Marylko, na Gwadelupie i Martynice parady karnawałowe są w każdą niedzielę karnawału, więc nietrudno się wpasować ... tylko na miejscu wypytać trzeba lokalesów w którym mieście w dana niedzielę szaleją zespoły
to szybciutko kolejny dzień opiszę, bo ostatnio tak ciężko z wolnym czasem u mnie... sorki za długie przerwy w pisaniu, ale nie wyrabiam czasowo... a miało być "luźniej" w wakacje...
Dzień 8
Dziś plażing. Znów idziemy na naszą piękną hotelową Caravelle, ponieważ, to nasz ostatni dzień i musimy nacieszyć się piękną plażyczką, zanim odlecimy na Martynikę.
Już na „dzień dobry” spotykamy kolorowe 3 iguany na terenie hotelu Club Med. Są trochę nieśmiałe i uciekają, gdy chcę podejść bliżej. Ja do jaszczurko-maniaczek należę, więc każdą przynajmniej chciałabym z bliska pooglądać jak nie dotknąć, pogłaskać i przytulić… Jestem zafascynowana ich pięknem i kolorami, jakimi się mieni ich skóra… są niesamowiteeee….
Na plaży znów tłoczno,. Ale kto by się tym przejmował. Woda ciepła jak zupa, więc spędzamy w niej większość czasu, a potem odpoczynek w cieniu palemek… Znów czujemy ten błogi raj!!!!
Idąc na lunch znów spotykamy iguany. Jedna jest bardzo towarzyska i szuka towarzystwa ludzi, wchodząc na ich legowiska… Przeżywam szok, słysząc jak francuskie dzieci z pogardą i obrzydzeniem mówią o tej ślicznej jaszczureczce, że jest „obrzydliwa i przerażająca, że to potwór…”
Dociera do mnie fakt, że rózni ludzie, widząc to samo mają skrajnie różne odczucia… Dla mnie to cud natury, najwspanialszy okaz jaszczurek, a dla dzieciaków horror… myślę sobie „jak dobrze, że nasze dzieci wychowaliśmy w poszanowaniu przyrody i w miłości do każdej istoty”… Przecież nasi chłopcy zachwycaliby się tymi okazami… no co najmniej tak jak ja… ale oczywiście każdy ma prawo do wyrażania swoich uczuć i nie mam zamiaru nikogo krytykować, kogo przerażają takie istoty…
tą nazwałam jak na francuską "hrabiankę" przystało Charlotte (szarlot) - była naprawdę wyjątkowa
Na lunch zjadamy po dużym naleśniku z mięskiem, serem, sosem i innymi dodatkami. Bardzo smaczne i sycące!
i coś z dedykacją dla Bepi w rasta style
Wracając znów podziwiamy kolejne iguanki!!!! Tym razem zieleniutkie!
no i spotykamy króla iguan - nasz dorodny, seledynowy i zachwycający Francois tylko taki trochę nieśmiały i dziki....
Na plaży spędzamy ostatnie nasze chwile przed wieczornym odlotem i ostatnie foteczki...
Jedziemy na lotnisko. Jest tłoczno i ponieważ chcieliśmy do maksimum wykorzystac wolny czas na plazy, to mamy obawy, że będzie krucho z czasem… Trochę w dodatku błądzimy, nie wiemy jak wjechać na teren lotniska i jak odnaleźć wypożyczalnię. Pytamy jednych i drugich ludzi po drodze i udaje nam się w końcu dotrzeć…. Ufffff…. Jedynie nie zdążyliśmy się z tego wszystkiego zatankować, ale wiemy, że przed terminalem jest stacja benzynowa, na której planujemy napoić samochód. Okazuje się, że naszą polską kartą nie zapłacimy. Tłumaczą nam że tylko francuskie karty „chodzą”… O zgrozooooo!!!! W czasach Unii polskie Karty we Francji nie działają????? Jak to możliwe????? Mamy stres, że zabulimy zaraz kupę kasy za paliwo, za karę, ale kobieta na stacji benzynowej pociesza nas, że nie ma problemu, że w wypożyczlani zapłacimy za paliwo… że inni tak robią…
Jedziemy zatem oddać samochód i oczywiście okazuje się, że tak jak się obawialiśmy, że policzyli nam jak za zboże… paliwo 2 x droższe niż na normalnej stacji… zamiast z 20-25 E płacimy prawie 50… Ot taki przykry akcent na koniec cudownego pobytu na Gwadelupie…
Bogatsi o kolejne cenne doświadczenie opuszczamy tą rajską wysepkę…
Po niespełna godzinie lądujemy na Martynice. Znów jest wieczór i znów czeka nas wypożyczenie samochodu i szukanie nocą hotelu… I znowu bez gps-a jedziemy "na czuja" wedle wydrukowanych z netu mapek.
Trzeba przyznac, że drogi Martyniki, jak i Gwadelupy na najwyższym poziomie, jak na Francję przystało - równiutkie, pięknie oznakowane, opisane, co skrzyzowanie to rondo, więc bez problemu docieramy do naszego hotelu już prawie nocą.
Wchodzimy jakims tylnim wejściem, od kuchni, bo jakis pracownik nas wprowadza "tyłami". Meldujemy się, jakieś piwko w lobby i prędko spać, żeby jutro mieć siły na zwiedzanie wyspy!
Marylko, na Gwadelupie i Martynice parady karnawałowe są w każdą niedzielę karnawału, więc nietrudno się wpasować ... tylko na miejscu wypytać trzeba lokalesów w którym mieście w dana niedzielę szaleją zespoły
to szybciutko kolejny dzień opiszę, bo ostatnio tak ciężko z wolnym czasem u mnie... sorki za długie przerwy w pisaniu, ale nie wyrabiam czasowo... a miało być "luźniej" w wakacje...
Dzień 8
Dziś plażing. Znów idziemy na naszą piękną hotelową Caravelle, ponieważ, to nasz ostatni dzień i musimy nacieszyć się piękną plażyczką, zanim odlecimy na Martynikę.
Już na „dzień dobry” spotykamy kolorowe 3 iguany na terenie hotelu Club Med. Są trochę nieśmiałe i uciekają, gdy chcę podejść bliżej. Ja do jaszczurko-maniaczek należę, więc każdą przynajmniej chciałabym z bliska pooglądać jak nie dotknąć, pogłaskać i przytulić… Jestem zafascynowana ich pięknem i kolorami, jakimi się mieni ich skóra… są niesamowiteeee….
Na plaży znów tłoczno,. Ale kto by się tym przejmował. Woda ciepła jak zupa, więc spędzamy w niej większość czasu, a potem odpoczynek w cieniu palemek… Znów czujemy ten błogi raj!!!!
Idąc na lunch znów spotykamy iguany. Jedna jest bardzo towarzyska i szuka towarzystwa ludzi, wchodząc na ich legowiska… Przeżywam szok, słysząc jak francuskie dzieci z pogardą i obrzydzeniem mówią o tej ślicznej jaszczureczce, że jest „obrzydliwa i przerażająca, że to potwór…”
Dociera do mnie fakt, że rózni ludzie, widząc to samo mają skrajnie różne odczucia… Dla mnie to cud natury, najwspanialszy okaz jaszczurek, a dla dzieciaków horror… myślę sobie „jak dobrze, że nasze dzieci wychowaliśmy w poszanowaniu przyrody i w miłości do każdej istoty”… Przecież nasi chłopcy zachwycaliby się tymi okazami… no co najmniej tak jak ja… ale oczywiście każdy ma prawo do wyrażania swoich uczuć i nie mam zamiaru nikogo krytykować, kogo przerażają takie istoty…
tą nazwałam jak na francuską "hrabiankę" przystało Charlotte (szarlot) - była naprawdę wyjątkowa
Na lunch zjadamy po dużym naleśniku z mięskiem, serem, sosem i innymi dodatkami. Bardzo smaczne i sycące!
i coś z dedykacją dla Bepi w rasta style
Wracając znów podziwiamy kolejne iguanki!!!! Tym razem zieleniutkie!
no i spotykamy króla iguan - nasz dorodny, seledynowy i zachwycający Francois tylko taki trochę nieśmiały i dziki....
