Ten dzień upłynął nam cały na podróży z Kairu do Sharm el Sheik. Z hotelu wyruszyliśmy wczesnym rankiem. Na początku za oknem autobusu przesuwały się bogatsze dzielnice Kairu,
.
.
.
.
potem za oknem widzieliśmy tylko skały, piach i niekończącą się drogę.
.
.
Po wielu godzinach drogi, dotarliśmy w końcu do Kanału Sueskiego. Niestety mogliśmy go obejrzeć tylko od dołu. Przypomnijmy, że kanał Sueski został wybudowany w latach 1859–1869. Ma on ogromne znaczenie dla morskiego transportu towarów. Statki płynące z Europy do wschodnie Afryki, Australii i Azji południowej, nie muszą już opływać dookoła Afryki, tylko mogą przepłynąć skrótem poprzez Morze Śródziemne, Kanał Sueski, Morze Czerwone, co wielokrotnie skraca długość podróży.
.
.
.
Po przekroczeniu Kanału Sueskiego mieliśmy wielki stop i kilkugodzinne oczekiwanie w autobusie na eskortę wojskową. Przypomnijmy, że półwysep Synaj, to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc na ziemi. Wśród gór Półwyspu Synaj ukrywają się niedobitki bojówkarzy państwa islamskiego. Egipt, choć do tego nie przyznaje się, od lat prowadzi wojnę z terrorystami ukrywającymi się wśród malowniczych skał Półwyspu Synaj.
Po kilkugodzinnym oczekiwaniu w autobusie, doczekaliśmy się wojskowych i ruszyliśmy w dalszą droge.
.
.
.
.
Gdy dotarliśmy do Sharm al Sheik, było już zupełnie ciemno. Zostaliśmy zameldowani w luksusowym 5* hotelu Parrotel Beach Resort. Drogę którą przebyliśmy tego dnia można zobaczyć klikając w poniższy link.
Jak już napisałem hotel Parrotel Beach Resort, to bardzo luksusowy hotel położony tuż przy samej plaży. Pokoje jak na standard Egipski były świeżo po remoncie. W każdym z pokoi był telewizor, sejf i punkt dostępu do Wi Fi. Jedzenie w stołówce hotelowej było bardzo smaczne i było z czego wybierać. Niestety w tym hotelu spędziliśmy tylko półtora dnia. Poniżej zdjęcia z tego hotelu.
Naszym docelowym hotelem na odpoczynek był hotel Amphoras 5*. Hotel już dawno ma swoje dobre czasy za sobą i pokojom przydałby się kapitalny remont. Pomimo iż pokoje nie wieją już świeżością to są bardzo wygodne. My posiadaliśmy do swojej dyspozycji apartament z aneksem kuchennym, dwoma sypialniami, łazienką z prysznicem, wanną bidetem.
Hotel posiada kilka basenów, kilka barów i jest położony tuż przy plaży z rafą.
Główną rozrywką w hotelu była plaża i snurkowanie. Niestety rafa przy hotelu jest mocno zniszczona i zupełnie nie przypomina tej którą widziałem w Marsa Alam 10 lat temu. Pomimo to, można tam zobaczyć kilka rybek.
Podczas pobytu stacjonarnego zaplanowaliśmy kupić fakultet na św. Górę Mojżesza i zwiedzić klasztor św. Katarzyny. W opisie wycieczki, firma Rainbow Tours napisała, że będziemy mieli zapewnione:
Odbiór bezpośrednio z hotelu lub przystanku w pobliskiej okolicy
Transfer busem
Opiekę rosyjskojęzyczną poniżej 10 os., powyżej 10 os. polskojęzyczną
I mniej więcej tak było. Jak to zwykle bywa autobus zbiera turystów z różnych hoteli. Zanim udało się zebrać wszystkich, to na miejsce dotarliśmy mocno spóźnieni. Podobno najfajniej na Górze Mojżesza jest podczas wschodu słońca i grupa powinna dotrzeć tak aby zdążyć przed wschodem słońca.
Gdy dotarliśmy na miejsce, kupiliśmy bilety, to nasz polskojęzyczny przewodnik powiedział nam, że dalej on nie idzie. Zajmą się nami miejscowi, którzy (jeden z nich) zna język angielski, reszta znała tylko język ojczysty, domyślam się, że to był jakiś dialekt języka arabskiego. No i ruszyliśmy w drogę. Trasa około 7km. Wszędzie ciemno. Nasz przewodnik krzyczy faster, faster. Ja niestety nie należę do wysportowanych alpinistów i z kilkuosobową grupą turystów o podobnej kondycji jak moja, zostaliśmy z tyłu. Po około pół godzinnym marszu, wraz z naszą grupką zostaliśmy daleko z tyłu za główną grupą. Nasi przewodnicy nas po prostu pozostawili samych w górach, pośród zupełnej ciemności. Nie wiedzieliśmy gdzie iść, ani nawet nie wiedzieliśmy kogo poprosić o pomoc. Na szczęście spotkaliśmy lokalnych „naganiaczy” którzy zaproponowali, że za odpowiednią opłatą podwiozą nas prawie do samego końca na wielbłądach. Skorzystaliśmy z ich oferty.
Okazało się, że na koniec, czeka nas około 2km wspinaczki w takich warunkach jak na zdjęciu poniżej, tylko, że w zupełnych ciemnościach. Z tego co wiem, to w polskich górach jest zakaz wychodzenia na szlak po zmroku. W Egipcie zostaliśmy w środku nocy zupełnie sami wśród skał.
.
Wspinaliśmy się w zupełnych ciemnościach kamień po kamieniu, schodek po schodku. W około panowała temperatura bliska 0 st C i jak słońce zaczęło wschodzić to zaczął wiać straszny wiatr. Skuliliśmy się za jakąś skałą i czekaliśmy do świtu. W pewnym momencie pomyślałem sobie, że gdybyśmy byli w polskich górach to właśnie nadszedł odpowiedni moment aby zadzwonić po GOPR. Tutaj nie miałem do kogo zadzwonić. Doczekaliśmy do świtu i jakoś powolutku zeszliśmy wraz ze znajomymi na dół. Po wschodzie słońca okazało się, że zabrakło nam około 200m do szczytu. Widoki podczas wschodu słońca były cudne.
.
.
Gdy w końcu udało się nam zejść na dol, to czekaliśmy na naszego przewodnika pod murami klasztoru św. Katarzyny. Nasz polskojęzyczny przewodnik pojawił się po około godzinnym oczekiwaniu.
Klasztor św. Katarzyny, jest obecnie najstarszym klasztorem na świecie. Należy on do Prawosławnej Cerkwi patriarchatu Jerozolimskiego.
.
.
.
.
Po powrocie do kraju, złożyliśmy reklamację w biurze Rainbow Tours na wycieczkę fakultatywną na górę Synaj i do klasztoru św. Katarzyny. Napisaliśmy, że w opisie oferty było napisane iż podczas wycieczki jest opieka polskojęzycznego, lub rosyjskojęzycznego opiekuna, a nas pozostawiono zupełnie samych pod opieką „beduinów” którzy zmyli się i pozostawili nas samych sobie w środku nocy w górach. Rainbow Tours odpisało, że przecież w opisie było napisane, że wycieczka jest w nocy. Pomimo iż jest napisane, w opisie oferty, że jest opieka polskojęzycznego opiekuna to chodzi im o to, że polskojęzyczny opiekun jest tylko w autobusie. Potem go nie ma. Skoro nie zrozumieliśmy o co im chodzi to nasza reklamacja jest bezzasadna.
Kpina jakaś. Jeszcze takiego chamstwa jak ze strony Rainbow Tours, to nie zaznałem ze strony jakiegokolwiek innego biura podrózy.
Do końca wycieczki, snurkowaliśmy, bawiliśmy się i uprawialiśmy sporty wodne. Obecnie wyprawę na górę Mojżesza wspominam jak odległy koszmar. Nie wiem czemu, lecz o ile podczas wycieczek z Rainbow Tours do innych krajów zawsze było wszystko ok. To o tyle podczas wycieczek do Egiptu, zawsze musi zdarzyć się coś złego. 10 lat temu podczas zorganizowanego przez Rainbow Tours snurkowania ledwo się nie utopiłem (relacja jest na tym forum), obecnie, na wycieczce zorganizowanej przez Rainbow Tours ledwo nie zginąłem w górach.
Widzę,że choć rafa słaba to sporo kolorowych rybek było
No powiem ci,że SZOK ! z tą wycieczką na górę po prostu nie do uwierzenia ,że biuro sprzedaje taką wycieczkę a potem na skargę taka słaba reakcja . Zachowanie pilota też co najmniej dziwne. Wszystko to woła o pomstę do nieba.
Chyba nie jedż wiecej do Egiptu z Rainbow, tak na wszelki wypadek..
Dżięki za relację , choć ta końcówka trochę mnie przeraziła..
Wycieczka na Górę Mojżesza na której byłam w 2008 roku organizacyjnie wyglądała podobnie, choć to chyba było z EXIM – u. Przedstawicielka biura, została na dole powierzając nas władającemu językiem angielskim młodemu chłopakowi, który miał nas zaprowadzić na górę. Wycieczek była ogromna ilość, Wszyscy dostali latarki . Zgubić się nie było jak, bo wszyscy szli w ogonku jeden za drugim, więc nawet jak by się nie nadążyło za grupą (swoją grupę nawoływał prowadzący nas chłopak krzycząc nazwę biura) to szło się z tłumem. Z przodu widać było nawet daleko idących ludzi, a właściwie światła latarek, taki świetlany wężyk znaczył trasę. Jak doszliśmy na szczyt zgromadziliśmy się grupą w jednym miejscu czekając na świt . Byliśmy nie na samym wierzchołku lecz niewiele poniżej głównie ze względów logistycznych – wszystkie grupy nie zmieściły się na samym szczycie. Każdy znalazł sobie miejsce dogodne do zdjęć wschodzącego słońca. Ale indywidualnie można było wejść. Było okropnie zimno dopiero wschodzące słońce nas ogrzało. Zejście było już indywidualnie, droga była widoczna. Dla mnie niemiłym wspomnieniem przy podejściu do góry był zapach wielbłądów. Ich właściciele napraszali się do podwózki. Zapach odczuwałam tak intensywnie, że obawiałam się reakcji alergicznej w postaci duszności. Droga do góry była wąska i idące obok wielbłądy były niemiłym wspomnieniem. Nie wiem dlaczego miałam takie odczucie – bo na innych wycieczkach kontakt z wielbłądem i przejażdżka są do tej pory bardzo miłym wspomnieniem. Dalej zwiedzanie klasztoru, jak u Ciebie – ale bez możliwości robienia zdjęć w środku. Ogólnie wycieczka na tak, choć podejście wymaga kondycji. Wklejam kilka swoich zdjęć, jakość słaba ale to zawsze pamiątka.
Było prawie identycznie. Pełno grup, różne tempo wchodzenia, więc się wszyscy przemieszali. Też dostaliśmy latarki, ale padły w połowie drogi i szło sie po prostu za kimś. Tubylcy oferowali część drogi podwózkę wielbłądem lub osiołkiem, ale nie było zbyt wielu chętnych. Smrodu nie pamiętam, tylko obawę, że wsadzę temu zwierzakowi głowę w niedopowiedzenie, chyba, że uszy zatrzymają. Na szczycie byliśmy po 5 rano i trochę poczekaliśmy na wschód słońca (popijając dla rozgrzewki wódeczkę).
Dzień szósty
Ten dzień upłynął nam cały na podróży z Kairu do Sharm el Sheik. Z hotelu wyruszyliśmy wczesnym rankiem. Na początku za oknem autobusu przesuwały się bogatsze dzielnice Kairu,
.
.
.
.
potem za oknem widzieliśmy tylko skały, piach i niekończącą się drogę.
.
.
Po wielu godzinach drogi, dotarliśmy w końcu do Kanału Sueskiego. Niestety mogliśmy go obejrzeć tylko od dołu. Przypomnijmy, że kanał Sueski został wybudowany w latach 1859–1869. Ma on ogromne znaczenie dla morskiego transportu towarów. Statki płynące z Europy do wschodnie Afryki, Australii i Azji południowej, nie muszą już opływać dookoła Afryki, tylko mogą przepłynąć skrótem poprzez Morze Śródziemne, Kanał Sueski, Morze Czerwone, co wielokrotnie skraca długość podróży.
.
.
.
Po przekroczeniu Kanału Sueskiego mieliśmy wielki stop i kilkugodzinne oczekiwanie w autobusie na eskortę wojskową. Przypomnijmy, że półwysep Synaj, to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc na ziemi. Wśród gór Półwyspu Synaj ukrywają się niedobitki bojówkarzy państwa islamskiego. Egipt, choć do tego nie przyznaje się, od lat prowadzi wojnę z terrorystami ukrywającymi się wśród malowniczych skał Półwyspu Synaj.
Po kilkugodzinnym oczekiwaniu w autobusie, doczekaliśmy się wojskowych i ruszyliśmy w dalszą droge.
.
.
.
.
Gdy dotarliśmy do Sharm al Sheik, było już zupełnie ciemno. Zostaliśmy zameldowani w luksusowym 5* hotelu Parrotel Beach Resort. Drogę którą przebyliśmy tego dnia można zobaczyć klikając w poniższy link.
Droga z Kairu do Sharm al Sheik - KLIK
Podróżnik
Gienek bedzie dalszy ciąg relacji
fajnie sie z Toba wspomina))
Jak już napisałem hotel Parrotel Beach Resort, to bardzo luksusowy hotel położony tuż przy samej plaży. Pokoje jak na standard Egipski były świeżo po remoncie. W każdym z pokoi był telewizor, sejf i punkt dostępu do Wi Fi. Jedzenie w stołówce hotelowej było bardzo smaczne i było z czego wybierać. Niestety w tym hotelu spędziliśmy tylko półtora dnia. Poniżej zdjęcia z tego hotelu.
.
.
.
.
.
Podróżnik
Naszym docelowym hotelem na odpoczynek był hotel Amphoras 5*. Hotel już dawno ma swoje dobre czasy za sobą i pokojom przydałby się kapitalny remont. Pomimo iż pokoje nie wieją już świeżością to są bardzo wygodne. My posiadaliśmy do swojej dyspozycji apartament z aneksem kuchennym, dwoma sypialniami, łazienką z prysznicem, wanną bidetem.
Hotel posiada kilka basenów, kilka barów i jest położony tuż przy plaży z rafą.
Główną rozrywką w hotelu była plaża i snurkowanie. Niestety rafa przy hotelu jest mocno zniszczona i zupełnie nie przypomina tej którą widziałem w Marsa Alam 10 lat temu. Pomimo to, można tam zobaczyć kilka rybek.
.
Podróżnik
Podczas pobytu stacjonarnego zaplanowaliśmy kupić fakultet na św. Górę Mojżesza i zwiedzić klasztor św. Katarzyny. W opisie wycieczki, firma Rainbow Tours napisała, że będziemy mieli zapewnione:
Odbiór bezpośrednio z hotelu lub przystanku w pobliskiej okolicy
Transfer busem
Opiekę rosyjskojęzyczną poniżej 10 os., powyżej 10 os. polskojęzyczną
I mniej więcej tak było. Jak to zwykle bywa autobus zbiera turystów z różnych hoteli. Zanim udało się zebrać wszystkich, to na miejsce dotarliśmy mocno spóźnieni. Podobno najfajniej na Górze Mojżesza jest podczas wschodu słońca i grupa powinna dotrzeć tak aby zdążyć przed wschodem słońca.
Gdy dotarliśmy na miejsce, kupiliśmy bilety, to nasz polskojęzyczny przewodnik powiedział nam, że dalej on nie idzie. Zajmą się nami miejscowi, którzy (jeden z nich) zna język angielski, reszta znała tylko język ojczysty, domyślam się, że to był jakiś dialekt języka arabskiego. No i ruszyliśmy w drogę. Trasa około 7km. Wszędzie ciemno. Nasz przewodnik krzyczy faster, faster. Ja niestety nie należę do wysportowanych alpinistów i z kilkuosobową grupą turystów o podobnej kondycji jak moja, zostaliśmy z tyłu. Po około pół godzinnym marszu, wraz z naszą grupką zostaliśmy daleko z tyłu za główną grupą. Nasi przewodnicy nas po prostu pozostawili samych w górach, pośród zupełnej ciemności. Nie wiedzieliśmy gdzie iść, ani nawet nie wiedzieliśmy kogo poprosić o pomoc. Na szczęście spotkaliśmy lokalnych „naganiaczy” którzy zaproponowali, że za odpowiednią opłatą podwiozą nas prawie do samego końca na wielbłądach. Skorzystaliśmy z ich oferty.
Okazało się, że na koniec, czeka nas około 2km wspinaczki w takich warunkach jak na zdjęciu poniżej, tylko, że w zupełnych ciemnościach. Z tego co wiem, to w polskich górach jest zakaz wychodzenia na szlak po zmroku. W Egipcie zostaliśmy w środku nocy zupełnie sami wśród skał.
.
Wspinaliśmy się w zupełnych ciemnościach kamień po kamieniu, schodek po schodku. W około panowała temperatura bliska 0 st C i jak słońce zaczęło wschodzić to zaczął wiać straszny wiatr. Skuliliśmy się za jakąś skałą i czekaliśmy do świtu. W pewnym momencie pomyślałem sobie, że gdybyśmy byli w polskich górach to właśnie nadszedł odpowiedni moment aby zadzwonić po GOPR. Tutaj nie miałem do kogo zadzwonić. Doczekaliśmy do świtu i jakoś powolutku zeszliśmy wraz ze znajomymi na dół. Po wschodzie słońca okazało się, że zabrakło nam około 200m do szczytu. Widoki podczas wschodu słońca były cudne.
.
.
Gdy w końcu udało się nam zejść na dol, to czekaliśmy na naszego przewodnika pod murami klasztoru św. Katarzyny. Nasz polskojęzyczny przewodnik pojawił się po około godzinnym oczekiwaniu.
Klasztor św. Katarzyny, jest obecnie najstarszym klasztorem na świecie. Należy on do Prawosławnej Cerkwi patriarchatu Jerozolimskiego.
.
.
.
.
Po powrocie do kraju, złożyliśmy reklamację w biurze Rainbow Tours na wycieczkę fakultatywną na górę Synaj i do klasztoru św. Katarzyny. Napisaliśmy, że w opisie oferty było napisane iż podczas wycieczki jest opieka polskojęzycznego, lub rosyjskojęzycznego opiekuna, a nas pozostawiono zupełnie samych pod opieką „beduinów” którzy zmyli się i pozostawili nas samych sobie w środku nocy w górach. Rainbow Tours odpisało, że przecież w opisie było napisane, że wycieczka jest w nocy. Pomimo iż jest napisane, w opisie oferty, że jest opieka polskojęzycznego opiekuna to chodzi im o to, że polskojęzyczny opiekun jest tylko w autobusie. Potem go nie ma. Skoro nie zrozumieliśmy o co im chodzi to nasza reklamacja jest bezzasadna.
Kpina jakaś. Jeszcze takiego chamstwa jak ze strony Rainbow Tours, to nie zaznałem ze strony jakiegokolwiek innego biura podrózy.
Podróżnik
Do końca wycieczki, snurkowaliśmy, bawiliśmy się i uprawialiśmy sporty wodne. Obecnie wyprawę na górę Mojżesza wspominam jak odległy koszmar. Nie wiem czemu, lecz o ile podczas wycieczek z Rainbow Tours do innych krajów zawsze było wszystko ok. To o tyle podczas wycieczek do Egiptu, zawsze musi zdarzyć się coś złego. 10 lat temu podczas zorganizowanego przez Rainbow Tours snurkowania ledwo się nie utopiłem (relacja jest na tym forum), obecnie, na wycieczce zorganizowanej przez Rainbow Tours ledwo nie zginąłem w górach.
.
.
.
THE END
.
PS
Do usłyszeniw niebawem.
Podróżnik
Widzę,że choć rafa słaba to sporo kolorowych rybek było
No powiem ci,że SZOK ! z tą wycieczką na górę
po prostu nie do uwierzenia ,że biuro sprzedaje taką wycieczkę a potem na skargę taka słaba reakcja . Zachowanie pilota też co najmniej dziwne. Wszystko to woła o pomstę do nieba.
Chyba nie jedż wiecej do Egiptu z Rainbow, tak na wszelki wypadek..
Dżięki za relację , choć ta końcówka trochę mnie przeraziła..
Jakie masz dalsze plany wyjazdowe ?
No trip no life
Wycieczka na Górę Mojżesza na której byłam w 2008 roku organizacyjnie wyglądała podobnie, choć to chyba było z EXIM – u. Przedstawicielka biura, została na dole powierzając nas władającemu językiem angielskim młodemu chłopakowi, który miał nas zaprowadzić na górę. Wycieczek była ogromna ilość, Wszyscy dostali latarki . Zgubić się nie było jak, bo wszyscy szli w ogonku jeden za drugim, więc nawet jak by się nie nadążyło za grupą (swoją grupę nawoływał prowadzący nas chłopak krzycząc nazwę biura) to szło się z tłumem. Z przodu widać było nawet daleko idących ludzi, a właściwie światła latarek, taki świetlany wężyk znaczył trasę. Jak doszliśmy na szczyt zgromadziliśmy się grupą w jednym miejscu czekając na świt . Byliśmy nie na samym wierzchołku lecz niewiele poniżej głównie ze względów logistycznych – wszystkie grupy nie zmieściły się na samym szczycie. Każdy znalazł sobie miejsce dogodne do zdjęć wschodzącego słońca. Ale indywidualnie można było wejść. Było okropnie zimno dopiero wschodzące słońce nas ogrzało. Zejście było już indywidualnie, droga była widoczna. Dla mnie niemiłym wspomnieniem przy podejściu do góry był zapach wielbłądów. Ich właściciele napraszali się do podwózki. Zapach odczuwałam tak intensywnie, że obawiałam się reakcji alergicznej w postaci duszności. Droga do góry była wąska i idące obok wielbłądy były niemiłym wspomnieniem. Nie wiem dlaczego miałam takie odczucie – bo na innych wycieczkach kontakt z wielbłądem i przejażdżka są do tej pory bardzo miłym wspomnieniem. Dalej zwiedzanie klasztoru, jak u Ciebie – ale bez możliwości robienia zdjęć w środku. Ogólnie wycieczka na tak, choć podejście wymaga kondycji. Wklejam kilka swoich zdjęć, jakość słaba ale to zawsze pamiątka.
Ja tam byłem 3 lata przed Asia-A.
Było prawie identycznie. Pełno grup, różne tempo wchodzenia, więc się wszyscy przemieszali. Też dostaliśmy latarki, ale padły w połowie drogi i szło sie po prostu za kimś. Tubylcy oferowali część drogi podwózkę wielbłądem lub osiołkiem, ale nie było zbyt wielu chętnych. Smrodu nie pamiętam, tylko obawę, że wsadzę temu zwierzakowi głowę w niedopowiedzenie, chyba, że uszy zatrzymają. Na szczycie byliśmy po 5 rano i trochę poczekaliśmy na wschód słońca (popijając dla rozgrzewki wódeczkę).
Jorguś