Bea37 Zanzibar jest cudowny...ale wiesz,teraz to już wszędzie tak będzie -Co uvízl těžké sloupnout)))
megi....no nie górkami człowiek tylko żyje ja górki tez kocham ale ocean na pierwszym miejscu.
Przyszedł czas powrotu do naszego zanzibarskiego marketu...ceny mniej więcej już znamy więć bierzemy odliczoną kasę ,żeby za duzo nie wydać...budy ,w któryc chcemy zakupić towar też mamy na fotach ,żeby dobrze do nich trafić to możemy ruszać.
Dzis ,żeby nie marnować czasu idziemy plażą blisko brzegu-no może nie cały czas bo ten ocean ,którego znów nie ma jednak ma moc przyciągania.
Szybko trafiamy do miejsca gdzie zaczyna sie handel...ale my uparcie idziemy do swoich sklepów
Od małego trzeba uczyć się przetrwania te maluchy było bezapelacyjnie dobrymi uczniami...
Sklepiki nasze znalezliśmy dosyć szybko...ale zakupy nie były juz takie proste jak by to się wydawało)))
Cena moich upatrzonych tuniczek raptownie od dnia wczorajszego wzrosła o 20$ a żeby tego było mało to z tych wszystkich co sobie upatrzyłam została w sklepiku tylko jedna
Ale wiadomo...jest klient bedzie towar...pokazałam na zdjeciach w aparacie czego mi potrzeba znalazło się kilku pomocników sklepikarza i zaraz miałm wszystkie tuniczki spakowane w torbę cena oczyiwście tez była zadawalająca...8$ za sztukę...+ po 1 $ napiwek dla pomocników...za resztę jaka nam po targowaniu została nakupiliśmy jakieś badziewne naszyjniki i na koniec juz zakupów drewniane miski,których pełno miałam juz w domu
hehehe....dokladnie mam to samo))) a parea to już mi do szuflad się nie mieszczą na cale szczęście teraz większość przywoziłam dla znajomych bo mnie prosili a sobie tylko jedną tunike i jedno pareo zostawiłam nie mogłam się oprzeć
Dziś ruszamy dalej ))) znaczy się do następnego hotelu
Karafuu Beach Resort& SPA...to hit hotelowy naszego wyjazdu nie to ,żeby było do kitu ale pierwszy raz wszystko było inaczej niz miało być.
Hotel ten wybraliśmy z dwóch powodów-bliziutko z niego do najbardziej rozpoznawalnego miejsca Zanzibaru-The Rock Restaurant,która to koniecznie chcieliśmy zobaczyc podczas przypływu jak i podczas odpływu oceanu jak równiez super z tego hotelu dojazd do Michamwi Kae ,w której zakochałm się oglądając zdjęcia w internecie...no i hotel miał pięknie połozone SPA...
Nasz Hadibi zabiera nas punktualnie o 12-tej z Diamondsa i około 13-tej jesteśmy już w Pingwe w hotelu Karafuu.
Od samego wjazdu na teren hotelu widać,że panuje tutaj całkiem inny klimat a można smiało powiedzieć ,że jakiś wielki nieład.
Obsługa owszem miła ale,żeby zaraz rwała się do wynoszwenia nam walizek z auta to raczej nie
Na powitalne drinki i ręczniczki też musieliśmy czekać przez kilkanascie minut-może chcieli abyśby odpoczeli po podróży i przygotowali się na szok jaki zaraz nas spotka
Rozsiadamy się więc w lobby i czekamy na ciąg dalszy a włąściwie na powitanie i meldunek))
Na całe szczęscie długo nie musieliśmy czekać,zaraz przyszła pani z recepcji z młodym praktykantem rodem z Izraela,zrobiła krótką prelekcje co i jak w hotelu,wzięła od nas nasz woucher,dała klucz z rybim breloczkiem wielkości z 40 cm podzieliła się z młodym naszymi walizkami i zaprowadziła nas do naszej ( nie naszej) willi.
Dobrze,że krótko to trwało bo lobby po pobycie w Diamondsie wyadawało mi się bardzo przytłaczające i ciemne a widok na basen,który w międzyczasie zdążyłam obczaić nie był widokiem wymarzonym...uwagę przykuła mi masa pozajmowanych leżaków i pełno jakiś materacy i dmuchańców pływająch w basenie))) przez to nawet nie zwróciłam uwagi na cudą poniekąd odchłań oceanu.
Długo się musiałam nagimnastykować,żeby tego wodnego inwentarza nie było widac na zdjęciu)))
Willa nasza nie nasza w każdym razie humor mi się bardzo porawił)))
Mieliśmy wykupiona najtańszą wille w ogrodzie ale wcale nas tam do niej nie prowadzili.Znałam mapke hotelu juz na pamięć
Masai Willage-tutaj będziemy mieszkać
Bardzo mi się to miejsce spodobało...kilka domków połozonych wokoło kameralnego basenu...cisza ,spokój ,cudowna zieleń i basenowy bar praktycznie tylko dla nas
Pokój w naszej willi ,we wiosce masajskiej istnie afrykańsko masajski...*biggrin* świeżutko po remoncie i było w nim wszystko co potrzebne na urlopie...no wszystko oprócz byka z rogami
Łoże wielkie i bardzo wygodne,szczelne moskitiery,pościel świeżutka-zmieniana codziennie tak jak ręczniczki,prysznic za kotarką ale wszystko w idealnym stanie-zero pleśni,zero zacieków,rdzy i nalotów,kibelek oddzielnie tylko dziwnie z dugiej strony olbrzymiego przedsionka,w którym była otwarta szafa z wieszakami,sejf,umywalka ,suszarka i przybory toaletowe.
W "salonie" wielkości niemalże łoża stała ładna komoda,miibarek,zestaw do kawy i herbaty -wszystko codziennie uzupełniane,minibarek,zelażko i telewizor,który zauważyliśmy po dwóch dniach....a wszystko to w "ryczących" barwach
Bea37 Zanzibar jest cudowny...ale wiesz,teraz to już wszędzie tak będzie -Co uvízl těžké sloupnout)))
megi....no nie górkami człowiek tylko żyje ja górki tez kocham ale ocean na pierwszym miejscu.
Przyszedł czas powrotu do naszego zanzibarskiego marketu...ceny mniej więcej już znamy więć bierzemy odliczoną kasę ,żeby za duzo nie wydać...budy ,w któryc chcemy zakupić towar też mamy na fotach ,żeby dobrze do nich trafić to możemy ruszać.
Dzis ,żeby nie marnować czasu idziemy plażą blisko brzegu-no może nie cały czas bo ten ocean ,którego znów nie ma jednak ma moc przyciągania.
Szybko trafiamy do miejsca gdzie zaczyna sie handel...ale my uparcie idziemy do swoich sklepów
Od małego trzeba uczyć się przetrwania te maluchy było bezapelacyjnie dobrymi uczniami...
Sklepiki nasze znalezliśmy dosyć szybko...ale zakupy nie były juz takie proste jak by to się wydawało)))
Cena moich upatrzonych tuniczek raptownie od dnia wczorajszego wzrosła o 20$ a żeby tego było mało to z tych wszystkich co sobie upatrzyłam została w sklepiku tylko jedna
Ale wiadomo...jest klient bedzie towar...pokazałam na zdjeciach w aparacie czego mi potrzeba znalazło się kilku pomocników sklepikarza i zaraz miałm wszystkie tuniczki spakowane w torbę cena oczyiwście tez była zadawalająca...8$ za sztukę...+ po 1 $ napiwek dla pomocników...za resztę jaka nam po targowaniu została nakupiliśmy jakieś badziewne naszyjniki i na koniec juz zakupów drewniane miski,których pełno miałam juz w domu
No to teraz po udanych zakupach wracamy do hotelu....jutro jeszcze lenistwo i ruszamy dalej....
My i część naszych tuniczek i powrotna droga do hotelu
...heee, fajnie że kontynuujesz bo już sie martwiłem,że..."się zawieruszysz"...jak co poniektórzy ; ))
"szmatki" fajowe,już się nam (Basi i mnie) podobały z wczesniejszych fotek !!!
a swoją drogą to też masz..."taki zwyczaj" ,że rzeczy zakupione wakacyjnie sa używane...TYLKO w miejscu zakupu i nigdy,nigdzie indziej !??? ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
hehehe....dokladnie mam to samo))) a parea to już mi do szuflad się nie mieszczą na cale szczęście teraz większość przywoziłam dla znajomych bo mnie prosili a sobie tylko jedną tunike i jedno pareo zostawiłam nie mogłam się oprzeć
Ładne ciuszki, zostawilaś sobie to czerwone?
Panie na plaży tez mają ubranka w fajnych kolorkach.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
W czerwono turkusowym do twarzy ci
ubrania piękniusie! mega kolory !
Bea
Dziś ruszamy dalej ))) znaczy się do następnego hotelu
Karafuu Beach Resort& SPA...to hit hotelowy naszego wyjazdu nie to ,żeby było do kitu ale pierwszy raz wszystko było inaczej niz miało być.
Hotel ten wybraliśmy z dwóch powodów-bliziutko z niego do najbardziej rozpoznawalnego miejsca Zanzibaru-The Rock Restaurant,która to koniecznie chcieliśmy zobaczyc podczas przypływu jak i podczas odpływu oceanu jak równiez super z tego hotelu dojazd do Michamwi Kae ,w której zakochałm się oglądając zdjęcia w internecie...no i hotel miał pięknie połozone SPA...
Nasz Hadibi zabiera nas punktualnie o 12-tej z Diamondsa i około 13-tej jesteśmy już w Pingwe w hotelu Karafuu.
Od samego wjazdu na teren hotelu widać,że panuje tutaj całkiem inny klimat a można smiało powiedzieć ,że jakiś wielki nieład.
Obsługa owszem miła ale,żeby zaraz rwała się do wynoszwenia nam walizek z auta to raczej nie
Na powitalne drinki i ręczniczki też musieliśmy czekać przez kilkanascie minut-może chcieli abyśby odpoczeli po podróży i przygotowali się na szok jaki zaraz nas spotka
Rozsiadamy się więc w lobby i czekamy na ciąg dalszy a włąściwie na powitanie i meldunek))
Na całe szczęscie długo nie musieliśmy czekać,zaraz przyszła pani z recepcji z młodym praktykantem rodem z Izraela,zrobiła krótką prelekcje co i jak w hotelu,wzięła od nas nasz woucher,dała klucz z rybim breloczkiem wielkości z 40 cm podzieliła się z młodym naszymi walizkami i zaprowadziła nas do naszej ( nie naszej) willi.
Dobrze,że krótko to trwało bo lobby po pobycie w Diamondsie wyadawało mi się bardzo przytłaczające i ciemne a widok na basen,który w międzyczasie zdążyłam obczaić nie był widokiem wymarzonym...uwagę przykuła mi masa pozajmowanych leżaków i pełno jakiś materacy i dmuchańców pływająch w basenie))) przez to nawet nie zwróciłam uwagi na cudą poniekąd odchłań oceanu.
Długo się musiałam nagimnastykować,żeby tego wodnego inwentarza nie było widac na zdjęciu)))
Willa nasza nie nasza w każdym razie humor mi się bardzo porawił)))
Mieliśmy wykupiona najtańszą wille w ogrodzie ale wcale nas tam do niej nie prowadzili.Znałam mapke hotelu juz na pamięć
Masai Willage-tutaj będziemy mieszkać
Bardzo mi się to miejsce spodobało...kilka domków połozonych wokoło kameralnego basenu...cisza ,spokój ,cudowna zieleń i basenowy bar praktycznie tylko dla nas
Pokój w naszej willi ,we wiosce masajskiej istnie afrykańsko masajski...*biggrin* świeżutko po remoncie i było w nim wszystko co potrzebne na urlopie...no wszystko oprócz byka z rogami
Łoże wielkie i bardzo wygodne,szczelne moskitiery,pościel świeżutka-zmieniana codziennie tak jak ręczniczki,prysznic za kotarką ale wszystko w idealnym stanie-zero pleśni,zero zacieków,rdzy i nalotów,kibelek oddzielnie tylko dziwnie z dugiej strony olbrzymiego przedsionka,w którym była otwarta szafa z wieszakami,sejf,umywalka ,suszarka i przybory toaletowe.
W "salonie" wielkości niemalże łoża stała ładna komoda,miibarek,zestaw do kawy i herbaty -wszystko codziennie uzupełniane,minibarek,zelażko i telewizor,który zauważyliśmy po dwóch dniach....a wszystko to w "ryczących" barwach