Śmieci jst dużo. Na wyspie, na której normalnie mieszka... no, nie będę rzucać liczbami, ale powiedzmy, że koło stu osób, tak na stałe i tak ta wyspa funkcjonowała i sobie radziła, teraz codziennie przebywa kilka razy więcej. To powoduje drastyczny przyrost śmieci, z którym sobie fizycznie nie radzą. Raz w tygodniu organizowana jest akcja sprzątania archipelagu - Trash Hero. Zapewniają transport i sprzęt, szukają tylko chętnych do pomocy (bodajże w poniedziałki). Poza tą jedną linią na plaży i tylko w niektórych miejscach (głównie właśnie na sunrise beach), plaże bvyły czyste i ładne. Na wyspie spotkaliśmy jedno wysypisko. To znaczy stertę butelek plastikowych już porośniętą trawą.
Nie byłam na PhiPhi. Z racji smogu zrezygnowaliśmy z opływania wysepek w okolicach Krabi, więc nie jestem w stanie ich porównać. Sama Ko Lipe jest malutka. Ale można trochę po niej połazić. Myśmy w jedno popołudnie się wybrali na łazikowanie. Też nie jestem fanką leżenia na piachu. A mimo to się nie wynudziłam przez te kilka dni. Można sobie na własną rękę wypożyczyć kajak. Można skorzystać z jednej z wielu szkół nurkowania (ponoć są korzystne cenowo). Można skorzystać z jednej z wycieczek organizowanych na miejscu. Aga24, jeśli chcesz, to zajrzę w papiery i napiszę Ci, jakie wycieczki oferują. Chyba gdzieś powinnam to mieć rozpisane... Można również połazić po dżungli na Ko Adang, a nawet na niej spędzić noc. Wyspa jest niezamieszkała. To tak dla smaczku
Antenka, Nelcia - fotek mam więcej. Te dwie tu wrzucone były zrobione w wodzie głębokiej po pas maksymalnie. I to tuż przy plaży. Byliśmy też na jednej wycieczce snurkowej, z której też jeszcze coś wrzucę. Chociaż nie mam sprzętu do robienia zdjęć pod wodą. Ot, tylko futerał wodoodporny
Te rybcie miały śliczne kolory, ale szybko pływały. Za szybko na mój refleks. I za blisko Chociaż na tym zdjęciu były zdecydowanie bliżej skałek niż mnie
Także, jak widać, najwyższych lotów to one nie są A może najgłębszych nurkowań? Od strony Pattaya Beach też były fajne rafy. Chyba nawet fajniejsze. Ale tam zdjęć pod wodą nie robiłam.
Następnego dnia słońce świeciło jeszcze piękniej niż poprzedniego. W końcu to było to! Marzenia się spełniają, a cierpliwość bywa wynagradzana, czy jakkolwiek by ktoś tego nie nazwał
Bliżej popołudnia niż poranka postanawiamy wypożyczyć kajak i popływać trochę po okolicznych wodach. Poziom wody jest bardzo niski, pełnia księżyca daje o sobie bardzo intensywnie znać. Ale co tam, kto nam zabroni
Nie wiem, jaka była cena wypożyczenia kajaka. Wiem, że malała kajakogodzina wraz z ilością godzin. A do tego ostatecznie policzyli nam jeszcze mniej (i to sporo) niż sugerowała pierwotna cena. A co żeśmy się ubawili, to nasze Rafy o tej porze już wystawały z wody, więc trzeba było ostro manewrować. No i nie każdy może się poszczycić tym, że kajakiem na rafie zawisł i musiał się z tego ratować. Zdarzyło się może z raz, ale się zdarzyło Mimo wszystko pływało się fajnie. Zawsze to jakiś inny rodzaj aktywności.
Od wschodu, od strony stałego lądu, zaczynają nadciągać chmury. Ciemne chmury. Będzie deszcz
I owszem, deszcz i nad wyspę przybył. Codziennie koło 20 padał deszcz. Przez jakieś 20 minut. Akurat najczęściej siedzieliśmy w tym czasie przy kolacji Zanim jednak deszcz docierał nad wyspę, burzę było słychać (i widać) w oddali. Noż zdjęcia nam trzaskali jak nic
A tu dla porównania, jak pięknie błyskawice rozświetlały okolicę - dwa zdjęcia. Zrobione komórką, więc jakość kiepska. Pierwsze (czarne), żeby pokazać jak ciemna była plaża. Drugie zrobione bez lampy błyskowej. Tzn. z lampą, ale zdecydowanie zewnętrzną. Taką przeszywającą niebo
W nocy spadło u nas jakieś 15 cm śniegu i co chwilę znów popaduje po trochu, więc czas wrócić w cieplejsze rejony (choć i sanek z dziećmi się doczekać nie mogę ;)). Ale nie o tym, nie o tym.
Następnego dnia wybieramy się na jedyną wycieczkę z Lipe. Po dłuższej rozmowie, zdecydowaliśmy się na wariant bliższy Lipe, czyli wschodnią część archipelagu, czyli wariant A. Obie czasowo wypadały podobnie, ale w wariancie A było mniej postojów (5, w wariance B 7). Ergo - więcej czasu na każdy z nich (taki wniosek sami wyciągnęliśmy, żeby nie było. Nie byliśmy na wariance B, więc nie mam pewności, czy był on słuszny). Część stopów się pokrywała (a dokładnie dwa), większość była zdecydowanie różna. Do wyboru była jeszcze opcja C, zwana sunset trip. 4 godzinki, 4 postoje. Od naszej różniła się jednym postojem (na wyspie, na której mieliśmy lunch).
Spotykamy się z rańca na walking street. Dostajemy maski, rurki, płetwy (co kto chciał) i idziemy na Pattaya Beach do naszego longtaila. Wsiadamy. Jest nas w sumie 7 osób plus przewodnik, a jednocześnie "kierowca".
Nasz pierwszy przystanek to Jabang. 16 metrowej głębokości skała porośnięta rafą na środku wody. Żeby się zorientować, w którym ona jest miejscu, na wodzie rozciągnięte są liny Przy bojce parkuje longtail (przypina się do rozciągniętych lin) i hop siup - możemy zejść do wody. Nie wiem, czy zawsze, ale przy naszym postoju prąd był tak silny, że puszczenie linki na 10 sekund skutkowało odpłynięciem od longtaila o ładnych kilkanaście metrów. A że rybki pod powierzchnią ładne i jest ich sporo, to głowy się nie chce wyciągać, by zauważyć swoje oddalanie się. Od nas tak jeden Anglik odpłynął i trzeba było mu pomóc wrócić Reszta z tych, którzy weszli do wody (czyli my i para Szwedów, oprócz tego była jeszcze para Malezyjczyków, ale oni mało chętnie przy pierwszym postoju wchodzili do wody) uwiesiła się na linach koło longtaila i podziwiała podwodny świat.
Z góry zaznaczam, że zdjęcia nie oddają jego uroku. Na żywo było to zdecydowanie lepiej widać (jak już wspomniałam, nie mam ani sprzętu ani umiejętności do robienia zdjęć, tym bardziej pod wodą ;)).
Następny postój to okolica Koh Hin Ngam. Przy brzegu wyspy rozciągnięty sznur, przy którym parkują lontaile. A między lontailami a wyspą snurkują ludzie Widok z daleka cudny
Sama rafa w tym miejscu fajna. Urozmaicona. Sporo różnych ryb, tylko za aparatami nie przepadają i szybko uciekają. A może to mnie się przestraszyły?
Pływamy ile chcemy, nikt nas nie ponagla, nie pogania. Można wsiąść do łódki, odpocząć, po czym znów wrócić do wody. Jest czas, nie ma pośpiechu.
Gdy już się wszyscy napatrzyli (tym razem wszyscy chętnie pływali), ruszamy na wyspę jako taką. Wyspa Koh Hin Ngam zbudowana jest z tysięcy pięknie wypolerowanych kamyków. I to na tej właśnie wyspie sprawdzano nam wejściówki do parku narodowego. Kto nie miał, musiał zakupić. Jeden z rangersów był (na moje oko, a raczej ucho) Amerykaninem, więc bez problemu można było się dogadać i o wszystko dopytać.
A wyspa sama w sobie (maluteńka) wygląda tak.
Tu snurkowaliśmy:
Parking dla longtaili:
A tu będziemy wysiadać:
Jak widać, kolor nieba idealnie korespondował z kolorami kamieni
To teraz po kolei
Śmieci jst dużo. Na wyspie, na której normalnie mieszka... no, nie będę rzucać liczbami, ale powiedzmy, że koło stu osób, tak na stałe i tak ta wyspa funkcjonowała i sobie radziła, teraz codziennie przebywa kilka razy więcej. To powoduje drastyczny przyrost śmieci, z którym sobie fizycznie nie radzą. Raz w tygodniu organizowana jest akcja sprzątania archipelagu - Trash Hero. Zapewniają transport i sprzęt, szukają tylko chętnych do pomocy (bodajże w poniedziałki). Poza tą jedną linią na plaży i tylko w niektórych miejscach (głównie właśnie na sunrise beach), plaże bvyły czyste i ładne. Na wyspie spotkaliśmy jedno wysypisko. To znaczy stertę butelek plastikowych już porośniętą trawą.
Nie byłam na PhiPhi. Z racji smogu zrezygnowaliśmy z opływania wysepek w okolicach Krabi, więc nie jestem w stanie ich porównać. Sama Ko Lipe jest malutka. Ale można trochę po niej połazić. Myśmy w jedno popołudnie się wybrali na łazikowanie. Też nie jestem fanką leżenia na piachu. A mimo to się nie wynudziłam przez te kilka dni. Można sobie na własną rękę wypożyczyć kajak. Można skorzystać z jednej z wielu szkół nurkowania (ponoć są korzystne cenowo). Można skorzystać z jednej z wycieczek organizowanych na miejscu. Aga24, jeśli chcesz, to zajrzę w papiery i napiszę Ci, jakie wycieczki oferują. Chyba gdzieś powinnam to mieć rozpisane... Można również połazić po dżungli na Ko Adang, a nawet na niej spędzić noc. Wyspa jest niezamieszkała. To tak dla smaczku
Antenka, Nelcia - fotek mam więcej. Te dwie tu wrzucone były zrobione w wodzie głębokiej po pas maksymalnie. I to tuż przy plaży. Byliśmy też na jednej wycieczce snurkowej, z której też jeszcze coś wrzucę. Chociaż nie mam sprzętu do robienia zdjęć pod wodą. Ot, tylko futerał wodoodporny
Jeszcze ze dwa-trzy zdjęcia ze snurków.
Te rybcie miały śliczne kolory, ale szybko pływały. Za szybko na mój refleks. I za blisko Chociaż na tym zdjęciu były zdecydowanie bliżej skałek niż mnie
Także, jak widać, najwyższych lotów to one nie są A może najgłębszych nurkowań? Od strony Pattaya Beach też były fajne rafy. Chyba nawet fajniejsze. Ale tam zdjęć pod wodą nie robiłam.
A tu jeszcze jedno ze snurkowania przy plaży. Jak widać, daleko od brzegu odchodzić nie trzeba było (słońce już prawie zaszło, dlatego tak ciemno ;))
Następnego dnia słońce świeciło jeszcze piękniej niż poprzedniego. W końcu to było to! Marzenia się spełniają, a cierpliwość bywa wynagradzana, czy jakkolwiek by ktoś tego nie nazwał
Bliżej popołudnia niż poranka postanawiamy wypożyczyć kajak i popływać trochę po okolicznych wodach. Poziom wody jest bardzo niski, pełnia księżyca daje o sobie bardzo intensywnie znać. Ale co tam, kto nam zabroni
Nie wiem, jaka była cena wypożyczenia kajaka. Wiem, że malała kajakogodzina wraz z ilością godzin. A do tego ostatecznie policzyli nam jeszcze mniej (i to sporo) niż sugerowała pierwotna cena. A co żeśmy się ubawili, to nasze Rafy o tej porze już wystawały z wody, więc trzeba było ostro manewrować. No i nie każdy może się poszczycić tym, że kajakiem na rafie zawisł i musiał się z tego ratować. Zdarzyło się może z raz, ale się zdarzyło Mimo wszystko pływało się fajnie. Zawsze to jakiś inny rodzaj aktywności.
No to czas ruszać. Manewrować. Między łodziami, między ludźmi taplającymi się w wodzie i między rafami. Była zabawa
To nie góry śmieci i brudu wystające z wody. To właśnie rafy...
Jedna z dwóch platform pływających od strony Sunrise Beach, do których przybijają promy:
Sunrise Beach widziana z wody. Głębokość wody w tym miejscu była nieco powyżej kostki...
