Piea, nie ma żadnego potwierdzenia, że Kochanwski studiował w Bolonii. W Padwie owszem.
Fragola, ależ Ty mnie stresujesz!
no nie wiem tego do końca... ale ty pewnie masz rację... (w rejestry żaków bolońskiej Uczelni tam nie zaglądałam ,hi hi... ), ale tak podaje mój stary włoski przewodnik ( wyd. National Geografic, rok wydania 1999, praca zbiorowa)
: cytuję: " ..po studiach w Królewcu w latach 1551-1552, Kochanowski udał się do Włoch, gdzie w latach 1552-1559 studiował w Bolonii i Padwie;..." - być może może autorowi chodziło o to, że tak jak w porzypadku Kopernika, który studiował w Bolonii, ale studia ostatecznie ukończył w Ferrarze, tak Jan z Czarnolasu zaczął też w Bolonii, ale szybko przeniósł się do Padwy??? - tak czy siak nie wiem dokładnie jak było naprawdę...? bo nie kopałam w biografiach Kochanowskiego... i aż tak dogłębnie nie będę się grzebać w tym temacie , ale studiował tam nasz Janek czy nie studiował ? - dla mnie nie zmienia to znakomitości tej nobliwej uczelni
****************************
dalej zmierzamy do dwóch słynnych bolońskich Krzywych Wież
Bolonia przez całe wieki kojarzona była z wieżami… współcześni mówią, że to był średniowieczny Nowy Jork i to z prawdziwym Manhattanem! ( hi hi… to nie pierwszy taki „Manhattan” w tym kraju z którym „przyszło mi się zmierzyć” , bo już wcześniej widziałam podobny Manhattan w toskańskim San Gimignano, ale jednak skala ilości tych wież w obu miastach była nieporównywalna; w San Gimignano w czasach średniowiecza było ich „raptem” 72 (zachowało się 14), natomiast Bolonia liczyła ich blisko 200 ( do dziś zostało: 20) tyle że w SG te zachowane wieże są blisko skupione obok siebie, bo mieścinka jest mała, a tu w Bolonii są „rozrzucone” po mieście w znacznej odległości od siebie i tak tego nie widać…., ale dwie najbardziej znane stoją blisko siebie
oto i one
(fotka od koleżanki z innego pobytu, bo ja nie zrobiłam takiego zdjęcia, żeby było je widać razem )
i tak samo jak w San Gimignano - tutaj również te wieże - budowały bogate bolońskie rody dla podkreślenia własnej wielkości, bogactwa i prestiżu ; i im wyższa była taka wieża- tym właściciel zacniejszy!
Najsłynniejsze z nich to tzw. Torre Asinelli i Torre Garisenda; wieża Asinelli ma niemalże 100 m wysokości! (dokładnie 97 m) i jest przechylona o ponad dwa metry
, ta druga jest o połowę niższa (49m) ale za to „krzywsza” , bo ma aż 3,22 metra pochyłości (dla porównania, ta najbardziej krzywa z krzywych w Pizie – ma aż 5-cio metrowy odchył )
najbardziej jednak zdumiałam się na widok pewnej symulacji ( znalezionej w sieci), jak wyglądała Bolonia w czasach świetności tych wież, czyli w zamierzchłym średniowieczu !!! , no dla mnie ten osobliwy, średniowieczny widok - mega szok!!!
hej Trina, łał jaki fajny ten Neptun! i faktycznie - jak klon tego bolońskiego ; (ja na Helu byłam ostatnio ze 20 lat temu, więc pewnie nie tylko ten Neptun by mnie tam zdziwił ?, wszystko się zmienia..., może warto by sie tam wybrać? )
ps. ale chyba coś jest nie do końca ok z tym "jedynym" na świecie kamiennym Neptunem ??? , bo widziałam ich (tych Neptunów) w wielu różnych miastach całkiem sporo i z różnego kamiennego budulca (marmur, piaskowiec, granit), np : w Neapolu, we Florencji, w Świdnicy, w Legnicy, w Trydencie , w Jeleniej Górze, itp...
