Powiem Wam, że dla nas pogoda nie była dużym problemem. Było ciepło, a to najważniejsze. Mimo niewielkiej ilości słońca i tak zdążyłam się spalić, mimo stosowania wysokich filtrów (wiwat jasna karnacja). A zdjęć lazurków byłoby więcej, gdybym w momentach, gdy słońca było dużo siedziała z aparatem, zamiast korzystać z uroków pięknej pogody I mam jeszcze dziwne wrażenie, że na zdjęciach wygląda, jakby tego słońca było zdecydowanie mniej niż w rzeczywistości było... albo po całym pobycie Tajlandia i tak pozostawiła na mnie tak dobre wrażenie
Wieczorem wybraliśmy się na oglądanie ostatniego zachodu słońca na Lipe.
Pełnia księżyca niesie za sobą pewne konsekwencje. Jedną z nich są duże pływy. Przychodzimy na plażę, a tam... posucha. Jeszcze większa niż gdy pływaliśmy sobie kajakiem. Ale za to łódki i statki porządnie zacumowane... na piasku.
Rafy wystające z wody... A w oddali widać coraz więcej okolicznych wysepek...
Tymczasem impreza w okolicach sceny już się rozkręca. Albo trwa? Wśród balujących są głównie miejscowi.
Żartowałam. Zdecydowanie nie szykuje się do snu. To znaczy przyroda może i owszem, ale ludzie? Ludzie dopiero zaczynają żyć na wyspie. W ciągu dnia turystów na wyspie ciężko jest znaleźć. Albo są na fakultetach (snurkach czy innych nurkach), albo łazikują, albo przypływają/odpływają albo zalegają w pokojach. Ciężko stwierdzić. Na plażach ich za wielu nie ma
Jak już wspomniałam, trafiła nam się pełnia na wyspie (nie, nie celowaliśmy w pełnię). Wyspa imprezowała. Do późna. Bardzo późna. Było gwarno, było wesoło, było rodzinnie, było kolorowo.
A teraz trochę o kosztach na wyspie. Ogólnie wydawało mi się, że będzie drożej. Na temat kosztów noclegu nie będę się rozpisywać. Można to sobie łatwo sprawdzić na bookingu czy bezpośrednio na stronach hosteli, hoteli, pensjonatów, czy jakkolwiek by tego nie nazwać.
Jeśli chodzi o jedzenie, kolacja dla dwóch osób z napojami wynosiła nas około 360 bht razem. Szykowałam się, że będzie drożej. Dużo drożej. Ale się dało. Dania pyszne, porcje duże. Ale pierwszego wieczoru trafiliśmy do knajpki dużo droższej, z dużo mniejszymi porcjami i mniej zmacznymi. Czyli, jak wszędzie, trzeba uważać. Na wyspie pełno jest owoców morza. Wszędzie i na każdym kroku. Ale tego się chyba można spodziewać
Jedzenie z wózków w okolicach walking street prawie nie istnieje. Przynajmniej prawie nie istniało jak tam byliśmy. Kilka budek. Nie to co w Ao Nang czy Bangkoku. Ale gdy idzie się "opłotkami" (a może to główna droga? Ciężko powiedzieć, tak czy siak po piachu) w stronę Sunrise Beach, w okolicach domków miejscowych, można tego spotkać trochę więcej.
Są pancake'i od pani YooHoo. Nie da się jej nie usłyszeć idąc walking street Bywa tam głównie popołudniami/wieczorami. Zawsze w tym samym miejscu.
Śniadania na wyspie można spokojnie kupić w wielu miejscach i to już od wczesnych godzin rannych. Nie wiem, jak ci ludzie funkcjonują Na moje oko, na wielkim deficycie snu Albo odsypiają w ciągu dnia.
Sketolene dużo droższe niż w Ao Nang (jakieś 30-40%).
Nelcia, no co ja poradzę, że rafy tak z wody wystawały Ja po kolana w wodzie stałam przy tym. Poszłam sobie podotykać Po jakoś pod wodą to jednak nie to samo ;P (zdjęcie z gatunku "hej, mówię do ciebie odwróć się" pstryk!)
Ale fajna ta relacja. Czytam i oglądam z ciekawością.