Na plaży spędzamy ostatnie nasze chwile przed wieczornym odlotem i ostatnie foteczki...
cdn
Oooo kuzyni mojego Stefanka:) Mika - plaże boskie, a Wy zachwycająco młodzi..:)
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/
Jedziemy na lotnisko. Jest tłoczno i ponieważ chcieliśmy do maksimum wykorzystac wolny czas na plazy, to mamy obawy, że będzie krucho z czasem… Trochę w dodatku błądzimy, nie wiemy jak wjechać na teren lotniska i jak odnaleźć wypożyczalnię. Pytamy jednych i drugich ludzi po drodze i udaje nam się w końcu dotrzeć…. Ufffff…. Jedynie nie zdążyliśmy się z tego wszystkiego zatankować, ale wiemy, że przed terminalem jest stacja benzynowa, na której planujemy napoić samochód. Okazuje się, że naszą polską kartą nie zapłacimy. Tłumaczą nam że tylko francuskie karty „chodzą”… O zgrozooooo!!!! W czasach Unii polskie Karty we Francji nie działają????? Jak to możliwe????? Mamy stres, że zabulimy zaraz kupę kasy za paliwo, za karę, ale kobieta na stacji benzynowej pociesza nas, że nie ma problemu, że w wypożyczlani zapłacimy za paliwo… że inni tak robią…
Jedziemy zatem oddać samochód i oczywiście okazuje się, że tak jak się obawialiśmy, że policzyli nam jak za zboże… paliwo 2 x droższe niż na normalnej stacji… zamiast z 20-25 E płacimy prawie 50… Ot taki przykry akcent na koniec cudownego pobytu na Gwadelupie…
Bogatsi o kolejne cenne doświadczenie opuszczamy tą rajską wysepkę…
Po niespełna godzinie lądujemy na Martynice. Znów jest wieczór i znów czeka nas wypożyczenie samochodu i szukanie nocą hotelu… I znowu bez gps-a jedziemy "na czuja" wedle wydrukowanych z netu mapek.
Trzeba przyznac, że drogi Martyniki, jak i Gwadelupy na najwyższym poziomie, jak na Francję przystało - równiutkie, pięknie oznakowane, opisane, co skrzyzowanie to rondo, więc bez problemu docieramy do naszego hotelu już prawie nocą.
Wchodzimy jakims tylnim wejściem, od kuchni, bo jakis pracownik nas wprowadza "tyłami". Meldujemy się, jakieś piwko w lobby i prędko spać, żeby jutro mieć siły na zwiedzanie wyspy!
cdn
Momi!........ Cóż za "faux pas" z mojej strony!
Ta zieleniutką jaszczureczkę powinnam przecież opisac "z dedykacją dla Momi - kuzynek Stefanka"!!!!!
To oczywiście było speszjal for ju
ale pieknie !!!!!!!!!!!!
Mika
ehh..fajniutki w moim typie
haha a to chyba palma kokosowa gdzie z korzeni zrobili dredy niesamowite, czegoś takiego jeszcze nie widziałam
a kupie se ten filtr...a co.....i bede miała takie fotki-swoje prywatne
Mika jest pięknie
Kasiu, na MRU taki filterek obowiązkowo
BOSKO
Jedna podroz a jaki kawalek karaibow zobaczyliscie
Nie odkladaj marzen - odkladaj na marzenia.