--------------------

____________________

 

 

 



42 kwadranse do raju, czyli Zanzibar z Siostrą

93 wpisów / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
basia35
Obrazek użytkownika basia35
Offline
Ostatnio: 2 lata 5 miesięcy temu
Rejestracja: 24 gru 2013

Nelcia tylko gablota została ze zdjęciami.Biggrin

basia35

Żeluś
Obrazek użytkownika Żeluś
Offline
Ostatnio: 1 tydzień 5 dni temu
Rejestracja: 25 kwi 2016

Perejra...fajnie ,że dokończyłaś relacje.Widzę,że stolicę zwiedzalismy podobnie.Zresztą więcej nie ma ma tam do zobaczenia.

Nam udało się  jeszcze dom rodzinny Freddiego Mercurego zobaczyć...ale może dlatego,że u nas wszystko expresowo Biggrin no i za wszystkie przyprawy na tym targu płacilismy po 1 $ Smile do dziś mam ich spory zapas.

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 10 lip 2016

Kończę, kończę to pisanie, bo sobie obiecałam, że na odliczankę wskoczę jak tą wyprawe doprowadzę do końca. 

----

Poniedziałek: dzień pod hasłem TAKIE STARE A TAKIE GŁUPIE

Padła z rana propozycja, by czas do lunchu spędzić allinclusowo: drinki, basen i opalanie. Jak pomyślałyśmy tak zrobiłyśmy.

Basen hotelowy nie jest za wielki, ale też ludzi za wiele się tam nie wylegiwało, więc każdy znalazł leżaczek dla siebie. Opalanie było dość ekstremalnym sportem, słońce ledwo wstało ale tak paliło jakbyśmy gdzieś na równiku były.

    

W sumie czas spędzony na leżaczku był dużo krótszy niż czas spędzony w basenie, chłodzenie nie tyle było obowiązkowe co ratujące życie.

Idziemy też na spacer po plaży. Daleko nie dochodzimy, bo sił brak. Nawet aparat postanowił zaszwankować i obiektyw zaparował pozostawiając nam ciemne i dziwne zdjęcia na pamiątkę.

Po tych kilku godzinach na słońcu już wiem dlaczego plaże tam są takie puste: no po prostu się nie da leżeć!!! 

Na lunch indziemy jak tylko pojawia się pierwsza bułka. Potem do pokoju, przegrupować się, przepakować i ruszyć gdzieś w świat znowu. Ale ku naszemu wielkiemu zdziwieniu okazuje się, że jednak opaliłyśmy się za wszystkie czasy!!!! Oczywiśćie na buraczano-czerwono!!!! Zaczyna się akcja reanimacyjna, zimny prysznic, smarowanie aloesem (polecam z całego serca), chłodzenie. Mnie dopadają dreszcze. Czyli jednak udało się w końcu dostać tego udaru słonecznego, przed którym wszyscy cały czas przestrzegają. Zmiana planów. Zostajemy w pokoju, chłodzimy się, pijemy elektrolity. Siostra, zawsze przygotowana, wyciąga z walizy folie ratowniczą. Spędzamy reszte dnia w łóżku, pod folią, czytając książki i zapadająć niekontrolowanie w krótkie drzemki. 

Kilka dobrych miesięcy po całej akcji okazało się, ze folia złą stroną zaaplikowana była i zamiast nas chłodzić, to nas grzała. Oh well. Więc pamiętajcie chłopcy i dziewczęta, żółta strona do ciała jak słoneczko nas grzeje, srebrna strona do ciała jak lód nas chłodzi. Suma sumarum, udało nam się wyleczyć z udaru. Noc przespana, a rano juz bez udaru i bez poparzeń słonecznych (aloes jest boski).

TAKIE STARE A TAKIE GŁUPIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!1

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 6 godzin 55 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...heee, klimaty "leżakowo-basenowe" baaardzo biecujace !!! : )

troche niepokojace sa fotki z..."zupą z zielska" na plaży...

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 10 godzin 36 sekund temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

he he Perejra uśmiałam się z foliowych przygód Laugh 1

No trip no life

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 10 lip 2016

"Zupa z zielska" bardzo popularna na wyspie. Przed naszym hotelem pan codziennie biegał z grabiami i starał się coś zmienić, ale to syzyfowa praca, każdy przypływ niweczył jego starania. Całe szczęście, że zielsko na plaży natychmiast wysychało, a w wodzie wcale nie było obślizgłe, więc nie przeszkadzało aż tak bardzo.

---

Wtorek. Wstajemy wypoczęte, wyspane i opalone. Plan na dziś bardzo luźny. Jedyne co chcemy zobaczyć to słynna knajpa The Rock i Michamvi Beach (prawie w tej samej lokalizacji).

Jedziemy sobie powoli. Znowu kontrole policyjne. Jedna sroga, ale oprócz sprawdzenia dokumentów i grobowej ciszy nic więcej się nie wydarzyło. Druga na wesoło, policjant z najszerszym uśmiechem świata pyta nas czy lubimy zanzibarską policję, my oczywiście z najszerszym uśmiechem odpowiadamy, że jest cudowna i jedziemy dalej.

Po drodze zatrzymujemy się w Jozani w parku na małe siku. A tam małpa wcina arbuza.

Czasu mamy sporo. Zatrzymujemy się byle gdzie na mały spacerek.

I docieramy do knajpy. Chyba w najlepszym momencie przypływowo/odpływowym połączonym z idealnym położeniem słońca na niebie bo kolory są po prostu zniewalające.

Brak słów.

Byłyśmy tam koło 13, w połowie przypływu, woda dopiero zalewała skałe na której jest knajpka, doszłyśmy do niej w wodzie po kolana.

Natomiast w samej knajpie atmosfera mocno średnia. Na powitanie kelner pytał czy mamy rezerwacje (2/3 stolików wolne), my że nie, że tylko na drinka. Z pogardliwą miną kelner zaprowadził nas do najgorszego stolika w środku. Ale od razu oświaczyłyśmy, że idziemy na balkon. Jest jeden balkon z boku z trzema małymi stolikami w cieniu i jeden taras w słońcu. Cenny dość wysokie. Ale czy to ma aż takie wielkie znaczenie kiedy można dotknąć raju??? Raczej nie. Więc patrzyłyśmy.

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 10 lip 2016

Kierunek Michamvi Beach. Niby prosto dojechać, niby nie ma gdzie zabłądzić, a jednak jakimś nieogarniętym przez mój umysł sposobem nie udało nam się tam dotrzeć. A bardzo chciałyśmy, ale chyba byłyśmy w zupełnie złym miejscu.

Dotarłyśmy do końca ścieżki, a za drugim razem do początku błotka i trzeba było zawracać. No cóż, trzeba coś jednak zostawić na następny raz. A teraz jedynie mogę sobie pooglądać zdjęcia Żelków.

Trudno, trzeba gdzieś jednak zakotwiczyć i coś zjeść. Jedziemy na oślep wypatrując wody między palmami.

I coś się znalazło. Prawie że opuszczona knajpka. Zero ludzi. Za barem stoi (wygina się z nudów) pani. Zagadujemy czy otwarte. Otwarte, można siadać. Ona co prawda tam nie pracuje, jest znajomą właściciela, ale pomaga mu z nudów. Pani jest Kanadyjką, pracuje na platformach wiertniczych na Alasce przez 6 miesięcy w roku, a pozostałe 6 miesięcy podróżuje. Teraz jest na Zanzi, squatuje opuszczony hotel po sąsiedzku i przesiaduje w knajpce dla towarzystwa. Wyłania się też właściciel, już miejscowy, młody chłopak. Chcemy coś zjeść, cokolwiek, ale okazuje się, że kuchnia jeszcze nie hula. Ale coś się wymyśli. To COŚ oznaczało szybkie zakupy w wiosce *ROFL*. Po godzinie dostałyśmy smażone kalmary i frytki, prosto ale fajnie doprawione i w sam raz na lunch. Nie ma za to alko. Jest kawa, tak swojsko w kubkach, jest cukier w słoiku, a w cukrze kolonia mrówek, egzotycznie.

Plaże po horyzont i właściwie bez glonów. Zero człowieka. Wciąż mnie fascynuje jak w tak turystycznym miejscu można być zupełnie samemu.

Chciałoby się tam leżeć do nocy, ale niestety trzeba się zbierać, dziś zdajemy auto, trzeba być na umówioną godzinę w hotelu. No szkoda, że tylko my byłyśmy na umówioną godzinę, co oznaczało kwitnięcie przy recepcji i łapanie wi-fi i czekanie na wiadomość na whatsappie, że ktoś juz jest pod bramą. W końcu ktoś dotarł, ogłądnął ten stary odrapany samochód i dopiero po konsultacji telefonicznej z szefem powiedział, że wszystko ok i odjechał. No i fajnie.

I kolejny raz słońce zaszło i kolejny dzień stał się cudownym wspomnieniem.

perejra
Obrazek użytkownika perejra
Offline
Ostatnio: 2 lata 11 miesięcy temu
Rejestracja: 10 lip 2016

Środa. Niechętnie się budzimy, niechętnie wstajemy, bo dziś ostatnie pół dnia wczasowania. O 15.00 bus wydziera nas z raju i zabiera na lotnisko.

Po śniadaniu pakujemy się, zabieramy walizy do recepcji i wymeldowujemy z pokoju. Lepiej to zrobić od razu, niż potem odrywać się od basenu. Więc basenujemy się, leżakujemy, moczymy w oceanie, pijemy winko, uzupełniamy notatki, robimy ostanią dokumentacje fotograficzną.

   

Idziemy też do plażowego centrum handlowego wydać ostatnie pieniądze. Ostre negocjacje odbywają się na piasku.

Nadchodzi ta okropna chwila. Trzeba się ubrać jak człowiek, ogarnąć dobytek i grzecznie uściąść i czekać na transport.

Na lotnisko docieramy stanowczo za wcześnie. Odprawa bagażu sprawnie idzie, tylko pan od ważenia walizek naprasza się o dolara. Potem paszportowa, niektórzy muszą zostawić odcisk dłoni. Moja siostra też, pani celniczka mówi do niej wyraźnie i tu cytuję w języku, którego ona użyła "lewa ręka". Potem już tylko oczekiwanie na samolot. Jest gorąco, bez klimy. Jest snack bar, dwa sklepy, wc. Zasiadamy tuż przed szybą i bezmyślnie patrzymy na przybywających i wybywających ludzi. Ruch jest na prawde spory.

Z nudów gramy w państwa miasta.

W końcu przylatuje nasz ptak. Z zazdrością spoglądam na naszych rodaków, którzy dopiero zaczynają swoje wakacje. Aż tu nagle w tłumie maszerują nasza osobista kuzynka z mężem. No jaka szkoda, że nie zgadaliśmy się wcześniej na wspólny wyjazd. 

Pakujemy się do samolotu, spryskują nas i fruuuu. Nocny lot szybko mija, bo wszyscy śpią.

Wczesno poranne Katowice witają nas zimnem, wiatrem i skrobaniem auta.

Zanzibar????   POLECAM!!!!!!

THE END

wiktor
Obrazek użytkownika wiktor
Offline
Ostatnio: 4 lata 1 miesiąc temu
Rejestracja: 03 mar 2016

masz 100% racji kolory są zniewalające Preved

dzieki Perejra za pokazanie takich lazurków,ale nie tylko bo i inne oblicze wyspy fajnie pokazałaś

Może kiedyś się wybiorę? na pewno mnie zachęciłaś

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 6 godzin 55 minut temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...i ja dziekuję za przybliżenie Zanzibaru !!! : )

jesli wszystko bedzie OK,za cztery miesiące pochodzę po Twoich śladach ; )))

p.s. ulżyło mi gdy napisalaś,że "glonozupa" nie taka straszna ...

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Strony

Wyszukaj w trip4cheap