Pakowanie jest krótkie, bo właściwie przez cały czas byliśmy spakowani. Siedzimy na pryczach i rozglądamy się ze zdziwieniem : możliwości adaptacyjne człowieka są zadziwiające. Ani razu się nie posprzeczaliśmy, nie deptaliśmy sobie po odciskach, wspólne mieszkanie w małym pudełku okazało się fajną przygodą, nie bardzo nawet uciążliwą. Byliśmy te 19 lat młodsi, ale znów nie tacy młodzi, żeby każdą niedogodność traktować jak super przygodę. A tu spłynęło jak po gęsiach. Inna sprawa, że mieliśmy ogromne szczęście, że Dziewczyny nas wybrały na współlokatorów. Z kimś innym nie byłoby nam tak miło.
Ot, na przykład z tą zakochaną parą, starszym panem z brzuszkiem i jego muzą, panią w latach, do których nie chciała się przyznać, zamalowując je zbyt ostrym makijażem i zakrywając falbaniastymi ciuszkami. Ona sunęła z zadartym nosem, on usuwał jej paproszki spod stóp. Był przy tym głośny i nieustępliwy, męczący w nieustannym żądaniu, by świat adorował jego panią. Do tego stopnia, że w czasie podróży autobusem potrafił ryknąć : Proszę natychmiast zatrzymać autobus, moja Dziunia chce kupeczkę!!!
No i jedziemy do domu. Niestety, nie dorożką, a autobusem. A autobusowi nie wystarczy worek owsa, ropy potrzebuje. Noc, rezerwa świeci, podjeżdżamy na stację benzynową. Nie ma paliwa! – rozkłada ręce obsługa. Może mają na następnej, tam! – macha w ciemność ręką. Niby prekursorzy jazdy ekologicznej, toczymy się siłą woli do następnej stacji. Ubaw po pachy, Polacy po paliwo przyjechali, a my nie mamy! Uśmiechają się, rozkładają ręce bezradnie. Kierowcy próbują ich przekonać, że jednak trochę paliwa, muszą mieć, bo stacja po coś jest czynna. No…mamy, ale tylko dla karetek pogotowia!
Wrrr, zaraz karetka będzie potrzebna dla nich, nasi kierowcy zaczynają tracić cierpliwość, podnoszą głos, przekonują. Okazuje się, że karetki przeboleją stratę paliwa, jeśli za rzeczone paliwo zapłaci się w dolarach. Po dobrym, czarnorynkowym kursie. Płacimy, leją, kierowcy pilnie patrzą na liczydła. Można jechać.
Ale ostrożnie, waluta się kończy, nie podpadnijmy policji. Nieźle idzie. Uważaj, 30 na godzinę! – ostrzega pilotka. Dobra, widzę, jadę wolniutko… Oż ty Karol, jednak wyskoczyli z krzaków, czego od nas chcą? – krzyczy kierowca.
Wchodzi mundurowy i zadaje tradycyjne pytanie, czy pan kierowca widział znak. Kierowca tłumaczy że owszem, widział znak do 30 i dostosował szybkość do zaleceń, bo jechał 25 .
I tu pan władza nas zaskoczył : Tak, tylko że znak pokazywał 30, nie do 30, a że my jechaliśmy 25 km/godz to przecież jasne, że złamaliśmy przepisy i zasługujemy na mandat. Mieliśmy jechać równo trzydziestką!
Mandat może być w dolarach …
Stojący przy kierowcy koszyk na „prezenty” zaczyna pokazywać dno. Gdzie ta Polska!
Ale los jest złośliwy. Gdzieś ,w szczerym polu, łapiemy gumę. Wszyscy wysiadamy, wymiana koła długo trwa, bo coś tam. Lepiej nie pytajmy, bo panowie kierowcy nerwowi już są bardzo. Cierpliwe siedzimy w przydrożnym pyle, o nic nie pytamy.
W końcu udaje nam się dotrzeć do znajomych, przygranicznych baraków, podpisanych obłażącą farbą „Duty Free Shop”. Nasi kupują głównie Marlboro. W oczekiwaniu na przeprawę przez Dunaj co sprawniejsi matematycznie obliczają średnią prędkość przejazdu przez Bułgarię. Wszystkim wychodzi tak samo : 30 km/h.
Czyli w końcu wyszło na to, że milicjanci mieli rację …
Znowu sztuczki z kłodami podkładanymi pod koła przy wjeździe na prom. Jesteśmy zmęczeni, dosyć tych atrakcji, chcemy do domu.
Dojechaliśmy szczęśliwie, już bez przeszkód. W sercach zostało coś, co drżało, ilekroć w trakcie pobytów nad morzem widzieliśmy statki wycieczkowe. Fajny taki rejs, może kiedyś znowu popłyniemy … wzdychaliśmy tęsknie. Urodziły się dzieci, obrośliśmy w piórka, podróżowaliśmy…i przekonywaliśmy się wzajemnie, że to nie może być ostatni rejs w naszym życiu, że jeszcze się wybierzemy.
Aż kilka lat temu, w Wenecji, zobaczyliśmy wypływającego z portu potwora, Zrób zdjęcie! – zawył z emocji mój Mąż – takim popłyniemy, nie ma byka, nie teraz to później, ale popłyniemy!
Potem potwory zaczęły nas prześladować : jeden niemal otarł się o nas, kiedy zwiedzaliśmy port w Rotterdamie, inny błysnął filuternie w słońcu w Neapolu, ryknął na nas syreną w Splicie. Najwyraźniej kusiły. Zrób zbliżenie, co on ma na pokładzie? No nieee, oni tam mają boisko! I grają w siatkówkę! – mój siatkarski maniak z niedowierzaniem wskazał stojącą w porcie Aidę. Nie martw się, na pewno takim popłyniemy – obiecał. Jakoś się nie zmartwiłam.
Człowiek był szczęśliwy, że w ogóle gdzieś mógł wyjechać za granicę i nie zwracał uwagi na różne towarzyszące podróżom niedogodności...
Fajnie, że przybliżyłaś tamtą atmosferę, szczególnie forumowej młodzieży, która ma to szczęście, że się później niż my urodziła i może zwiedzać swiat w zupełnie innych warunkach!!!!
Mamadacha - świetnie napisane, historia z Gosposiem boska
Ja też miałam okazję płynąć promem w tamtych czasach, w 98 r. z Rodos do Aten, podróż trwała prawie 24 godziny, bo ten nasz prom, co miał być ekspresowy, zepsuł się i zapakowali ludzi z dwóch promów na jeden, który zatrzymywał się chyba przy każdej wysepce po drodze. I właśnie wtedy zniechęciłam do jednostek pływających...
Dziękuję Wam, że z nami płynęliście i jesteście z rejsu zadowoleni. Nie ukrywam, że Wasze miłe słowa sprawiły mi ogrrromną przyjemność, bo któż nie jest łasy na pochwał lep ?
No, w każdym razie ja jestem
trina-p , po prostu wydrapuję, zeskrobuję, wyszarpuję zdjęcia z albumu, ( z którym zdążyły już stworzyć jedność) i skanuję na takiej skano-drukarce klikając w "skanuj zdjęcie". Bo jak kliknęło mi się w "skanuj tekst" , to efekt był gorszy.
A z tej podróży przepełnionym promem, zatrzymującym się co parę minut, mogła by być fajna historyjka , Ale szkoda, że Cię zniechęciła do tej formy podróżowania, po tylu latach mogłabyś się od-obrazić ?
Apisek, kiedy w Berlinie, w muzeum, usiłowałam synom wytłumaczyć, dlaczego ludzie tak desperacko próbowali uciec na drugą stronę muru, poczułam ... niemożność jakąś. Patrzyli tymi ślepiami zupełnie tak samo jak wtedy, gdy czytałam im bajki o złej czarownicy.
Fajowe, straszne baje mama opowiada.
Szczęściarze, prawda?
A opowieści o książeczkach walutowych i kwotach, jakie można było na nie wymienić to ho ho, lepsze od Smoka Wawelskiego
Możliwe, że - mogąc wreszcie podróżować po świecie bez poniżającego handelku - przeżywaliśmy wszystko bardziej intensywnie i tzw. wygody były najmniej ważne. Tak to czuję.
Ale, że dzieci średnio obierają tamte klimaty, nie znalazłszy słuchaczy we własnym domu, poszukałam ich tutaj. Bingo!
Co do kliszy, to teraz czeka mnie niezła praca, ale że mnie grypsko dopadło, to czas mam - i zaczynam szukać starych filmów !( w międzyczasie była przeprowadzka)
Mama tak o te pompony mi chodziło no poprostu są super
Podróż do przeszłości i jeszcze z dużą dawką przygód ekstra
Syn przeczytał i nadął się przeokropnie, że kiedy on mówił, że fajnie napisałam i powinnam to wkleić do forum (niepewna swego, napisałam najpierw w Wordzie). , to nic nie mówiłam -
ale kiedy inni mmnie pochwalili, to im podziękowałam
Synuś kochany, dzięki za dobre słowo i wiarę w matkę
Oj, jak ja lubię takie ględzenie
Pakowanie jest krótkie, bo właściwie przez cały czas byliśmy spakowani. Siedzimy na pryczach i rozglądamy się ze zdziwieniem : możliwości adaptacyjne człowieka są zadziwiające. Ani razu się nie posprzeczaliśmy, nie deptaliśmy sobie po odciskach, wspólne mieszkanie w małym pudełku okazało się fajną przygodą, nie bardzo nawet uciążliwą. Byliśmy te 19 lat młodsi, ale znów nie tacy młodzi, żeby każdą niedogodność traktować jak super przygodę. A tu spłynęło jak po gęsiach. Inna sprawa, że mieliśmy ogromne szczęście, że Dziewczyny nas wybrały na współlokatorów. Z kimś innym nie byłoby nam tak miło.
Ot, na przykład z tą zakochaną parą, starszym panem z brzuszkiem i jego muzą, panią w latach, do których nie chciała się przyznać, zamalowując je zbyt ostrym makijażem i zakrywając falbaniastymi ciuszkami. Ona sunęła z zadartym nosem, on usuwał jej paproszki spod stóp. Był przy tym głośny i nieustępliwy, męczący w nieustannym żądaniu, by świat adorował jego panią. Do tego stopnia, że w czasie podróży autobusem potrafił ryknąć : Proszę natychmiast zatrzymać autobus, moja Dziunia chce kupeczkę!!!
No i jedziemy do domu. Niestety, nie dorożką, a autobusem. A autobusowi nie wystarczy worek owsa, ropy potrzebuje. Noc, rezerwa świeci, podjeżdżamy na stację benzynową. Nie ma paliwa! – rozkłada ręce obsługa. Może mają na następnej, tam! – macha w ciemność ręką. Niby prekursorzy jazdy ekologicznej, toczymy się siłą woli do następnej stacji. Ubaw po pachy, Polacy po paliwo przyjechali, a my nie mamy! Uśmiechają się, rozkładają ręce bezradnie. Kierowcy próbują ich przekonać, że jednak trochę paliwa, muszą mieć, bo stacja po coś jest czynna. No…mamy, ale tylko dla karetek pogotowia!
Wrrr, zaraz karetka będzie potrzebna dla nich, nasi kierowcy zaczynają tracić cierpliwość, podnoszą głos, przekonują. Okazuje się, że karetki przeboleją stratę paliwa, jeśli za rzeczone paliwo zapłaci się w dolarach. Po dobrym, czarnorynkowym kursie. Płacimy, leją, kierowcy pilnie patrzą na liczydła. Można jechać.
Ale ostrożnie, waluta się kończy, nie podpadnijmy policji. Nieźle idzie. Uważaj, 30 na godzinę! – ostrzega pilotka. Dobra, widzę, jadę wolniutko… Oż ty Karol, jednak wyskoczyli z krzaków, czego od nas chcą? – krzyczy kierowca.
Wchodzi mundurowy i zadaje tradycyjne pytanie, czy pan kierowca widział znak. Kierowca tłumaczy że owszem, widział znak do 30 i dostosował szybkość do zaleceń, bo jechał 25 .
I tu pan władza nas zaskoczył : Tak, tylko że znak pokazywał 30, nie do 30, a że my jechaliśmy 25 km/godz to przecież jasne, że złamaliśmy przepisy i zasługujemy na mandat. Mieliśmy jechać równo trzydziestką!
Mandat może być w dolarach …
Stojący przy kierowcy koszyk na „prezenty” zaczyna pokazywać dno. Gdzie ta Polska!
Ale los jest złośliwy. Gdzieś ,w szczerym polu, łapiemy gumę. Wszyscy wysiadamy, wymiana koła długo trwa, bo coś tam. Lepiej nie pytajmy, bo panowie kierowcy nerwowi już są bardzo. Cierpliwe siedzimy w przydrożnym pyle, o nic nie pytamy.
W końcu udaje nam się dotrzeć do znajomych, przygranicznych baraków, podpisanych obłażącą farbą „Duty Free Shop”. Nasi kupują głównie Marlboro. W oczekiwaniu na przeprawę przez Dunaj co sprawniejsi matematycznie obliczają średnią prędkość przejazdu przez Bułgarię. Wszystkim wychodzi tak samo : 30 km/h.
Czyli w końcu wyszło na to, że milicjanci mieli rację …
Znowu sztuczki z kłodami podkładanymi pod koła przy wjeździe na prom. Jesteśmy zmęczeni, dosyć tych atrakcji, chcemy do domu.
Dojechaliśmy szczęśliwie, już bez przeszkód. W sercach zostało coś, co drżało, ilekroć w trakcie pobytów nad morzem widzieliśmy statki wycieczkowe. Fajny taki rejs, może kiedyś znowu popłyniemy … wzdychaliśmy tęsknie. Urodziły się dzieci, obrośliśmy w piórka, podróżowaliśmy…i przekonywaliśmy się wzajemnie, że to nie może być ostatni rejs w naszym życiu, że jeszcze się wybierzemy.
