Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Jak to u mnie - po grudniowo-styczniowej harówce odnowieniowej w pracy - gdzieś tak w lutym włącza mi się z reguły szwędacz podróżniczy!, który w tym roku prawie wył do witaminki D3; w połowie lutego umyśliłam sobie więc jakis wypad; marzył mi się Wietnam lub coś podobnego w tej części świata, ale niepokojące wieści z Chin odnośnie koronawirusa - zupełnie zniechęciły mnie do jakiejkolwiek podróży do Azji, więc zaczęłam przyglądać się na oferty w odwrotnym kierunku; no i jak to u mnie bywa - nic niezaplanowane... nic nie kupione wcześniej... wszystko zawsze jest odwlekane do ostatniej chwili, więc malinowa cena lasta (tym razem na 2 dni przed wylotem) spowodowała błyskawiczne podjęcie decyzji - rezerwacja on-line na stronie R.pl i lecimy! - tym razem do Mexico!
Po zeszłorocznej kubańskiej wyprawie - wprawdzie to kierunek ”po sąsiedzku” więc nie będzie zupełnej zmiany klimatów, jak lubię najbardziej, ale w obecnej sytuacji taka decyzja wydawała się bezpieczniejsza. (wtedy jeszcze mapa zasięgu koronawirusa obejmowała tylko Chiny i Włochy) .
Nie przypuszczałam jednak 26 lutego - jak kupowałam ofertę, że koronawirusowa bomba walnie tak znienacka kilka dni później! bo dosłownie wstrzeliłam się ”w ostatniej chwili”, wróciłam tydzień temu- w sobotę 7 marca, a za 3 dni po powrocie się zaczęło....; od czwartku zamknięcie szkół, w piątek decyzja o zamknięciu granic.... teraz już bym na pewno nie pojechała... a jeśli wyjazd byłby tydzień później, to wróciłabym wprost w kwarantannę .
Oczywiście mój Małż-Panikarz nie chciał słyszeć o jakimkowiek wyjeździe, kiedy " tak groźny wirus panuje na świecie" i na nic nie zdały się moje tłumaczenia, że przeciez nie wybieram się do Chin ani Włoch! , mało tego, przekonywałam, że to "ostatni moment" bo potem.... niewiadomo jak ? i czy ?się to rozwinie i rozprzestrzeni.... - no i trafiłam w dziesiątkę... bo to BYŁ ostatni moment; teraz to już jest totalna kicha wyjazdowa
Pakujemy się więc z moją kumpelą "od podróżowania" i lecimy..... do Mexico!!!
Lecimy dokładnie taką samą trasą jak rok wczesniej na Kubę - łukiem tzw. dystansu wielkiego koła - nad Islandią, Grenlandią i wschodnim wybrzeżem Am.Północnej; lot niestety długi i męczący - niecale 12 godzin, ale trafione w gratisie miejsce przy oknie i ładna pogoda za Europą powodują "widoczki" więc ciut mniej nudy; obejrzałam kilka starych filmów, które juz wczesniej widziałam, porozwiązywałam krzyżówki, przeczytałam prawie cały "Kalejdoskop", podrzemałam jak mysz pod miotłą i jakoś zleciało.....
gdzieś nad Grenlandią....
nad Zatoką Meksykańską...
no i w końcu , wreszcie lądowanie w Cancun
umęczeni podróżą jedziemy do hotelu ok 30 minut od lotniska; hotel z serii raczej skromnej, za to pokoje- to wielkie i wygodne apartamenta z dobrem wszelakim hotelowym (kosmetyki, suszarka, kapciuszki, kawka (ekspres) , żelazko deska do prasowania, nawet mikrofala + duży metraż i wygodne wielkie łóżka (pojedyńcze łóżka hotelowe w Meksyku mają taki wymiar jak moje w sypialni (co najmniej 1,5-1,6 szerokości!)
pomnik Muszli w Cancun
nasz pierwszy ( i również ostatni) hotel:
Piea
Piea, rzeczywiście podróż w ostatniej chwili !! miałaś na prawde farta
Super ,że zdążyłas naładować baterie w mega słonecznym jak sie domyslam Mexico
Zdjęcie Grenlandii z góry piekne
Fotki 1 i 3 nie widzę, reszta ok. Album udostepnilas ?
No trip no life
oczywiście że udostępniony! - nie wiem co się dzieje.... ; daj znac jak bedzie dalej?
Piea
to 1 i 4 zniknely, może wstaw jeszcze raz ?
No trip no life
nazajutrz rozpoczynamy naszą wycieczkę; koleżanka nie zgodziła się na opcję "Wielkiej Konkwisty" z powodów kosztowych; nie bardzo też dała radę z opcją 2-tygodniową (wycieczka +wypoczynek w Cancun/lub na Riviera Maya); wykupiłyśmy więc tylko samą wycieczkę (impreza Rainbow pt: "Hasta la vista Mexico!" ) taka oto trasą:
Piea
Trasa fajna, mnóstwo ciekawych miejsc !! nawet Palenque
wszystkie foty są, Grenlandia jeszcze piekniejsza
No trip no life
Do Meksyku wybierałam się już od kilku lat…. od zawsze ten kraj znajdował się wysoko na mojej podróżniczej liście marzeń, ale w ostatnich latach tak się składało, że co się „zasadzałam” na ten Meksyk, to zawsze coś nie pasowało: a to termin nie ten, a to ważniejsze priorytety uniemożliwiały wyjazd, a to cena niezbyt atrakcyjna, a to program nie taki … i tak odkładaliśmy ten Meksyk w nieskończoność…, kilka lat temu już prawie pojechaliśmy tam, ale znajomi z którymi się wtedy wybieraliśmy na wyjazd woleli Tajlandię, więc odłożyliśmy Meksyk na kiedyś tam…. a w kolejnym roku już prawie miałam „ptaszka w garści” – zarezerwowałam nawet wycieczkę w Rainbow pt: „Trzynaście poziomów Majańskiego nieba”, ale nasz nie potwierdzony termin wycieczki odwołano nam z powodu zbyt małej liczby uczestników i nie pojechaliśmy…. zmieniając wtedy nasz niedoszły Meksyk na Sri Lankę; potem „13 poziomów majańskiego nieba” nagle zupełnie zniknęło z oferty R.pl i już się nigdy nie pokazało, a sam Jukatan mimo atrakcyjnych cen wydawał nam się „zbyt krótki”– jak na trasę meksykańskich Must See, no i tak ten Meksyk wciąż czekał… aż się w końcu doczekał, tyle, że teraz Małż spanikował przed koronawirusem i za nic nie chciał nigdzie ze mną jechać; pukał się nawet w głowę co do moich pomysłów wyjazdowych z koleżanką; ale skoro nie chciał - to pojechałam z moją niezawodną rezerwą – wyjazdową przyjaciółką
, która nie mogła jednak sobie pozwolić na opcję ”Wielkiej Konkwisty” z powodów kosztowych; nie bardzo też dałaby radę z opcją 2-tygodniową (tańsza wycieczka + wypoczynek w Cancun/lub na Riviera Maya);
Wybrałyśmy więc tylko program objazdowy „Hasta la vista Mexico!” i fru…
Witaj meksykańska Przygodo! – w myśl zasady - jak to się mówi: lepiej mniej i krócej, niż w ogóle
Meksyk wita nas szerokim uśmiechem
Meksyk – z pewnością jeden z najbardziej fascynujących krajów świata, który od lat przyciąga całe rzesze turystów z całego świata; ten niezwykły kraj oferuje bowiem wyjątkowe zabytki okresu prekolumbijskiego i czasów kolonialnych, oferuje fascynującą kulturę Majów i Azteków, urzekającą przyrodę, różnorodną kuchnię i rajskie plaże – tych akurat tym razem nie dostąpiłyśmy, ale my nie aż takie znowu plażowiczki, więc przełknęłyśmy ten ich brak bez żalu, choć taka 1-dniowa opcja (dzień wypoczynku) jaka trafiła nam się na koniec kubańskiej wycieczki – byłaby tu miłą niespodzianką.
Imprezę objazdową zaczynamy od Chichen Itza – prekolumbijskiego miasta Majów, które od 1988 roku znalazło się na liście Unesco, miasta znanego i rozpowszechnionego w świecie dzięki tysiącom zdjęć zdąbiących pocztówki, Albumy i foldery turystyczne;
Nazwa Chichen Itza - oznacza „Źródła Ludu Itzá” albo „Wrota do studni Itzá” , powstanie tutaj osady datuje się mniej więcej na lata wieku IV-VI n.e, a był to najważniejszy ośrodek polityczny na Jukatanie i taką pozycję miasto utrzymywało do końca XIII wieku. Największym i najbardziej rzucającym się w oczy obiektem jest Piramida Kukulkana- zwana również El Castillo, ogłoszona jednym z 7 nowych Cudów Świata, a sam Kukulkan, znany w Krainie Majów bardziej jako Quetzalcoatl (Pierzasty Wąż) był jedną z najbardziej szanowaną i ważną postacią wśród wierzeń Majów;
Schodkowa Piramida Kukulkana jest ogromna i już z daleka robi naprawdę duże wrażenie; mierzy 30 metrów wysokości; a 365 stopni schodów, odpowiadających liczbie dni wg kalendarza słonecznego - prowadzą na jej szczyt ze wszystkich czterech stron; każdy bieg schodów posiada 91 stopni , razem jest ich więc 364 a ostatni, 365 –ty stopień stanowi wejście do świątyni, na dole schodów znajdują się rzeźbione wyobrażenia głów Upierzonego Węża, które strzegły wejścia do świątyni. ;
Na terenie kompleksu Chichen Itza, oprócz wspomnianej Piramidy znajduje się sporo innych obiektów, m.in. Obserwatorium Astronomiczne Majów (El Caracol), Świątynia Wojowników wraz z grupą Tysiąca Kolumn, Ołtarz Wenus, Ruiny Świątyni Xtoloca czy niesamowicie ozdobiony reliefami majańskimi - Kościół ( La Iglesia);
Ołtarz Wenus
La Iglesia- czyli po prostu Kościół– niewielka, ale bardzo bogato zdobiona reliefami ciekawa świątynia
Piea
kolejny ciekawy obiekt: to El Caracol ( Ślimak) , którego nazwa wzięła się od spiralnych schodów wewnątrz wieży; uznano że owa budowla służyła Majom jako Obserwatorium Astronomiczne
tuz obok znajduje się Świątynia Wojowników
z lasem Tysiąca Kolumn....
pomiędzy poszczególnymi obiektami trochę zakłócają spokój i kontemplację miejscem - liczni sprzedawcy, których wpuszczono na teren kompleksu Chichen Itza; a wyglada to tak, że pomiedzy Światyniami i piramidami porozstawiali swoje kramiki i handelek trwa tu w najlepsze i rozprasza uwagę zwiedzajacych
wracamy do zwiedzania obiektów Chichen Itza
Na terenie kompleksu Chichen Itza, znajduje się słynna Ściana Czaszek z ołtarzem czaszek (Tzompantli) robiąca niesamowite wrażenie na co wrażliwszych osobnikach, bowiem przedstawiono tam kamienne czaszki - głowy ofiar przeznaczonych do brutalnych rytuałów ku czci majańskich Bogów oraz jeńców wojennych i różnych ofiar religijnych – biedaków, których nadziewano na pale i wystawiano na widok publiczny. Dopiero tutaj dochodzi do naszej świadomości jakimi rzeźnikami byli Majowie, choć w porównaniu z Aztekami – ich „działalność” w składaniu ofiar nie była aż tak krwawa i okrutna, ale o tym napiszę Wam później, jak przyjdzie czas na Azteków.
i na koniec Chichen Itza- mieszkańcy - zielone legwany
Piea
Witaj Piea
czyli dobrze ,że przyjaciółka nie mogła być dłużej, bo wtedy mogłybyscie mieć problem z powrotem do domu ?
Oczywiście zasiadam do czytania Twojej relacji
Przyszłość to marzenia, przeszłośc to wspomnienia
Witaj Alamed,
nawet gdybyśmy zostały tydzień dłużej na wypoczynku, wróciłybyśmy wczoraj rano (samolot przyleciał, sprawdzałam na flightradar.24) , więc w ostatniej chwili by się jeszcze udało
, ale stres byłby na pewno znacznie większy
Piea
jeszcze na terenie Chichen Itza znajduje się ciekawa niewielka piramida- jako Grobowiec Kapłana - zwieńczona u podstawy wizerunkami - a jakże - oczywiście węży!
Jeszcze wspomnę tylko słówko o majańskiej grze w piłkę, bo wiadomo, chłopcy na całym świecie od zarania dziejów uwielbiali i uwielbiają wszelkie wariacje na temat wszelakich form gry w piłkę, a ta jest po dziś dzień ich ulubioną zabawką
a dla niektórych to wręcz religia! - nie inaczej było i z Majami, też mieli swoją zabawę w piłeczkę – Jugeo de Pelota, gra znana fachowo jako Ullamaliztli - to mezoamerykańska gra w piłkę o podłożu rytualnym.
U Majów grę tą nazywano ówcześnie Pok-ta-pok, Aztekowie nazywali ją Tachtli, tak czy siak zasady były takie same: po rynnowym boisku (przy czym wymiary boiska bywały różne w różnych miastach) - biegały dwie rywalizujące ze sobą drużyny, których zadaniem było trafienie sporej, gumowej piłki do kamiennej obręczy zawieszonej wysoko na bocznych murach boiska (czasami było to na trzech a czasami nawet na siedmiu metrach wysokości!) rzecz polegała na tym, że piłkę można było odbijać tylko biodrami, udami, barkami bądź łokciami – no zabawa jak zabawa, chłopcy lubią takie rzeczy, ale tu kontrowersje wzbudza sam „system punktacji” drużyny zwycięskiej czy też przegranej
W Chichen Itza znajduje się największe boisko do gry w ullamaliztli
Gra często bywała ceremonialnym zwieńczeniem zwycięstwa jak to w prawdziwej wojnie ( w którą chłopcy też lubią się bawić
) i to nierzadko dla gospodarzy, bo już w tamtych czasach znane było” ustawianie” meczyków, ale istotne jest wspomnieć, że owy „system punktacji” polegał na tym, że kapitanowi drużyny przegranej leciała ścięta głowa, choć w innej wersji tej gry to żywot lidera drużyny zwycięskiej kończył się śmiercią!
Wiem, że dla nas współczesnych brzmi to wręcz makabrycznie i trudno sobie wyobrazić podobne „zasady gry” , ale pamiętajmy, że Majowie postrzegali to zupełnie inaczej; dla Majów śmierć była najwyższym aktem poświęcenia, wierzono, że była zwiastunem odrodzenia się słońca i zwycięstwa nad siłami ciemności a dla samej ofiary – ponieść śmierć na boisku do ullamaliztli było wielkim zaszczytem i gwarancją życia wiecznego. Tam wciąż trwa widoczny na licznych pamiątkach nieustanny kult śmierci.
a tak to mniej więcej wyglądało w czasach Majów....
Jeszcze wspomnę o majańskich maskach – jako pamiątkach chętnie i często zwożonych przez turystów ze świata – wiem od naszego przewodnika, że z maskami bywa tak samo jak z wszelkimi innymi pamiątkami: wśród tysięcy lichej jakości wyrobów i podróbek wszelakich istotne jest, żeby umieć wybrać wyroby nieco lepsze od powszechnej tandety.
Te tańsze (w cenie w granicach 200-400 pesos) często są z lichego drewna, malowane wątpliwej jakości farbkami, nacierane benzyną (śmierdzą faktycznie ropopochodnie) – z czasem zaczną pękać a tani barwnik zacznie się łuszczyć i kruszyć; sprzedawca chcący sprzedać coś takiego za 1000 pesos – w rytuale targowania szybko schodzi z ceny i godzi się opchnąć nam to za 300 pesos, wtedy możemy mieć raczej na pewno 100% gwarancję, że to lichota
;
wyroby te znacznie lepszej jakości – w zasadzie odróżnimy już na pierwszy rzut oka - po samym wygladzie, coś co jest starannie wykonane, ze szlachetnego materiału, od razu wygląda solidniej i nikt nam nie zejdzie z ceny więcej jak 100 pesos, za takie maski musimy zapłacić jednak sporo więcej- ok 800-1200 pesos w zależności od wielkości, ale sa naprawdę piękne, solidne, pachnące drewnem i naturalnymi barwnikami.
Na zdjęciu róznic rzecz jasna nie widać, ale jak weźmiecie w ręce - od razu zauważycie o co tu kaman
te tańsze na fotce wygladają całkiem przyzwoicie:
a te droższe tutaj:
Wśród setek pamiątek z Meksyku królują jeszcze wielkie meksykańskie sombrera - nie, żeby ktoś w nich u nas paradował latem
, ale fajnie wygląda cóś takiego zawieszone na ścianie - ja kupiłam! - powieszę sobie do kolekcji obok tajskiego dǒulì (w typie wietnamskiego non-la), omańskiej kummy i albańskiego queleshe;
kolejną rzeczą wartą rozważenia są kolorowe i bardzo ładne majańskie kalendarze w przeróżnych wersjach wykonane z drewna, kamienia, malowane na skórze ale też gipsowe, plastikowe, itd…mniejsze i większe tańsze i droższe - każdy na pewno znajdzie coś dla siebie;
kolejną bardzo fajną rzeczą są też słynne jukatańskie hamaki, uważane za jedne z najlepszych na świecie; wyplatane ręcznie z nici bawełnianych z dodatkiem włókien sizalowych; ja mam już 3 hamaki : jeden olbrzymi podwójny, jeden lniany wykończony nicianym koronkowym splotem z frędzelkami (chyba z Ikei lub Jyska) i jeden oryginalny z Brazylii, jako prezent od znajomych, więc na czwarty już się nie skusiłam
, bo na co mi tyle tych hamaków? , ale jeśli ktoś nie ma, a ma gdzie powiesić - to warto to sobie zakupić, bardzo fajna, wygodna, dobra jakościowo i piękna rzecz do letniego ogrodu, czy nawet na taras lub na duży balkon; są rózne do wyboru: rozmiary i wielkości do wyboru , rózne kolory, sploty i ceny, grubsze i cieńsze - na kazdą kieszeń
można oczywiście przywieźć z Meksyku masę innych fajnych rzeczy: przyprawy, sosy salsa w małych buteleczkach, oczywiecie tequilę, mezcal z robakiem, obsydianowe noże- ostre jak samurajskie miecze czy słynne kapelusze panamy – jest tu tego wszystkiego od groma….
ręcznie haftowane tradycyjnie sukienki huipil
Piea