Za cały zestaw szczepionek zapłaciłem coś około 900-1000zł. Najważniejsza jest szczepionka na żółtą febrę. Dostaje się wtedy książeczkę szczepień, która jest obowiązkowa przy wjeździe do Nigerii i urzędnicy imigracyjni mogą jej wymagać.
... skończyłem na tym, że udało mi się uprosić mojego bossa, aby służbowo zabrał mnie na miasto
No i tak też się stało. Umówiłem się z nim, ze przyjedzie po mnie do hotelu skoro świt. Rzeczywiście był, z samego rana, z całą świtą. Wyjazd wszakże był biznesowy.
Okazało się, że jest niesamowicie, ale nawet wroga nie zmusiłbym, aby tam zamieszkał.
W Lagos, gdzie żyje podobno 20 mln ludzi, ogromne, rozległe, położone nad laguną, na lądzie i na wyspach; bez zorganizowanej komunikacji miejskiej, metra, tramwajów czy nawet przyzwoitych autobusów, musi sobie jakoś radzić z przemieszczaniem się ludności. Skutkiem tego są setki tysięcy, z reguły zdezelowanych, kopcących aut poruszających się żółwim tempem w straszliwych korkach. Nie trudno, zatem wyobrazić sobie ile spalin unosi się w powietrzu. Jeśli do tego dodamy smrody z generatorów prądu zasilanych ropą oraz siwy dym unoszący się nad tutejszymi favelami, efekt jest straszliwy. Ciężkie, gorące i wilgotne powietrze skutecznie uniemożliwia jego ruch i nad miastem tworzy się smog. Co rano zastanawiałem się czy jest słonecznie czy pochmurno. Dopiero około południa "przejaśnia się".
Podczas, gdy na mieście są korki, można sobie uprzyjemnić podróż.
Przed przyjazdem straszono mnie, żeby nie robić żadnych zdjęć miejscowej ludności. Przezornie zapytałem mojego bossa o to samo. Popukał się w głowę i jak najbardziej "pozwolił" robić zdjęcia. Okazało się, że miejscowi uwielbiają być fotografowani.
Miejscowi uwielbiają być fotografowani, nawet jeśli są w pidżamach
Weszliśmy między lud ukochany dzieląc z nim trudy i znoje
Wnet nadchodzi miejscowy rzeźnikz mięsem na głowie, który jednej ręce trzyma dekiel od kotła (pokrywkę), a w drugiej maczugę. I uderzając jednym o drugie nawołuje do zakupów.
Miejscowy rzeźnik
W innym miejscu napotykamy innego rzeźnika. Jego mięso jest ładne, krwiste. Ulubione miejsce dla much.
Pyszne mięsko do zakupu u miejscowego rzeźnika
Spacerując dalej napotykamy ulicznego krawca, który oferuje swe usługi tailor made
Uśmiechnięty krawiec, który wszystko uszyje na miarę (możliwości)
Na ulicy można też się posilić i napoić. Żar z nieba leje się niemiłosierny, a mnie suszy i nie mam ani jednego naira. Próbuję więc naciągnąć mojego bossa, aby mi kupił chociaż butelkę wody.
Można coś zjeść i się napić.
Wreszcie dał się namówić i postawił mi butelkę zimnej coca-coli.
Łyk coca-coli bezcenny, szczególnie ten na głowie.
Z zakupami
W centrum Lagos
Centrum miasta jest wszędzie. Nie ma czegoś takiego, jak rynek, centralny plac, katedra czy coś w tym stylu. Życie toczy się na bazarach, na ulicy i w tysiącach małych żółtych, zapchanych do granic możliwości autobusikach, którymi przemieszczają się miejscowi. Tylko oni wiedzą, dokąd jadą te autobusiki, bo żaden nie ma tablicy kierunkowej. Ciekaw jestem, jak by mi przyszło czymś takim podróżować. Ale by była jazda... Niestety na to mój boss nie chce się zgodzić
a ile kosztują takie szczepienia?
Trzeba je przyjąć raz cyz kilkakrotnie?
Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku!
--Panie od windy biją na głowę te od harców
--kierunek mocno nietypowy, zupełnie nieturystyczny, tym bardziej ciekawy. I tak tam nie polecę ale poczytam chętnie
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Za cały zestaw szczepionek zapłaciłem coś około 900-1000zł. Najważniejsza jest szczepionka na żółtą febrę. Dostaje się wtedy książeczkę szczepień, która jest obowiązkowa przy wjeździe do Nigerii i urzędnicy imigracyjni mogą jej wymagać.
Pamiętam, pamiętam i mam już nawet w głowie poukładane

Hej Andrew !!!
dostajesz normalnie czerwoną kartkę za niepisanie
co to jest za obijanie się ??
przeciez my tu czekamy...
No trip no life
Kocham Afrykę, kierunek nieznany i ktoś się strasznie obija - czerwona kartka .................... i coś jeszcze
Jeeesu, ludziska, przepraszam Was, dziad ze mnie straszny, wstyd mi...
Już nadrabiam zaległości...
... skończyłem na tym, że udało mi się uprosić mojego bossa, aby służbowo zabrał mnie na miasto
No i tak też się stało. Umówiłem się z nim, ze przyjedzie po mnie do hotelu skoro świt. Rzeczywiście był, z samego rana, z całą świtą. Wyjazd wszakże był biznesowy.
Okazało się, że jest niesamowicie, ale nawet wroga nie zmusiłbym, aby tam zamieszkał.
W Lagos, gdzie żyje podobno 20 mln ludzi, ogromne, rozległe, położone nad laguną, na lądzie i na wyspach; bez zorganizowanej komunikacji miejskiej, metra, tramwajów czy nawet przyzwoitych autobusów, musi sobie jakoś radzić z przemieszczaniem się ludności. Skutkiem tego są setki tysięcy, z reguły zdezelowanych, kopcących aut poruszających się żółwim tempem w straszliwych korkach. Nie trudno, zatem wyobrazić sobie ile spalin unosi się w powietrzu. Jeśli do tego dodamy smrody z generatorów prądu zasilanych ropą oraz siwy dym unoszący się nad tutejszymi favelami, efekt jest straszliwy. Ciężkie, gorące i wilgotne powietrze skutecznie uniemożliwia jego ruch i nad miastem tworzy się smog. Co rano zastanawiałem się czy jest słonecznie czy pochmurno. Dopiero około południa "przejaśnia się".
Podczas, gdy na mieście są korki, można sobie uprzyjemnić podróż.
Przed przyjazdem straszono mnie, żeby nie robić żadnych zdjęć miejscowej ludności. Przezornie zapytałem mojego bossa o to samo. Popukał się w głowę i jak najbardziej "pozwolił" robić zdjęcia. Okazało się, że miejscowi uwielbiają być fotografowani.
Miejscowi uwielbiają być fotografowani, nawet jeśli są w pidżamach
Weszliśmy między lud ukochany dzieląc z nim trudy i znoje
Wnet nadchodzi miejscowy rzeźnikz mięsem na głowie, który jednej ręce trzyma dekiel od kotła (pokrywkę), a w drugiej maczugę. I uderzając jednym o drugie nawołuje do zakupów.
Miejscowy rzeźnik
W innym miejscu napotykamy innego rzeźnika. Jego mięso jest ładne, krwiste. Ulubione miejsce dla much.
Pyszne mięsko do zakupu u miejscowego rzeźnika
Spacerując dalej napotykamy ulicznego krawca, który oferuje swe usługi tailor made
Uśmiechnięty krawiec, który wszystko uszyje na miarę (możliwości)
Na ulicy można też się posilić i napoić. Żar z nieba leje się niemiłosierny, a mnie suszy i nie mam ani jednego naira. Próbuję więc naciągnąć mojego bossa, aby mi kupił chociaż butelkę wody.
Można coś zjeść i się napić.
Wreszcie dał się namówić i postawił mi butelkę zimnej coca-coli.
Łyk coca-coli bezcenny, szczególnie ten na głowie.
Z zakupami
W centrum Lagos
Centrum miasta jest wszędzie. Nie ma czegoś takiego, jak rynek, centralny plac, katedra czy coś w tym stylu. Życie toczy się na bazarach, na ulicy i w tysiącach małych żółtych, zapchanych do granic możliwości autobusikach, którymi przemieszczają się miejscowi. Tylko oni wiedzą, dokąd jadą te autobusiki, bo żaden nie ma tablicy kierunkowej. Ciekaw jestem, jak by mi przyszło czymś takim podróżować. Ale by była jazda... Niestety na to mój boss nie chce się zgodzić
Tylko miejscowi wiedzą, który busik dokąd jedzie
Super klimaty czekam na ciąg dalszy.
Inny świat...zdjęcia super ciekawe, fajne ujęcia
a jeszcze bardziej podoba mi sie twój język he he usmiałam sie..piszesz bardzo ciekawie
nie kaz nam znowu czekać tygodniami
No trip no life