Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
...witam, czas na relacje z grudniowego pobytu na Martynice. "Czas" bo świeże wspomnienia łatwiej przenieść..."na ekran",oraz pomiędzy świętami a Nowym Rokiem wiećej wolnego czasu "na pisaninę" ; )
Kilka słow o locie. Wybraliśmy ponownie linie lotnicze Air France. Ten przewoźnik oferuje najkorzystniejsze połączenia lotnicze pomiedzy Irlandią a karaibami.Zarówno jesli chodzi o "czas" jak i koszty ; ) Co ciekawe,naszym zdaniem, linie oferują przeloty samololtami które śmiało można nazwać "nowymi". W znaczeniu "od niedawna w taborze". Pierwszy raz lecieliśmy małym Airbusem A220,gdzie podział siedzeń jest w proporcjach 2-3. A zazwyczaj "małe samoloty" mają rozkład 3-3. Nawet na pokładzie tych "maluchów" była podobna ilość miejsca "na nogi" jak w "dalekosiężnych 777".
Tak lot z Dublina do Paryża jak i z Paryża do Fort de France (stolica Martyniki) opiewał a darmowe "jedzenie i picie". Na trasie krótkiej "jednorazowe" a na dłuższej dwukrotne. W trakcie lotu z Dublina "brak dostepu" do alkoholu ; )
Przy okazji "tematu gastronomicznego".Lotnisko paryskie to...porażka !!! Na szczęście pamętaliśmy "o tej przypadłość" z poprzednich lotów i wiedzieliśmy na co można liczyć.Oraz ,gdzie "sie udać" aby przekąsić cokolwiek ; ) Airport na Martynice równie ubogi.Ale trudno mieć pretensje do "mieściny"...
"Atrakcjedodatkowe" zaczęły się we Francji.Wpierw Basi walizka zostaje "przesunięta na boczny tor". Coś się tam kontrolerom nie spodobało. Sprawdzają wnętrze bardzo skrupulatnie. Widać że brak śladów "czegokolwiek" jest dla nich rozczarowujący. Po naprawdę długiej kontroli oddają bagaż.
Idziemy w stronę "gejtu". Ledwie usiedliśmy,słysze w interkomie...swoje nazwisko. Proszą abym skontaktował sie z obsługą lotniska. Idziemy do przedstawiciela linii. Ten sprawdza i potwierdza:"policja chce zobaczyć mój oraz Basi paszport". Łącznie zawołano pięc osób. Czeka nas długi marsz do posterunku policji na lotnisku. Na szczęście,idzie z nami przedstawicielka AirFrance. Na miejscu,funkcjonariusz zerknął na nasze dokumenty i...było po wszystkim. Ponoć,bardzo wielu nielegalnych imigrantów próbuje "sforsować" granice Unii Europejskiej posługując się polskimi paszportami. Tyle atrakcji dodatkowych na czas przelotu.
Za okienkami wdac było...nic. Niemal cały lot nad Atlantykiem odbywał się nad gęstą pokrywa chmur. Jedynie odcinek "na trochę" przed lądowaniem okrasiło,szykujące sie do spania słoneczko,"zapalając skrzydła,silniki i horyzont" ; )
Lądowanie i wysiadka bez emocji. Równie sprawna odprawa paszportowa. Wszak wciąz jesteśmy...we Francji ; ) Idziemy po bagaż głowny i...ponownie wywołują nas (mnie) do biura zajmującego sie bagażami. Idąc "wiem co sie święci" więc nie jestem zdziwiony gdy miła Pani informuje nas że..."bagaż został w Paryżu". Zostaje wypełniona odpowiednia forma i "złozona deklaracja przewoźnika"że...bagaz doleci jutro...najpóźniej pojutrze ; ))) Mówię do Basi:"brakuje tylko aby wystawił nas taksówkarz a w hotelu nie było potwierdzenia rezerwcji" ...
Jak było,w nastepnej odsłonie ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
No , no ... niezły początek podrózy .
Fajnie ,że tak szybko " na gorąco" piszesz. Ach ,żeby tak wszyscy relacjowali swoje wyjazdy ..