Fakt, Neptunów różnych (i Posejdonów też ) jest mnóstwo. Chciałam napisać, że to podobno jedyna wyrzeźbiona w kamieniu replika tego bolońskiego Neptuna, bo samych "klonów" jest więcej.
Oczywiście, że na Hel warto. Oprócz samego miasteczka Hel warto też odwiedzić Juratę.
Trina, mnie takie widoki wprawiają w osłupienie ! dzisiejszy Dubaj czy inny Manhatan to pikuś !!! (przy obecnych technologiach), no ale wtedy..? w średniowieczu...?
( to jeszcze jedna rycina z Bolonią z czasów Dantego... ) - z sieci rzecz jasna!
Niedaleko Centro Storico, dosłownie kilka kroków - dzieli nas od klimatycznego i gwarnego świata starej, handlowej dzielnicy Quadrilatero, gdzie opócz mnóstwa knajpek i małych sklepików, ulice zapełniają się straganami pełnymi świeżych dobroci – jest tu niezwykle kolorowo od barwnych kramików pełnych warzyw i owoców, serów, ryb i z różnymi produktami lokalnymi, gdzie kręci się zawsze mnóstwo ludzi w poszukiwaniu tego, co jest im potrzebne akurat na stół , bo jak powszechnie wiadomo – jedzenie dla Włocha to nie jest tylko zwykła potrzeba samego jedzenia i zaspokojenia uczucia głodu - we Włoszech jedzenie jest nieomalże rytuałem! taaa ... jedzonko tam to prawie religia! w każdym razie rzecz na pewno sacrum!
O Bolonii mawia się że jest : la Dotta, La Rossa i La Grassa – czyli Mądra, Czerwona i Tłusta
(o mądrości – czyli słynnym, bolońskim uniwersytecie - była już mowa, o czerwonej cegle w murach tego miasta - również, to teraz przejdźmy do przydomku; tłusta!, albo gruba! )
bo Bolonia to stolica włoskiej kuchni! – jest tu wiele pyszności które stąd pochodzą, choćby te wszystkie słynne szynki, sery i inne mięsiwa! ale nie będę się w tym temacie rozpisywać, bo znawca bolońskiej kuchni to ze mnie żaden , a mają tu tych wszystkich „bolognese” od groma! – np. ravioli bolognese, tortellini bolognese, tagliatelle bolognese i duuużo innych "bolognese", można by tak jeszcze wymieniać…, no ale i przede wszystkim znane światu i Wam wszystkim - parmigiano reggiano ! absolutny król włoskich serów i "szynka" bolońska czyli … mortadela bologna ! tak, dobrze widzicie - mortadela! – ale nie taka, jaką znamy , tylko przepyszna, aromatyczna, wysokogatunkowa i nie mająca nic wspólnego ze źle kojarzącym się nam wyrobem o takiej samej nazwie, zwłaszcza z czasów słusznie minionych
ale my w tym mieście – w czasie wolnym - jedliśmy tu tylko i to raczej w sporym pośpiechu małe ha ha- „spaghetti bolognese” , które kompletnie tym nie jest, jak je dotąd nazywałam - a co ciekawe ta nazwa która przyjęła się w zasadzie tylko u nas, to dla bolończyka jest czymś kompletnie obcym! , Bolończycy i w ogóle Włosi czegoś takiego nie znają! , owszem wcinają makarony jak żaden inny naród świata (jak to makaroniarze ), ale tu w Bolonii mawia się na to ”pasta al ragu” , czyli po prostu makaron w mięsnym sosie, i dla ścisłości: nie żadne spaghetti, bo pasta al ragu w Bolonii to jest najczęściej tagliatelle, czyli dość szerokie wstążki lub w bardziej rzymskim wydaniu - fettuccine.;
tak więc to co my jemy i nazywamy „spaghetti bolognese” – to tak naprawdę jest „tagliatelle al ragu”