... post #119 zaczęłaś od padającego śniegu.... ale mnie nabrałaś
Andrew - zdecydowanie nie to było moim celem
Powiem Wam, że dla nas pogoda nie była dużym problemem. Było ciepło, a to najważniejsze. Mimo niewielkiej ilości słońca i tak zdążyłam się spalić, mimo stosowania wysokich filtrów (wiwat jasna karnacja). A zdjęć lazurków byłoby więcej, gdybym w momentach, gdy słońca było dużo siedziała z aparatem, zamiast korzystać z uroków pięknej pogody I mam jeszcze dziwne wrażenie, że na zdjęciach wygląda, jakby tego słońca było zdecydowanie mniej niż w rzeczywistości było... albo po całym pobycie Tajlandia i tak pozostawiła na mnie tak dobre wrażenie
Wieczorem wybraliśmy się na oglądanie ostatniego zachodu słońca na Lipe.
Pełnia księżyca niesie za sobą pewne konsekwencje. Jedną z nich są duże pływy. Przychodzimy na plażę, a tam... posucha. Jeszcze większa niż gdy pływaliśmy sobie kajakiem. Ale za to łódki i statki porządnie zacumowane... na piasku.
Rafy wystające z wody... A w oddali widać coraz więcej okolicznych wysepek...
Tymczasem impreza w okolicach sceny już się rozkręca. Albo trwa? Wśród balujących są głównie miejscowi.
My idziemy dalej. Pooglądać spektakl wyświetlany na niebie. Z jednej strony zachodzące słońce...
Z drugiej nadciągające chmury...
I tak patrzymy to w jedną, to w drugą stronę, nie mogąc się zdecydować, gdzie spektakl jest ładniejszy...
W międzyczasie zbliżenie na plażę na środku wody...
I znów chmury...
I znów słońce...
Oczopląsu można dostać. Także i w zachmurzonej Tajlandii może być pięknie
Świat podwodny nad wodą...
Longtailem się nie da płynąć. Trzeba go przeprowadzić między rafami...
Wyspa szykuje się do snu...
Żartowałam. Zdecydowanie nie szykuje się do snu. To znaczy przyroda może i owszem, ale ludzie? Ludzie dopiero zaczynają żyć na wyspie. W ciągu dnia turystów na wyspie ciężko jest znaleźć. Albo są na fakultetach (snurkach czy innych nurkach), albo łazikują, albo przypływają/odpływają albo zalegają w pokojach. Ciężko stwierdzić. Na plażach ich za wielu nie ma
Jak już wspomniałam, trafiła nam się pełnia na wyspie (nie, nie celowaliśmy w pełnię). Wyspa imprezowała. Do późna. Bardzo późna. Było gwarno, było wesoło, było rodzinnie, było kolorowo.
A to już walking street...
Dobre he he swiat podwodny ...nad woda ale i tak piekny
No trip no life
A teraz trochę o kosztach na wyspie. Ogólnie wydawało mi się, że będzie drożej. Na temat kosztów noclegu nie będę się rozpisywać. Można to sobie łatwo sprawdzić na bookingu czy bezpośrednio na stronach hosteli, hoteli, pensjonatów, czy jakkolwiek by tego nie nazwać.
Jeśli chodzi o jedzenie, kolacja dla dwóch osób z napojami wynosiła nas około 360 bht razem. Szykowałam się, że będzie drożej. Dużo drożej. Ale się dało. Dania pyszne, porcje duże. Ale pierwszego wieczoru trafiliśmy do knajpki dużo droższej, z dużo mniejszymi porcjami i mniej zmacznymi. Czyli, jak wszędzie, trzeba uważać. Na wyspie pełno jest owoców morza. Wszędzie i na każdym kroku. Ale tego się chyba można spodziewać
Jedzenie z wózków w okolicach walking street prawie nie istnieje. Przynajmniej prawie nie istniało jak tam byliśmy. Kilka budek. Nie to co w Ao Nang czy Bangkoku. Ale gdy idzie się "opłotkami" (a może to główna droga? Ciężko powiedzieć, tak czy siak po piachu) w stronę Sunrise Beach, w okolicach domków miejscowych, można tego spotkać trochę więcej.
Są pancake'i od pani YooHoo. Nie da się jej nie usłyszeć idąc walking street Bywa tam głównie popołudniami/wieczorami. Zawsze w tym samym miejscu.
Śniadania na wyspie można spokojnie kupić w wielu miejscach i to już od wczesnych godzin rannych. Nie wiem, jak ci ludzie funkcjonują Na moje oko, na wielkim deficycie snu Albo odsypiają w ciągu dnia.
Sketolene dużo droższe niż w Ao Nang (jakieś 30-40%).
Nelcia, no co ja poradzę, że rafy tak z wody wystawały Ja po kolana w wodzie stałam przy tym. Poszłam sobie podotykać Po jakoś pod wodą to jednak nie to samo ;P (zdjęcie z gatunku "hej, mówię do ciebie odwróć się" pstryk!)