak tylko zamoczyliśmy stopy. Momentalnie podpływały ryby i od razu przysysały się do skóry jak glonojady do szyby akwarium. Muszę przyznać, że to bardzo dziwne uczucie. Na pewno nie był to ból ale ciężko było utrzymać w wodzie nogę przez dłuższy czas. Jeszcze trudniej było wejść do wody. Ale było tak gorąco, że nie mogliśmy się powstrzymać. Na szczęście po oddaleniu się od brzegu rybki dawały spokój. Przynajmniej większość. Bo czasem jakaś dziabnęła w plecy czy brzuch. W Bangkoku widzieliśmy salony z akwariami pełnymi rybek, w których klienci moczyli stopy. Ale te ryby przy wodospadach były o wiele większe
Na zdjęciach widać ja ryby zajmują się naszymi stopami. Nie wiedzieć czemu większość wolała moje niż żony
W czasie wędrówki natknęliśmy się na psa. które zawzięcie oszczekiwał coś na drzewach i fotografa próbującego to coś ustrzelić. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że chodzi o małpy. We wskazanym miejscu w koronach drzew udało się nam dostrzec kilka sztuk. Niestety aparat nie był w stanie tego uwiecznić
Jeszcze przed wyjazdem do Tajlandii pisałem na forum, że zalegnę przy pierwszym lub drugim wodospadzie a do siódmego puszczę żonę z synem. Spotkałem się wtedy ze zmasowanym atakiem na moją skromną osobę. Z tym atakiem oczywiście żartuję. Były to raczej namowy, żebym jednak ruszył tyłek i wdrapał się na samą górę. Dziękuję Wam za zachętę bo naprawdę było warto.
Po wyjściu z lasu udaliśmy się do umówionego punktu czyli baru nr 6. Byliśmy pewni, że spotkamy tu resztę grupy. Okazało się, że będą na nas czekali w innym miejscu a my po lunchu mamy do nich dołączyć. Wciągnęliśmy więc ze smakiem obiadek i ruszyliśmy z nowym przewodnikiem w nieznane.
Miejsce, w które zabrał nas kierowca nie do końca było nieznane bo wyszło na to, że punktem spotkania jest przystanek leżący jakieś 100-200 metrów od mostu na rzece Kwai. Nasz kierowca wysadził nas przy nim i powiedział, że grupa przyjedzie po nas za jakieś 1,5 godziny. No skoro tak to postanowiliśmy zaliczyć most, którego wcale nie mieliśmy w programie wycieczki.
OK, to jedziemy dalej z relacją
Noc minęła podobnie jak poprzednia, tzn. padliśmy jak muchy mimo wdzierającego się przez okno hałasu. Prawdopodobnie jego przyczyną było to, że tuż nad nami znajdował się basen oraz bar i być może były tam organizowane w nocy jakieś imprezki. Nie mieliśmy jednak siły, żeby tam iść i to sprawdzić.
Po pobudce i szybkiej toalecie wciągnęliśmy więc śniadanko i w drogę.
Przed hotelem o ustalonej porze czekał na nas minibus. Podjechaliśmy jeszcze w jedno miejsce po kilka osób i ruszyliśmy w kierunku wodospadów.
Po dotarciu na miejsce przewodniczka poinformowała nas, że mamy 4 godziny na dotarcie do najwyżej położonego wodospadu nr 7 i na powrót do punktu zbiórki. Pozostała część grupy miała tylko 2 godziny i mogła dojść maksymalnie do wodospadu nr 4. Później ruszali na słonie czy inne tygrysy.
Początkowo idzie się betonową ścieżką ale czym dalej tym droga staje się coraz bardziej dzika.
O ile dobrze pamiętam kąpać się można przy wodospadach 2, 4, 5 i 7. Ale na 100% to przy 4 i 5. Pozostałych nie jestem pewny. I jeszcze jedno. Po drugim wodospadzie jest punkt, przez który nie wolno przenosić własnego picia. Prawdopodobnie chodzi o to, żeby turyści nie wyrzucali pustych butelek. Przyznam się bez bicia, że złamaliśmy ten zakaz i wnieśliśmy w plecaku wodę. Ale puste butelki zabraliśmy ze sobą.
Wracając do tematu kąpieli to z każdym mijanym wodospadem mieliśmy coraz większą chęć na zanurzenie się w wodzie. Ale tak jakoś wyszło, że wykąpaliśmy się dopiero przy wodospadzie nr 5. Było tam sporo luźniej niż przy czwartym, który dla części turystów był ostatnim (bo musieli wracać, żeby zaliczyć kolejną część wycieczki).
Zanim weszliśmy do wody zaintrygowały nas dźwięki jakie wydawały osoby moczące się w wodzie. Rozwiązanie poznaliśmy jak tylko zamoczyliśmy stopy. Momentalnie podpływały ryby i od razu przysysały się do skóry jak glonojady do szyby akwarium. Muszę przyznać, że to bardzo dziwne uczucie. Na pewno nie był to ból ale ciężko było utrzymać w wodzie nogę przez dłuższy czas. Jeszcze trudniej było wejść do wody. Ale było tak gorąco, że nie mogliśmy się powstrzymać. Na szczęście po oddaleniu się od brzegu rybki dawały spokój. Przynajmniej większość. Bo czasem jakaś dziabnęła w plecy czy brzuch. W Bangkoku widzieliśmy salony z akwariami pełnymi rybek, w których klienci moczyli stopy. Ale te ryby przy wodospadach były o wiele większe
Na zdjęciach widać ja ryby zajmują się naszymi stopami. Nie wiedzieć czemu większość wolała moje niż żony
W czasie wędrówki natknęliśmy się na psa. które zawzięcie oszczekiwał coś na drzewach i fotografa próbującego to coś ustrzelić. Po krótkiej wymianie zdań okazało się, że chodzi o małpy. We wskazanym miejscu w koronach drzew udało się nam dostrzec kilka sztuk. Niestety aparat nie był w stanie tego uwiecznić
Jeszcze przed wyjazdem do Tajlandii pisałem na forum, że zalegnę przy pierwszym lub drugim wodospadzie a do siódmego puszczę żonę z synem. Spotkałem się wtedy ze zmasowanym atakiem na moją skromną osobę. Z tym atakiem oczywiście żartuję. Były to raczej namowy, żebym jednak ruszył tyłek i wdrapał się na samą górę. Dziękuję Wam za zachętę bo naprawdę było warto.
W drodze powrotnej....
Po wyjściu z lasu udaliśmy się do umówionego punktu czyli baru nr 6. Byliśmy pewni, że spotkamy tu resztę grupy. Okazało się, że będą na nas czekali w innym miejscu a my po lunchu mamy do nich dołączyć. Wciągnęliśmy więc ze smakiem obiadek i ruszyliśmy z nowym przewodnikiem w nieznane.
Miejsce, w które zabrał nas kierowca nie do końca było nieznane bo wyszło na to, że punktem spotkania jest przystanek leżący jakieś 100-200 metrów od mostu na rzece Kwai. Nasz kierowca wysadził nas przy nim i powiedział, że grupa przyjedzie po nas za jakieś 1,5 godziny. No skoro tak to postanowiliśmy zaliczyć most, którego wcale nie mieliśmy w programie wycieczki.