--------------------

____________________

 

 

 



Południowa Kalifornia - dlaczego warto tam jechać?

140 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
Plumeria
Obrazek użytkownika Plumeria
Offline
Ostatnio: 2 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Pięknie i te foczki na wyciągnięcie ręki !

karisss
Obrazek użytkownika karisss
Offline
Ostatnio: 4 lata 6 miesięcy temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Ja również jestem i czytam jak zwykle z zainteresowaniem

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Marynik, Plumeria, Karisss – dzięki za zainteresowanie.

Kolejnego dnia śpimy dłużej niż zwykle, mąż też chce mieć w końcu choć kilka dni odpoczynku,bo ja byczę się już od tygodnia....

Po późniejszym śniadaniu jedziemy do starej misji, mamy nadzieję, że akurat zdążymy na otwarcie.

Co za zdziwienie???? Wrota szeroko otwarte, choć jeszcze nie ma jedenastej godziny, na parkingu pełno samochodów. Dopiero do nas dociera, że dziś jest niedziela, a to było nie było jest kościół. W niedzielę odbywają się tu dwa nabożeństwa, jedno po angielsku, a drugie po hiszpańsku. Akurat niedługo rozpocznie się to dla Meksykanów. Zarówno za wejście do kościółka, jak i pozostałych obiektów muzealnych nic się w niedziele nie płaci.

Najpierw zwiedzamy kościół, no bo zaraz będzie msza, a potem wchodzimy do niewielkiego muzeum.

Jest tam makieta misji z 18 wieku wraz z otaczającą osadą, są chaty Indian z całym ich wyposażeniem.

W innym budyneczku znajdują się cele mnichów oraz dużo obrazów przedstawiających ówczesne życie misjonarzy.

Ale mnie i tak najbardziej podobają się ogrody bazyliki....

Po zwiedzeniu misji wybieramy się do miejscowości San Ysidro, oddalonej od San Diego o około 40 kilometrów. Znajduje się tam ważne przejście graniczne pomiędzy USA a Meksykiem.

Początkowo mieliśmy zamiar skoczyć do Tijuany miasta meksykańskiego tuż przy granicy. Ale po pierwsze okazało się, ze wynajętym samochodem nie możemy przekroczyć granicy, poza znajomi męża, którzy byli tam swoim autem, nie za bardzo zachęcali nas do tej wycieczki. Podobno brudno tam, biednie, niebezpiecznie, dzieci żebrzą, ładniejsze meksykańskie pamiątki można kupić w San Diego, podobnie z jedzonkiem.

Amerykanie jeżdżą do Tijuany głównie po to by taniej wyleczyć zęby, zrealizować receptę na leki, pójść na dziwki, upić się w trupa, lub strzelić sobie działkę.

Nie wiem czy to prawda, wolałabym się o tym osobiście przekonać. Nie lubię tak ślepo ufać niczyim opowieściom., bo często się okazuje, że mam zupełnie inne zdanie....

Ale jest, jak jest. Można oczywiście zostawić wypożyczony samochód na parkingu przed granicą, przejść pieszo – nie zapominając o paszporcie - ale jakoś po tych wszystkich negatywnych opiniach nam się nie chciało. Wolę zachować fajne meksykańskie wspomnienia z Jukatanu, niż ewentualnie mniej korzystne z Tijuany.

Wiem, że była tam Makono, może ona tu krótko opisze swoje osobiste wrażenia.

Jadąc do granicy przejeżdżamy wzdłuż terenów bazy marynarki wojennej. Stoją tu okręty bojowe, różnego rodzaju niszczyciele, krążowniki, lotniskowce oraz łodzie podwodne o napędzie atomowym. Ja tam widzę tylko las masztów wszelakich i szaro-bure kadłuby okrętów, ale mąż się zna. Kilometrami ciągną się koszary, zakłady naprawcze, stocznie produkcyjne i remontowe.

Mijane miasteczka blisko granicy już nie są takie piękne, domki raczej ubogie, zaniedbane ogródki, trochę bałaganu, ale czysto. Są całe osiedla przyczep campingowych, w których ludzie żyją na codzień.

A to kilka fotek z drogi do granicy

Na autostradzie trzeba uważać na ostatni zjazd po stronie amerykańskiej, gdyż jak go przegapimy, trudno sie wycofac z kolejki samochodów oczekujących na przekroczenie granicy.

Parkingi bardzo zatłoczone, trudno o miejsce. Wiem, że w poblizu znajduje się ogromny bezcłowy Outlet Los Americos, więc skręcamy i tam próbujemy znaleźć miejsce. I okazało się, że to był dobry pomysł!!!!

Po wyjściu z auta kierujemy się na wysoką kładkę przerzuconą nad autostradą. Jest stąd względnie fajny widok na miasto po drugiej stronie granicy.

Szczególnie rzuca się w oczy ogromny sztandar meksykański powiewający na wietrze. Jest nieduże skupisko wysokich budynków, ale jak okiem sięgnąć ciągnie się niska zabudowa. Te domki wchodzą na wzgórza otaczające miasto. Widać wieże licznych kościołów, ale dość mało zielonych plam, tylko budynki, budynki. A czy brudno i ubogo, to nie wiem, bo aż tak dobrego wzroku nie mam, a poza tym jest lekka mgiełka.

Wokół przejścia rozłożyły się stragany z meksykańską żywnością, pamiątkami, ale tandetnymi, jakimiś swetrami, makatkami, kapeluszami. W sumie to nic ciekawego....

Ale niesamowity jest widok czterometrowego muru ciągnącego się wzdłuż granicy na długości blisko 3200 kilometrów. Mur miał oczywiście za zadanie powstrzymać nielegalnych emigrantów z Meksyku, ale chyba jednak swej roli do końca nie spełnia, gdyż każdego roku ci nielegalni - liczeni w setkach tysięcy - są z powrotem

odstawiani do ojczyzny.

W San Ysidro nie ma właściwie nic ciekawego oprócz przejścia granicznego, tego muru oraz wielkiego cenrum handlowego. Zaraz po drugiej stronie autostrady zaczyna się pustynia. Korzystając z okazji, że tu jesteśmy i że samochód zostawiliśmy na tym parkingu – robimy rekonesans po sklepach Outletu.

Jest tu bardzo dużo fabrycznych outletów czołowych firm i wydaje mi się, że są tu wyroby oryginalne, a nie podróbki. Przed wyjazdem naczytałam się na Tripadvisorze mnóstwo pochlebnych opinii o tych outletach, jakie to okazje mona złapać. Niektórzy to podobno specjalnie przyjezdżają do San Diego, by tu pobuszować i wracają obkupieni.

Miało być krótkie rzucenie okiem, ale się przedłużyło. Ja tam nie jestem za bardzo zorientowana w cenach, ale wydaje mi się, że warto kupić Levi Straussy za 59$ czy koszulkę Ralfa Laureena za 29 albo marynarkę Hugo Bossa za 300$.

Tak że nam tam trochę czasu zeszło....

Kurczę, nie wiem co się stało, gdzieś wcięło fotki muru granicznego....

Mariola

KIWI
Obrazek użytkownika KIWI
Offline
Ostatnio: 8 lat 7 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

A moją uwagę przyciągnęło przepięknie kwitnące drzewo parkingowe Biggrin

- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...

Makono
Obrazek użytkownika Makono
Offline
Ostatnio: 3 lata 7 miesięcy temu
Rejestracja: 11 gru 2013

Szczerze powiedziawszy Apisku niewiele pamiętam z tej Tijuany bo bylo to prawie 20 lat temu. Pochodziliśmy po uliczkach, po sklepach- gdzie sprzedawcy byli równie natarczywi jak w Egipcie tzn. prawie wciągali nas do sklepu nie mogąc zrozumieć z jakiego kraju to my jestśmy -Holland, Holland ? (jakby nigdy o Poland nie słyszeli :-)). No i oczywiście była knajpka z pysznym jedzeniem i Margheritą.

Bez podróży się duszę....
http://kolekcjonujacchwile.blogspot.com/

Nel
Obrazek użytkownika Nel
Offline
Ostatnio: 9 godzin 36 minut temu
admin
Rejestracja: 04 wrz 2013

Apisku, te plaze klifowe podbily moje serce Smile no i te foczki -przepiekne Good a juz te dwie przytulone do siebie-takie slodziaki , bardzi mi podpsowala ta wysepka

No trip no life

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Kiwi, Makono, Nelcia

Najeździliśmy się dzisiaj sporo, ale stosunkowo mało chodziliśmy. Czas to nadrobić. Z granicy wracamy do centrum, by zwiedzić słynny lotniskowiec Midway. Idziemy przez dzielnicę Santa Fe.

Lotniskowiec zacumowany jest przy nabrzeżu w dzielnicy Santa Fe. Ponieważ jest niedzielne popołudnie, zdajemy sobie sprawę, że zaparkować przy samym oceanie nie będzie łatwo. Na szczęście są duże parkingi w sąsiedztwie stacji troleya, więc tam próbujemy....z pozytywnym skutkiem.

Wejściówka na Midwaya kosztuje 25$ od osoby, dostaje się folderek informacyjny wraz z mapką – jak się po tym gigancie poruszać oraz audioprzewodnik.

Statek wybudowano w 1945 roku, ma 305 metrów długości i 72 szerokości. Na jego wyposażeniu było około 100 samolotów bojowych i był domem dla ponad 4000 żołnierzy. Przy czym jego załoga to z jednej strony marynarze dbający o statek, a z drugiej strony lotnicy obsługujący sprzęt latający typu myśliwce, helikoptery itp.

Lotniskowiec brał udział w wojnie wietnamskiej oraz akcji "Pustynna Burza".

Zwiedza się trzy poziomy. Na najniższym są kabiny żołnierzy, oficerów i dowódców, sale odpraw, mesy czyli jadalnie, a także pomieszczenia, gdzie planowano kolejne etapy działań wojennych. Na wyższym poziomie można już zobaczyć samoloty bojowe, znajdowały się tam zakłady naprawcze, magazyny części zamiennych. Na najwyższym poziomie jest lądowisko z samolotami i helikopterami, łącznie jest ich obecnie 29, do których można wejść, usiąść w kokpicie za sterami. Ale wszędzie były kolejki, a nas aż tak bardzo nie bawi siedzenie w jakimś myśliwcu. Można też zwiedzić wieżę dowodzenia, ale tam to już w ogóle nie było mowy o dostaniu się. Wędrówkę po lotniskowcu umilają emerytowani piloci lub marynarze, którzy odpowiadają na pytania, opowiadają swe autentyczne przeżycia, bądź anegdotki.

Bardzo ciekawe miejsce, jeśli kogoś interesują takie sprawy.

U mnie ciekawość do samolotów zaszczepił mąż zawodowo związany z tą tematyką, a do statków – przeszło 20-letnia praca w stoczni remontowej.

W pobliżu Midwaya znajduje się Muzeum Morskie. Najważniejszym eksponatem jest żaglowiec Star of India, który jest najstarszą do dzisiaj pływającą jednostką. Wybudowany został w 1863 roku, a zatem niedawno obchodził swe 150 urodziny. Niestety w tym czasie jak byliśmy wypłynął w kolejny rejs z młodzieżą. Oprócz tego jest jeszcze inny żaglowiec California, stary, zabytkowy prom Berkeley oraz łódź podwodna o najgłębszym zanurzeniu Dophin. Jest jeszcze do zwiedzenia radziecka łódź podwodna, ale nie mam pojęcia jak się tam znalazła.

W ogóle dla miłośników statków i samolotów wojskowych przebywanie w San Diego to nie lada gratka. Oprócz wspomnianych eksponatów muzealnych znajdują się tu w kilku miejscach jak najbardziej współczesne bazy marynarki wojennej i lotnictwa. Często nad głową przelatują z hukiem myśliwce najnowszej generacji czy potężne helikoptery Hawk z podwójnymi wirnikami.

Jak już jesteśmy z pobliżu centrum to chcę w końcu zobaczyć kawałek miasta.

W dali most na wyspę Coronado

 I kolejny zachód słońca

Idziemy do historycznej dzielnicy Gaslamp Quarter. U nas to taka zamierzchła, 19 wieczna historia jest prawie w każdym mieście. No, ale w USA to rzadkość!!!!

Dzielnica zaczyna się od przyjemnego placyku Hortona z fontanną i ławeczkami pod palmami. Główną ulicą jest tu Fifth Avenue z licznymi restauracjami, galeriami, teatrami i klubami. Wzdłuż uliczek dość spokojnych w ciągu dnia, stoją zadbane domy w stylu wiktoriańskim. Ale wieczorem zaczyna się tu prawdziwe życie!!!!

Gęsty tłum podąża to tych wszystkich atrakcji, kłębi się na ulicach przed wejściem do teatru czy knajpki. No i palą się te gazowe staromodne latarnie...ale coś za jasno.

My też postanawiamy zakończyć dzisiejszy dzień w jednej z tutejszych knajpek, tym razem tajskiej.

 

Mariola

Plumeria
Obrazek użytkownika Plumeria
Offline
Ostatnio: 2 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 04 wrz 2013

Można na Ciebie liczyć Apisku- dzięki za kolejny odcinek!

KIWI
Obrazek użytkownika KIWI
Offline
Ostatnio: 8 lat 7 miesięcy temu
Rejestracja: 05 wrz 2013

Apisku ,jestem pełna uznania dla Ciebie .Tempo zwiedzania oraz ciekawość świata,ludzi ,zwierząt ogromne i godne pozazdroszczenia.Jesteś wzorem dla wielu osób Clapping

- Kocham ptaszki i podróże, te małe i duże ...

apisek
Obrazek użytkownika apisek
Offline
Ostatnio: 6 miesięcy 3 tygodnie temu
Rejestracja: 08 wrz 2013

Plumeria, Kiwi – dzięki

Dziś niestety przerwa w odpoczynku dla męża. Ma wykład i spotkanie na uniwersytecie, a że z niego pracoholik niepoprawny to nie zdecydował się odmówić zaproszeniu.

Po śniadanku ładujemy się do auta i jedziemy do La Jolli, bo właśnie tam znajduje się uniwersytet. Jest to całe miasteczko pięknie położone na wzgórzach wśród lasu eukaliptusowego. Poszczególne wydziały stanowią oodzielne zespoły budynków, ale akademiki, tereny sportowo – rekreacyjne, biblioteki, kluby, knajpki są rozrzucone po całym terenie i dostępne dla wszystkich studentów. Teren jest tak ogromny, że mają tu własną okrężną linię autobusową.

Uniwersytet jest na ósmym miejscu w rankingu najlepszych uczelni USA, a czesne za rok studiów wynosi 55 tysięcy $.

Mąż był tu już w czasie poprzednich pobytów w San Diego, więc nie mamy problemów z trafieniem. Parkingów wszędzie pełno, więc też mamy z głowy poszukiwania.

Teraz mam przynajmniej trzy godziny do dyspozycji. Początkowo, jak się dowiedziałam, że mąż będzie dziś miał zajęcia, byłam zdźiebko wkurzona, ale jak się tylko zorientowałam w jak pięknej scenerii zostałam porzucona – zaraz mi przeszło!!!

Uniwersytet jest nowoczesny, budowa rozpoczęła sie w połowie lat sześćdziesiatych ubiegłego wieku i cały czas jest rozbudowywany. Dosłownie tonie w zieleni, kwiatach, są jakieś oczka wodne, trawniki, strumyki, górki, pagórki i dolinki.

A tuż obok w dole – ocean, plaże, fale wspaniałe do surfingu.

I jak tu studiować i ciężko zakuwać w takich warunkach, aż sobie nie wyobrażam....Chyba by mi były wiecznie wagary w głowie!

Chodzę sobie po tym pięknym terenie, mijam wydział, w którym mąż ma spotkanie, potem wydział architektury z niezwykle oryginalną kompozycją. Na szczycie nowoczesnego budynku umieszczono wiejską chatkę i to pod pewnym kątem, tak jakby krzywo. Nie wiem, co to ma symbolizować, może jakiś progres od prymitywnej strzechy po alminium - beton -szkło????

Nieco dalej za górką jest najnowszy nabytek uniwersytetu – biblioteka, oddana niedawno do użytku.

Bibliotek jest tutaj sześć, ale ta jest największa i najokazalsza. Najbardziej zdziwił mnie plakat przed wejściem, obwieszczający wszem i wobec, że biblioteka czynna jest siedem dni w tygodniu przez 24 godziny. To przecież niesamowite, żeby komuś chciało się korzystać z niej po nocach. No, ale widocznie tu są tacy studenci, którzy uczą się w dzień i w nocy, szczególnie jeśli muszą wnosić tak wysokie opłaty!!!!!Mijam także Centrum Przyszłej Kariery – specjalne biuro, do którego studenci kończący studia przynoszą swe dokumenty i deklarują gdzie i w jakim charakterze chcieliby pracować. Urzędnicy poszukują dla nich pracodawców, a następnie kontaktują ich ze sobą oraz pomagają w dalszych negocjacjach.

Absolwenci tego uniwersytetu nie mają żadnych problemów ze znalezieniem dobrzepłatnej pracy, no ale najpierw trzeba mieć 250 tysięcy $ na samą naukę i oczywiście dodatkowo na akademik i życie. Nielicznym studentom rodzice opłacają studia, większość zaciąga na ten cel kredyt w banku. Niewielka grupka najzdolniejszych otrzymuje stypendia.

Nagle czuję apetyczne zapachy, a ponieważ ja jem z reguły tylko małe śniadanko, a już dobiega południe – zdążyłam trochę zgłodnieć.

To właśnie w studenckiej stołówce umówiłam się z mężem. Wprawdzie nigdzie go jeszcze nie widzę, no ale przejdę się i zobaczę, co też studenci mają tu za jedzonko????

W wielkiej przeszklonej sali znajduje się kilka knajpek z różnym asortymentem dań. W jednej można zjeść typowe hamburgery, w następnej kanapki i sałatki. Dalej specjały kuchni azjatyckiej – dania chińsko – japońskie z domieszką tajskich – i właśnie tutaj jest największa kolejka!

Z niedowierzaniem widzę także knajpkę grecką – oj, to z pewnością właśnie tutaj wylądujemy! Nieco dalej są wszelakie napoje i słodkości na deser.

W dalszej części sali znajdują się stoliki z komputerami, a pod ścianami malutkie pokoiki, gdzie można się zamknąć sam na sam z komputerem, gdy kogoś rozpraszają uczący się obok koledzy.

Zjawia się mąż i razem zajadamy się daniami greckiej kuchni. Mają nawet moje ukochane tyropitakie... Żarełko fajne, a i ceny przystępne, rzeczywiście na studencką kieszeń.

 No to jeszcze lody na deser

Mariola

Strony

Wyszukaj w trip4cheap