Doczytam juz po powrocie
No trip no life
o znikającym bagażu już wiedziałem, ale w połączeniu ze szczególną kontrolą nabiera to nowego znaczenia - może bagaż celowo zostawili, by go jeszcze raz przeszukać ?? także i ja rankiem wybywam, więc poczytam po powrocie jeżeli będą ptaszki lub zwierzaki bez nazwy spróbuję zidentyfikować DOSIEGO!
papuas
oooo...to już ?szybciutki wróciliście )) z bagażem to chyba nie pierwszy raz problemy mieliście z tego co pamietam ))))
acha, pokazane wcześniej na pozdrowieniach ptaszki z żółtym brzuszkiem i różowymi "zajadami" to z całą pewnością cukrzyki
papuas
...taaa, nawiązując do dygresji papuas,a. Kto wie,może "coś w tym jest" !??? Czasu na przesiadkę było naprawdę sporo (około trzech godzin). Na lotnisku nie działo się nic nadzwyczajnego a i aura była łaskawa. Czyżby "polusy" były teraz "pod specjalnym nadzorem" !??? ; ) Aby temat bagażu zakończyć,dodam że "walizka" dotarła do hotelu na drugi dzień. "Koszt dostawy" poniósł oczywiście przewoźnik...
Czas na transfer z lotniska do hotelu. Mieliśmy "zamówionego taksówkarza" na którego namiar dostalismy od...polki. Basia znalazła,jeszcze w Irlandii,"namiar" na Panią Agnieszkę, która mieszka i pracuje jako taksówkarz na Martynice od lat kilkunastu. Wysłaliśmy zapytanie czy jest możliwy dowóz z lotniska do hotelu ? Niestety,w wymienionym terminie nie miała "wolnego czasu". Zaoferowała za to wynajem apartamentu na Martynice. Tą opcją z koleji my nie byliśmy zainteresowani. Tu kontakt sie urywa ; ) Choć nie do końca albowiem zdążyliśmy jeszcze zapytać czy może nam "kogoś polecić"???Dostaliśmy nr.telefonu do Jej znajomego. Wymienilikśmy z nim informacje i otrzymaliśmy obietnicę przewozu do hotelu. Ustaliliśmy także cenę. Jak "zeznał",pobiera jedynie 70 EURO ponieważ jesteśmy "od Agnieszki".Tu wtręt,wracajac jechaliśmy z "obcym" taksiarzem "na licznik". Opłata wyniosła...52 "jojo" ; ))))
Jazda z lotniska zajmuje,około,pół godziny. Podjeżdżamy po recepcję. Rozliczamy sie z kierowcą . W hotelu wita nas młoda i sympatyczna dziewczyna. Na szczęście mówi "po angielsku".
Co,niestety,nie jest tak częste na Martynice ; )) Zostajemy poprowadzeni do pokoju. Ma numer "302". Agata,recepcjonistka,objaśnia "co jest co" a ja tylko marzę aby...juz sobie poszła ; ) "Atrakcje" związane z lotem daja o sobie znać. Wychodze dosłownie na chwile aby pstryknąc pierwszą,nocna fotkę...
Co przyniósł "dzień p[ierwszy",nastepnym razem ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Nieźle się zaczęło. I nie ma to jak mieć kogoś "z polecenia"
...taaaa,właśnie aby uniknąć "rozczarowań" staramy sie unikać tak "rekomendowanych" osób i usług ; )))
Hotel
Z wyborem zarówno lokacji jak i hotelu było tak.Pierwotnie planowaliśmy pobyt w Senegalu. Zrezygnowaliśmy z powodów bezpieczeństwa. Potem była Kenia. Zarezerwowaliśmy hotel.Sprawdziliśmy szczepienia. Wszystko wyglądało OK. Niestety,w wybranym terminie przewoźnicy albo nie mieli już wolnych miejsc.A jeśli mięli to za "kosmiczne pieniadze". Wydawało sie że Grudzień przesiedzimy w domu. Wtedy Basia "wynalazła" Martynikę. Sprawdziliśmy biletyt. Były !!! I to w cenie do zaakceptowania. Teraz hotel. Tu "schody". Okazało sie ,ku naszemu zdziwieniu,że baza hotelowa wyspy jest,delikatnie mówiąc,skromna. Jeśli już "coś było" to ulokowane tak,że przymuszało do pozostania w jednym miejscu i to w oddaleniu od jedynej miejscówki którą chcieliśmy zobaczyć. Ogrodu "Jardin de Balata". Wynajem samochodu nie wchodził w rachubę. Nikt z nas nie chciał prowadzić ; )))
W końcu znaleźliśmy hotelik "Le Panoramic". Na zdjęciach wygladał "akceptowalnie". W realu ...również ,choć pierwszy raz byliśmy w hotelu w którym..."nic nie ma" !!!
