Witam wszystkich podróżujących ze mną razem rażniej i weselej ..
Na Kostarykę byłam juz nakręcona wcześniej, ale chyba największy wpływ wywarły na mnie opowieści i przepiękne zdjęcia Kasi Przygodzkiej, która była naszą pilotką na Madagaskarze.Opowiadała, że prowadzi tez wycieczki po Kostaryce i przyrodniczo to jedno z piękniejszych miejsc jakie widziała.. ziarno zostało zasiane skutecznie .
W kwietniu, mega spragniona jakiegoś fajnego wyjazdu, oglądam w ofercie Itaki Kostarykę.. to właśnie ta wycieczka , o której Kasia mi opowiadała. Termin mi pasuje, bo ponad miesiąc po pierwszym szczepieniu i długośc tez ok. Kontaktuje się z Kasią .. jak tylko mi potwierdza,że tak jedzie i będzie pilotką, od razu nie mogę juz przestac mysleć o tej podróży. już siebie widzę oczami wyobrazni , jak tulę leniwca a może i dwa. Koleżanka jest też nakręcona na wyjazd, raz kozie smierć , rezerwujemy i wpisuję wyjazd na naszą odliczankę.Kilka dni potem wpłacamy kaskę.
Nie jedziemy jednak same... kontaktuje się ze mną Mabro, z pytaniem ,że jej mąż tez nakręcił się tą podróż i ...w rezultacie lecimy razem
Przed wylotem czeka nas troche formalności,ale niedużo. W końcu to czasy pandemi
1/ TESTY
obowiązkowy jest test antygenowy lub PCR, który wymagany jest przez Lufthanse. Kupujemy go w Itace za 150 zl ( antygenowy ), a wykonujemy w dowolnym punkcie Diagnostyki. Test trwa tylko sekundę i na prawde jest tylko chwilową nieprzyjemnoscią. Dostaję karteczke z info, gdzie na stronie Diagnostyki znajde wynik i to w wersji angielskiej.
Juz po kilku godzinach otrzymuje sms z e zdrowie. Wchodze na stronkę pacjent.gov.pl i faktycznie jest juz wynik. Nie dziwi mni wcale ,że jest NEGATYWNY ! Wieczorem drukuje sobie wynik z Diagnostyki w wersji angielskiej.
2/ FORMULARZE
Wypełnienie formularza wymagane jest przez rząd Kostaryki. Po jego wypełnieniu generuje sie kod QR, który trzeba mieć ze sobą w podróży.
Tyle z dokumentów, nic więcej nie trzeba .
DZIEŃ 1
pobudka budzikiem o 3.30 rano jest w zasadzie zbędna , bo i tak z wrażenia prawie nie spię..Na lotnisku jestem ok 4.30 , idę do stoiska Itaki, gdzie czeka już moja ulubiona pilotka Kasia więc witamy się serdecznie.
Odprawa Lufy do Fra idzie bardzo sprawnie. sprawdzany jest zarówno wynik testu jak i kod QR. Na lotnisku jest mało ludzi ,ale kilka sklepów i knajpek jest otwartych, Przed lotem łapię jeszcze ulubiona kawkę latte . Samolot załadowany na full, nie ma wolnego nawet jednego miejsca. W czasie lotu stewardessy zwracają uwagę, jesli ktoś nie ma maseczki ,albo nie ma jej na nosie, Można ja tylko zdjąc do picia wody, która jest rozdawana, jako jedyna rzecz w tym locie.Nie ma opcji ,aby cos sobie dokupic.
We Fra lądujemy o czasie. Na lotnisku jest całkiem sporo ludzi, jestem wręcz w szoku ,że tak dużo. Nie bardzo czuć tutaj mniejszy ruch..
Widzę,że na wejscie do samolotu czekają Chińczycy.. przed wejsciem na pokład ubierają sie wszyscy w białe skafandry.. wygląda to co najmniej dziwnie
Wsiadamy do "wielkiego ptaka", przed nami 12 godzin lotu, długo szczególnie,że samolot ma 100% obłożenia , więc ludzi mnóstwo.
Okazuje się ,że "znajomi kosmici "siadają całkiem blisko.
Szkoda ,że nie mam jeszcze zdjęcia z białym nakryciem głowy , idealnie zgranym z kombinezonem
Na szczęscie my jestesmy w dwuosobowym rzędzie przy oknie, więc o tyle dobrze.
Dostajemy lunch. O dziwo ,nie ma żadnego wyboru. Penne z sosem pomidorowym okazuje sie jednak całkiem smaczne.Poza tym trochę zielonej sałaty ( żadnego pomodorka etc), bułeczka, kawałeczek żołtego sera i małe cistaeczko. Koniec więc skromnie. Napoje są,ale już drugiej rundy na tzw dolewkę nie ma. Oczywiście nic dokupić nie można.
Nie bardzo też pozwalają na stanie na końcu samolotu, co zawsze miałam w zwyczaju robic. Nie ma też żadnych przekąsek czy napojów, ktore można by sobie brać samemu. Tylko butelkowana woda.Po jedzeniu oczywiście stewardessy zwracają uwagę zapominalskim na zakładanie maseczek i to nie tylko na brodę
Oglądam wybór filmów i decyduje się na ponowne obejrzenie kinowej wersji "Downtown Abbey" . Zatapiam się więc w arystokratyczne, brytyjskie klimaty poczatki zeszlego stulecia. Śpię niewiele. Przed lądowaniem małe śniadanko, ponownie skromniutkie. Kanapka wrap- niezby smaczny, nie kończę . Do tego sałatka owocowa i małe ciasteczko
Kolejną zmianą w czasach pandemii jest sposób wychodzenia z samolotu.
Wstają ,sięgają po bagaże i wychodzą tylko i wyłącznie wywoływane rzędy. Inni pasażerowi muszą czekać i grzecznie siedzieć. Nie jest to łatwe, co i rusz któs wstaje i sięga po bagaż na pólce, ale stewardessy od razu upominają.
Niestety mam problem, bo pomimo odblokowania kodu nie moge odpalić walizy. Idę więc do recepcji prosić o pomoc..Przystojny recepcjonista coś tam dłubie i waliza jak zaczarowana , otwiera się . Uffff .. jestem uratowana
W pokoju jest kawomat ale nie ma czajniczka do herbaty, wpraszamy się więc z koleżanką do męża Mabro, bo wiemy ,że ma a do tego też i herbatkę. Idziemy więc na "wieczorek zapoznawczy"
Nie śpię dobrze, budzę sie o 1 rano czasu lokalnego i... już po spaniu. Jet lag daje o sobie znać..a może to mąż Mabro dosypał mi cos do herbatki
Idziemy jako jedne z pierwszych na śniadanko, ciekawe jesteśmy co nam zaserwują.
Jest coś na ząb międzynarodowego
ale jest i coś lokalnego, co mnie bardzo cieszy, bo wolę testować lokalną kuchnię
I w tym momencie przypominam sobie porady Fragoli,aby koniecznie zjeść ryż z fasolą....Więc jest... gallo pinto czyli ryż właśnie z fasolą , ale koniecznie z czarną fasolą - to najbardziej popularne i tradycyjne danie w Kostaryce a w dosłownym tłumaczenie oznacza pomalowany kogut he he. Jak dla mnie jest ok, ale jakiegoś szału nie ma..
Poza tym są jeszcze pieczone banany i te z miejsca podbijają moje podniebienie
Na jakimś programie kulinarno - podróżniczym kucharz pyta tubylca z wioski, w której żywią się czerwoną fasolą (na śniadanie obiad i kolację) czy nie mają problemu z …gazami. Na to pan odpowiedział, że nie, bo jedzą czerwoną fasolę a nie białą . Może to jakaś lokalna odmiana
A banany wyglądaja pysznie. Były czymś przyprawione?
Myślałam,że w kombinezonach to obsługa lotniska Azjaci zawsze byli przewidujący, jak lata temu byłam na moim pierwszym rejsie z Miami do Los Angeles to byłam bardzo zdziwniona dlaczego caałe grupy skośno-okich chodziły w maseczkach , może i my za kilka lat będziemy chodzić w kombinezonach
Nel, jak zwykle relacja super i może dobrze,że hronologicznie
Dostajemy lunch. O dziwo ,nie ma żadnego wyboru. Penne z sosem pomidorowym okazuje sie jednak całkiem smaczne.Poza tym trochę zielonej sałaty ( żadnego pomodorka etc), bułeczka, kawałeczek żołtego sera i małe cistaeczko. Koniec więc skromnie. Napoje są,ale już drugiej rundy na tzw dolewkę nie ma. Oczywiście nic dokupić nie można.
Nie bardzo też pozwalają na stanie na końcu samolotu, co zawsze miałam w zwyczaju robic. Nie ma też żadnych przekąsek czy napojów, ktore można by sobie brać samemu. Tylko butelkowana woda.
Przed lądowaniem małe śniadanko, ponownie skromniutkie. Kanapka wrap- niezby smaczny, nie kończę . Do tego sałatka owocowa i małe ciasteczko
Lamia,
no nie... nic poza wodą to nie dawali na tym krótkim locie a żarełko na 12 godzinnym locie na szczęscie było, opisałam je wyżej .
Było 20 osób na wycieczce, misz masz wiekowy ,najwięcej było chyba młodych tak poniżej 30 roku.
"Kosmici" jak ich nazwałam, już pod koniec lotu byli bez kombinezonów. Ale po wejściu do samolotu zakładali jeszcze kapturki na głowę i okulary plastikowe,aby chronić oczy..
Nel, wspaniała fotograficzna zapowiedź relacji
Już żałuję, że nie dałam się namówić na ten wyjazd 
Witam wszystkich podróżujących ze mną
razem rażniej i weselej ..
Na Kostarykę byłam juz nakręcona wcześniej, ale chyba największy wpływ wywarły na mnie opowieści i przepiękne zdjęcia Kasi Przygodzkiej, która była naszą pilotką na Madagaskarze.Opowiadała, że prowadzi tez wycieczki po Kostaryce i przyrodniczo to jedno z piękniejszych miejsc jakie widziała.. ziarno zostało zasiane
skutecznie .
W kwietniu, mega spragniona jakiegoś fajnego wyjazdu, oglądam w ofercie Itaki Kostarykę.. to właśnie ta wycieczka , o której Kasia mi opowiadała. Termin mi pasuje, bo ponad miesiąc po pierwszym szczepieniu i długośc tez ok. Kontaktuje się z Kasią .. jak tylko mi potwierdza,że tak jedzie i będzie pilotką, od razu nie mogę juz przestac mysleć o tej podróży. już siebie widzę oczami wyobrazni , jak tulę leniwca a może i dwa. Koleżanka jest też nakręcona na wyjazd, raz kozie smierć , rezerwujemy i wpisuję wyjazd na naszą odliczankę.Kilka dni potem wpłacamy kaskę.
Nie jedziemy jednak same... kontaktuje się ze mną Mabro, z pytaniem ,że jej mąż tez nakręcił się tą podróż i ...w rezultacie lecimy razem
Jedziemy więc wesołą ekipą ..
No trip no life
Przed wylotem czeka nas troche formalności,ale niedużo. W końcu to czasy pandemi
1/ TESTY
obowiązkowy jest test antygenowy lub PCR, który wymagany jest przez Lufthanse. Kupujemy go w Itace za 150 zl ( antygenowy ), a wykonujemy w dowolnym punkcie Diagnostyki. Test trwa tylko sekundę i na prawde jest tylko chwilową nieprzyjemnoscią. Dostaję karteczke z info, gdzie na stronie Diagnostyki znajde wynik i to w wersji angielskiej.
Juz po kilku godzinach otrzymuje sms z e zdrowie. Wchodze na stronkę pacjent.gov.pl i faktycznie jest juz wynik. Nie dziwi mni wcale ,że jest NEGATYWNY ! Wieczorem drukuje sobie wynik z Diagnostyki w wersji angielskiej.
2/ FORMULARZE
Wypełnienie formularza wymagane jest przez rząd Kostaryki. Po jego wypełnieniu generuje sie kod QR, który trzeba mieć ze sobą w podróży.
Tyle z dokumentów, nic więcej nie trzeba .
DZIEŃ 1
pobudka budzikiem o 3.30 rano jest w zasadzie zbędna , bo i tak z wrażenia prawie nie spię..Na lotnisku jestem ok 4.30 , idę do stoiska Itaki, gdzie czeka już moja ulubiona pilotka Kasia
więc witamy się serdecznie.
Odprawa Lufy do Fra idzie bardzo sprawnie. sprawdzany jest zarówno wynik testu jak i kod QR. Na lotnisku jest mało ludzi ,ale kilka sklepów i knajpek jest otwartych, Przed lotem łapię jeszcze ulubiona kawkę latte . Samolot załadowany na full, nie ma wolnego nawet jednego miejsca. W czasie lotu stewardessy zwracają uwagę, jesli ktoś nie ma maseczki ,albo nie ma jej na nosie, Można ja tylko zdjąc do picia wody, która jest rozdawana, jako jedyna rzecz w tym locie.Nie ma opcji ,aby cos sobie dokupic.
We Fra lądujemy o czasie. Na lotnisku jest całkiem sporo ludzi, jestem wręcz w szoku ,że tak dużo. Nie bardzo czuć tutaj mniejszy ruch..
Widzę,że na wejscie do samolotu czekają Chińczycy.. przed wejsciem na pokład ubierają sie wszyscy w białe skafandry.. wygląda to co najmniej dziwnie
A może z tego terminala są tez loty na księżyc ?
No trip no life
Wsiadamy do "wielkiego ptaka", przed nami 12 godzin lotu, długo
szczególnie,że samolot ma 100% obłożenia , więc ludzi mnóstwo.
Okazuje się ,że "znajomi kosmici "siadają całkiem blisko.
Szkoda ,że nie mam jeszcze zdjęcia z białym nakryciem głowy , idealnie zgranym z kombinezonem
Na szczęscie my jestesmy w dwuosobowym rzędzie przy oknie, więc o tyle dobrze.
Dostajemy lunch. O dziwo ,nie ma żadnego wyboru. Penne z sosem pomidorowym okazuje sie jednak całkiem smaczne.Poza tym trochę zielonej sałaty ( żadnego pomodorka etc), bułeczka, kawałeczek żołtego sera i małe cistaeczko. Koniec więc skromnie. Napoje są,ale już drugiej rundy na tzw dolewkę nie ma. Oczywiście nic dokupić nie można.
Nie bardzo też pozwalają na stanie na końcu samolotu, co zawsze miałam w zwyczaju robic. Nie ma też żadnych przekąsek czy napojów, ktore można by sobie brać samemu. Tylko butelkowana woda.Po jedzeniu oczywiście stewardessy zwracają uwagę zapominalskim na zakładanie maseczek i to nie tylko na brodę
Oglądam wybór filmów i decyduje się na ponowne obejrzenie kinowej wersji "Downtown Abbey" . Zatapiam się więc w arystokratyczne, brytyjskie klimaty poczatki zeszlego stulecia. Śpię niewiele. Przed lądowaniem małe śniadanko, ponownie skromniutkie. Kanapka wrap- niezby smaczny, nie kończę . Do tego sałatka owocowa i małe ciasteczko
Kolejną zmianą w czasach pandemii jest sposób wychodzenia z samolotu.
Wstają ,sięgają po bagaże i wychodzą tylko i wyłącznie wywoływane rzędy. Inni pasażerowi muszą czekać i grzecznie siedzieć. Nie jest to łatwe, co i rusz któs wstaje i sięga po bagaż na pólce, ale stewardessy od razu upominają.
No trip no life
DZIEŃ 2
Nocujemy w stolicy Kostaryki, San Jose. Hotel jest dość blisko lotniska i jest całkiem spoko
Palma Real Hotel & Casino - San Jose, Costa Rica Hotel (hotelpalmareal.com)
Niestety mam problem, bo pomimo odblokowania kodu nie moge odpalić walizy. Idę więc do recepcji prosić o pomoc..Przystojny recepcjonista coś tam dłubie i waliza jak zaczarowana , otwiera się . Uffff .. jestem uratowana
W pokoju jest kawomat ale nie ma czajniczka do herbaty, wpraszamy się więc z koleżanką do męża Mabro, bo wiemy ,że ma a do tego też i herbatkę. Idziemy więc na "wieczorek zapoznawczy"
Nie śpię dobrze, budzę sie o 1 rano czasu lokalnego i... już po spaniu. Jet lag daje o sobie znać..a może to mąż Mabro dosypał mi cos do herbatki
Idziemy jako jedne z pierwszych na śniadanko, ciekawe jesteśmy co nam zaserwują.
Jest coś na ząb międzynarodowego
ale jest i coś lokalnego, co mnie bardzo cieszy, bo wolę testować lokalną kuchnię
I w tym momencie przypominam sobie porady Fragoli,aby koniecznie zjeść ryż z fasolą....Więc jest... gallo pinto czyli ryż właśnie z fasolą , ale koniecznie z czarną fasolą - to najbardziej popularne i tradycyjne danie w Kostaryce a w dosłownym tłumaczenie oznacza pomalowany kogut he he. Jak dla mnie jest ok, ale jakiegoś szału nie ma..
Poza tym są jeszcze pieczone banany i te z miejsca podbijają moje podniebienie
No trip no life
Na jakimś programie kulinarno - podróżniczym kucharz pyta tubylca z wioski, w której żywią się czerwoną fasolą (na śniadanie obiad i kolację) czy nie mają problemu z …gazami. Na to pan odpowiedział, że nie, bo jedzą czerwoną fasolę a nie białą
. Może to jakaś lokalna odmiana 
A banany wyglądaja pysznie. Były czymś przyprawione?
Neli,
Zachęcony kolorową fotozajawką przyłączam się do grona czytelników. Póki co zjadłem z Wami śniadanie w hotelowej restauracji: ryż z fasolą.
Pięknie się to wszystko zapowiada.
Nelu, czyli głodowałaś podczas 12-godzinnego lotu?
Czy ci pasażerowie wytrzymali w takim stroju cały lot?
Jak liczna była grupa z Itaki?
Zdjęcia przepiękne, jak zwykle, już nie mogę się doczekać większej ilości fotek zwierzoli.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Myślałam,że w kombinezonach to obsługa lotniska
Azjaci zawsze byli przewidujący, jak lata temu byłam na moim pierwszym rejsie z Miami do Los Angeles to byłam bardzo zdziwniona dlaczego caałe grupy skośno-okich chodziły w maseczkach , może i my za kilka lat będziemy chodzić w kombinezonach 
Nel, jak zwykle relacja super i może dobrze,że hronologicznie
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia
Lamia,
no nie... nic poza wodą to nie dawali na tym krótkim locie a żarełko na 12 godzinnym locie na szczęscie było, opisałam je wyżej .
Było 20 osób na wycieczce, misz masz wiekowy ,najwięcej było chyba młodych tak poniżej 30 roku.
"Kosmici" jak ich nazwałam, już pod koniec lotu byli bez kombinezonów. Ale po wejściu do samolotu zakładali jeszcze kapturki na głowę i okulary plastikowe,aby chronić oczy..
No trip no life