Tak sobie idziemy za naszym przewodnikiem i zaobserwowaliśmy ciekawą rzecz. Przechodząc obok pewnej kobiety Augustin coś tam do niej powiedział po ichniejszemu, ona mu odpowiedziała i tak idąc wymieniali się krótkimi zdaniami dopóki przestali się słyszeć...za pierwszym razem myśleliśmy, że po prostu o czymś rozmawiają, za którymś z kolei, stwierdziliśmy, że nasz przewodnik jest po prostu bardzo gadatliwy, ale kiedy zauważyliśmy że ona tak z każdą napotkaną osobą rozmawia, nie zatrzymując się przy tym, zapytaliśmy, czy on zna te wszystkie osoby i o czym tak rozprawiają. A tu się zdziwiliśmy, bo oni się tylko wzajemnie pozdrawiali i obsypywali komplementami taka po prostu miła i sympatyczna wymiana pozdrowień był bardzo zdziwiony że w Europie nie rozmawia się z nieznajomymi
A poniżej jeden z nielicznych domów, który ma tutaj dostęp do prądu. Mieszka w nim lekarz.
Ludzie, których spotykaliśmy na drodze byli zawsze uśmiechnięci. Każdy się zatrzymywał, witał z nami. Pozdrawiał. Udało się nawet z kilkoma osobami porozmawiać po angielsku, czym byłam bardzo zaskoczona. Biło od nich takie błogie szczęście Tylko, czy oni są tak naprawdę szczęśliwi?
Augustin opowiadał nam dużo o swoim życiu, o swojej rodzinie i malutkim domku w którym mieszka. Kiedy zapytałam, czy to daleko stąd powiedział, że rzut beretem i jeśli tylko mamy ochotę to zaprasza nas do siebie na herbatkę Niemal podskakując z radości przyjęliśmy zaproszenie i po kilku minutach byliśmy na jego podwórku. Oprowadził nas po wszystkich zakątkach swojego domostwa Pozwolił nam zajrzeć do wszystkich pomieszczeń z dumą opowiadając, co się w nim znajduje. I tak odwiedziliśmy w kolejności pomieszczenie w którym znajdowała się najważniejsza żywicielka rodziny, czyli krowa, później malutka kuchenka w której właśnie chyba coś się przypalało, tak mi się wydaje, a może wędziło, bo było tam pełno dymu, sypialnie z drewnianym łóżkiem, i pokoje synów. Wszystkie pomieszczenia były malutkie, ciemne i bardzo wilgotne. Na końcu pokazał nam swoją największą dumę. Pokój gościnny, w którym znajdowały się łóżka, takie prawdziwe, jedna sofa i stół. Wszystko było starannie przykryte prześcieradłami, żeby pewno się nie zakurzyło. Jeśli, ktoś ma ochotę przenieść się na chwilę w czasie i pożyć kilka dni jak tamtejsi mieszkańcy, to właśnie można się u Augustina zatrzymać Pewno gdyby to nie był nasz ostatni dzień w Tanzanii chętnie byśmy zostali :)
Augustin poczęstował nas herbatą z mlekiem i pysznymi bananami Udało nam się też porozmawiać z jednym z jego synów. O czym? O marzeniach Wiecie jakie jest jego marzenie? Skończyć szkołę i dostać pracę. Nie ważne jaką...po prostu, chce gdzieś pracować....a o czym marzą nastolatki w Polsce? Hmmm...chyba wolę nie wiedzieć....
To był cudowny dzień! I mam już kolejne marzenie! Żeby wrócić tu kiedyś i zamieszkać w jednym z takich małych domków chociażby na jakiś czas. Bez TV, bez komputera, bez internetu...tak po prostu wyłączyć się i cofnąć na chwilę w czasie
Po powrocie ze wspaniałej wędrówki czekał na nas pyszny lunczyk przygotowany z tradycyjnych tanzańskich potraw. Zupa bananowa, która zupełnie nie przypominała w smaku bananów, ale była przepyszna. Do tego duszone mięsko z ryżem i najwspanialsze avocado jakie w życiu jadłam. Tak nie wiele, a daje tyje szczęścia
Wieczorem lecimy na Zanzibar. Mamy nadzieję wreszcie porządnie się wyspać, odpocząć i zrelaksować Oczywiście na lotnisku w Tanzanii modlimy się, żeby nas wpuścili bez naszych nieszczęsnych żółtych książeczek. O dziwo, przy odprawie nie było ani żywej duszy. Przeszliśmy więc na legalu bez książeczek, nawet wiz nie sprawdzali. Pewno dlatego, że to był wewnętrzny lot.
A o kolejnych wrażeniach z Zanzibaru już w kolejnym poście
Informacje praktyczne
- taksówka w dwie strony do miejscowości z której zaczyna się wędrówka - 30$
- 3h wędrówka, do wyboru jest kilka różnych tematów, Coffie Tour, Village Tour (szkoła, kościół i targ) my wybraliśmy Nature Tour i myślę, że to był najlepszy wybór - 19$/os + 7$ lunch
-napiwek dla przewodnika, my daliśmy 20$, ale to oczywiście zależy już od was...
-bezpośredni przelot z Precision Air, Kilimandżaro - Zanzibar - 180$/os co oczywiście odradzamy z całego serca, z Fast Jet można lecieć za 45$
Marylka, jak zwykle super opowieść i piękne zdjęcia. Widziałam bananowce w wielu miejscach ale takich olbrzymów to jeszcze nie A co do warunków życia miejscowej ludności to ... zastanawiałam się ostatnio jak żyje się tam gdzie nie ma wody, prądu, supermarketu ... W moim bloku była właśnia awaria wodociągu i 2 dni nie miałam wody - tylko 2 dni a u mnie nastąpiła totalna dezorganizacja! A oni żyją, pracują i myślę, że są bardziej pogodni niż my ze swoją nowoczesnością...
Jeśli chodzi o jeziora Bogoria i Nakuru to można tam wychodzić z samochodu i spacerować ale flamingi są dosyć płochliwe i trudno do nich podejść bardzo blisko. W Nakuru jest wysoko położony punkt widokowy skąd można obserwować duże, różowe "plamy" na wodzie - skupiska tych ptaków. Tak czy inaczej jest tam pięknie
A najbliżej udało mi się podejść do tych ptaków na terenie hotelu na Dominikanie - brodziły sobie w hotelowej sadzawce i pozowały do zdjęć
Tak sobie idziemy za naszym przewodnikiem i zaobserwowaliśmy ciekawą rzecz. Przechodząc obok pewnej kobiety Augustin coś tam do niej powiedział po ichniejszemu, ona mu odpowiedziała i tak idąc wymieniali się krótkimi zdaniami dopóki przestali się słyszeć...za pierwszym razem myśleliśmy, że po prostu o czymś rozmawiają, za którymś z kolei, stwierdziliśmy, że nasz przewodnik jest po prostu bardzo gadatliwy, ale kiedy zauważyliśmy że ona tak z każdą napotkaną osobą rozmawia, nie zatrzymując się przy tym, zapytaliśmy, czy on zna te wszystkie osoby i o czym tak rozprawiają. A tu się zdziwiliśmy, bo oni się tylko wzajemnie pozdrawiali i obsypywali komplementami taka po prostu miła i sympatyczna wymiana pozdrowień był bardzo zdziwiony że w Europie nie rozmawia się z nieznajomymi
A poniżej jeden z nielicznych domów, który ma tutaj dostęp do prądu. Mieszka w nim lekarz.
http://www.addicted-to-passion.com
Ludzie, których spotykaliśmy na drodze byli zawsze uśmiechnięci. Każdy się zatrzymywał, witał z nami. Pozdrawiał. Udało się nawet z kilkoma osobami porozmawiać po angielsku, czym byłam bardzo zaskoczona. Biło od nich takie błogie szczęście Tylko, czy oni są tak naprawdę szczęśliwi?
http://www.addicted-to-passion.com
Augustin opowiadał nam dużo o swoim życiu, o swojej rodzinie i malutkim domku w którym mieszka. Kiedy zapytałam, czy to daleko stąd powiedział, że rzut beretem i jeśli tylko mamy ochotę to zaprasza nas do siebie na herbatkę Niemal podskakując z radości przyjęliśmy zaproszenie i po kilku minutach byliśmy na jego podwórku. Oprowadził nas po wszystkich zakątkach swojego domostwa Pozwolił nam zajrzeć do wszystkich pomieszczeń z dumą opowiadając, co się w nim znajduje. I tak odwiedziliśmy w kolejności pomieszczenie w którym znajdowała się najważniejsza żywicielka rodziny, czyli krowa, później malutka kuchenka w której właśnie chyba coś się przypalało, tak mi się wydaje, a może wędziło, bo było tam pełno dymu, sypialnie z drewnianym łóżkiem, i pokoje synów. Wszystkie pomieszczenia były malutkie, ciemne i bardzo wilgotne. Na końcu pokazał nam swoją największą dumę. Pokój gościnny, w którym znajdowały się łóżka, takie prawdziwe, jedna sofa i stół. Wszystko było starannie przykryte prześcieradłami, żeby pewno się nie zakurzyło. Jeśli, ktoś ma ochotę przenieść się na chwilę w czasie i pożyć kilka dni jak tamtejsi mieszkańcy, to właśnie można się u Augustina zatrzymać Pewno gdyby to nie był nasz ostatni dzień w Tanzanii chętnie byśmy zostali :)
http://www.addicted-to-passion.com
Augustin poczęstował nas herbatą z mlekiem i pysznymi bananami Udało nam się też porozmawiać z jednym z jego synów. O czym? O marzeniach Wiecie jakie jest jego marzenie? Skończyć szkołę i dostać pracę. Nie ważne jaką...po prostu, chce gdzieś pracować....a o czym marzą nastolatki w Polsce? Hmmm...chyba wolę nie wiedzieć....
http://www.addicted-to-passion.com
Wracając przechodziliśmy obok szkoły, która wyglądała tak. Zaraz poniżej szkolne WC.
http://www.addicted-to-passion.com
I pewna staruszka, która mieszka tutaj zupełnie samiuteńka. Właśnie przygotowywała zupkę z bananów
http://www.addicted-to-passion.com
To był cudowny dzień! I mam już kolejne marzenie! Żeby wrócić tu kiedyś i zamieszkać w jednym z takich małych domków chociażby na jakiś czas. Bez TV, bez komputera, bez internetu...tak po prostu wyłączyć się i cofnąć na chwilę w czasie
http://www.addicted-to-passion.com
Po powrocie ze wspaniałej wędrówki czekał na nas pyszny lunczyk przygotowany z tradycyjnych tanzańskich potraw. Zupa bananowa, która zupełnie nie przypominała w smaku bananów, ale była przepyszna. Do tego duszone mięsko z ryżem i najwspanialsze avocado jakie w życiu jadłam. Tak nie wiele, a daje tyje szczęścia
Wieczorem lecimy na Zanzibar. Mamy nadzieję wreszcie porządnie się wyspać, odpocząć i zrelaksować Oczywiście na lotnisku w Tanzanii modlimy się, żeby nas wpuścili bez naszych nieszczęsnych żółtych książeczek. O dziwo, przy odprawie nie było ani żywej duszy. Przeszliśmy więc na legalu bez książeczek, nawet wiz nie sprawdzali. Pewno dlatego, że to był wewnętrzny lot.
A o kolejnych wrażeniach z Zanzibaru już w kolejnym poście
Informacje praktyczne
- taksówka w dwie strony do miejscowości z której zaczyna się wędrówka - 30$
- 3h wędrówka, do wyboru jest kilka różnych tematów, Coffie Tour, Village Tour (szkoła, kościół i targ) my wybraliśmy Nature Tour i myślę, że to był najlepszy wybór - 19$/os + 7$ lunch
-napiwek dla przewodnika, my daliśmy 20$, ale to oczywiście zależy już od was...
-bezpośredni przelot z Precision Air, Kilimandżaro - Zanzibar - 180$/os co oczywiście odradzamy z całego serca, z Fast Jet można lecieć za 45$
http://www.addicted-to-passion.com
Najpiękniejsza część Waszego tripu - CUDOWNIE !!!!!!!!
"JEŚLI POTRAFISZ COŚ WYMARZYĆ,
POTRAFISZ TAKŻE TO OSIĄGNĄĆ..."
Walt Disney
Marylka, jak zwykle super opowieść i piękne zdjęcia. Widziałam bananowce w wielu miejscach ale takich olbrzymów to jeszcze nie A co do warunków życia miejscowej ludności to ... zastanawiałam się ostatnio jak żyje się tam gdzie nie ma wody, prądu, supermarketu ... W moim bloku była właśnia awaria wodociągu i 2 dni nie miałam wody - tylko 2 dni a u mnie nastąpiła totalna dezorganizacja! A oni żyją, pracują i myślę, że są bardziej pogodni niż my ze swoją nowoczesnością...
Jeśli chodzi o jeziora Bogoria i Nakuru to można tam wychodzić z samochodu i spacerować ale flamingi są dosyć płochliwe i trudno do nich podejść bardzo blisko. W Nakuru jest wysoko położony punkt widokowy skąd można obserwować duże, różowe "plamy" na wodzie - skupiska tych ptaków. Tak czy inaczej jest tam pięknie
A najbliżej udało mi się podejść do tych ptaków na terenie hotelu na Dominikanie - brodziły sobie w hotelowej sadzawce i pozowały do zdjęć