Aż kilka lat temu, w Wenecji, zobaczyliśmy wypływającego z portu potwora, Zrób zdjęcie! – zawył z emocji mój Mąż – takim popłyniemy, nie ma byka, nie teraz to później, ale popłyniemy!
Potem potwory zaczęły nas prześladować : jeden niemal otarł się o nas, kiedy zwiedzaliśmy port w Rotterdamie, inny błysnął filuternie w słońcu w Neapolu, ryknął na nas syreną w Splicie. Najwyraźniej kusiły. Zrób zbliżenie, co on ma na pokładzie? No nieee, oni tam mają boisko! I grają w siatkówkę! – mój siatkarski maniak z niedowierzaniem wskazał stojącą w porcie Aidę. Nie martw się, na pewno takim popłyniemy – obiecał. Jakoś się nie zmartwiłam.
Słowa dotrzymał, ale to już inne wspomnienia ...
mamadacha
Mama i to było prawdziwe podróżowanie, odkrywanie innych krajów,kontynentów i zwyczajów.
Bea
Mama, tamte czasy i klimaty - nie do powtórzenia.
Ależ ten staruszek musiał uwielbiać swoją wybrankę.
Nie mogę się doczekać kolejnej Twojej opowieści.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Mama, ja też podróżowałam w tamtych czasach.
Człowiek był szczęśliwy, że w ogóle gdzieś mógł wyjechać za granicę i nie zwracał uwagi na różne towarzyszące podróżom niedogodności...
Fajnie, że przybliżyłaś tamtą atmosferę, szczególnie forumowej młodzieży, która ma to szczęście, że się później niż my urodziła i może zwiedzać swiat w zupełnie innych warunkach!!!!
Mariola
Mamadacha - świetnie napisane, historia z Gosposiem boska
Ja też miałam okazję płynąć promem w tamtych czasach, w 98 r. z Rodos do Aten, podróż trwała prawie 24 godziny, bo ten nasz prom, co miał być ekspresowy, zepsuł się i zapakowali ludzi z dwóch promów na jeden, który zatrzymywał się chyba przy każdej wysepce po drodze. I właśnie wtedy zniechęciłam do jednostek pływających...
To skąd będzie następna relacja?
I jeszcze mam pytanie - jak skanujesz zdjęcia, oddajesz je może gdzieś do przetworzenia? Papierowe czy film?
Dziękuję Wam, że z nami płynęliście i jesteście z rejsu zadowoleni. Nie ukrywam, że Wasze miłe słowa sprawiły mi ogrrromną przyjemność, bo któż nie jest łasy na pochwał lep ?
No, w każdym razie ja jestem
trina-p , po prostu wydrapuję, zeskrobuję, wyszarpuję zdjęcia z albumu, ( z którym zdążyły już stworzyć jedność) i skanuję na takiej skano-drukarce klikając w "skanuj zdjęcie". Bo jak kliknęło mi się w "skanuj tekst" , to efekt był gorszy.
A z tej podróży przepełnionym promem, zatrzymującym się co parę minut, mogła by być fajna historyjka , Ale szkoda, że Cię zniechęciła do tej formy podróżowania, po tylu latach mogłabyś się od-obrazić ?
Apisek, kiedy w Berlinie, w muzeum, usiłowałam synom wytłumaczyć, dlaczego ludzie tak desperacko próbowali uciec na drugą stronę muru, poczułam ... niemożność jakąś. Patrzyli tymi ślepiami zupełnie tak samo jak wtedy, gdy czytałam im bajki o złej czarownicy.
Fajowe, straszne baje mama opowiada.
Szczęściarze, prawda?
A opowieści o książeczkach walutowych i kwotach, jakie można było na nie wymienić to ho ho, lepsze od Smoka Wawelskiego
Możliwe, że - mogąc wreszcie podróżować po świecie bez poniżającego handelku - przeżywaliśmy wszystko bardziej intensywnie i tzw. wygody były najmniej ważne. Tak to czuję.
Ale, że dzieci średnio obierają tamte klimaty, nie znalazłszy słuchaczy we własnym domu, poszukałam ich tutaj. Bingo!
mamadacha
Mama tak o te pompony mi chodziło no poprostu są super
Podróż do przeszłości i jeszcze z dużą dawką przygód ekstra
Fajnie, że się z nami podzieliłaś wspomnieniami
nie czuję, że rymuję
Czekam na kolejne opowieści
Explore. Dream. Discover.
Syn przeczytał i nadął się przeokropnie, że kiedy on mówił, że fajnie napisałam i powinnam to wkleić do forum (niepewna swego, napisałam najpierw w Wordzie). , to nic nie mówiłam -
ale kiedy inni mmnie pochwalili, to im podziękowałam
Synuś kochany, dzięki za dobre słowo i wiarę w matkę
mamadacha