to ja już nie wiem w takim razie o co chodzi, że jedni widzą a inni nie ( za pierwszym razem Nelcia nie widziała a za drugim już tak; u Ciebie Asiu odwrotnie... normalnie idzie oszalec z tymi fotami
(Wasz autokar też fajny, no może mniej kolorowy, ale co tam bus - ważne co w drodze....
Przed pierwszym przystankiem pilotka przekazała nam trochę praktycznych informacji. Przytoczę tak bez składu i ładu, ale może komuś się przyda.
Waluta to dirhamy marokańskie :
„papierowe” jest 200 (najwyższy nominał), 100,50, 20
Monety 10, 5, 2, 1 i 0,5
10 dh to około 1 euro.
Wysyłka kartek: kartka cena 5-10 dh, znaczek do Europy – 9dh – wrzucamy do żółtych skrzynek. Trzeba się liczyć z tym, że dojdzie raczej nie wcześniej niż po miesiącu.
Woda – duża butelka 6-7 dh (hotel -20-25 dh)
Jedzenie:
Tadzin około 70 dh,
Chleb (z pieca chlebowego) 2 dh,
Kawa, herbata w knajpie z widokiem 20 dh, bez widoku ok. 10 dh
Sok pomarańczowy świeżo wyciskany 15 dh w knajpce, 5 dh – z wózka,
Owoce (gdy byliśmy – październik sezon podobno się kończy):
Winogrona, jabłka ok. 15 dh,
Banany – ok. 12 dh,
Ceny podawane są w dh, ale może się zdarzyć że w obszarach wiejskich podadzą w innych walutach (np w tysiącach nie wiadomo jakiej waluty) ponieważ w niektórych regionach świadomość przynależność do państwa (Maroko) nie jest powszechna, oni żyją w swoim świecie, spoleczności, wtedy trzeba prosić o przeliczenie na dh.
Napiwki – zwyczajowo ok. 10%,
W hotelach śniadanie przeważnie na słodko. Masło jest podawane ale tubylcy masła nie jedzą – jedzą chleb z oliwą.
Na naszej trasie nie będzie nigdzie alkoholu w sklepach.
W hotelu, knajpie wino – zamawia się całą butelkę. Tutejsze szare wino warte spróbowania.
Piwo – 2 browary : ceny hotelowe
Casablanca - drogie – około 50 dh,
Flag special ok. 25 dh,
Jedzenie wszędzie „ekologiczne” bez nawozów, mięso spożywane, sprzedawane wyłącznie świeże – tutaj nie ma żadnych mrożonek!!!
Drób kupuje się żywy, zabity tylko wyłącznie na życzenie,
Woda w kranach pitna – ale w większości niesmaczna lekko słonawa, ale można używać do mycia zębów.
W „pharmacy” – leki można kupować bez recepty,
Toaleta najpopularniejsza „berberyjska” – czyli za krzaczek, za wydmę, za drzewko – darmowa,
Płatna (2-3 dh): dwa rodzaje – „na Małysza” – preferują tubylcy ale są i europejskie,
ZDJĘCIA:
Całkowity zakaz!!! – robienie zdjęć mundurowym – tego trzeba bezwzględnie przestrzegać!!!,
innym robienie zdjęć gdy nie widzą – albo pytać,
aktorom/muzykantom/przebierańcom – za opłatą – oni z tego żyją!!
Ja prawie nigdy nie wysyłam kartek, raczej przywożę jesli już. Wysyłam zdjecia z telefonu z pozdrowieniami. Bardziej osobiste i szybko.
a ja dla odmiany wysyłam...
- my chyba należymy do tzw. „ginącego gatunku” – wśród moich kręgów rodzinno-przyjacielsko-znajomych, stanowimy już ewenement- właśnie z powodu wysyłania pocztą pocztówek z wakacji - a nikt już tego od lat nie robi…. A ja wciaż tak!
– rodzinka i przyjaciele zawsze ze wzruszeniem podkreślają że w ich skrzynkach pocztowych od lat są już tylko reklamówki od setek różnych firm i koperty z banków, ZUS-ów, faktury od dostawców energii i inne takie,… i od czasu do czasu pocztówka od nas - podobno jestem jedyną osobą od której jeszcze przychodzą kartki papierowe zamiast sms’ów czy maili!!!
mało tego- jako już ten wymierający gatunek - ja wciąż jeszcze wywołuję zdjęcia z podróży i zakładam Albumy papierowe - a tego też nikt już tego od lat nie robi (przynajmniej wśród moich znajomych) - oczywiście nie wywołuję 3000 fotek ( te lądują na dysku twardym), tylko góra 200 sztuk z wyjazdu, ale wciąż to robię....
czyli jestem staroświecka *yes3*, elektronika elektroniką, ale dla mnie wciąż są jeszcze rzeczy których nie zastapi najlepsza maszyna; malutki przykład z życia:
- kiedyś ( już kilka ładnych lat temu) moje dorosłe dzieci kupiły mi na gwiazdkę bardzo podobno porządnego e-booka, wiedząc, że całe życie pożeram te książki, więc będzie matczysko miało wygodę - no i….. zabrałam to to kiedyś w dłuuuugą podróż do Bangkoku ( w samolocie wygodnie sobie poczytam bez dźwigania cegłówki) – no i ... powiem Wam, że zupełnie mi to urządzenie nie pasi…, no wiem, owszem, fajne to to , wygodne, można mieć całą bibliotekę w torebce, zamiast jak u mnie - całego pokoju w domu, ale jednak jakoś mi to nie leży… brakuje mi papieru..., szelestu odwracanych kartek..., zapachu farby drukarskiej..., itd…. dla mnie książka musi być papierowa i już; w wersji elektronicznej mam książkę tylko przeczytaną, ale brak jest zupełny przyjemności "plastycznej" z obcowania z prawdziwą książką
Piea jeżeli chodzi o kartki, to mój młodzszy syn z zamiłowania fotograf i podróznik poprosił aby wysyłać do niego z każdego miejsca.Zawsze dostaje od nas taką tradycyjną kartkę, i mam pamiętać o napisaniu daty i miejsca.Trzyma je w ozdobnym pudełku na kartkach pozostaje ślad mojego charakteru pisma.
Z Malediwów szła trzy miesiące natomisat z Karaibów przyszła zanim wróciliśmy do domu.
Jedziemy do Taroudant – miasta zwanego – „małym Marrakeszem”. Miasto słynie z drzew cytrusowych. Kwitną one w maju – wtedy roznosi się cytrusowy zapach.
Miasto dzieli się na stare miasto (medyna) za murami i nowe miasto – zbudowane przez Francuzów. My udamy się do starej części ale najpierw jedziemy zobaczyć RIAD.
Riad – to inaczej ogród. Jest to przeważnie stary, tradycyjny dla Maroka dom. Z zewnątrz otoczony ścianami bez okien. Okna są w środku, wychodzą do wewnątrz gdzie znajduje się atrium – ogród z roślinami, czasem palmą bądź fontanną. Budowano tak, aby nikt nie zaglądał do mieszkania. Dawało to prywatność, pozwalało ukryć bogactwo przed wścibskimi oczami sąsiadów, a taki ogród w środku domu, pozwalał się cieszyć słońcem i dawał osłonę przed wiatrem i zimnem. No i po przejściu przez próg kobiety mogły bez obaw zdjąć hidżaby.
My oglądniemy ekskluzywny dom, w którym kiedyś zamieszkiwał burmistrz.
Czytam i ja z dużym zainteresowaniem . W Maroku byłam tylko w Agadirze i Legzirze . To magiczne południe od dawna zaprząta mi głowę. Chętnie pozwiedzam razem z tobą.
Piea my też mieliśmy „kolorowy autobus” ale Wasz chyba ładniejszy. Twoje dwie pierwsze foty widzę (autobusu) nastepne nie.
Nel a Rainbow byliśmy.
to ja już nie wiem w takim razie o co chodzi, że jedni widzą a inni nie ( za pierwszym razem Nelcia nie widziała a za drugim już tak; u Ciebie Asiu odwrotnie... normalnie idzie oszalec z tymi fotami
(Wasz autokar też fajny, no może mniej kolorowy, ale co tam bus - ważne co w drodze....
Czekam na cd
Piea
Przed pierwszym przystankiem pilotka przekazała nam trochę praktycznych informacji. Przytoczę tak bez składu i ładu, ale może komuś się przyda.
Waluta to dirhamy marokańskie :
„papierowe” jest 200 (najwyższy nominał), 100,50, 20
Monety 10, 5, 2, 1 i 0,5
10 dh to około 1 euro.
Wysyłka kartek: kartka cena 5-10 dh, znaczek do Europy – 9dh – wrzucamy do żółtych skrzynek. Trzeba się liczyć z tym, że dojdzie raczej nie wcześniej niż po miesiącu.
Woda – duża butelka 6-7 dh (hotel -20-25 dh)
Jedzenie:
Tadzin około 70 dh,
Chleb (z pieca chlebowego) 2 dh,
Kawa, herbata w knajpie z widokiem 20 dh, bez widoku ok. 10 dh
Sok pomarańczowy świeżo wyciskany 15 dh w knajpce, 5 dh – z wózka,
Owoce (gdy byliśmy – październik sezon podobno się kończy):
Winogrona, jabłka ok. 15 dh,
Banany – ok. 12 dh,
Ceny podawane są w dh, ale może się zdarzyć że w obszarach wiejskich podadzą w innych walutach (np w tysiącach nie wiadomo jakiej waluty) ponieważ w niektórych regionach świadomość przynależność do państwa (Maroko) nie jest powszechna, oni żyją w swoim świecie, spoleczności, wtedy trzeba prosić o przeliczenie na dh.
Napiwki – zwyczajowo ok. 10%,
W hotelach śniadanie przeważnie na słodko. Masło jest podawane ale tubylcy masła nie jedzą – jedzą chleb z oliwą.
Na naszej trasie nie będzie nigdzie alkoholu w sklepach.
W hotelu, knajpie wino – zamawia się całą butelkę. Tutejsze szare wino warte spróbowania.
Piwo – 2 browary : ceny hotelowe
Casablanca - drogie – około 50 dh,
Flag special ok. 25 dh,
Jedzenie wszędzie „ekologiczne” bez nawozów, mięso spożywane, sprzedawane wyłącznie świeże – tutaj nie ma żadnych mrożonek!!!
Drób kupuje się żywy, zabity tylko wyłącznie na życzenie,
Woda w kranach pitna – ale w większości niesmaczna lekko słonawa, ale można używać do mycia zębów.
W „pharmacy” – leki można kupować bez recepty,
Toaleta najpopularniejsza „berberyjska” – czyli za krzaczek, za wydmę, za drzewko – darmowa,
Płatna (2-3 dh): dwa rodzaje – „na Małysza” – preferują tubylcy ale są i europejskie,
ZDJĘCIA:
Całkowity zakaz!!! – robienie zdjęć mundurowym – tego trzeba bezwzględnie przestrzegać!!!,
innym robienie zdjęć gdy nie widzą – albo pytać,
aktorom/muzykantom/przebierańcom – za opłatą – oni z tego żyją!!
he he to dosyć długo kartki idą
wysyłasz rodzinie czy znajomym ?
No trip no life
Ja prawie nigdy nie wysyłam kartek, raczej przywożę jesli już. Wysyłam zdjecia z telefonu z pozdrowieniami. Bardziej osobiste i szybko.
a ja dla odmiany wysyłam...
- my chyba należymy do tzw. „ginącego gatunku”
– wśród moich kręgów rodzinno-przyjacielsko-znajomych, stanowimy już ewenement- właśnie z powodu wysyłania pocztą pocztówek z wakacji - a nikt już tego od lat nie robi…. A ja wciaż tak!
– rodzinka i przyjaciele zawsze ze wzruszeniem podkreślają że w ich skrzynkach pocztowych od lat są już tylko reklamówki od setek różnych firm i koperty z banków, ZUS-ów, faktury od dostawców energii i inne takie,… i od czasu do czasu pocztówka od nas - podobno jestem jedyną osobą od której jeszcze przychodzą kartki papierowe zamiast sms’ów czy maili!!!
mało tego- jako już ten wymierający gatunek - ja wciąż jeszcze wywołuję zdjęcia z podróży i zakładam Albumy papierowe - a tego też nikt już tego od lat nie robi (przynajmniej wśród moich znajomych) - oczywiście nie wywołuję 3000 fotek ( te lądują na dysku twardym), tylko góra 200 sztuk z wyjazdu, ale wciąż to robię....
czyli jestem staroświecka *yes3*, elektronika elektroniką, ale dla mnie wciąż są jeszcze rzeczy których nie zastapi najlepsza maszyna; malutki przykład z życia:
- kiedyś ( już kilka ładnych lat temu) moje dorosłe dzieci kupiły mi na gwiazdkę bardzo podobno porządnego e-booka, wiedząc, że całe życie pożeram te książki, więc będzie matczysko miało wygodę
- no i….. zabrałam to to kiedyś w dłuuuugą podróż do Bangkoku ( w samolocie wygodnie sobie poczytam bez dźwigania cegłówki) – no i ... powiem Wam, że zupełnie mi to urządzenie nie pasi…, no wiem, owszem, fajne to to , wygodne, można mieć całą bibliotekę w torebce, zamiast jak u mnie - całego pokoju w domu, ale jednak jakoś mi to nie leży… brakuje mi papieru..., szelestu odwracanych kartek..., zapachu farby drukarskiej..., itd…. dla mnie książka musi być papierowa i już; w wersji elektronicznej mam książkę tylko przeczytaną, ale brak jest zupełny przyjemności "plastycznej" z obcowania z prawdziwą książką
Piea
Dołączyłam i ja do czytania Twojej relacji Asiu
Piea jeżeli chodzi o kartki, to mój młodzszy syn z zamiłowania fotograf i podróznik poprosił aby wysyłać do niego z każdego miejsca.Zawsze dostaje od nas taką tradycyjną kartkę, i mam pamiętać o napisaniu daty i miejsca.Trzyma je w ozdobnym pudełku na kartkach pozostaje ślad mojego charakteru pisma.
Z Malediwów szła trzy miesiące natomisat z Karaibów przyszła zanim wróciliśmy do domu.
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia
Witam Alę oraz pozostałych czytających.
Jedziemy do Taroudant – miasta zwanego – „małym Marrakeszem”. Miasto słynie z drzew cytrusowych. Kwitną one w maju – wtedy roznosi się cytrusowy zapach.
Miasto dzieli się na stare miasto (medyna) za murami i nowe miasto – zbudowane przez Francuzów. My udamy się do starej części ale najpierw jedziemy zobaczyć RIAD.
Riad – to inaczej ogród. Jest to przeważnie stary, tradycyjny dla Maroka dom. Z zewnątrz otoczony ścianami bez okien. Okna są w środku, wychodzą do wewnątrz gdzie znajduje się atrium – ogród z roślinami, czasem palmą bądź fontanną. Budowano tak, aby nikt nie zaglądał do mieszkania. Dawało to prywatność, pozwalało ukryć bogactwo przed wścibskimi oczami sąsiadów, a taki ogród w środku domu, pozwalał się cieszyć słońcem i dawał osłonę przed wiatrem i zimnem. No i po przejściu przez próg kobiety mogły bez obaw zdjąć hidżaby.
My oglądniemy ekskluzywny dom, w którym kiedyś zamieszkiwał burmistrz.
Widok z zewnątrz .
Czytam i ja z dużym zainteresowaniem . W Maroku byłam tylko w Agadirze i Legzirze . To magiczne południe od dawna zaprząta mi głowę. Chętnie pozwiedzam razem z tobą.
...oooo, superowskie te "wierzeje" !!!
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav