Następnego dnia kolega dostał gorączki, dreszczy i innych takich więc w obawie czy to nie denga oni skorzystali z wykupionego ubezpieczenia a my ruszyliśmy sami do taxi boat'ów wybrać jakiś kierunek dla siebie. Padło na wyspę Poda- CUDNĄ wyspę Poda- zakochałam się w niej
Swoją drogą przekonałam się jak działają ubezpieczenie i ze naprawdę warto. Nie kupulismy jakiegoś drogiego- zwykły wojażer z PZU. Znajomi zadzownili na numer podany na ubezpieczniu- nigdzie nie musieli chodzić- lekarz z pielegniarką przyszli do hotelu. Zbadali, zapodali kroplóweczkę na parę godzin, pani pielegnierka wróciła później odłączyć i zabrać sprzęt a wszystko to bezgotówkowo i bez stresów, że trzeba będzie walczyć o kasę. Nie nie pracuję w PZU po prostu była miło zaskoczona jak wszystko sprawnie się potoczyło Może też dlatego, że służba zdrowia wygląda w Taj na porzadną. W miasteczku było kilka punktów z lekarzami.
Aptek pełno, my też musieliśmy skorzystać. Jak kupowaliśmy lekki Pani płynnym angielskim wypytała się nas dokładnie o wszystkie objawy i dobrała najlepszy lek- full profeska
ale dobrze wracając do Poda. Wyspa nas zachwyciła bo była piękna i lazurowa- największy lazur jaki do tej pory widzieliśmy w Taj i co najważniejsze przez kilka godzin byliśmy prawie sami na plazy, na ktorą przeszliśmy się kawałek
Łodzie zatrzymują się obok znanego kadru z wielką skałą Tutaj też można kupić jedzenie, picie i jest WC.
Po małej sesji poszlismy na lewo od tego miejsca- nikogo już tam nie było naprawdę nie rozumiem czemu wszyscy przez pół dnia tłoczyli się tam zamiast pójśc kawałek dalej- na nasze szczęście- więc w sumie nie chcę rozumieć
Wyspa jest bardzo mała- nie da się jej nawet obejść na około- natknęliśmy się na skały i już nie chcieliśmy kaleczyć nóg. Moglismy zostać na wyspie jak długo chcieliśmy-możesz zostać kilka godzina a możesz cały dzień- jeden warunek musisz dogadać się z wspóltowarzyszami z taxi boat'a i driverem- nas była tylko czwórka więc nie było problemu. Umowilismy się na konkretna godzinę i musieliśmy na nią wrócić.
A o to jak wygląda wyspa i my bo znów zdjęc innych nie ma...
Im dalej w lewo tym mniej ludzi
Byliśmy tam parę godzin i czulismy się jak w raju więc tak jakby dostaliśmy skrzydeł
Niektórzy woleli stać na głowie w słonej wodzie co nie zawsze się dobrze kończyło
Kolejny dzień to kolejna destynacja dostępna z przystanku taxi. Ceny za osobę były od 100 do 200 bth w zależności od odległości.
Tego dnia już wszyscy razem- to nie była denga wybraliśmy się na Tub Island. Śmieszna wysepka a w zasadzie trzy, pomiędzy którymi można się przechadzać- w zależności od pory dnia i przypływu.
Na przystanku Pani sprzedająca bilety uprzedziła nas, że nie ma tej wyspie żadnego zaplecza sanitarnego ani barów- więc jedzenie i napoje własne wskazane. Co prawda później pojawił się jakiś long tail z przenośnym barem ale chyba lepiej nie ryzykować całego dnia bez słodkiej wody
Wyspa Tub wyglądała tak pięknie jak przypłynęliśmy- przypływ, ludzi mało...
Na drugą wyspę przechodzi się jeszcze w wodzie
Kolejni znajomi z kolejnej wyspy
Czasem mój M próbował mnie trochę podtapiać ale wiadomo jakoś się musieliśmy dogadywać… drugi pokój był za drogi
Coś dla lazurowych wampirów
Wyspa z lekkiego podwyższenia- mieliśmy nadzieję na jakieś lepsze widoki ale dalej trudno bylo się wdrapać
Trochę się pokąpaliśmy, spacer na około wyspy zaliczyliśmy, ludzi znów mało- ogólnie luz, blues, żyć, nie umierać. Znaleźliśmy super miejsce w cieniu, wyjęliśmy ręczniki i dalej kontemplowaliśmy piękno przyrody w około, gdy nagle widzimy na horyzoncie zobaczyliśmy dwie wielkie łodzie pełne Azjatów- pomarańczowych Azjatów Woda po kostki a oni wszyscy wyskakują w kapokach wiem, wiem, ze są z tego znani ale i tak śmiać i się chciało strasznie.
Śmiałam się tylko do czasu, gdy nagle cała ta stonka stwierdziła, że oni prostu z tej łódki wskoczą prosto pod nasz cień- żadnych spacerów, kąpania tylko prosto do naszego cienia, gdzie przesiedzieli swój cały czas wolny na wyspie! Może nie byłoby w tym mic takiego ale oni bez żadnego skrepowania otoczyli nas z każdej strony i siadali nawet na moim ręczniku!!!! A dla mnie europejki z małej Polski- było to nie do przyjęcia
Od tej pory nie narzekam już na zbyt blisko położone czyjeś stopy na polskiej plaży przynajmniej nie leżą na moim ręczniku
Niestety jestem zbyt kulturalna i nie pozwoliłam mojemu obfotografować się z tym tłumem
Tu dla porównania Tub Island z rana z przypływem i wieczorem z odpływem.
i tyl tego dnia- kolejny dzień na wyspach, które są w zasięgu kilkunastu minut od AoNang.
Kolejny dzień, kolejna wycieczka i kolejne lazury... no nuuuuuda
Po dwóch dniach samodzielnych wypraw postanowiliśmy popłynąć na zorganizowaną wycieczkę- na naszej liście było hong lagoon. Mieliśmy tez ochotę trochę posnurkować na otwartym morzu. Wycieczka składała się z wizyty w Hong Lagoon, 2 x snoorkiling i przystanki na trzech innych wyspach, na jednej z lunchem. Wybraliśmy wycieczkę z tego samego biura, znów na małym speed boacie z lunchem. I znów mieliśmy szczęscie bo ludzi za dużo w miejscach, do których przbywaliśmy tez nie było.
Hong lagoon- jak widać można również dopłynąć taniej- zorganizowaną wycieczką ale long tailem- oczywiście kosztem czasu spędzonego w miejscach stopu bo prędkość oby łodek nieporównywalna
Po Hong Lagoon przystanek na jakiejś wyspie po drodze- niestety nazwy nie zapisałam więc już nie pamiętam
Mozna sobie było przepłynać wpław na inną bezludną wysepkę- nie którym się udało
Nasz mały speed boat- polecem
a tu już bardzo fajna wyspa, na której mieliśmy lunch. Wokół wyspy jak i na niej były fajne atrakcje, którymi można było zająć czas, gdy załoga przygotowywała dla nas lunch
Lekko oddalona skałka do skakania- naprawdę niezła frajda ale raczej dla facetów lub silnych mężczyzn. Drabinka była zepsuta i trzeba było wdrapywać się po linie. Nie każdy dawał radę a Ci co dali często wracali pocięci od skałek ale zabawa dla nich przednia
Wyspa była fajna- nie licząc jednych sanitariatów wątpliwej jakości bez żadnego zaplecza i niezaludniona. To dodawało jej uroku (dzikość nie toalety i wciągnęła nas w głąb- krążyliśmy po jej dzunglowatych zaroślach aż trafiliśmy na inne dojście do wody- niestety chyba nie tylko my bo było to strasznie zaśmiecone miejsce nie pasowało to do uroku tej wyspy w ogóle
WC były straszne
Za to lunch dobry- co prawda pomagały nam go jeść mrówki, które obsiadły nas z każdej strony no ale cóż w końcu to była bezludna wyspa
Po lunchu, na speed boat'a i na kolejną wysepkę- zmęczeni snurkowaniem i eksplorowaniem nieznanych lądów po prostu odpoczywaliśmy w hamaczku nie wszyscy- tylko Ci co się zmieścili do hamaczka
Na tej wyspie były też warany- znajomi widzieli nam się niestety żaden nie pokazał. Dodatkowo w zatoczce super snurki- ładne ryby, ośmiornice i nieznane mi rosliny ale robiące wrażenie. Wybaczcie nazwy wszystkich trzech wysp przepadły. Jednak był to standardowy komplet do Hong Lagoon, jaki na miejscu oferowały biura podrózy- każde miało w ofercie prawie to samo- różnica to głównie łódź, którą płyniesz.
Później powrót do domu i standardowa pyszna kolacyjka na mieście. po 2,5 tygodniach PYSZNEGO tajskiego jedzenie mieliśmy już czasem ochotę na coś innego. W AoNang jest pełno hinduskich knajpek, w której pracują rodowici hindusi i serwują naprawdę pyszne jedzenie. Jesli dla kogoś to nie grzech jeść hinduskie jedzenie w Taj to naprawdę polecam.
Następnego dnia kolega dostał gorączki, dreszczy i innych takich więc w obawie czy to nie denga oni skorzystali z wykupionego ubezpieczenia a my ruszyliśmy sami do taxi boat'ów wybrać jakiś kierunek dla siebie. Padło na wyspę Poda- CUDNĄ wyspę Poda- zakochałam się w niej
Swoją drogą przekonałam się jak działają ubezpieczenie i ze naprawdę warto. Nie kupulismy jakiegoś drogiego- zwykły wojażer z PZU. Znajomi zadzownili na numer podany na ubezpieczniu- nigdzie nie musieli chodzić- lekarz z pielegniarką przyszli do hotelu. Zbadali, zapodali kroplóweczkę na parę godzin, pani pielegnierka wróciła później odłączyć i zabrać sprzęt a wszystko to bezgotówkowo i bez stresów, że trzeba będzie walczyć o kasę. Nie nie pracuję w PZU po prostu była miło zaskoczona jak wszystko sprawnie się potoczyło Może też dlatego, że służba zdrowia wygląda w Taj na porzadną. W miasteczku było kilka punktów z lekarzami.
Aptek pełno, my też musieliśmy skorzystać. Jak kupowaliśmy lekki Pani płynnym angielskim wypytała się nas dokładnie o wszystkie objawy i dobrała najlepszy lek- full profeska
ale dobrze wracając do Poda. Wyspa nas zachwyciła bo była piękna i lazurowa- największy lazur jaki do tej pory widzieliśmy w Taj i co najważniejsze przez kilka godzin byliśmy prawie sami na plazy, na ktorą przeszliśmy się kawałek
Łodzie zatrzymują się obok znanego kadru z wielką skałą Tutaj też można kupić jedzenie, picie i jest WC.
Po małej sesji poszlismy na lewo od tego miejsca- nikogo już tam nie było naprawdę nie rozumiem czemu wszyscy przez pół dnia tłoczyli się tam zamiast pójśc kawałek dalej- na nasze szczęście- więc w sumie nie chcę rozumieć
Wyspa jest bardzo mała- nie da się jej nawet obejść na około- natknęliśmy się na skały i już nie chcieliśmy kaleczyć nóg. Moglismy zostać na wyspie jak długo chcieliśmy-możesz zostać kilka godzina a możesz cały dzień- jeden warunek musisz dogadać się z wspóltowarzyszami z taxi boat'a i driverem- nas była tylko czwórka więc nie było problemu. Umowilismy się na konkretna godzinę i musieliśmy na nią wrócić.
A o to jak wygląda wyspa i my bo znów zdjęc innych nie ma...
Im dalej w lewo tym mniej ludzi
Byliśmy tam parę godzin i czulismy się jak w raju więc tak jakby dostaliśmy skrzydeł
Niektórzy woleli stać na głowie w słonej wodzie co nie zawsze się dobrze kończyło
I co ? Jak dla mnie Poda wymiata!!! Raj bez ludzi
Karisss już wierzę- zmieniam zdanie i się cieszę o tak moze to przez początek sezonu
zajebista fota fajny pomysł
Dzioby cały dzień w słońcu, słona woda, zbyt wysoki poziom endorfin i juz zaczyna palma odbijać
Kolejny dzień to kolejna destynacja dostępna z przystanku taxi. Ceny za osobę były od 100 do 200 bth w zależności od odległości.
Tego dnia już wszyscy razem- to nie była denga wybraliśmy się na Tub Island. Śmieszna wysepka a w zasadzie trzy, pomiędzy którymi można się przechadzać- w zależności od pory dnia i przypływu.
Na przystanku Pani sprzedająca bilety uprzedziła nas, że nie ma tej wyspie żadnego zaplecza sanitarnego ani barów- więc jedzenie i napoje własne wskazane. Co prawda później pojawił się jakiś long tail z przenośnym barem ale chyba lepiej nie ryzykować całego dnia bez słodkiej wody
Wyspa Tub wyglądała tak pięknie jak przypłynęliśmy- przypływ, ludzi mało...
Na drugą wyspę przechodzi się jeszcze w wodzie
Kolejni znajomi z kolejnej wyspy
Czasem mój M próbował mnie trochę podtapiać ale wiadomo jakoś się musieliśmy dogadywać… drugi pokój był za drogi
Coś dla lazurowych wampirów
Wyspa z lekkiego podwyższenia- mieliśmy nadzieję na jakieś lepsze widoki ale dalej trudno bylo się wdrapać
Trochę się pokąpaliśmy, spacer na około wyspy zaliczyliśmy, ludzi znów mało- ogólnie luz, blues, żyć, nie umierać. Znaleźliśmy super miejsce w cieniu, wyjęliśmy ręczniki i dalej kontemplowaliśmy piękno przyrody w około, gdy nagle widzimy na horyzoncie zobaczyliśmy dwie wielkie łodzie pełne Azjatów- pomarańczowych Azjatów Woda po kostki a oni wszyscy wyskakują w kapokach wiem, wiem, ze są z tego znani ale i tak śmiać i się chciało strasznie.
Śmiałam się tylko do czasu, gdy nagle cała ta stonka stwierdziła, że oni prostu z tej łódki wskoczą prosto pod nasz cień- żadnych spacerów, kąpania tylko prosto do naszego cienia, gdzie przesiedzieli swój cały czas wolny na wyspie! Może nie byłoby w tym mic takiego ale oni bez żadnego skrepowania otoczyli nas z każdej strony i siadali nawet na moim ręczniku!!!! A dla mnie europejki z małej Polski- było to nie do przyjęcia
Od tej pory nie narzekam już na zbyt blisko położone czyjeś stopy na polskiej plaży przynajmniej nie leżą na moim ręczniku
Niestety jestem zbyt kulturalna i nie pozwoliłam mojemu obfotografować się z tym tłumem
Tu dla porównania Tub Island z rana z przypływem i wieczorem z odpływem.
i tyl tego dnia- kolejny dzień na wyspach, które są w zasięgu kilkunastu minut od AoNang.
TUTAJ BOSKO !!!!!!!!!!!!!!!!!
Cudnie
Bepi wiedziałam, że te lazurki do Ciebie przemówią
haha Blushme nie tylko lazurki mnie tu przyciągneły ... Twój ukochany to też niezłe ciacho, a więc miło popatrzeć na młodszą wersję Brad Pitt-a
Kolejny dzień, kolejna wycieczka i kolejne lazury... no nuuuuuda
Po dwóch dniach samodzielnych wypraw postanowiliśmy popłynąć na zorganizowaną wycieczkę- na naszej liście było hong lagoon. Mieliśmy tez ochotę trochę posnurkować na otwartym morzu. Wycieczka składała się z wizyty w Hong Lagoon, 2 x snoorkiling i przystanki na trzech innych wyspach, na jednej z lunchem. Wybraliśmy wycieczkę z tego samego biura, znów na małym speed boacie z lunchem. I znów mieliśmy szczęscie bo ludzi za dużo w miejscach, do których przbywaliśmy tez nie było.
Hong lagoon- jak widać można również dopłynąć taniej- zorganizowaną wycieczką ale long tailem- oczywiście kosztem czasu spędzonego w miejscach stopu bo prędkość oby łodek nieporównywalna
Po Hong Lagoon przystanek na jakiejś wyspie po drodze- niestety nazwy nie zapisałam więc już nie pamiętam
Mozna sobie było przepłynać wpław na inną bezludną wysepkę- nie którym się udało
Nasz mały speed boat- polecem
a tu już bardzo fajna wyspa, na której mieliśmy lunch. Wokół wyspy jak i na niej były fajne atrakcje, którymi można było zająć czas, gdy załoga przygotowywała dla nas lunch
Lekko oddalona skałka do skakania- naprawdę niezła frajda ale raczej dla facetów lub silnych mężczyzn. Drabinka była zepsuta i trzeba było wdrapywać się po linie. Nie każdy dawał radę a Ci co dali często wracali pocięci od skałek ale zabawa dla nich przednia
Wyspa była fajna- nie licząc jednych sanitariatów wątpliwej jakości bez żadnego zaplecza i niezaludniona. To dodawało jej uroku (dzikość nie toalety i wciągnęła nas w głąb- krążyliśmy po jej dzunglowatych zaroślach aż trafiliśmy na inne dojście do wody- niestety chyba nie tylko my bo było to strasznie zaśmiecone miejsce nie pasowało to do uroku tej wyspy w ogóle
WC były straszne
Za to lunch dobry- co prawda pomagały nam go jeść mrówki, które obsiadły nas z każdej strony no ale cóż w końcu to była bezludna wyspa
Po lunchu, na speed boat'a i na kolejną wysepkę- zmęczeni snurkowaniem i eksplorowaniem nieznanych lądów po prostu odpoczywaliśmy w hamaczku nie wszyscy- tylko Ci co się zmieścili do hamaczka
Na tej wyspie były też warany- znajomi widzieli nam się niestety żaden nie pokazał. Dodatkowo w zatoczce super snurki- ładne ryby, ośmiornice i nieznane mi rosliny ale robiące wrażenie. Wybaczcie nazwy wszystkich trzech wysp przepadły. Jednak był to standardowy komplet do Hong Lagoon, jaki na miejscu oferowały biura podrózy- każde miało w ofercie prawie to samo- różnica to głównie łódź, którą płyniesz.
Później powrót do domu i standardowa pyszna kolacyjka na mieście. po 2,5 tygodniach PYSZNEGO tajskiego jedzenie mieliśmy już czasem ochotę na coś innego. W AoNang jest pełno hinduskich knajpek, w której pracują rodowici hindusi i serwują naprawdę pyszne jedzenie. Jesli dla kogoś to nie grzech jeść hinduskie jedzenie w Taj to naprawdę polecam.
ahahahaha dzięki Bepi Muszę mu to przekazać to może mnie nie zabije, że jego zdjęcia wrzucam