Żadnego barku,restauracji itp. To raczej zespół parterowych budynków miejscami połączonych ze sobą. Cały teren jest spory a wiodą przezeń oddzielone żywopłotem dróżki. Generalnie,"zieleniny"sporo. Tak w wydaniu "parterowym" jak "piętrowym" ; )
Pierwszy raz nie zrobiliśmy zdjęcia hotelowego pokoju. Nie aby było obciachowe. Raczej z powodu zmęczenia(dzień przybycia) a później z powodu..."śladów pobytu" ; ).
Jeśli pobudzicie wyobraźnię,uda sie Wam "go zobaczyć". Pokój z aneksem kuchennym (niemal wszystko co macie w domowej kuchni). Naprawdę duże i wygodne łóżko. (świetne poduszki !!!). Telewizor. Cicha i co dla mnie ważne,nie skierowana na łóżko "klima". Całości dopełniają stoliki i "siedzisko".W łazience "kibelek",umywalka,deszczownica. Wszystko czyste i zadbane.Hotel musiał nie tak dawno przejść odnawiane. Świadczą o tym ściany jak i kondycja mebli. Wypada wspomnieć o małym tarasie (pod dachem) na którym "śniadaliśmy" codziennie...
A o "słusznośći nazwy" przekonaliśmy się za dnia. "Le Panoramic" oferował fajną panoramę okolicy...
"pierwsze spojrzenie" niemal o świcie. Za sprawą
"jet lag",u budziliśmy sie przez kilka dni o "nieludzkiej porze". Za to widzieliśmy jak wstaje karaibski dzień i jak zmienia sie o poranku pogoda...
budynek w którym mieściła sie Recepcja...
wspomniane "budynki mieszkalne" oraz dróżki...
widoczek na zatoke i "naszą plażę"...
ale najfajniejszymi obrazkami były te z nisko ścielącymi się chmurami. Niektóre wręcz "przelewały się" przez wzgórza...
No i ten "lęk przed pogodą".Widząc chmurzaste krajobrazy zawsze mieliśmy obawy że "na zwenątrz" jest chłodno. Ale wystarczyło otworzyć balkonowe drzwi i...lęk znikał. Nigdy nie było (o świcie) mniej niż 26 stopni ; )))
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Widoczki na okolicę bardzo przyjemne ))) nawet w chmurach .W promieniacg słonka musiało tam byc bardzo kolorowo )) pamietam te wszystkie domki w pastelowych kolorkach .
Radek, zanim doczytalam, patrząc na chmury nad górka i zieleninką, mialam wrażenie chlodu i to takiego naszego, październikowego - ale skoro piszesz, że ciepelko bylo - to mgiełko - chmurki należy traktować jako lokalną atrakcję.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
...Asia, dasz wiarę że niemal do końca pobytu "świtowe obserwacje" wzbudzały w nas niepewność czy aby..."jest ciepło" !??? Tak bardzo zachmurzone niebo kojarzy sie z chłodem !!!
Na szczęście,wystarczyło...wyjść na zewnątrz aby "strach minął" ; )))
...żelku,masz racje ,te "poprzyklejane do wzgórz" kolorowe domki fajnie okraszają krajobraz.Czas pokazać "panoramkę" w słonecznym świetle...
Zatoka "L,Anse a l,Ane" zawsze przyciągała nasz "śniadaniowy wzrok" ; )
zawsze fajnie było tez zerknąć w strone plaży.Czy aby nocny przypływ...nie zabrał leżaków ; )))
na przeciwległym brzegu,stolica wyspy,Fort-de-France. Niestety,góra "Mt.Pelee" i jej "koledzy" niemal zawsze skryte w chmurach...
Kolej na to co rosło i kwitło. Już w nastepnej odsłonie ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav