Jak tak BOSKO ,to tego się trzymajmy nie bacząc na resztę
Generalnie w 100 procentach masz rację - ja niestety na wyjazdach mam koszmarny nawyk przeliczania i nie umiem się go wyzbyć :-(, więc takie rachunki czasem psują mi humor, ale i tak to wspomnienie jest bezcenne.
—
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Że koleżanka jest ,,nasza " to podpowiem że tak hmmmmmm na trzy i tej wersji się trzymajmy ,nawet w konfrontacji z koleżanki Prezesem
Są niestety Prezesi (finansiści, co chyba jakichś szkockich przodków mają ), którzy takiej wersji nigdy nie łykną , ale mam nadzieje, że Twój Prezes do takiej kategorii sie nie zalicza
—
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Mój na szczęście nie z tych co mają szkockich przodków. Ale z nim jest inny problem. W Wenecji po raz drugi jak byliśmy, ja oczywiście zachwycam się każdą kamienicą, każdym mostkiem, a on "czym tu się zachwycać, ściany obdrapane, zaprowadzę cię u nas na taką ulicę i prawie jak tutaj" oczywiście to prawie robi ogromna różnicę. No ale ze znudzono-zmęczono-cierpiaco miną wlecze sie za mną po tych uliczkach.
Na szczęście to ja podróże wybieram, ja decyduję jaki hotel, jaką wycieczkę. Oczywiście zawsze staram się żeby i on był zadowolony (pływanie każdego rodzaju łódką, im bardziej dzika to bardziej mu się podoba, a jeszcze jak sam steruje to już idealnie; ewentualnie kilka godz. na desce czy katamaranie) i ja (czyli jakieś zwiedzanie).
U nas na szczęście ja też wyberam wycieczkę ,trasę, hotel, rezerwuje noclegi itp. Mój zazwyczaj prosi o przedstawienie maks 2 propozycj i i pyta się ile to kosztuje i czemu tak drogo i wybiera jakąś opcję. Do trasy i miejsca zazwyczaj się nie wtrąca. Ja to bym chciała, żeby on ze mna wspónie planowal, oglądał zdjęcia, wybierał i zachwycał się a on twierdzi, że nie będzie niczego wcześniej oglądał na zdjęciach, bo to mu odbierze całą przyjemność ze zwiedzania. Jest też uczulony na słowo "luksus" - wszystko co można byłoby nazwać takim słowem (choc w rzeczywistości luksusem nawet nie jest) budzi odrazę ...
A njachętniej jeździłby chyba pod namiot w jakieś hardcorowe warunki ,które mnie wcale już nie bawią...
—
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Makono, ja jak planuję to też przedstawiam max 2 wersje, np hotelu, on wtedy sobie oglada na tripie czy checku, czyta opinie.
Mój lubi i luksus, ale wolałby też hardcor (on to chętnie by gdzieś pod namiot czy do jakieś chatki nad jeziorem - ale ja nie, a bo zimno, a bo brudno, pod namiotem to te wspólne łazienki - jakoś nie dla mnie, tzn. patrze też pod względem dziecka). Kiedyś jako nastolatka byłam nad jeziorem pod namiotem z kuzynką i koleżanką i to były jedne z fajniejszych wakacji i bardzo mi się to wtedy podobało. No ale teraz nieee.
Jemu by pasowało takie życie "pirata" na karaibskich plażach, sam by coś złowił, sam przyrządził (bo uwielbia pichcić). Na all zazwyczaj jeździmy, ze wzgledu ze nie trzeba liczyc pieniędzy. Bez all to potrafimy zaszaleć (w Chorwacji byliśmy bez all, to za 10 dni wyszło nam tyle co byśmy 2 tyg. na Karaibkach się pobyczyli). Jedyne co w all mu się nie podoba, to te godz., że na daną godz. na śniadanie (rano za długo nie może sobie pospać), na kolacje musi się wystroić (tzn. nie tak galowo jak wy na statku, no ale w spodenkach nie wypada).
Nie są linie, które wypływają z Barcelony albo mają możliwość zaczęcia rejsu w Barc. Costa na pewno tak miała - nie wiem jak jest teraz
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
Generalnie w 100 procentach masz rację - ja niestety na wyjazdach mam koszmarny nawyk przeliczania i nie umiem się go wyzbyć :-(, więc takie rachunki czasem psują mi humor, ale i tak to wspomnienie jest bezcenne.
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Są niestety Prezesi (finansiści, co chyba jakichś szkockich przodków mają ), którzy takiej wersji nigdy nie łykną , ale mam nadzieje, że Twój Prezes do takiej kategorii sie nie zalicza
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Mój na szczęście nie z tych co mają szkockich przodków. Ale z nim jest inny problem. W Wenecji po raz drugi jak byliśmy, ja oczywiście zachwycam się każdą kamienicą, każdym mostkiem, a on "czym tu się zachwycać, ściany obdrapane, zaprowadzę cię u nas na taką ulicę i prawie jak tutaj" oczywiście to prawie robi ogromna różnicę. No ale ze znudzono-zmęczono-cierpiaco miną wlecze sie za mną po tych uliczkach.
Na szczęście to ja podróże wybieram, ja decyduję jaki hotel, jaką wycieczkę. Oczywiście zawsze staram się żeby i on był zadowolony (pływanie każdego rodzaju łódką, im bardziej dzika to bardziej mu się podoba, a jeszcze jak sam steruje to już idealnie; ewentualnie kilka godz. na desce czy katamaranie) i ja (czyli jakieś zwiedzanie).
U nas na szczęście ja też wyberam wycieczkę ,trasę, hotel, rezerwuje noclegi itp. Mój zazwyczaj prosi o przedstawienie maks 2 propozycj i i pyta się ile to kosztuje i czemu tak drogo i wybiera jakąś opcję. Do trasy i miejsca zazwyczaj się nie wtrąca. Ja to bym chciała, żeby on ze mna wspónie planowal, oglądał zdjęcia, wybierał i zachwycał się a on twierdzi, że nie będzie niczego wcześniej oglądał na zdjęciach, bo to mu odbierze całą przyjemność ze zwiedzania. Jest też uczulony na słowo "luksus" - wszystko co można byłoby nazwać takim słowem (choc w rzeczywistości luksusem nawet nie jest) budzi odrazę ...
A njachętniej jeździłby chyba pod namiot w jakieś hardcorowe warunki ,które mnie wcale już nie bawią...
Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/
Makono, ja jak planuję to też przedstawiam max 2 wersje, np hotelu, on wtedy sobie oglada na tripie czy checku, czyta opinie.
Mój lubi i luksus, ale wolałby też hardcor (on to chętnie by gdzieś pod namiot czy do jakieś chatki nad jeziorem - ale ja nie, a bo zimno, a bo brudno, pod namiotem to te wspólne łazienki - jakoś nie dla mnie, tzn. patrze też pod względem dziecka). Kiedyś jako nastolatka byłam nad jeziorem pod namiotem z kuzynką i koleżanką i to były jedne z fajniejszych wakacji i bardzo mi się to wtedy podobało. No ale teraz nieee.
Jemu by pasowało takie życie "pirata" na karaibskich plażach, sam by coś złowił, sam przyrządził (bo uwielbia pichcić). Na all zazwyczaj jeździmy, ze wzgledu ze nie trzeba liczyc pieniędzy. Bez all to potrafimy zaszaleć (w Chorwacji byliśmy bez all, to za 10 dni wyszło nam tyle co byśmy 2 tyg. na Karaibkach się pobyczyli). Jedyne co w all mu się nie podoba, to te godz., że na daną godz. na śniadanie (rano za długo nie może sobie pospać), na kolacje musi się wystroić (tzn. nie tak galowo jak wy na statku, no ale w spodenkach nie wypada).
O Boże jak dobrze,że mój Prezes jest moim Prezesem
- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...
no dobra, gadu gadu, a gdzi epłyniemy dalej kochane koleżanki???
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
No właśnie gdzie ??? ja już wskoczyłam na pokład , złapałam drineczka i jestem gotowa do dalszej podróży
No trip no life