w sierocińcu można spędzić więcej niż jeden dzień...
Jeszcze ostatni rzut oka na słonie
Ostatnie arbuzy rozdane ....pora wracac
Podsumowując ....kontakt ze słoniem niezapomniany ale jesli ktoś liczy na więcej.....myślę że wspomniany Patatran będzie lepszym wyborem.....ale zaznaczam to tylko i wyłącznie moje subiektywne zdanie, które wyrobiłam sobie na podstawie obejrzanych filmików w sieci i mojej obecności w sierocincu.
Ale to zdjęcie ..... i to wspomnienie mam głęboko w sercu....i chocby dla tej chwili warto było tam być
Lordzie.....nie nie byłam....zreszta z całą świadomością..... bo dla mnie turystyka tych ludzi traktuje jak za przeproszeniem "małpy" w zoo.... wiec nawet nie miałam tego w swoich planach.....za to teraz bedziemy się dłuuuugooo modlić
Plumerio..... ja tez byłam szczęśliwa bardzo..... tylko moze jakoś przybyło tych chorych słoników, pokaleczonych....ciekawe czy Momi..dużo takich sloni widziała....ja nawet niechętnie te chore fotografowałam...szkoda mi ich było..to tak jakbym kalekiego człowieka fotografowała.... dlatego..... jakoś mniej radosna na zdjeciach jestem.....
Lordzie.....nie nie byłam....zreszta z całą świadomością..... bo dla mnie turystyka tych ludzi traktuje jak za przeproszeniem "małpy" w zoo.... wiec nawet nie miałam tego w swoich planach.....za to teraz bedziemy się dłuuuugooo modlić
to fakt nie robią nic, kasę czeszą konkretną... hmmmm
widzę, ż poruszyłem drażliwy temat, podobnie jak z Tygrysami...
SŁonie na pewno są dalej szczęsliwe i traktowane z miłością, bo to jest największa miłość założycielki fundacji Lek - szkoda tylko, że nas turystów zaczeli traoktowac taśmowo...bo to widać, że zwiększyli liczbę odwiedzających, ale przez to nie chcą integrować spokój słoni i wyszło jak wyszło....SZKODA wielka SZKODA...:( ale Pumcia dobrze powiedziała, ze 7 lat to pewnie była inna Tajlandia....szczególnie północ , gdzie tak naprawdę docierali backpackersi i nielicznie pozostała grupa turystów.
Wieczorem jeszcze wybieramy sie na tzw. nocny bazar w Chiang Mai..... w poszukiwaniou jedzenia.....
Trafiamy do jakiejś knajpki..... okazuje sie ona rekomendowana przez
Jakby co to nieszczególnie polecam....szału nie było...a zupa W....całkowicie zwarzona..ale się nie zatruł...przeżył, wyjadł stworzonka, płyn zostawił...
Jak widać stworzonka były całkiem świeże i żywe nawet
moja zupka jak najbardziej jadalna
Ostatni rzut oka na bazar.....i jutro zmieniamy hotel ..... i miejscówkę zamieniamy na Old City....będzie duuuzo świątyń.....niestety lazurków brak
Plumerio..... ja tez byłam szczęśliwa bardzo..... tylko moze jakoś przybyło tych chorych słoników, pokaleczonych....ciekawe czy Momi..dużo takich sloni widziała....ja nawet niechętnie te chore fotografowałam...szkoda mi ich było..to tak jakbym kalekiego człowieka fotografowała.... dlatego..... jakoś mniej radosna na zdjeciach jestem.....
Pumcia , tak sporo słoni miała jakieś widoczne rany , czy okaleczenia, ale to dla takich biedulków jest to miejsce ;( Ale mnie cieszył ich widok, bo wychodzę z załozenia, że teraz mają tylko lepiej i juz będą szczęsliwe..:)
Jeszcze tylko ...inni mieszkańcy sierocińca
w sierocińcu można spędzić więcej niż jeden dzień...
Jeszcze ostatni rzut oka na słonie
Ostatnie arbuzy rozdane ....pora wracac
Podsumowując ....kontakt ze słoniem niezapomniany ale jesli ktoś liczy na więcej.....myślę że wspomniany Patatran będzie lepszym wyborem.....ale zaznaczam to tylko i wyłącznie moje subiektywne zdanie, które wyrobiłam sobie na podstawie obejrzanych filmików w sieci i mojej obecności w sierocincu.
Ale to zdjęcie ..... i to wspomnienie mam głęboko w sercu....i chocby dla tej chwili warto było tam być
Puma w d.... Ci się nie poprzewracało, ja też tak to odbieram, jak "przemysłowy kombinat" ! Zresztą bardzo dobrze , że piszesz o swoich odczuciach.
U Momity bardziej dziewiczo, słoniki szczęśliwe, nie mówiąc o samej Momitce !!!
Lordzie.....nie nie byłam....zreszta z całą świadomością..... bo dla mnie turystyka tych ludzi traktuje jak za przeproszeniem "małpy" w zoo.... wiec nawet nie miałam tego w swoich planach.....za to teraz bedziemy się dłuuuugooo modlić
Plumerio..... ja tez byłam szczęśliwa bardzo..... tylko moze jakoś przybyło tych chorych słoników, pokaleczonych....ciekawe czy Momi..dużo takich sloni widziała....ja nawet niechętnie te chore fotografowałam...szkoda mi ich było..to tak jakbym kalekiego człowieka fotografowała.... dlatego..... jakoś mniej radosna na zdjeciach jestem.....
to fakt nie robią nic, kasę czeszą konkretną... hmmmm
widzę, ż poruszyłem drażliwy temat, podobnie jak z Tygrysami...
.
SŁonie na pewno są dalej szczęsliwe i traktowane z miłością, bo to jest największa miłość założycielki fundacji Lek - szkoda tylko, że nas turystów zaczeli traoktowac taśmowo...bo to widać, że zwiększyli liczbę odwiedzających, ale przez to nie chcą integrować spokój słoni i wyszło jak wyszło....SZKODA wielka SZKODA...:( ale Pumcia dobrze powiedziała, ze 7 lat to pewnie była inna Tajlandia....szczególnie północ , gdzie tak naprawdę docierali backpackersi i nielicznie pozostała grupa turystów.
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Wieczorem jeszcze wybieramy sie na tzw. nocny bazar w Chiang Mai..... w poszukiwaniou jedzenia.....
Trafiamy do jakiejś knajpki..... okazuje sie ona rekomendowana przez
Jakby co to nieszczególnie polecam....szału nie było...a zupa W....całkowicie zwarzona..ale się nie zatruł...przeżył, wyjadł stworzonka, płyn zostawił...
Jak widać stworzonka były całkiem świeże i żywe nawet
moja zupka jak najbardziej jadalna
Ostatni rzut oka na bazar.....i jutro zmieniamy hotel ..... i miejscówkę zamieniamy na Old City....będzie duuuzo świątyń.....niestety lazurków brak
Pumcia , tak sporo słoni miała jakieś widoczne rany , czy okaleczenia, ale to dla takich biedulków jest to miejsce ;( Ale mnie cieszył ich widok, bo wychodzę z załozenia, że teraz mają tylko lepiej i juz będą szczęsliwe..:)
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Tak...Momi....ja też....ale jednak...jakaś taka trochę osowiała byłam...
Na zachętę inny słonik.... już światynny