Coraz więcej raf wystaje ponad wodę. Co uczyni nasz powrót jeszcze ciekawszym
I jeszcze kilka zdjęć przez wodę:
A tu już po kajakach, pod wodą:
Od wschodu, od strony stałego lądu, zaczynają nadciągać chmury. Ciemne chmury. Będzie deszcz
I owszem, deszcz i nad wyspę przybył. Codziennie koło 20 padał deszcz. Przez jakieś 20 minut. Akurat najczęściej siedzieliśmy w tym czasie przy kolacji Zanim jednak deszcz docierał nad wyspę, burzę było słychać (i widać) w oddali. Noż zdjęcia nam trzaskali jak nic
A tu dla porównania, jak pięknie błyskawice rozświetlały okolicę - dwa zdjęcia. Zrobione komórką, więc jakość kiepska. Pierwsze (czarne), żeby pokazać jak ciemna była plaża. Drugie zrobione bez lampy błyskowej. Tzn. z lampą, ale zdecydowanie zewnętrzną. Taką przeszywającą niebo
W nocy spadło u nas jakieś 15 cm śniegu i co chwilę znów popaduje po trochu, więc czas wrócić w cieplejsze rejony (choć i sanek z dziećmi się doczekać nie mogę ;)). Ale nie o tym, nie o tym.
Następnego dnia wybieramy się na jedyną wycieczkę z Lipe. Po dłuższej rozmowie, zdecydowaliśmy się na wariant bliższy Lipe, czyli wschodnią część archipelagu, czyli wariant A. Obie czasowo wypadały podobnie, ale w wariancie A było mniej postojów (5, w wariance B 7). Ergo - więcej czasu na każdy z nich (taki wniosek sami wyciągnęliśmy, żeby nie było. Nie byliśmy na wariance B, więc nie mam pewności, czy był on słuszny). Część stopów się pokrywała (a dokładnie dwa), większość była zdecydowanie różna. Do wyboru była jeszcze opcja C, zwana sunset trip. 4 godzinki, 4 postoje. Od naszej różniła się jednym postojem (na wyspie, na której mieliśmy lunch).
Spotykamy się z rańca na walking street. Dostajemy maski, rurki, płetwy (co kto chciał) i idziemy na Pattaya Beach do naszego longtaila. Wsiadamy. Jest nas w sumie 7 osób plus przewodnik, a jednocześnie "kierowca".
Nasz pierwszy przystanek to Jabang. 16 metrowej głębokości skała porośnięta rafą na środku wody. Żeby się zorientować, w którym ona jest miejscu, na wodzie rozciągnięte są liny Przy bojce parkuje longtail (przypina się do rozciągniętych lin) i hop siup - możemy zejść do wody. Nie wiem, czy zawsze, ale przy naszym postoju prąd był tak silny, że puszczenie linki na 10 sekund skutkowało odpłynięciem od longtaila o ładnych kilkanaście metrów. A że rybki pod powierzchnią ładne i jest ich sporo, to głowy się nie chce wyciągać, by zauważyć swoje oddalanie się. Od nas tak jeden Anglik odpłynął i trzeba było mu pomóc wrócić Reszta z tych, którzy weszli do wody (czyli my i para Szwedów, oprócz tego była jeszcze para Malezyjczyków, ale oni mało chętnie przy pierwszym postoju wchodzili do wody) uwiesiła się na linach koło longtaila i podziwiała podwodny świat.
Z góry zaznaczam, że zdjęcia nie oddają jego uroku. Na żywo było to zdecydowanie lepiej widać (jak już wspomniałam, nie mam ani sprzętu ani umiejętności do robienia zdjęć, tym bardziej pod wodą ;)).
Następny postój to okolica Koh Hin Ngam. Przy brzegu wyspy rozciągnięty sznur, przy którym parkują lontaile. A między lontailami a wyspą snurkują ludzie Widok z daleka cudny
Sama rafa w tym miejscu fajna. Urozmaicona. Sporo różnych ryb, tylko za aparatami nie przepadają i szybko uciekają. A może to mnie się przestraszyły?
Pływamy ile chcemy, nikt nas nie ponagla, nie pogania. Można wsiąść do łódki, odpocząć, po czym znów wrócić do wody. Jest czas, nie ma pośpiechu.
Gdy już się wszyscy napatrzyli (tym razem wszyscy chętnie pływali), ruszamy na wyspę jako taką. Wyspa Koh Hin Ngam zbudowana jest z tysięcy pięknie wypolerowanych kamyków. I to na tej właśnie wyspie sprawdzano nam wejściówki do parku narodowego. Kto nie miał, musiał zakupić. Jeden z rangersów był (na moje oko, a raczej ucho) Amerykaninem, więc bez problemu można było się dogadać i o wszystko dopytać.
A wyspa sama w sobie (maluteńka) wygląda tak.
Tu snurkowaliśmy:
Parking dla longtaili:
A tu będziemy wysiadać:
Jak widać, kolor nieba idealnie korespondował z kolorami kamieni
Rangersi:
I odpływamy w stronę następnego postoju: