Mika, widze ,ze Gwadrelupa przypadlaby m do gustu, lubie jak jest tyle zieleni, parki,zwierzaki. Najwieksza gwazdą jestes jednak Ty w cabrio oj bardzo,bardzo ci pasuje
Daguś , jak zawsze rozbawiłaś mnie wpisem!!! Anula ma oczywiście pierwszeństwo, ale jak się Dziewczę nie zdecyduje rychło... czy F. w binoklach czy M. bez... to Chłopaki nie będą wiecznie czekac, hi hi...
Tia... juz od 13go lipca będą "polować" na młodziutkie Brytyjki... też pod Londkiem... Normalnie, może randkę naszej młodzieży zorganizujemy... tak niby przypadkiem??? hi hi
.
Kolka, Żelku - własnie dlatego fajnie sobie czasem zaszaleć i wypożyczyć cabrio na wakacjach, bo na codzień tego nie mamy... My pierwszym razem "zaszalelismy w Stanach" i było waaaaartoooo, dlatego teraz nie żałowałam ani centa na taką przyjemność! To jest odlot! Prawdziwy wiatr we włosach!
Od rana leje… Co robić????? Planowaliśmy jechać samochodem do stolicy i z portu popłynąć promem na rajską wysepkę… ale tak szaro, ba! niebo ciemno-szare, prawie czarne i deszczowo… a nawet burzowo… Masssakra…
Od dwóch dni sprawdzamy prognozy pogody na następny dzień i u nas, na Gwadelupie znowu niby nieciekawie ma być, a na Marie Galante, tam gdzie chcemy płynąć… niby słoneczko się zapowiada… tylko czy zaufać prognozom????… No dooooobra…. Zamiast zawinąć się w kołdrę i przespać pół dnia w domku, to decydujemy się na lekko szalony ruch… Jedziemy w tą ulewę do portu, do Pointe a Pitre i zobaczymy co dalej… Ryzyk - fizyk. Po drodze kupujemy świeżą bagietkę i rogale, w piekarni na rogu, będzie jedzonko na lunch. Mamy tez zakupione dzień wczesniej jakieś serki i owoce.
Przez całe 40 minut drogi leje!!! Znowu wycieraczki szaleją i ledwo nadążają, jak pierwszego dnia, tuz po przylocie… Dojeżdżamy do portu (bez gps’a) znów z mapami wydrukowanymi z googli – poszło płynnie, super oznaczenia dróg, udało się! Parkujemy przy porcie, na dworcu autobusowym, więc bezpłatnie, co tez nas cieszy i idziemy do kas portowych. W tym własnie momencie zaczyna się przejaśniać. Przestało lać… a w dodatku widać na niebie błękitne plamy… czyli, że jest szansa na słoneczko… My to naprawdę mamy szczęście z pogodą!!!! Ile razy tak było, że w kluczowym momencie się poprawiała pogoda i wychodziło słońce… i znowu… farciarze pogodowi… tak o nas sobie myślę!
Tak więc suchą nogą dochodzimy między wielkimi kałużami do kas biletowych i kupujemy tikety na prom, na Marie Galante.
Chwilę potem odpływamy dużym katamaranem.
Rejs trwa około godziny i jest najbardziej niespokojnym, jaki dotąd przeżyliśmy. Morze jest bardzo niespokojne, fale ogromne!, więc rzuca nami jak małą łupinką. Żartujemy sobie, że oddamy nasze śniadanko z powrotem… Czujemy się jak na rollercoasterze i chichoczemy tak całą drogę, ale szczęśliwie dopływamy bez przygód „z pawiem”.
Dopłynęlismy szczęśliwie (do portu Grand Bourg) i teraz czas na decyzję co dalej… tzn. planowałam wypożyczyć to 2 skutery, którymi pojeździlibyśmy po wysepce, ale są droższe od samochodu!!!, więc bierzmy małe autko na cały dzień (za 30E, jakaś mała, biała popierdułka). Pasi nam to, więc jedziemy.
Naszym pierwszym celem jest plaża Feuillere, (10km od portu). Zatrzymujemy się tu na chwilę, na spacer i zdjęcia, po czym jedziemy dalej.
Obserwujemy inny krajobraz niż na Gwadelupie. Tutaj jest tak sucho!!! Ale jednoczesnie pięknie!
Na pięknej plaży Capesterre zostawiamy samochód i postanawiamy spędzić cały dzień! Nareszcie mało ludzi, piękne palemki, ciepła woda, no raj, po prostu raj… Leniuchujemy tu do późnego popołudnia.
no i jest nasz prywatny RAJ!!!!!!!!!!!!!!!!!
Idziemy na jeszcze bardziej odludny zakątek plaży.... i już jesteśmy tu zupełnie sami!!!
Mężuś zbija kokosy, próbuje zdobyć dla nas jedzonko...
i udało się!!!!! Mamy zdobytego kokosa!!!
a to moja radość na kokosową zdobycz!!!
a teraz siedzi i dłubie scyzorykiem w skorupie... aż do bąbli i odcisków na rękach... ale udało się dostrugać do miąższu!!! Jupi!!!! Mamy jedzonko!
a ja z tego szczęścia w piachu wyryłam podpis naszego prywatnego RAJU
na dowód tego, że się udało
i jeszcze ostatni rzut oka na Capesterre, bo wracamy do samochodu i czas nan nas...
Na koniec postanawiamy jeszcze zobaczyć kawałek wyspy i pojechać troszkę „na około” do portu. Nieco się gubimy i mamy dreszcz emocji, czy zdążymy na prom, ale wszystko dobrze się układa i znajdujemy drogę do portu, jesteśmy na czas, więc płyniemy z powrotem na Gwadelupę.
Po drodze widoki sielsko-anielskie czyli francuskie unijne krowy, jakieś kozy i inne stworzenia
Po powrocie, wieczorem, w naszym miasteczku - Sainte Anne, szukamy lepszej restauracji niż ostatnio… ale lądujemy ostatecznie w jakiejś dość zaludnionej knajpie na plaży i zamawiamy homara z sałatkami i po piwku. Niestety homar spalony, tak jak ostatnio ryba… to utwierdza nas w przekonaniu, że tu nie umieją grilować, bo to chyba 4-te miejsce, gdzie nam palą na czarno jedzenie, a nie pieką… już nie weźmiemy niczego z grila! Trudno, trzeba zamawiać smażone. Tego wieczora nie pojedliśmy znowu… a obeszliśmy się smakiem, a rachunek za to - wątpliwej jakości jedzenie + 2 piwa był…. „jedyne” 76 E!!!!!
No i jak tu znowu nie gadać cały wieczór o azjatyckim jedzonku… które jest tak pyszne, że zostaje w pamięci na lata, a kosztuje około 10E za 2 os.???
Mika BOSKO, ta plaża obłędna,rajska taka jak lubię ! to najlepsze miejsce chyba z tych 3 wysp jak dla mnie, ehh brak słów !!!! idę jeszcze raz nacieszyć oczy
Ps. Kolka ale masz piękne córcie, w życiu bym sie nie spodziewała że masz dzieci w takim wieku, bo wyglądasz młoda laska
Mika, pękna wysepka takie super plaże a tak mało ludzi.. Ale farta mielisce z ta pogodą ,że tak sie wypogodziło no i super że udalo sie wam dojechac nez GPSa ale jake to jednak pomocne urządzenie, nawet korki pokazuje he he .. Mika, opowiedz prosze wiecej o tych zdobytych kokosach na wysepce .. ile i dlaczego tak malo hi hi a moze sie troche podzielisz tym kokosami z nami ? wiesz my to przeciez jedna rodznka forumowa
Mika Gwadelupa chyba najmniej mnie intrygowala, als coraz bardziej jestem na tak - sielsko anielskie obrazki jak z Barbadosu, hij no moze inny rodzaj bydla, tak wiec ja to kupuje, no i ta ostatnia plaza, tek takie dni to kwintesenja karaibow, ah gdyby tak ciut wieksze Fale, to byla by nasza no i kokosy, hij pamietam jak chlopaki polowali nan na barbadosie - kulalam z nich bo to niet taki pikus zstacic kokos.
Mika, widze ,ze Gwadrelupa przypadlaby m do gustu, lubie jak jest tyle zieleni, parki,zwierzaki. Najwieksza gwazdą jestes jednak Ty w cabrio oj bardzo,bardzo ci pasuje
No trip no life
A co to za swatki
Zgadzam sie z Nelcia...Mika w cabrio gwiazda na calego
Gwadelupa plazowo przypomina mi Punta Cana tyle,ze palemki troche nizsze tj.mlodsze
Siedzę w cabrio
Zdjęcia czarnego kociątka mnie rozwaliły
Explore. Dream. Discover.
Mara, dalej też Ci się spodoba, zobaczysz
.
Daguś , jak zawsze rozbawiłaś mnie wpisem!!! Anula ma oczywiście pierwszeństwo, ale jak się Dziewczę nie zdecyduje rychło... czy F. w binoklach czy M. bez... to Chłopaki nie będą wiecznie czekac, hi hi...
Tia... juz od 13go lipca będą "polować" na młodziutkie Brytyjki... też pod Londkiem... Normalnie, może randkę naszej młodzieży zorganizujemy... tak niby przypadkiem??? hi hi
.
Kolka, Żelku - własnie dlatego fajnie sobie czasem zaszaleć i wypożyczyć cabrio na wakacjach, bo na codzień tego nie mamy... My pierwszym razem "zaszalelismy w Stanach" i było waaaaartoooo, dlatego teraz nie żałowałam ani centa na taką przyjemność! To jest odlot! Prawdziwy wiatr we włosach!
.
Nelcia, Kati, Hyde
no to zaraz jeziemy dalej
Dzień 5
Od rana leje… Co robić????? Planowaliśmy jechać samochodem do stolicy i z portu popłynąć promem na rajską wysepkę… ale tak szaro, ba! niebo ciemno-szare, prawie czarne i deszczowo… a nawet burzowo… Masssakra…
Od dwóch dni sprawdzamy prognozy pogody na następny dzień i u nas, na Gwadelupie znowu niby nieciekawie ma być, a na Marie Galante, tam gdzie chcemy płynąć… niby słoneczko się zapowiada… tylko czy zaufać prognozom????… No dooooobra…. Zamiast zawinąć się w kołdrę i przespać pół dnia w domku, to decydujemy się na lekko szalony ruch… Jedziemy w tą ulewę do portu, do Pointe a Pitre i zobaczymy co dalej… Ryzyk - fizyk. Po drodze kupujemy świeżą bagietkę i rogale, w piekarni na rogu, będzie jedzonko na lunch. Mamy tez zakupione dzień wczesniej jakieś serki i owoce.
Przez całe 40 minut drogi leje!!! Znowu wycieraczki szaleją i ledwo nadążają, jak pierwszego dnia, tuz po przylocie… Dojeżdżamy do portu (bez gps’a) znów z mapami wydrukowanymi z googli – poszło płynnie, super oznaczenia dróg, udało się! Parkujemy przy porcie, na dworcu autobusowym, więc bezpłatnie, co tez nas cieszy i idziemy do kas portowych. W tym własnie momencie zaczyna się przejaśniać. Przestało lać… a w dodatku widać na niebie błękitne plamy… czyli, że jest szansa na słoneczko… My to naprawdę mamy szczęście z pogodą!!!! Ile razy tak było, że w kluczowym momencie się poprawiała pogoda i wychodziło słońce… i znowu… farciarze pogodowi… tak o nas sobie myślę!
Tak więc suchą nogą dochodzimy między wielkimi kałużami do kas biletowych i kupujemy tikety na prom, na Marie Galante.
Chwilę potem odpływamy dużym katamaranem.
Rejs trwa około godziny i jest najbardziej niespokojnym, jaki dotąd przeżyliśmy. Morze jest bardzo niespokojne, fale ogromne!, więc rzuca nami jak małą łupinką. Żartujemy sobie, że oddamy nasze śniadanko z powrotem… Czujemy się jak na rollercoasterze i chichoczemy tak całą drogę, ale szczęśliwie dopływamy bez przygód „z pawiem”.
Dopłynęlismy szczęśliwie (do portu Grand Bourg) i teraz czas na decyzję co dalej… tzn. planowałam wypożyczyć to 2 skutery, którymi pojeździlibyśmy po wysepce, ale są droższe od samochodu!!!, więc bierzmy małe autko na cały dzień (za 30E, jakaś mała, biała popierdułka). Pasi nam to, więc jedziemy.
Naszym pierwszym celem jest plaża Feuillere, (10km od portu). Zatrzymujemy się tu na chwilę, na spacer i zdjęcia, po czym jedziemy dalej.
Obserwujemy inny krajobraz niż na Gwadelupie. Tutaj jest tak sucho!!! Ale jednoczesnie pięknie!
Na pięknej plaży Capesterre zostawiamy samochód i postanawiamy spędzić cały dzień! Nareszcie mało ludzi, piękne palemki, ciepła woda, no raj, po prostu raj… Leniuchujemy tu do późnego popołudnia.
no i jest nasz prywatny RAJ!!!!!!!!!!!!!!!!!
Idziemy na jeszcze bardziej odludny zakątek plaży.... i już jesteśmy tu zupełnie sami!!!
Mężuś zbija kokosy, próbuje zdobyć dla nas jedzonko...
i udało się!!!!! Mamy zdobytego kokosa!!!
a to moja radość na kokosową zdobycz!!!
a teraz siedzi i dłubie scyzorykiem w skorupie... aż do bąbli i odcisków na rękach... ale udało się dostrugać do miąższu!!! Jupi!!!! Mamy jedzonko!
a ja z tego szczęścia w piachu wyryłam podpis naszego prywatnego RAJU
na dowód tego, że się udało
i jeszcze ostatni rzut oka na Capesterre, bo wracamy do samochodu i czas nan nas...
Na koniec postanawiamy jeszcze zobaczyć kawałek wyspy i pojechać troszkę „na około” do portu. Nieco się gubimy i mamy dreszcz emocji, czy zdążymy na prom, ale wszystko dobrze się układa i znajdujemy drogę do portu, jesteśmy na czas, więc płyniemy z powrotem na Gwadelupę.
Po drodze widoki sielsko-anielskie czyli francuskie unijne krowy, jakieś kozy i inne stworzenia
Po powrocie, wieczorem, w naszym miasteczku - Sainte Anne, szukamy lepszej restauracji niż ostatnio… ale lądujemy ostatecznie w jakiejś dość zaludnionej knajpie na plaży i zamawiamy homara z sałatkami i po piwku. Niestety homar spalony, tak jak ostatnio ryba… to utwierdza nas w przekonaniu, że tu nie umieją grilować, bo to chyba 4-te miejsce, gdzie nam palą na czarno jedzenie, a nie pieką… już nie weźmiemy niczego z grila! Trudno, trzeba zamawiać smażone. Tego wieczora nie pojedliśmy znowu… a obeszliśmy się smakiem, a rachunek za to - wątpliwej jakości jedzenie + 2 piwa był…. „jedyne” 76 E!!!!!
No i jak tu znowu nie gadać cały wieczór o azjatyckim jedzonku… które jest tak pyszne, że zostaje w pamięci na lata, a kosztuje około 10E za 2 os.???
Po pełnym wrażeń dniu, idziemy spać.
cdn
Mika BOSKO, ta plaża obłędna,rajska taka jak lubię ! to najlepsze miejsce chyba z tych 3 wysp jak dla mnie, ehh brak słów !!!! idę jeszcze raz nacieszyć oczy
Ps. Kolka ale masz piękne córcie, w życiu bym sie nie spodziewała że masz dzieci w takim wieku, bo wyglądasz młoda laska
Mika, pękna wysepka takie super plaże a tak mało ludzi.. Ale farta mielisce z ta pogodą ,że tak sie wypogodziło no i super że udalo sie wam dojechac nez GPSa ale jake to jednak pomocne urządzenie, nawet korki pokazuje he he .. Mika, opowiedz prosze wiecej o tych zdobytych kokosach na wysepce .. ile i dlaczego tak malo hi hi a moze sie troche podzielisz tym kokosami z nami ? wiesz my to przeciez jedna rodznka forumowa
No trip no life
Mikuś - ta plaża to jest to! A Wy niczym Robinsonowie Oj...żyć to tam mogę
Bepi - jesteś niesamowicie miłą osobą i dziekuję, ale ja już naprawdę starsza pani /mam trójkę dzieci, na zdjęciu brakuje jeszcze syna - 28 lat/
Każdy ma swój kawałek świata, który go woła...
Mika Gwadelupa chyba najmniej mnie intrygowala, als coraz bardziej jestem na tak - sielsko anielskie obrazki jak z Barbadosu, hij no moze inny rodzaj bydla, tak wiec ja to kupuje, no i ta ostatnia plaza, tek takie dni to kwintesenja karaibow, ah gdyby tak ciut wieksze Fale, to byla by nasza no i kokosy, hij pamietam jak chlopaki polowali nan na barbadosie - kulalam z nich bo to niet taki pikus zstacic kokos.
www. Podróże z globusem w torebce, gdzie skrobię swe relacje od czasu do czasu
pięknie tam
http://corazdalej.pl/