Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
No to zaczynamy
Tajlandia ( do zeszłego roku ) wcale mnie nie interesowała. Jakoś kraj ten nie wydawał mi się ciekawy, a w dodatku jest tam przecież bardzo niebezpiecznie. Na każdym kroku czekają przemytnicy koki, którzy chcą wrobić niczego nieświadomych turystów No i te choroby ?
Kto zgadnie jakich filmów się na oglądałam Zresztą nie tylko ja bo jak wspomniałam o moich planach koleżance w pracy to zareagowała tak : ... nie boisz się, że ktoś ci coś podrzuci i pójdziesz siedzieć ...
Natomiast rodzina skomentowała to tak:
Jeszcze coś złapiecie Ta chyba małpę za ogon
Ostatnio oglądaliśmy program o Taj w telewizji i tam jakaś słynna dziennikarka ale nie pamiętam jaka wróciła z Taj z jakąś ciężką chorobą i o mało nie umarła??
albo
Po powrocie macie 2 tyg kwarantanny
Tak więc jeszcze dużo osób ma błędne zdanie na temat Taj.
Ale wracając do tematu Taj nie znajdowała się na mojej liście wymarzonych podróży ale Kambodża, a dokładnie Angkor Wat było na pierwszym miejscu już od bardzo bardzo dawna. Niestety po zapoznaniu się z cenami wycieczek zorganizowanych dałam sobie na luz i byłam pewna, że taki wyjazd jest poza moim zasięgiem (zresztą jak Meksyk, który zajmuje drugie miejsce i jest w planach za jakieś 3 latka ). Nawet mi nie przyszło do głowy, że mogłabym taki wyjazd zorganizować samodzielnie. No bo jak to możliwe samemu do Kambodży może jakbym perfekcyjne znała angielski to już zawsze coś ale tak? nigdy w życiu. A tu proszę jaki los jest nieprzewidywalny
Moja fascynacja Taj zaczęła się dokładnie rok temu po tym jak na pewnym forum zaczęłam korespondować z ( teraz mogę chyba nazwać ją ) koleżanką . I ona właśnie wzbudziła we mnie zainteresowanie. Po pewnym czasie i kilkunastu mail-ach zaczęłam sama szukać informacji i tak właśnie trafiłam na nasze forum. A tu się dowiedziałam, że wyjazd z biurem jest głupotą. Pomyślałam sobie ? dobra dobra łatwo im tak pisać po kilku wyjazdach? ale dla osoby jadącej pierwszy raz do Azji na własną rękę ? nie ma mowy. Lecz w miarę upływu czasu i coraz większej ilości przeczytanych relacji UWIEŻYŁAM, że jest to możliwe I tu pragnę podziękować wszystkim formowym ludkom, którzy pisali relację pełne przydatnych informacji i dawali dobre rady ( nie będę nikogo wymieniać bo jest tych osób trochę ). WIELKIE DZIĘKI
Tak więc nadszedł długo oczekiwany dzień 14.01. początek nowej przygody Już od paru dni nie mogłam spać po nocach martwiąc się czy aby nic nie oczekiwanego nie wypadnie i wyjazd dojdzie do skutku bo jak niektórym wiadomo po drodze miałam kilka problemów jak nie z kupnem biletów to znowu urlop był pod znakiem zapytania. Ale na szczęście wysoko dobrze się układało i 14 rano wyruszyliśmy w drogę do W-wa. Na lotnisko dotarliśmy 4 godz. przed odlotem. Sporo czasu ale lepiej być za wcześnie niż za późno ( jak się później okazało to był bardzo dobry pomysł jechać tak wcześnie bo potem był wypadek na jakimś moście, którym musieliśmy jechać na lotnisko, a droga była zablokowana i na pewno byśmy nie zdążyli).
Wylot mieliśmy z malutkim poślizgiem, który nadrobiliśmy na trasie i o 22:55 wylądowaliśmy w Doha. Gdzie musieliśmy czekać 9:20. Trochę długo ale tak to jest jak się za długo czeka z kupnem biletu. Z niedokończonej relacji Borka wiedziała, że na lotnisku są wygodne leżanki gdzie można się przespać. Co prawda trochę inaczej sobie to wyobrażałam ale cóż dobre i to. Najważniejsze, że jakoś upłynęło te 9 godz. i mogliśmy w końcu lecieć do Bkk na słynne naleśniki
Podróż minęła bez żadnych niespodzianek. I o 18:30 wylądowaliśmy.
Przyznam się, że trochę obawiałam się tego czy aby sobie ze wszystkim poradzimy bez problemu. I tu muszę przyznać rację naszym Taj ekspertom, którzy przekonują, że Taj jest banalnie prosta w poruszaniu się. Doświadczyć można tego już na lotnisku wszystko jest super opisane, a i Tajowie jak widzą, że ktoś ma problemy sami podchodzą i starają się pomóc. Gdy już załatwiliśmy wszystkie formalności i wymieniliśmy kasę ruszyliśmy szukać Airport Raili Link, żeby się dostać do hotelu. Stację znaleźliśmy bez trudu. Zakupiliśmy żetony i w drogę.
Pierwszą noc mieliśmy zarezerwowaną w hotelu Nesa Vega, który znajdował się przy samym przystanku kolejki. Więc ma szczęście nie musieliśmy daleko iść. A jak wiadomo po tylu godzinach podróży człowiek jest padnięty i jedyne o czym myśli to. nie nie sen, a kąpiel. Lecz niestety okazało się, że to nie takie proste gdyż po zameldowaniu się udaliśmy się do windy i tu nasz mina była bezcenna jak się okazało, że pokój mieliśmy na 20 piętrze, a tu jest ich tylko 19. No ładnien nie myślałam, że tak kiespko kumam angielski ale najwidoczniej tak jest i pewnie coś źle zrozumiałam. I nagle olśnienie przecież ona powiedziała, żebyśmy pojechali na 19, a dalej na piechotę. Niestety zmęczenie dało znać o sobie. I tak też uczyniliśmy dzięki czemu mogliśmy w końcu wziąć kąpiel i pójść coś zjeść. Nasz pierwszy posiłek to Pad Thai z wózeczka w jakimś nieciekawym miejscu ale był pyszny. W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o 7/11 żeby zaopatrzyć się w i udaliśmy się do Hotelu.
Lotnisko Doha
jeszcze jedne wschód
nasz pierwszy Pad Thai
Ponieważ rano przenosiliśmy się do innego hotelu musieliśmy wstać przed 10:00 , a że naczytaliśmy się że niektórzy po podróży odsypiają po 18 godz wydawało się, że może być z tym problem bo ja lubię sobie pospać, a w dodatku położyliśmy się po pierwszej. Jednak okazało się, że coś mi się po przestawiało i w Taj jestem rannym ptaszkiem. M. miał nawet nadzieję, że i w Polsce tak będzie lecz niestety jak tylko wsiedliśmy do samolotu w Bkk wszystko wróciło do normy i to nawet za bardzo bo przez pierwszy tydzień po powrocie chodziłam spać ok 21:00.
Rano wymeldowanie poszło w miarę sprawnie, oddano nam kaucję więc z nadzieją, że uda nam się wcześniej zameldować udaliśmy się po hotelu. Niestety nie udało się wcześniej dostać pokoju. Zostawiliśmy więc bagaże w recepcji i metrem pojechaliśmy do Parku Lumphini zobaczyć moich ulubieńców
Żeton ma metro z dworca Hua Lamphong do Parku Lumphini kosztował 35 albo 40 THB za osobę. Przystanek znajduje się praktycznie na przeciwko wejścia do parku. Wystarczy wyjść ze stacji metra i za zakrętem po drugiej stronie ulicy znajduje się park.
Hotelu Hua Lamphong jego atutem było to, że znajduje się na przeciwko dworca, a my kolejnego dnia mieliśmy poranny pociąg do Kambodży.
Park Lumphini
Zanim dodam moich coś dla bepi
Powód, a raczej powody dla których odwiedziliśmy park
Niestety troszkę się rozczarowałam bo liczyliśmy na większe okazy ale trudno się mówi .
Gdyby ktoś zgłodniał w trakcie spacerowania
Po powrocie z parku wybraliśmy się do Chinatown oraz do Złotego Buddy. Troszkę pobłądziliśmy i wtedy przyszedł nam z pomocą bardzo miły taj, który jak się po chwili okazało był jakimś nauczycielem. Chyba większości już wie jak się dalej potoczyła rozmowa Ów "nauczyciel" zarzekał się, że świątynia jest już nieczynna i proponuje na dzisiejszy dzień zwiedzenie Wielkiego Pałacu. Był taki uczynny, że nawet chciał nas zaprowadzić do przystani. Jak odmówiliśmy mówiąc, że wybieramy się też do Chinatown to on znowu swoje, że teraz nie warto, że najlepiej po 18:00, a teraz może zaproponować nam coś innego. Przyznam, że trochę ciężko było się go pozbyć ale jakoś udało się lecz my nadal nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie jesteśmy i jak mamy dalej iść. Wtedy przyszła nam z pomocą bardzo miła starsza kobieta i wskazała nam drogę. Byłam trochę zaskoczona, że oni sami podchodzą i pytają się czy nie pomóc jak widzą zabłąkanych turystów.
Świątynią oczywiście był otwarta ale to mnie nie zdziwiło bo w niejednej relacji była wzmianka o pomocnym nauczycielu
Bilet to Złotego Buddy kosztował 40 THB / osoba. Jednak można go sobie darować bo nikt nie sprawdza ale wówczas tego nie wiedziałam, a na schodach do świątyni stał wielki napis TICKET i strzałka w kierunku budki.
Chinatown
Nasz wózeczek gdzie jedliśmy smaczne jedzonko A ściślej mówiąc ja jadłam, bo mąż wybrał trochę gorzej (jakąś zieloną galaretę bez smaku ). Ale oczywiście mówił, że dobre no bo jakże mógł by przyznać, że kiepsko wybrał. A tak mu to smakowało, że już więcej ani razu nie wziął galaretki
Za oba dania zapłaciliśmy 170 THB. Może tego nie widać na zdjęciu ale porcje były tak duże, że ja połowę swojej oddałam... oczywiście dla męża, żeby i on posmakował pysznego jedzonka
Mój pyszny makaronik><
Zielona bezsmakowa galareta
Jakoś tej nocy nie mogłam zasnąć ale trzeba było choć trochę się zdrzemnąć przed podróżą. Nie zdążyłam dobrze zasnąć, a tu budzik dzwoni i trzeba już wstawać. Teraz już wiem dlaczego znajomi nie chcą z nami jeździć bo kto normalny na wakacjach wstaje o 5 rano. Mimo, że spałam nie całe 3 godz. nie było problemu, z obudzeniem się ( oj w Polsce wyglądało by to inaczej ). Szybciutko się zebraliśmy i poszliśmy się wymeldować. Na dworcu byliśmy o 5:20. trochę wcześniej bo pociąg odjeżdża o 5:55 ale wiedziałam, że podstawiają go wcześniej. Podeszliśmy do otwartego okienka i zanim zdążyłam powiedzieć gdzie chcemy jechać kasjer poprosił o 96 bht. No tak przecież dla nich to logiczne dokąd może jechać turysta o 5 rano Wzięliśmy bilety i poszliśmy na peron. Pociąg już stał. Niestety do Aranyaprathet jeżdżą wyłącznie pociągi 3 klasy z drewnianymi siedzeniami ale to chyba każdy wie planują podróż do Kambodży pociągiem
Na prawie każdej stacji do pociągu wsiadają Tajowie i sprzedają owoce, wodę i jakieś przekąski.
Podróż trwa ponad 5:30 godz. ( 5:55 - 11:35 jak dobrze pamiętam). Najlepiej szybko wysiąść z pociągu i wziąć pierwszego lepszego Tuk - tuka do Poipet ( wszyscy mają taką samą cenę 80 bht za kurs ). Wiadomo im więcej osób zostawimy w tyle, tym krócej będziemy czekać na granicy.
Kierowcy czekają na peronie gdy podjeżdża pociąg i sami się oferują. Bierzemy pierwszego lepszego Tuk - Tuka i w droge. W pewnym momocie kierowca skręca i podjeżdża pod jakiś budynek. Mówimy, że mamy vizy ale on chyba nie rozumie nic po angielsku. Zatrzymujemy się z biura wychodzi jakiś facet mówimy mu, że mamy vizy i jedziemy dalej. Wysiadamy przed granicą. Idziemy za tłumem. Najpierw kontrola tajska, gdzie zabierane są karteczki z paszportu. Po kontroli tajskiej przechodzimy na drugą stronę i po krótkiej chwili po prawej stronie mijamy budynek gdzie wyrabia się vizy. My mamy więc idziemy dalej do punktu kontroli paszportów. Trzeba tu pamiętać, żeby wziąć od celników kratę wjazd / wyjazd taką jak przy wjeździe do Taj. Kolejna kontrola paszportów i skanowanie palców i możemy jechać dalej. Cały proces złają nam ok. 40 min. gorzej było w przeciwnym kierunku ale o tym później. Po wyjściu z punktu kontroli paszportów czekają już faceci, którzy prowadzą nas do darmowego autobusu, który jedzie do postoju taxi i mini vanów.
Mini van na 8 osób kosztował nie pamiętam dokładnie ale coś poniżej 10 USD. Taxi 12 USD za osobę.
Bierzemy taxi z jaką starszą parą Anglików i okazuje się, że jedziemy do tego samego hotelu. Podróż traw ok. 2 godz. Mimo, że droga jest ładna on jedzie 50 km / h. Masakra. Gdzieś na peryferia Siem Reap skręcamy w jaką uliczkę i tu niby mamy się przesiąść do Tuk - Tuka bo kierowca nie zna miasta. Starsi państwo zaczynają się denerwować bo taksówkarz mówił im, że zawiezie ich do hotelu a nie wysadzi na jakimś zadupi. Tuk - Tuk już na nas czeka ale to chyba żart 4 osoby i bagaże do jednego - nie zgadzamy się. Po chwili podjeżdża kolejna taksówka i przesiadamy się. Kierowca próbuje nam wcisnąć jakiś niby dobry i tani Hotel ale my mówimy, że mamy już rezerwację. On nie daje za wygraną po raz kolejny tłumaczymy, że nie chcemy jego hotelu i w końcu daje spokój. Podjeżdżamy pod Hotel kierowca idzie za nami do recepcji. Okazuje się, że chce sprawdzić czy na pewno mamy rezerwację. My mieliśmy więc nas już nie zaczepiał ale Anglicy nie mieli i od nich chciał dopłatę. Jednak się mu nie udało.
Po zameldowaniu się bierzemy szybką kąpiel i idziemy na Pub Street coś zjeść.
Wiem, że trochę przydługi ten opis ale marinik prosił abym bardzo dokładnie opisała podróz do Kambodży. Mam nadzieję, że za bardzo Was nie zanudziłam
Bardzo fajny nieduży hotelik w dobrej lokalizacji. Zaledwie 3 min od Pub Street. Fajny personel, dobre śniadania, duże i czyste pokoje. Gdybym miała jeszcze raz się wybrać do SR bez wahania wybrałabym znowu ten Hotel.
hotelowe zwierzaczki
Droga na jeden z nocnych targów
Takie pamiątki można było tam kupić Szkoda tylko, że zabrali by je na granicy
Czas na małe co nie co
Niestety naleśniczki nie były tak pyszne jak w Taj. Najlepsze jedliśmy w Ao Nang
Natępny dzień przeznaczony był na Angkor
Ok 7 po śniadanku byliśmy gotowi na zwiedzanie. Ponieważ na SR mięliśmy przeznaczone 2 i pól dnia zdecydowaliśmy, że kupimy 1-dniowe wejściówki ( koszt 20USD / osoba), a drugi dzień przeznaczymy na szwendanie się po mieście.
Za tuk tuka zapłaciliśmy 15 USD ( mała pętla ok. 25 km) pewnie można było znaleźć taniej ale szkoda nam było tracić czasu dla 2 USD, a po za tym bardzo przyjemny nam wydał się kierowca. I ruszylismy w drogę. Już nie mogę się doczekać kiedy w końcu zobaczę Angkoru przecież tyle lat na to czekałąm, a tu jak na złość droga strasznie się dłuży :?:?:? W końcu dojeżdżamy do Angor Wat które już z daleka jest imponujące. Jest tam tak pięknie, że nie można przestać robić zdjęć bo każdy kącik wydaje się warty uwiecznienia na fotkach
Niestety zdjęcia nie oddają uroku tego miejsca tam po prosty trzeba być
Czas ruszać w dalszą drogę. Kierujemy się do do Angkor Thom.
Na chwilkę zatrzymujemy się przy południowej bramie , żeby zrobić fotkę.
Jak już tu jesteśmy to idziemy jeszcze zobaczyć piramidę Baksei Chamkrong, która znajduje się niedaleko bramy.
Teraz czas na Bayon
Jedzieny dalej bo przed nami jeszcze sporo zwiedzania.
Nstepny przystanek to taras słoni i trędowatego króla
A taki widok podziwialiśmy z tarasów:
...i to samotne drzewo:::
W głebi za tarasami znajduje się Baphuon
Idziemy dalej ścieżką i docieramy do Phimeanakas
Idąc dalej przed siebie przechodzimy przez bramę i docieramy do tarasu trędowatego króla
Kierowca tuk tuka już nas wypatrzył, podjeżdża i opuszczamy Angkor Thom
Jedziemy do sławnego Ta Prohm Po drodze zatrzymujemiy się jeszcze przy 3 światyniach:
Thommanon i znajdującej się na przeciwko niej Chau Say Tevoda
Trzecia światynia to Takeo - która dla nas okazała się najmniej interesująca.
W końcu docieramy do Ta PromX(X(X( Po parkingu widać, że sława robi swoje gdyż przy żadnej świątyni nie widzieliśmy tyle straganów co tu nawet w Angor Wat było spokojniej. Tajowie podchodzą i zachęcają żeby kupić chociaż wodę.
Jak najszybciej opuszczamy parking i kierujemy się do świątyni. Po drodze mijamy jeszcze kilku sprzedawców z różnymi pierdołami. Gdy docieramy na miejsce okazuje się, że trwają tam jakieś prace budowlane gdzieniegdzie widać rusztowania i pracowników, którzy dość leniwie pracują. Jednak mimo wszystko uważam, że świątynia, a raczej drzewa są imponujące: Wkurzające są tylko te podesty i sznurki odgradzające nas od korzeni Psują cały efekt.
Wkurzające podeściki
Tu podest dopiero budują
Na koniej jedziemy jeszcze do Banteay Kdei i tu po zrobieniu paru fotek wysiadł nam aparat :X Z wieczornych zdjęć nic ale trudno się mówi mogło być przecież gorzej
Nadszedł czas na ostatnie zdjęcie kamoli w tej relacji Na twarzach co niektórych pewnie teraz rysuje się uśmiech bo ileż można
Bannteay Kdei
Mała poprawka do kamoli wrócimy jeszcze przy okazji Similan ale to już inna bajka
Ostatni dzień w Kambodży przeznaczyliśmy na szwędanie się po Siem Reap.Rano po sniadanku tak ok 8 wyszliśmy z hotelu. W sumie nie mielismy żadnego planu - szlismy po prostu przed siebie. Tak doszlismy do świątyni Wat Preah Prom Rath
Idziemy dalej
Za budynkiem widzimy sporo ludzi - coś się tam dzieje. Idziemy więc sprawdzić i ... trafimy na ślubną sesję zdjęciową , a dokładniej 3.
Wat Bo
Czas wracać, coś zjeść oraz kupić bilety na autobus do granicy.
Po drodze mijamy zakład fryzjerski >< obok była jeszcze krawcowa
Małe co nie co
Sjesta
Zakupiliśmy więc bilety w biurze za 6 usd / osoba na godz. 8:00 ( jak się okazało na granicy trzeba było wziąć wcześniejszy ) i wróciliśmy do hotelu, żeby się trochę odświeżyć.
Niestety nie należymy do osób, które lubią spędzać czas na leniuchowaniu przy hotelowym basenie wcięć po ok. godz. wybraliśmy się na dostani spacerek po Siem Reap.
Coś na ząb
ZmywarkaOczywiście nie zabrakło też rybek ( 2 usd za 20 min. + zimne piwko lub sok ). Niestety zbyt wiele z rybek nie skorzystaliśmy do dosiadła się do nas jakaś starsza para i zabrała wszystkie rybki do siebie. Miały u nich co skubać
Chyba powinniśmy zażądać zwrotu kaski
Na koniec wybraliśmy się jeszcze na masaż stóp i wróciliśmy do hotelu spakować się przed jutrzejszym ciężki dniem . Wstajemy raniutko, żeby zjeść śniadanie i dopakować resztę rzeczy. Bus miał po nas przyjechać 7:30 ? 7:45. Czekamy więc? już 7:50 a tu nikogo nie ma co jest zapomnieli o nasIdziemy więc do recepcji aby zadzwonili do biura, wszystko w porządku niedługo przyjadą niedługo czyli za ile 5,10,30 min? Po 15 min bus podjeżdża pakujemy się do środka i jedziemy dalej, mija kolejne 15 min i bus zatrzymuje się w jakieś bocznej drodze, przesiadamy się w autobus. Wszyscy już są, czekali tylko na nas. W końcu ruszamy w kierunku Poi Pet. Dobrze, że nie wzięliśmy późniejszego autobusu, a korciło mnie bo co my będziemy robić tyle czasu na stacji. Wyjazd o 8:00, 3 godziny drogi, 1 godz. na przekroczenie granicy i 2 godzi czekania na stacji - jakże ja się myliłamPo około godz. 10 min postój na załatwienie pilnych spraw i jedziemy dalej. Droga mija szybko gdyż większość czasu przesypiamy. Przed granicą kolejny 20 min postój na dworcu autobusowym ( tym samym, z którego odjeżdżają taxi i busy do Siem Reap ). Ten postój jest chyba tylko po to, żeby zostawić trochę kaski w barze na stacji. Jedziemy dalej, dojeżdżamy do granicy. Szybko zabieramy bagaże i w drogę bo przecież im więcej osób zostanie w tyle tym bliżej będziemy stali w kolejce. Dochodzimy do punktu kontroli paszportów ile ludzi ok. czekamy w 30 - 40 min powinniśmy się wyrobić - do pociągu mamy jeszcze sporo czasu . Wykombinowałam sobie, że skoro tu jest taka kolejka i tak powoli idzie to na pewno przy kontroli paszportów po stronie tajskiej nie będzie już kolejek bo wszyscy są odprawiani na bieżąco
Kontrola kambodżańska już za nami idziemy do tajskiej i tu ło matko teraz to na pewno nie zdążymy na pociąg- kolejka tak długa, że cóż nie pozostaje nic innego jak dyskretnie się gdzieś wkręcić bo jak nie to pół dnia tu spędzimy. Jak pomyślane tak zrobione - wiem wiem trochę po chamsku ale cóż jak mus to mus i tym sposobem mieliśmy o połowę drogi mniej ale i tak dużo osób było jeszcze przed nami.
Oczywiście trzeba znowu było wypełnić kartę wjazdowo / wyjazdową. Wypełniamy wię ją szybko na kolanie i czekamy, czekamy, czekamy a tu się nic nie rusza co jest jakieś jaja sobie robią czy co? W końcu celnik każe kierować się do kolejki dla Tajów jakoś nie byłam do tego przekonana i okazało się potem, że miałam rację ale jak karzą to idziemy za tłumem i tu znowu stoimy, i stoimy, i stoimy nic się nie rusza nasza kolejka tylko z tej drugiej puszczają . Więc znowu starym dobrym sposobem przechodzimy przez barierkę i wciskamy się w tą drugą kolejkę i znowu czekamy bo okazało się, że z tej poprzedniej naszej kolejki zaczęli się awanturować i celnik dla spokoju puszczał teraz ich. Normalnie jakiś pech dziś nas prześladuje. Do odjazdu jeszcze tylko godz, a my nawet nie jesteśmy jeszcze w budynku. W końcu coś się ruszyło, idziemy do przodu i już mieliśmy przechodzić do budynku , a tu celnik zatrzymał nas i znowu czekamy. Na dodatek skośnoocy omijają kolejki i idą od razu do budynku.. chyba wiedzą komu dać w łapę? Nadeszła nasza kolej, sprawdzanie paszportu, skanowanie paluszków i znów jesteśmy w Taj.
Niestety na pociąg już nie zdążymy więc chyba mamy problem. Oj jak się znowu myliliśmy Wystarczyło wyjść z budynku, a tu stali Tajowie i pytali się czy nie potrzeba busa do Bangkoku. Trzeba, a jakże. Tak więc wszystko dobrze się skończyło dojechaliśmy do Bangkoku. Cena za busa to 400 thb od osoby. Pewnie można było taniej ale po 3 godz. czekania w tym upale nie chciało nam się już targować. Nie pamiętam dokładnie ile jechaliśmy ale chyba ok. 6 godz. Po drodze były 2 postoje na tankowanie i wyprostowanie nóg. Wysadzili nas na Khan San Road. Tuk tuk do stacji Hua Lamphong wyniósł na 150 thb.
Podróż zajęła nam cały dzień. I jeżeli miała bym ją powtórzyć to na pewno nie wracałabym już busem bo strasznie ciasno. Chociaż my nie powinniśmy narzekać gorzej mieli ci z tyłu gdyż na 4 siedzeniach upchali 6 osób (4 dorosłe i 2 dzieci ) .
Tego wieczoru już nic nam się nie chciało nawet pójść i zjeść coś konkretnego, a byliśmy strasznie głodni bo prawie nic nie jedliśmy. Wskoczyliśmy tylko do 7/11 po i tajskie chińskie zupki. Potem długi prysznic i spać.
Peg jak to zrobiłaś, że już masz relację, ze do Taj lecisz w 2014?
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
bo to jest rok pne.. przed naszą erą..
Następnego dnia postanowiliśmy się wybrać na własną rękę do Ancient City. A ponieważ wieczorem jechaliśmy do Surat Thani musieliśmy wybrać się tam jak najwcześniej, żeby nie spóźnić się na pociąg. Ancient City otwierają od 8, 6 godz. zwiedzania tak do 14 - 14:30 i wracamy. Trzeba przecież zostawić zapas czasu na wypadek gdybyśmy się gdzieś zgubili bo raczej na pociąg nie chciałabym się spóźnić.
Ok. 7 wychodzimy z hotelu. Jedziemy metrem ze stacji Hua Lamphong do Sukhumvit
( ok. 40 THB / osoba) następnie przechodzimy do stacji Skytrain- a Asok i jedziemy do Bering ( ok. 40 THB / osoba ). Po wyjściu ze stacji kierujemy się na wprost do przystanku autobusowego. Wsiadamy w autobus nr. 2 ( najgorszy jaki tamtędy jechał, miało się wrażenie że się rozwali ale pierwszy raz w życiu jechałam autobusem z drewnianą podłogą ). Niestety bileterka i kierowca nic nie kumają po angielsku. Na szczęście się przygotowałam i miałam ze sobą wydrukowaną nazwę po tajsku. Bilet kosztował jakieś śmieszne pieniądze coś koło 10 THB / osoba dokładnie nie wiem bo bileterka sama sobie wybierała drobniaki. Byli tak mili, że wysadzili nas obok Songthaewu ( nr. 36, można też 30 ) który jechał obok Ariet City. Jechaliśmy nim ok. 20 min. Koszt 8 THB /osoba. Wysadzili nas przy bramie wejściowej.
Wejściówka do Acient City 500 THB / osoba, wypożyczenie rowerów gratis. Meleks 150 THB / godzina ale to muszę jeszcze dokładnie sprawdzić w notatkach.
Zakupiliśmy bilecik, wzięliśmy meleksa i w drogę.
Ancient City
A na koniec mieszkańcy Ancient City
O godz. 14:00 kończymy zwiedzanie i wracamy do Bangkoku w ten sam sposób co przyjechaliśmy czyli songthaew spod Ancient City do miasta, tam łapiemy autobus ( tym razem nr 142 ) do stacji Bering ( tu przerwa na małe co nie co ), następnie Skytrainem do stacji Asok. Tam przesiadka do metra i dojeżdżamy do samego dworca Hua Lamphong skąd mamy pociąg.
Małe co nie co Pychotka
Stacja Bearing
Gdzieś po drodze:S
Dworzec Hua Lamphong
Tu na gorze znajdują się biura sprzedające Join Ticket ( Bangkok - Krabi 1150 THB/osoba)
W pociągu
Na temat podróżowania pociągiem są różne zdania. Nam się podobał. Fakt podróż trwa dłużej niż samolotem, a cena pociągu jest niewiele niższa lecz przez to, że podróż odbywa się w nocy mamy wolny cały dzień przed podróża A w przypadku samolotu loty zazwyczaj odbywają się w dzień przez co zazwyczaj połowę dnia mamy z głowy. Dodatkowym atutem może być to, że zaoszczędzamy kasę na jednym noclegu. My rano wstaliśmy wypoczęci i gotowi do dalszego odkrywania uroków tego pięknego kraju.
Na dworcu w Surat Thani czekały już autobusy rozwożące turystów do wybranych miejscowości.
Niestety przez to, że pociąg miał opóźnienie musieliśmy czekać ponad 2 godz. na autobus do Krabi, gdyż w pierwszej kolejności zabrano turystów, którzy jechali na Samui - musieli zdążyć na prom. Z Surat Thani do Krabi jechaliśmy 2 godz. W autobusie można było zakupić bilety na busa do Ao Nang. Kosz 200 THB / osoba był nie za bardzo dla nas korzystny gdyż Songthaew kosztuje 60 THB. Wysadzili nas jak zwykle na jakiejś bocznej ulicy. 99 % osób poszła na busa. My z jeszcze jedną parą darowaliśmy go sobie i poszliśmy szukać Songthaewa. Widząc turystów z plecakami kierowcy sami się zatrzymywali i wskazywali gdzie mamy się kierować. Po króciutkim spacerze trafiliśmy na miejsce. Kierowca widząc plecaki zażyczył sobie po 100 THB od osoby i nie nic opuścić. W sumie wyszło taniej niż busem, a i nie chcieliśmy więcej tracić czasu więc się zgodziliśmy na takie zdzierstwo ( potem jeździliśmy już za 60 BHT ).
W hotelu zameldowaliśmy się ok 14.
The Nine Hotel
Idziemy w kierunku plaży coś zjeść
To był jedyny wózek w Ao Nang gdzie widzieliśmy takie ziemniaki:
Podobne do frytek ale dużo dużo smaczniejsze
Nasz ulubiony wózek od soków i owoców
Brzuchy pełne
... idziemy więc zobaczy plażę i ścieżkę małp
Hotel Centara Grand Beach Resort & Villas
Ścieżka małp
Świetlik
Zimowy akcent w tropikach
I wracamy do hotelu
Dziś w programie 4 wyspy
Wyruszamy z plaży Ao Nang. W oddali widać Nopparat Thara Beach.
Niestety pogoda nam nie dopisuje, a miało być tak pieknie...
Najpierw płyniemy na Pranang Beach
Plaża przy hotelu Centara Grand Beach
Tonsai Bay
Pranang
Do wyboru do koloru do koloru
... każdy rozmiar się znajdzie
Odpływamy na Pode ale na Railay wrócimy jeszcze raz
Poda niestety nadal bez słonka
Nasza krypta
Czas ruszać dalej ... żegnamy PODE
Chicken Island
Tu parę minut na snorkowanie i ... karmienie rybek
Żeby czekającym na łodzi się nie nudziło
Czas na ostatni punkt programu Tup Island
Słoneczka jak nie było tak nie ma przez co nie ma też lazurków
Jak się zbieraliśmy słońce zaczeło wychodzić ale niestety nie na długo ... Po paru minutach zaczął padać deszcz. Na szczęście zanim dopłynęliśmy do Ao Nang rozpogodziło się
Po wycieczce wybralismy się na Nopparat Thara Beach. Chcieliśmy dojść do wysepek na końcu plaży ale w połowie odechciało nam się
Gdzieś w knajpie w drodze powrotnej... ładnie wyglada ale nie za specjalne jakieś takie niedoprawione...
I wracamy do hotelu ...
Kurde Twojej relacji Peg nie czytałam, super, teraz mam czytania zaległości na całą zimę
Ancient City super, następnym razem muszę zaliczyć, Peg czy ten zakład fryzjerski cały czas był czynny?
http://www.followdreams.today/
https://www.facebook.com/followdreams.today/
Przeczytałam i czekam na więcej:)
Tajlandia - Kambodża
24.01.2014 - 14.02.2014
Ancient City polecam jak najbardziej, super miejsce
Co do zakładu to wydaje mi się, że tak na ziemi widać jeszcze scięte włosy. Obok był zakład krawiecki w podobnym stanie i pani cały czas tam pracowała