Grota swoją nazwę zawdzięcza żyjącym tu jeszcze w latach 50 XX wieku mniszkom śródziemnomorskim, których niestety obecnie już nie można spotkać. Jaskinia ma łącznie 15 km długości i składa się z dwóch działów Północnego i Południwego, w którym to dla zwiedzających otwarto około kilometrowy odcinek. Jaskinia słynie też z jednego z największych na świecie słonych jezior (jego powierzchnia to ponad 1 km). Przy wejściu do jaskini odnaleziono petroglify podobno pochodzące z kultury Ozieri przedstawiające taniec wokół słonecznego dysku. Oczywiście w jaskini obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć
Zwiedzanie zakończone, fotki porobine, można wracać do miasteczka . Jedni wracają takimi środkami transportu
inni powolną łódeczką , trochę zazdrościłam tym na pontonach, ale grzecznie wchodzę na "swoją" łajbę
wpływamy do portu
Opuszczamy Calla Gonone i udajemy się w kierunku Grotta di Ispinigoli. Po wyjeździe z miasteczka zauważamy znak do groty, coś nam nie pasuje, że wszystkie samochody jadą w innym kierunku, ale co tam jedziemy tak, jak pokazuje znak, czyli rozpoczynamy ostry wjazd pod górę.
Fotek z drogi nie mam, pierwszy raz byłam tak popampersiona, że nawet aparatu nie wyciągnęłam . Tak krętej, wąskiej górskiej drogi jeszcze nie widziałam *dash2*. Odetchnęłam dopiero jak zjechaliśmy na drugą stronę z góry.
Bea no jakoś nie potrafiłam odnaleźć żadnego słowa w j.p. oddającego stan mojego ducha i ciała na tej drodze, trzeba było być i stworzyć własne określenie .
Dojeżdzamy do Ispinigoli i przeżywamy totalny . Czytaliśmy o fantastycznej grocie, o największym stalagmicie w Europie, ale te tłumy . Parkingi pełne samochodów osobowych, niżej stoją cztery autokary już nam się odechciewa zwiedzania *diablo**girl_devil*. Stoimy z nadzieją, że ktoś zwolni jakieś miejsce do zaparkowania samochodu i trochę się dziwimy, że ludziki jakoś dziwnie ubrani chodzą. Panie w eleganckich sukniach, na szpileczkach wyfryzowane na maksa, panowie w gajerkach . W między czasie zwalnia się miejsce, zostawiamy samochód i idziemy szukać wejścia do jaskini. Wspinamy się lekko pod górkę i słyszymy coraz głośniejscą muzykę biesiadną. Okazuje się, że w raestauracji przy grocie trwa ogromne włoskie wesele . Teraz nie mamy czasu, bo jeszcze nam grotę zamkną, ale wracając sobie popatrzymy .
Do groty są dwa dojścia. Pierwsze łagodnie pod górkę po szerokim chodniku długim chodniku, drugie stromo i szybko po schodach. Wybieramy to drugie *wacko*, bo czas nas goni. Dochodzimy do kas i dowiadujemy się, ze właśnie weszła ostatnia grupa tego dnia.*diablo**girl_devil* Dzisiaj ze względu na imprezę grota jest zamknięta wcześniej ponieważ będzie do dyspozycji gości weselnych. Nie muszę pisać jakie miny mieliśmy , ale chyba babeczce szkoda nas się zrobiło i krzyknęła do przewodniczki, że ma zaczekać bo jeszcze dwójka do grupy dołączy . Kupujemy bileciki po 7.50 eur od osoby i biegniemy do wejścia .
Grotta di Ispinigoli została udostępniona do zwiedzania w 1970 roku i słynie z drugiego co do wielkości stalagmitu (niektóre źródła podają 38 m inne 40, nieważne ile tych metrów jest, ale wrażenie robi niesamowite) na świecie, wyższy jest w Meksyku. Cała jaskinia jest niezwykle bogata w formacje krasowe, niesamowite stalagmity i stalaktyty, kurtyny, wachlarze, ogromne kalafiory i schody . Schodów do pokonania jest okolo 300 , idziemy więc jakieś 60 m stromo w dół *biggrin*. Oczywiście tutaj również obowiązuje całkowity zakaz fotografowania . Przewodniczka pilnuje i upomina *girl_devil* coś tam na fotkach mamy, ale niestety niewiele, bo straszna służbistka była *girl_devil*
Przypomniała mi się jeszcze jedna ciekawostka związana z jaskinią . Grota powiązana jest podziemnymi rzekami i korytarzami z innymi jaskiniami (najdłuższy zbadany odcinek ma około 12 km dlugości) w jednym z takich podziemnych odcinków znaleziono szczątki ludzkich kośći i biżuterię. Rozpoczęto domysły o pochodzeniu znaleziska. Jedna teoria głosi, że Etruskowie na terenie groty odprawiali rytuały czczenia dziewicy( czyli zrzucali w dół młode niewinne dziewcząta) inna , że szczątki zostały naniesione przez wody podziemnej rzeki w czasie jej wylewu.
Jaskinia nas zauroczyła, przepiękne miejsce, w którym chętnie byśmy zostali dłużej, ale niestety przewodniczka liczy osoby i wychodzi jako ostatnia. Nie ma możliwości pozostania jako goście weselni *ROFL*, a tych zbiera się w jaskini coraz więcej. Ciekawe bylo to, ze schodzili się tylko panowie *crazy*. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie są potomkami Etrusków?*girl_devil*.
Robi się późno, wracamy do domu. Część trasy pokonujemy tą samą drogą i jakież jest nasze zdziwienie, kiedy ponownie napotykamy znajome stadko .
Tym razem spacerują po drugiej stronie drogi w kolejnej "foto zatoczce" i pojadają kolacyjkę z rąk miejscowych . Zatrzymujemy się i pytamy o co chodzi z tymi dzikami? Okazuje się, że faktycznie są to dzikie zwierzęta żyjące na wolności, które zwietrzyły świetny interes *i-m_so_happy*. Nie chce im się szukać jedzenia, doskonale wiedzą, gdzie zatrzymują się samochody na fotki więc przychodzą i proszą o jedzenie. Podobno potrafią też stać przy drodze i wymauszać zatrzymanie samochodów, a potem już wiadaomo turyści dajcie jeść. Jeszcze nigdy nie bylo przypadku zaatakowania kogoś przez stado.
Jeżeli będziecie się wybierali w opisane okolice, pamiętajcie o dodatkowym prowiancie dla cwaniaczków. Należy im się za samą pomysłowość
To jeszcze parę widoczkow na przepiękne Baunei. Bardzo podobało mi się malownicze usytuowanie miasteczka *smile*. Byliśmy bardzo zadowoleni, że je wcześniej zobaczyliśmy, bo teraz już robi się ciemno, a przed nami jeszcze sporo jazdy
Nasze wakacje dobiegają końca. Dzisiaj ostatni dzień plażowania. Jedziemy na plażę w samym centrum Costa Rei.
Po parkingu widać zdecydowany koniec sezonu
Apartamenty do wynajęcia stoją puste
Na plaży zdecydowanie mniej ludzi, woda mocno zimna, ale słoneczko jeszcze mocno przypieka i pojawiło się wielu amatorów sportów wodnych
nie wszystkim pływanie idzie sprawnie
Czas ruszyć brzegiem na ostatni spacer po plaży
Do końca dnia będziemy łapali fotony
Jak pomyślę, że pod koniec września w dzień było ponad 30 stopni w cieniu, a wieczorkiem jakieś 24 to mi się smutno robi i nawet nie chce mi się sprawdzać ile stopni za oknem mam teraz
Czas kończyć naszą relację z wyjazdu na Sardynię ( za chwilę rok minie od wakacji ). Zanim opiszę ostatni dzień to jeszcze wrzucę dwa przepisy. Uwielbiam włoską kuchnię i byłam mega zadowolona, że mogłam udoskonalić moje "umiejętności"
Obie z Gracją uwielbiamy owoce morza, chętnie więc przyrządzałyśmy Impepata di cozze czyli mo naszemu małże na ostro (w ten sam sposób przygotowuje się też wongole). Oczywiście mój przepis jest zmodyfikowany , ale podam też oryginalny sposób.