(w tamtym czasie rzadko jeszcze fotografowałam własne jedzonko na talerzu , więc zamieszczam sieciowe zdjecie typowo bolońskiego ragu)
właśnie tutaj trafiamy do miejsca wręcz legendarnego, małego sklepiku połączonego razem z równie malutką restauracyjką, gdzie na miejscu przyrządzają tutejsze łakocie –
to - Tamburini – bardzo znana tutejsza wędliniarnia ( tzw. salsamenteria) , gdzie od blisko 90 lat oferują klientom najwyższej jakości towar! ; jak chcecie poczuć klimat tego miejsca – obejrzyjcie sobie na YT odcinek „Makłowicz w Bolonii”, ach.. jak on cudnie opowiada… ( i przy okazji robi tam wyśmienite bolońskie ragu)
ciekawostka: wszyscy znamy włosną szynkę parmeńską - słynną - Prosciutto di Parma !, ale z tejże Parmy pochodzi również inna wyśmienita szynka, którą włosi cenią chyba nawet bardziej od wspomnianej , a u nas raczej zupełnie nieznaną - niezwykle aromatyczną Culatello di Zibello, której uświadczyliśmy poczęstowani plastereczkiem w wędliniarni u Tamburiniego! no prawdziwa pychota!
aż sie głodna zrobiłam na samo wspomnienie jedzonka... zwłaszcza takiego, mimo, że juz jestem dawno po śniadanku...
Piea nie ma się co stresować. W internecie krąży masa informacji i są one powielane.
Co do bolognese to jest to bardzo wymagający czasu sos. Wymagajacy minimum 2,5 godziny gotowania. Po tym czasie jest jako taki, ale jeszcze lepszy po dłuższym gotowaniu. Większość włoskich sosów robi się tyle (lub krócej) niż gotowanie makaronu, ale nie ten.
Fragola, no żartowałam... wcale się nie zestresowałam ... ; taa ... w sieci jest tyle śmiecia, że lepiej nie mówić! , ale ja pisząc relacje rzadko korzystam z informacji sieciowych ; mam własne, skopiowane "gotowce" jeszcze z czasów innych portali, które pisałam na szczęście dość świeżo po powrocie , a tworząc je wspomagałam się zawsze jakimiś szczegółami, które uleciały z głowy - z przewodników książkowych, których mam w domu kilka ciężkich półek! ( ja starej daty jestem, dla mnie słowo drukowane ma znacznie większą wartość niż "cyfrowe" i dacie wiarę, że wciąż NIEWYOBRAŻAM sobie wyjechać dokądkolwiek bez przewodnika ksiązkowego! , żadne tam "apki-srapki" mi tego nie zastapią! no tak mam
Nel, ja jadłam trufle jeden jedyny raz w życiu! ale w Paryżu ; (nie wpadłam oczywiście na pomysł, żeby sobie coś takiego fundnąć za własną kaskę) , - byłam tam służbowo na jakimś szkoleniu branżowym i organizator szkolenia zabrał uczestników tego seminarium do eleganckiej restauracji i ugościł wytwornie na swój koszt ; tylko że pamiętam podano to w formie zimnej sałatki - mnóstwo różnych sałat w tym było, kopru włoskiego, jakieś marchwie, tarte rzepy i w tym trufle .... i przyznam szczerze, że chyba mam niezbyt wyrafinowany smak, bo jakoś mnie te trufle wcale nie porwały...
Nel, a Ty jak? smakowały Ci trufle? może masz bardziej wyrafinowane gardło jak ja .... ( a co do gardeł, to tak samo mam z kawiorem! , świat się tym zajada (no dobra, może nie tyle świat, co rosjanie) , ale genaralnie kawior uchodzi za przysmak, a mnie ten przysmak zupełnie nie przysmakował )
Piea, nie ma żadnego potwierdzenia, że Kochanwski studiował w Bolonii. W Padwie owszem.
I mnie ten uniwerek zauroczył i oczarował . Ileż pokoleń studentów te stare mury widziały i słyszały
No trip no life
Fragola, ależ Ty mnie stresujesz!
no nie wiem tego do końca... ale ty pewnie masz rację... (w rejestry żaków bolońskiej Uczelni tam nie zaglądałam ,hi hi... ), ale tak podaje mój stary włoski przewodnik ( wyd. National Geografic, rok wydania 1999, praca zbiorowa)
: cytuję: " ..po studiach w Królewcu w latach 1551-1552, Kochanowski udał się do Włoch, gdzie w latach 1552-1559 studiował w Bolonii i Padwie;..." - być może może autorowi chodziło o to, że tak jak w porzypadku Kopernika, który studiował w Bolonii, ale studia ostatecznie ukończył w Ferrarze, tak Jan z Czarnolasu zaczął też w Bolonii, ale szybko przeniósł się do Padwy??? - tak czy siak nie wiem dokładnie jak było naprawdę...? bo nie kopałam w biografiach Kochanowskiego... i aż tak dogłębnie nie będę się grzebać w tym temacie , ale studiował tam nasz Janek czy nie studiował ? - dla mnie nie zmienia to znakomitości tej nobliwej uczelni
****************************
dalej zmierzamy do dwóch słynnych bolońskich Krzywych Wież
Bolonia przez całe wieki kojarzona była z wieżami… współcześni mówią, że to był średniowieczny Nowy Jork i to z prawdziwym Manhattanem! ( hi hi… to nie pierwszy taki „Manhattan” w tym kraju z którym „przyszło mi się zmierzyć” , bo już wcześniej widziałam podobny Manhattan w toskańskim San Gimignano, ale jednak skala ilości tych wież w obu miastach była nieporównywalna; w San Gimignano w czasach średniowiecza było ich „raptem” 72 (zachowało się 14), natomiast Bolonia liczyła ich blisko 200 ( do dziś zostało: 20) tyle że w SG te zachowane wieże są blisko skupione obok siebie, bo mieścinka jest mała, a tu w Bolonii są „rozrzucone” po mieście w znacznej odległości od siebie i tak tego nie widać…., ale dwie najbardziej znane stoją blisko siebie
oto i one
(fotka od koleżanki z innego pobytu, bo ja nie zrobiłam takiego zdjęcia, żeby było je widać razem )
i tak samo jak w San Gimignano - tutaj również te wieże - budowały bogate bolońskie rody dla podkreślenia własnej wielkości, bogactwa i prestiżu ; i im wyższa była taka wieża- tym właściciel zacniejszy!
Najsłynniejsze z nich to tzw. Torre Asinelli i Torre Garisenda; wieża Asinelli ma niemalże 100 m wysokości! (dokładnie 97 m) i jest przechylona o ponad dwa metry
, ta druga jest o połowę niższa (49m) ale za to „krzywsza” , bo ma aż 3,22 metra pochyłości (dla porównania, ta najbardziej krzywa z krzywych w Pizie – ma aż 5-cio metrowy odchył )
najbardziej jednak zdumiałam się na widok pewnej symulacji ( znalezionej w sieci), jak wyglądała Bolonia w czasach świetności tych wież, czyli w zamierzchłym średniowieczu !!! , no dla mnie ten osobliwy, średniowieczny widok - mega szok!!!
Piea
Fakt, Neptunów różnych (i Posejdonów też ) jest mnóstwo. Chciałam napisać, że to podobno jedyna wyrzeźbiona w kamieniu replika tego bolońskiego Neptuna, bo samych "klonów" jest więcej.
Oczywiście, że na Hel warto. Oprócz samego miasteczka Hel warto też odwiedzić Juratę.
Aż nie do wiary, że te wieże mogły być tak wysokie. Bardziej z Dubajem niź z Manhattanem to mi się kojarzy, chyba przez te sepiowo-pustynne kolory
Trina, mnie takie widoki wprawiają w osłupienie ! dzisiejszy Dubaj czy inny Manhatan to pikuś !!! (przy obecnych technologiach), no ale wtedy..? w średniowieczu...?
( to jeszcze jedna rycina z Bolonią z czasów Dantego... ) - z sieci rzecz jasna!
Piea
Niedaleko Centro Storico, dosłownie kilka kroków - dzieli nas od klimatycznego i gwarnego świata starej, handlowej dzielnicy Quadrilatero, gdzie opócz mnóstwa knajpek i małych sklepików, ulice zapełniają się straganami pełnymi świeżych dobroci – jest tu niezwykle kolorowo od barwnych kramików pełnych warzyw i owoców, serów, ryb i z różnymi produktami lokalnymi, gdzie kręci się zawsze mnóstwo ludzi w poszukiwaniu tego, co jest im potrzebne akurat na stół , bo jak powszechnie wiadomo – jedzenie dla Włocha to nie jest tylko zwykła potrzeba samego jedzenia i zaspokojenia uczucia głodu - we Włoszech jedzenie jest nieomalże rytuałem! taaa ... jedzonko tam to prawie religia! w każdym razie rzecz na pewno sacrum!
O Bolonii mawia się że jest : la Dotta, La Rossa i La Grassa – czyli Mądra, Czerwona i Tłusta
(o mądrości – czyli słynnym, bolońskim uniwersytecie - była już mowa, o czerwonej cegle w murach tego miasta - również, to teraz przejdźmy do przydomku; tłusta!, albo gruba! )
bo Bolonia to stolica włoskiej kuchni! – jest tu wiele pyszności które stąd pochodzą, choćby te wszystkie słynne szynki, sery i inne mięsiwa! ale nie będę się w tym temacie rozpisywać, bo znawca bolońskiej kuchni to ze mnie żaden , a mają tu tych wszystkich „bolognese” od groma! – np. ravioli bolognese, tortellini bolognese, tagliatelle bolognese i duuużo innych "bolognese", można by tak jeszcze wymieniać…, no ale i przede wszystkim znane światu i Wam wszystkim - parmigiano reggiano ! absolutny król włoskich serów i "szynka" bolońska czyli … mortadela bologna ! tak, dobrze widzicie - mortadela! – ale nie taka, jaką znamy , tylko przepyszna, aromatyczna, wysokogatunkowa i nie mająca nic wspólnego ze źle kojarzącym się nam wyrobem o takiej samej nazwie, zwłaszcza z czasów słusznie minionych
ale my w tym mieście – w czasie wolnym - jedliśmy tu tylko i to raczej w sporym pośpiechu małe ha ha- „spaghetti bolognese” , które kompletnie tym nie jest, jak je dotąd nazywałam - a co ciekawe ta nazwa która przyjęła się w zasadzie tylko u nas, to dla bolończyka jest czymś kompletnie obcym! , Bolończycy i w ogóle Włosi czegoś takiego nie znają! , owszem wcinają makarony jak żaden inny naród świata (jak to makaroniarze ), ale tu w Bolonii mawia się na to ”pasta al ragu” , czyli po prostu makaron w mięsnym sosie, i dla ścisłości: nie żadne spaghetti, bo pasta al ragu w Bolonii to jest najczęściej tagliatelle, czyli dość szerokie wstążki lub w bardziej rzymskim wydaniu - fettuccine.;
tak więc to co my jemy i nazywamy „spaghetti bolognese” – to tak naprawdę jest „tagliatelle al ragu”
(w tamtym czasie rzadko jeszcze fotografowałam własne jedzonko na talerzu , więc zamieszczam sieciowe zdjecie typowo bolońskiego ragu)
właśnie tutaj trafiamy do miejsca wręcz legendarnego, małego sklepiku połączonego razem z równie malutką restauracyjką, gdzie na miejscu przyrządzają tutejsze łakocie –
to - Tamburini – bardzo znana tutejsza wędliniarnia ( tzw. salsamenteria) , gdzie od blisko 90 lat oferują klientom najwyższej jakości towar! ; jak chcecie poczuć klimat tego miejsca – obejrzyjcie sobie na YT odcinek „Makłowicz w Bolonii”, ach.. jak on cudnie opowiada… ( i przy okazji robi tam wyśmienite bolońskie ragu)
ciekawostka: wszyscy znamy włosną szynkę parmeńską - słynną - Prosciutto di Parma !, ale z tejże Parmy pochodzi również inna wyśmienita szynka, którą włosi cenią chyba nawet bardziej od wspomnianej , a u nas raczej zupełnie nieznaną - niezwykle aromatyczną Culatello di Zibello, której uświadczyliśmy poczęstowani plastereczkiem w wędliniarni u Tamburiniego! no prawdziwa pychota!
aż sie głodna zrobiłam na samo wspomnienie jedzonka... zwłaszcza takiego, mimo, że juz jestem dawno po śniadanku...
cdn...
Piea
Piea nie ma się co stresować. W internecie krąży masa informacji i są one powielane.
Co do bolognese to jest to bardzo wymagający czasu sos. Wymagajacy minimum 2,5 godziny gotowania. Po tym czasie jest jako taki, ale jeszcze lepszy po dłuższym gotowaniu. Większość włoskich sosów robi się tyle (lub krócej) niż gotowanie makaronu, ale nie ten.
W Bolonii byłam w 2010.
Piea, ,ale zakręciałaś tym jedzonkiem
A ja przyznam sie wam po cichu,że w Bolonii jadłam po raz pierwszy w życiu... trufle
No trip no life
Fragola, no żartowałam... wcale się nie zestresowałam ... ; taa ... w sieci jest tyle śmiecia, że lepiej nie mówić! , ale ja pisząc relacje rzadko korzystam z informacji sieciowych ; mam własne, skopiowane "gotowce" jeszcze z czasów innych portali, które pisałam na szczęście dość świeżo po powrocie , a tworząc je wspomagałam się zawsze jakimiś szczegółami, które uleciały z głowy - z przewodników książkowych, których mam w domu kilka ciężkich półek! ( ja starej daty jestem, dla mnie słowo drukowane ma znacznie większą wartość niż "cyfrowe" i dacie wiarę, że wciąż NIEWYOBRAŻAM sobie wyjechać dokądkolwiek bez przewodnika ksiązkowego! , żadne tam "apki-srapki" mi tego nie zastapią! no tak mam
Nel, ja jadłam trufle jeden jedyny raz w życiu! ale w Paryżu ; (nie wpadłam oczywiście na pomysł, żeby sobie coś takiego fundnąć za własną kaskę) , - byłam tam służbowo na jakimś szkoleniu branżowym i organizator szkolenia zabrał uczestników tego seminarium do eleganckiej restauracji i ugościł wytwornie na swój koszt ; tylko że pamiętam podano to w formie zimnej sałatki - mnóstwo różnych sałat w tym było, kopru włoskiego, jakieś marchwie, tarte rzepy i w tym trufle .... i przyznam szczerze, że chyba mam niezbyt wyrafinowany smak, bo jakoś mnie te trufle wcale nie porwały...
Nel, a Ty jak? smakowały Ci trufle? może masz bardziej wyrafinowane gardło jak ja .... ( a co do gardeł, to tak samo mam z kawiorem! , świat się tym zajada (no dobra, może nie tyle świat, co rosjanie) , ale genaralnie kawior uchodzi za przysmak, a mnie ten przysmak zupełnie nie przysmakował )
Piea