Kwiaty i rośliny są tu wszędzie. Pną się po murach kamieniczek, gęsto porastają wzgórze, wykorzystują każdy skrawek ziemi, a przede wszystkim kipią kolorami z malutkich, większych i ogromnych donic poustawianych na balkonach, schodach, przy wejściach do mieszkań, kawiarni i sklepów.
Trzeba przyznać, że pora roku, kiedy to późna wiosna przechodzi w pełnię lata jest idealnym momentem na przyjazd w te rejony!!!
Pełno tu malutkich placyków, zakamarków, tajemnych przejść. Wówczas gdy budowano te karkołomne uliczki jedynymi ich użytkownikami byli ludzie i osiołki. I całe szczęście, że nie wszędzie mogą tu jeździć samochody, choć zwariowani młodzieńcy dosiadający swe Vespy sprawnie poruszają się zarówno po schodkach jak i w ciasnych zaułkach …
Apisku, powinnaś pisać książki - Twoje opisy to mistrzostwo Pozwól, że zacytuję: " Wcześnie rano w Cortonie panuje cicha senna atmosfera. Słychać tylko trzepot skrzydeł gołębi zlatujących się do wodopoju przy fontannie, gdzieś dalej szczeka pies...Sklepiki są jeszcze zamknięte, ale już przed domami sasiadki dzielą się najnowszymi ploteczkami, a ich mężowie na ławkach w parku lub na placyku przy porannej kawce zażarcie dyskutują o czymś tam...". Czytając Twój opis czuję się, jakbym tam była
Apisku, powinnaś pisać książki - Twoje opisy to mistrzostwo Pozwól, że zacytuję: " Wcześnie rano w Cortonie panuje cicha senna atmosfera. Słychać tylko trzepot skrzydeł gołębi zlatujących się do wodopoju przy fontannie, gdzieś dalej szczeka pies...Sklepiki są jeszcze zamknięte, ale już przed domami sasiadki dzielą się najnowszymi ploteczkami, a ich mężowie na ławkach w parku lub na placyku przy porannej kawce zażarcie dyskutują o czymś tam...". Czytając Twój opis czuję się, jakbym tam była
Podpisuję sie pod Tymi słowami rękami i nogami. Powstałaby kolejna cudowna książka o Toskanii i Umbrii. A potem kolejne.
Właściwie jedyną ulicą biegnącą po równym terenie jest główna promenada Via Nationalle prowadząca z placu Piazza della Republica do placu Garibaldiego znajdującego się tuż przy murach obronnych. Na tym ostatnim placu stoi oczywiście pomnik bohatera narodowego Włoch, którego imieniem nazwany plac lub ulicę znaleźć można chyba w każdym włoskim mieście.
Z tego miejsca rozciąga się wspaniała panorama na całą okolicę, którą podziwialiśmy już wczoraj. Widać żyzną dolinę Val di Chiana otoczoną zalesionymi górami, a na południu jezioro Trasimeno.
Wspinamy się jeszcze wyżej by dojść do dwóch górujących nad miastem budowli obserwowani przez licznych przedstawicieli kociej rodziny. Wędrujemy wysadzaną cyprysami brukowaną ścieżką wspinającą się na szczyt wzgórza.
Okazuje się, że cała ta trasa jest Drogą Krzyżową...
Pierwszą budowlą, do której docieramy jest kościół św. Małgorzaty – patronki miasta żyjącej tu w 13 wieku.
Ona, podobnie jak św. Franciszek, rozdała cały swój majątek biednym, pomagała ubogim i chorym, odżywiała się wyłącznie oliwą (???), a końcówkę żywota spędziła na modłach w swej samotni.
Kościół jak kościół, rzadko który robi na mnie wrażenie, ale można tu zobaczyć zamumifikowaną świętą, jeśli ktoś lubi takie widoczki...
Jej – o dziwo – zupełnie nie ulegające rozkładowi ciało znajduje się w kryształowym sarkofagu właśnie tu - w jej sanktuarium.
Jeszcze kawałek pod górkę i wśród cedrów, oliwek oraz starych dębów widzimy wznoszącą się - częściowo w ruinie - potężną fortecę Girafalco należącą do możnego rodu Medyceuszów.
Wstęp kosztuje 3 E, warto tu wejść, gdyż z okalających warownię murów obronnych roztacza się piękny widok na całą okolicę. Jeszcze lepszy niż z miasta - na okoliczne gaje oliwne, winnice, pola uprawne, wille otoczone ogrodami oraz czerwone dachy miejskich kamieniczek.
Wewnętrz jest kilka udostępnionych do zwiedzania sal, ogromne podwórze i niekończące się dzikie, zapuszczone ogrody.
Odbywają się tu wystawy oraz pokazy filmowe, konferencje i sympozja.
Schodząc do miasteczka wpadamy do malutkiej rodzinnej knajpki, gdzie babcia gotuje na zapleczu, dziadek serwuje wino i napoje przy barze, a wnuczka podaje do stołu. Taka typowa toskańska osteria, czyli rodzinna knajpka. Podejrzewam nawet, że w tym samym pomieszczeniu mieszkańcy jadają także swoje codzienne posiłki.
Znacznie szybciej znajdujemy się w miasteczku niż zajęło nam wejście na szczyt.
Jeszcze chwila odpoczynku w pobliskim zacienionym parku, gdzie znajduje się niewielki amfiteatr, jakiś pomnik oraz fontanna.
I powrót w rejony centrum.
Tętni tu już przedwieczorne życie...
Fajnie jest tak wmieszać się w sunących wolno turystów i miejscowych.
Mieszkańcy włoskich miasteczek mają w zwyczaju odbywać wieczorny spacer w gronie rodziny bądź przyjaciół. Nazywa się to – passaggiata. Często wędruje razem trzypokoleniowa rodzinka z dzieciaczkami i seniorami rodu. Oglądają wystawy, pozdrawiają znajomych lub ucinają z nimi rozmowę na środku ulicy, a następnie idą na lody, albo kawę lub wino.
Na Piazza Signorelli fiesta już się rozpoczęła.
Przy rozstawionych straganach sporo ludzi. Można tu kupić fajne lokalne wyroby. Przeważają produkty spożywcze, takie jak sery, wędliny, makarony, miody, wino, oliwa, octy balsamiczne oraz różnorodne przyprawy.
Sprzedawcami są okoliczni producenci, mają spracowane dłonie, ogorzałe, pomarszczone twarze. Chętnie częstują swymi delicjami...
Są też słodycze i domowe wypieki, które Włosi uwielbiają. Na kilku stoiskach pieką się małe prosiaczki, kiełbaski, jakieś rolady mięsne. Gdzie indziej smażone są na głębokim tłuszczu duże drożdżowe placki, zwane piadiny – te mi smakują najbardziej.
Są też stoiska ze świeżymi truflami, pastami z nich sporządzonymi oraz z oliwą
z dodatkiem trufli.
No i oczywiście mnóstwo suwenirów - takiego autentycznego tutejszego rękodzieła z drewna, kamieni, szyszek, wikliny - a nie żadnej plastikowej kiczowatej chińszczyzny.
Nieco później zaczynają się występy. Jest sokolnik ze swymi latającymi pupilami, są przebrani w stroje toskańskie rycerze, damy dworu, a nawet mało lokalny fakir i jednocześnie połykacz ognia.
Atrakcji co niemiara!!!!
W takiej atmosferze fajnie smakuje bardzo tu popularny drink o nazwie spritz robiony na bazie Aperolu. Ten ostatni to likier produkowany z aromatycznych ziół z dodatkiem pomarańczy. Spritz podawany jest z kostkami lodu, sporą ilością Prosecco, plastrem pomarańczy, no i oczywiście z Aperolem.
Wszyscy jedzą, piją, bawią się, śmieją i rozmawiają.
Przyjemny gwar, nie mylić z hałasem.
Pachną lipy, brzęczą pszczoły, tylko zdziebko za chłodno jak na czerwcową toskańską noc...
Apisku,z tym czytaniem jest na pewno gorzej niż dawniej,ale to nie reguła.Byłem wiernym fanem twoich pierwszych relacji tylko pisanych i uwielbiałem je czytac.Później namawiałem Cię do wklejania zdjęć i sobie poradziłas.Piszesz jak ja to określe po pisarsku i na tym forum jako jedyna.
Miasteczka we Włoszech mają specyficzny urok,i Twoje zdjecia to potwierdzaja
—
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.
Kwiaty i rośliny są tu wszędzie. Pną się po murach kamieniczek, gęsto porastają wzgórze, wykorzystują każdy skrawek ziemi, a przede wszystkim kipią kolorami z malutkich, większych i ogromnych donic poustawianych na balkonach, schodach, przy wejściach do mieszkań, kawiarni i sklepów.
Trzeba przyznać, że pora roku, kiedy to późna wiosna przechodzi w pełnię lata jest idealnym momentem na przyjazd w te rejony!!!
Pełno tu malutkich placyków, zakamarków, tajemnych przejść. Wówczas gdy budowano te karkołomne uliczki jedynymi ich użytkownikami byli ludzie i osiołki. I całe szczęście, że nie wszędzie mogą tu jeździć samochody, choć zwariowani młodzieńcy dosiadający swe Vespy sprawnie poruszają się zarówno po schodkach jak i w ciasnych zaułkach …
Mariola
Apisku, powinnaś pisać książki - Twoje opisy to mistrzostwo Pozwól, że zacytuję: " Wcześnie rano w Cortonie panuje cicha senna atmosfera. Słychać tylko trzepot skrzydeł gołębi zlatujących się do wodopoju przy fontannie, gdzieś dalej szczeka pies...Sklepiki są jeszcze zamknięte, ale już przed domami sasiadki dzielą się najnowszymi ploteczkami, a ich mężowie na ławkach w parku lub na placyku przy porannej kawce zażarcie dyskutują o czymś tam...". Czytając Twój opis czuję się, jakbym tam była
Podpisuję sie pod Tymi słowami rękami i nogami. Powstałaby kolejna cudowna książka o Toskanii i Umbrii. A potem kolejne.
To prawda !! Apisku jesteś Maestro
dobrze ,że dużo podróżujesz i czesto "sięgasz po pióro" ..
No trip no life
Asia, Umilka, bardzo wam dziękuję za miłe słowa.
Ale teraz każdy pisze książki, a czytelnictwo podupada.
Już ja tam wolę pisać dla was na tym forum!!!!
Mariola
Nelcia, tobie też dzięki...
Ale przy okazji pisania, jakie miłe wspominanie!
Mariola
Właściwie jedyną ulicą biegnącą po równym terenie jest główna promenada Via Nationalle prowadząca z placu Piazza della Republica do placu Garibaldiego znajdującego się tuż przy murach obronnych. Na tym ostatnim placu stoi oczywiście pomnik bohatera narodowego Włoch, którego imieniem nazwany plac lub ulicę znaleźć można chyba w każdym włoskim mieście.
Z tego miejsca rozciąga się wspaniała panorama na całą okolicę, którą podziwialiśmy już wczoraj. Widać żyzną dolinę Val di Chiana otoczoną zalesionymi górami, a na południu jezioro Trasimeno.
Wspinamy się jeszcze wyżej by dojść do dwóch górujących nad miastem budowli obserwowani przez licznych przedstawicieli kociej rodziny. Wędrujemy wysadzaną cyprysami brukowaną ścieżką wspinającą się na szczyt wzgórza.
Okazuje się, że cała ta trasa jest Drogą Krzyżową...
Pierwszą budowlą, do której docieramy jest kościół św. Małgorzaty – patronki miasta żyjącej tu w 13 wieku.
Ona, podobnie jak św. Franciszek, rozdała cały swój majątek biednym, pomagała ubogim i chorym, odżywiała się wyłącznie oliwą (???), a końcówkę żywota spędziła na modłach w swej samotni.
Kościół jak kościół, rzadko który robi na mnie wrażenie, ale można tu zobaczyć zamumifikowaną świętą, jeśli ktoś lubi takie widoczki...
Jej – o dziwo – zupełnie nie ulegające rozkładowi ciało znajduje się w kryształowym sarkofagu właśnie tu - w jej sanktuarium.
Za to na zewnątrz – widoczki wspaniałe!!!
Mariola
Jeszcze kawałek pod górkę i wśród cedrów, oliwek oraz starych dębów widzimy wznoszącą się - częściowo w ruinie - potężną fortecę Girafalco należącą do możnego rodu Medyceuszów.
Wstęp kosztuje 3 E, warto tu wejść, gdyż z okalających warownię murów obronnych roztacza się piękny widok na całą okolicę. Jeszcze lepszy niż z miasta - na okoliczne gaje oliwne, winnice, pola uprawne, wille otoczone ogrodami oraz czerwone dachy miejskich kamieniczek.
Wewnętrz jest kilka udostępnionych do zwiedzania sal, ogromne podwórze i niekończące się dzikie, zapuszczone ogrody.
Odbywają się tu wystawy oraz pokazy filmowe, konferencje i sympozja.
Schodząc do miasteczka wpadamy do malutkiej rodzinnej knajpki, gdzie babcia gotuje na zapleczu, dziadek serwuje wino i napoje przy barze, a wnuczka podaje do stołu. Taka typowa toskańska osteria, czyli rodzinna knajpka. Podejrzewam nawet, że w tym samym pomieszczeniu mieszkańcy jadają także swoje codzienne posiłki.
Mariola
Znacznie szybciej znajdujemy się w miasteczku niż zajęło nam wejście na szczyt.
Jeszcze chwila odpoczynku w pobliskim zacienionym parku, gdzie znajduje się niewielki amfiteatr, jakiś pomnik oraz fontanna.
I powrót w rejony centrum.
Tętni tu już przedwieczorne życie...
Fajnie jest tak wmieszać się w sunących wolno turystów i miejscowych.
Mieszkańcy włoskich miasteczek mają w zwyczaju odbywać wieczorny spacer w gronie rodziny bądź przyjaciół. Nazywa się to – passaggiata. Często wędruje razem trzypokoleniowa rodzinka z dzieciaczkami i seniorami rodu. Oglądają wystawy, pozdrawiają znajomych lub ucinają z nimi rozmowę na środku ulicy, a następnie idą na lody, albo kawę lub wino.
Na Piazza Signorelli fiesta już się rozpoczęła.
Przy rozstawionych straganach sporo ludzi. Można tu kupić fajne lokalne wyroby. Przeważają produkty spożywcze, takie jak sery, wędliny, makarony, miody, wino, oliwa, octy balsamiczne oraz różnorodne przyprawy.
Sprzedawcami są okoliczni producenci, mają spracowane dłonie, ogorzałe, pomarszczone twarze. Chętnie częstują swymi delicjami...
Są też słodycze i domowe wypieki, które Włosi uwielbiają. Na kilku stoiskach pieką się małe prosiaczki, kiełbaski, jakieś rolady mięsne. Gdzie indziej smażone są na głębokim tłuszczu duże drożdżowe placki, zwane piadiny – te mi smakują najbardziej.
Są też stoiska ze świeżymi truflami, pastami z nich sporządzonymi oraz z oliwą
z dodatkiem trufli.
No i oczywiście mnóstwo suwenirów - takiego autentycznego tutejszego rękodzieła z drewna, kamieni, szyszek, wikliny - a nie żadnej plastikowej kiczowatej chińszczyzny.
Nieco później zaczynają się występy. Jest sokolnik ze swymi latającymi pupilami, są przebrani w stroje toskańskie rycerze, damy dworu, a nawet mało lokalny fakir i jednocześnie połykacz ognia.
Atrakcji co niemiara!!!!
W takiej atmosferze fajnie smakuje bardzo tu popularny drink o nazwie spritz robiony na bazie Aperolu. Ten ostatni to likier produkowany z aromatycznych ziół z dodatkiem pomarańczy. Spritz podawany jest z kostkami lodu, sporą ilością Prosecco, plastrem pomarańczy, no i oczywiście z Aperolem.
Wszyscy jedzą, piją, bawią się, śmieją i rozmawiają.
Przyjemny gwar, nie mylić z hałasem.
Pachną lipy, brzęczą pszczoły, tylko zdziebko za chłodno jak na czerwcową toskańską noc...
Mariola
Apisku,z tym czytaniem jest na pewno gorzej niż dawniej,ale to nie reguła.Byłem wiernym fanem twoich pierwszych relacji tylko pisanych i uwielbiałem je czytac.Później namawiałem Cię do wklejania zdjęć i sobie poradziłas.Piszesz jak ja to określe po pisarsku i na tym forum jako jedyna.
Miasteczka we Włoszech mają specyficzny urok,i Twoje zdjecia to potwierdzaja
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.