1 kg muli
1 średnia biała cebula pokrojona w drobną kostkę (u mnie po wielu próbach 1 mała biała i 1 mała czerwona *biggrin*)
mały pęczek drobno pietruszki (u mnie kolendra Nie jadam pietruszki nie cierpię jej smrodu . Jeżeli ktoś nie lubi pietruchy i kolendry polecam bazylię, sama mam przerobione i smakowało super)
sół, cukier i pieprz do smaku ( proporcje zawsze uzależnione od indywidualnego smaku, ale spora szczypta cukru musi być ze względu na pomidory)
oliwa z pierwszego tłoczenia (u mnie łyżka, jak ktoś lubi tłuściej może dać więcej *biggrin*).
Mule dokładnie myjemy i czyścimy (koniecznie odrzucamy niejadalne).
W wysokim garnku rozgrzewamy oliwę, wrzucamy na nią cebulę i czosnek rumienimy (ja zawsze dodaję odrobinę cukru karmelizuję i potem troszkę solę), następnie dodajemy pomidorki chwilę smażymy i wrzucamy mule. Wszystko zalewamy białym winem, przykrywamy pokrywką i dusimy przez pkoło 5-10 min (co jakiś czas podnosimy garnek z ognia i energicznie podrzucamy). Na koniec wrzucamy zioła ( parę razy podzucamy mule w garnku) i zdejmujemy z ognia. Serwujemy w tym samym naczyniu lub całą zawartość przelewamy do wazy. Do tego koniecznym dodatkiem jest cytryna i kieliszek białego wina (jak ktoś potrzebuje zapychaczapolecam biały włoski chlebek z dużymi dziurami i mega chrupiącą skórką)
Dopływamy do Grotta del Bue Marino
Grota swoją nazwę zawdzięcza żyjącym tu jeszcze w latach 50 XX wieku mniszkom śródziemnomorskim, których niestety obecnie już nie można spotkać. Jaskinia ma łącznie 15 km długości i składa się z dwóch działów Północnego i Południwego, w którym to dla zwiedzających otwarto około kilometrowy odcinek. Jaskinia słynie też z jednego z największych na świecie słonych jezior (jego powierzchnia to ponad 1 km). Przy wejściu do jaskini odnaleziono petroglify podobno pochodzące z kultury Ozieri przedstawiające taniec wokół słonecznego dysku. Oczywiście w jaskini obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć
tu zamknięta część
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
to jeszcze parę zakazanych fotek
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Zwiedzanie zakończone, fotki porobine, można wracać do miasteczka
. Jedni wracają takimi środkami transportu 
inni powolną łódeczką
, trochę zazdrościłam tym na pontonach, ale grzecznie wchodzę na "swoją" łajbę
wpływamy do portu
Opuszczamy Calla Gonone i udajemy się w kierunku Grotta di Ispinigoli. Po wyjeździe z miasteczka zauważamy znak do groty, coś nam nie pasuje, że wszystkie samochody jadą w innym kierunku, ale co tam jedziemy tak, jak pokazuje znak, czyli rozpoczynamy ostry wjazd pod górę.
Fotek z drogi nie mam, pierwszy raz byłam tak popampersiona, że nawet aparatu nie wyciągnęłam
. Tak krętej, wąskiej górskiej drogi jeszcze nie widziałam *dash2*. Odetchnęłam dopiero jak zjechaliśmy na drugą stronę z góry.
Jedyne zdjęcie zrobine z góry na Cala Gonone
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Zajączku fajne miasteczka i super grota
No i nowe trudno piękne słowo "popampersiona" !
Bea
Bea no jakoś nie potrafiłam odnaleźć żadnego słowa w j.p. oddającego stan mojego ducha i ciała na tej drodze, trzeba było być
i stworzyć własne określenie
.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Dojeżdzamy do Ispinigoli i przeżywamy totalny
. Czytaliśmy o fantastycznej grocie, o największym stalagmicie w Europie, ale te tłumy
. Parkingi pełne samochodów osobowych, niżej stoją cztery autokary
już nam się odechciewa zwiedzania *diablo**girl_devil*. Stoimy z nadzieją, że ktoś zwolni jakieś miejsce do zaparkowania samochodu i trochę się dziwimy, że ludziki jakoś dziwnie ubrani chodzą. Panie w eleganckich sukniach, na szpileczkach wyfryzowane na maksa, panowie w gajerkach
. W między czasie zwalnia się miejsce, zostawiamy samochód i idziemy szukać wejścia do jaskini. Wspinamy się lekko pod górkę i słyszymy coraz głośniejscą muzykę biesiadną. Okazuje się, że w raestauracji przy grocie trwa ogromne włoskie wesele
. Teraz nie mamy czasu, bo jeszcze nam grotę zamkną, ale wracając sobie popatrzymy
.
Do groty są dwa dojścia. Pierwsze łagodnie pod górkę po szerokim chodniku długim chodniku, drugie stromo i szybko po schodach. Wybieramy to drugie *wacko*, bo czas nas goni. Dochodzimy do kas i dowiadujemy się, ze właśnie weszła ostatnia grupa tego dnia.*diablo**girl_devil* Dzisiaj ze względu na imprezę grota jest zamknięta wcześniej ponieważ będzie do dyspozycji gości weselnych. Nie muszę pisać jakie miny mieliśmy
, ale chyba babeczce szkoda nas się zrobiło i krzyknęła do przewodniczki, że ma zaczekać bo jeszcze dwójka do grupy dołączy
. Kupujemy bileciki po 7.50 eur od osoby i biegniemy do wejścia
.
Grotta di Ispinigoli została udostępniona do zwiedzania w 1970 roku i słynie z drugiego co do wielkości stalagmitu (niektóre źródła podają 38 m inne 40, nieważne ile tych metrów jest, ale wrażenie robi niesamowite) na świecie, wyższy jest w Meksyku. Cała jaskinia jest niezwykle bogata w formacje krasowe, niesamowite stalagmity i stalaktyty, kurtyny, wachlarze, ogromne kalafiory i schody
. Schodów do pokonania jest okolo 300
, idziemy więc jakieś 60 m stromo w dół *biggrin*. Oczywiście tutaj również obowiązuje całkowity zakaz fotografowania
. Przewodniczka pilnuje i upomina *girl_devil* coś tam na fotkach mamy, ale niestety niewiele, bo straszna służbistka była *girl_devil*
Przypomniała mi się jeszcze jedna ciekawostka związana z jaskinią
. Grota powiązana jest podziemnymi rzekami i korytarzami z innymi jaskiniami (najdłuższy zbadany odcinek ma około 12 km dlugości) w jednym z takich podziemnych odcinków znaleziono szczątki ludzkich kośći i biżuterię. Rozpoczęto domysły o pochodzeniu znaleziska. Jedna teoria głosi, że Etruskowie na terenie groty odprawiali rytuały czczenia dziewicy( czyli zrzucali w dół młode niewinne dziewcząta) inna , że szczątki zostały naniesione przez wody podziemnej rzeki w czasie jej wylewu.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Jaskinia nas zauroczyła, przepiękne miejsce, w którym chętnie byśmy zostali dłużej, ale niestety przewodniczka liczy osoby i wychodzi jako ostatnia. Nie ma możliwości pozostania jako goście weselni *ROFL*, a tych zbiera się w jaskini coraz więcej. Ciekawe bylo to, ze schodzili się tylko panowie *crazy*. Przez chwilę zastanawiałam się czy nie są potomkami Etrusków?*girl_devil*.
Robi się późno, wracamy do domu. Część trasy pokonujemy tą samą drogą i jakież jest nasze zdziwienie, kiedy ponownie napotykamy znajome stadko
.
Tym razem spacerują po drugiej stronie drogi w kolejnej "foto zatoczce" i pojadają kolacyjkę z rąk miejscowych
. Zatrzymujemy się i pytamy o co chodzi z tymi dzikami? Okazuje się, że faktycznie są to dzikie zwierzęta żyjące na wolności, które zwietrzyły świetny interes *i-m_so_happy*. Nie chce im się szukać jedzenia, doskonale wiedzą, gdzie zatrzymują się samochody na fotki więc przychodzą i proszą o jedzenie. Podobno potrafią też stać przy drodze i wymauszać zatrzymanie samochodów, a potem już wiadaomo
turyści dajcie jeść. Jeszcze nigdy nie bylo przypadku zaatakowania kogoś przez stado.
Jeżeli będziecie się wybierali w opisane okolice, pamiętajcie o dodatkowym prowiancie dla cwaniaczków. Należy im się za samą pomysłowość
To jeszcze parę widoczkow na przepiękne Baunei. Bardzo podobało mi się malownicze usytuowanie miasteczka *smile*. Byliśmy bardzo zadowoleni, że je wcześniej zobaczyliśmy, bo teraz już robi się ciemno, a przed nami jeszcze sporo jazdy
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Zajączku, rzeczywiście przepieknie położone to miasteczko
"tonie" w górach
No trip no life
Nasze wakacje dobiegają końca. Dzisiaj ostatni dzień plażowania. Jedziemy na plażę w samym centrum Costa Rei.
Po parkingu widać zdecydowany koniec sezonu
Apartamenty do wynajęcia stoją puste
Na plaży zdecydowanie mniej ludzi, woda mocno zimna, ale słoneczko jeszcze mocno przypieka
i pojawiło się wielu amatorów sportów wodnych 
nie wszystkim pływanie idzie sprawnie
Czas ruszyć brzegiem na ostatni spacer po plaży
Do końca dnia będziemy łapali fotony
Jak pomyślę, że pod koniec września w dzień było ponad 30 stopni w cieniu, a wieczorkiem jakieś 24
to mi się smutno robi i nawet nie chce mi się sprawdzać ile stopni za oknem mam teraz 
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Czas kończyć naszą relację z wyjazdu na Sardynię ( za chwilę rok minie od wakacji
). Zanim opiszę ostatni dzień to jeszcze wrzucę dwa przepisy. Uwielbiam włoską kuchnię i byłam mega zadowolona, że mogłam udoskonalić moje "umiejętności" 
Obie z Gracją uwielbiamy owoce morza, chętnie więc przyrządzałyśmy Impepata di cozze czyli mo naszemu małże na ostro
(w ten sam sposób przygotowuje się też wongole). Oczywiście mój przepis jest zmodyfikowany
, ale podam też oryginalny sposób.
1 kg muli
1 średnia biała cebula pokrojona w drobną kostkę (u mnie po wielu próbach 1 mała biała i 1 mała czerwona *biggrin*)
1-2 ząbki czosnku drobno posiekanego
1 pomidor pokrojony w drobną kostkę(u mnie garść pomidorków koktajlowych
)
1,5 szklanki białego wytrawnego wina
mały pęczek drobno pietruszki (u mnie kolendra
Nie jadam pietruszki
nie cierpię jej smrodu
. Jeżeli ktoś nie lubi pietruchy i kolendry polecam bazylię, sama mam przerobione i smakowało super)
sół, cukier i pieprz do smaku ( proporcje zawsze uzależnione od indywidualnego smaku, ale spora szczypta cukru musi być ze względu na pomidory)
oliwa z pierwszego tłoczenia (u mnie łyżka, jak ktoś lubi tłuściej może dać więcej *biggrin*).
Mule dokładnie myjemy i czyścimy (koniecznie odrzucamy niejadalne).
W wysokim garnku rozgrzewamy oliwę, wrzucamy na nią cebulę i czosnek rumienimy (ja zawsze dodaję odrobinę cukru karmelizuję i potem troszkę solę), następnie dodajemy pomidorki chwilę smażymy i wrzucamy mule. Wszystko zalewamy białym winem, przykrywamy pokrywką i dusimy przez pkoło 5-10 min (co jakiś czas podnosimy garnek z ognia i energicznie podrzucamy). Na koniec wrzucamy zioła ( parę razy podzucamy mule w garnku) i zdejmujemy z ognia. Serwujemy w tym samym naczyniu lub całą zawartość przelewamy do wazy. Do tego koniecznym dodatkiem jest cytryna i kieliszek białego wina (jak ktoś potrzebuje zapychaczapolecam biały włoski chlebek z dużymi dziurami i mega chrupiącą skórką)
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/