Pomału zaczyna się zachód słońca i oczywiście piękny spektakl
W dalszej cżęści plaży, spotykamy parę z naszego dżipa.Okazuje się że właśnie tego dnia obchodzą jakąś rocznicę swojego związku . Robią sobie sesje zdjęciową przy zachodzącym świetle i piją drinka. Fajnie !! skladamy życzenia i idziemy sobie dalej, nie przeszkadzamy..
Radek, ja też uwielbiam zachody.. są miodzio choć może i kiczowate. Każda romantyczna dusza jednak je lubi..
Zanim się ściemni ładujemy się do dzipów,aby dojechać do hotelu. Niestety ja czuję,że coś ze mną dzieje się nie tak..
Przesiadam sie na przód auta gdzie mogę mieć otwarte okno. Ledwo dojedżam do hotelu. Zostawiam wszystko w aucie i pędzę na oślep do pokoju. Niestety nie dobiegam. Znajoma z wycieczki widzi co się dzieje, pożycza mi torebkę plastikową ..zupełnie jak po turbulencjach w samolocie . Do tego jest mi przerażlwie zimno. Wpadam do pokoju i zakopuje się pod wszystkimi możliwymi nakryciami..Oczywiście nawet nie myślę o kolacji.Mąż idzie sam i po przyjściu przekazuje mi,że wszyscy mi życzą zdrówka, oferują się z róznymi lekami etc.To bardzo miłe. Korzystam od kogoś z elekrolitów, bo nie weim jak to możliwe, ale ja nie wzięlam
Rano jest mi już troche lepiej,ale za to jestem wciąż przerażliwie słaba. Przejście do łazienki to prawie wyprawa he he , nogi jak z waty.. Nie ma więc mowy ,abym pojechala na wycieczke
Mąż chce ze mną zostać,ale udaje mi i sie go przekonać,że nie ma sensu abyśmy obydwoje tracili dzien. Przynosi mi za to z recepcji czajnik ,abym mogla sobie robić herbatki i bułeczki ze śniadania, choć na razie ja i tak nic nie jem tylko piję. I tak w łóżku spędzam dzień, ale na szczęście z godziny na godzinę jest mi lepiej, w połowie dnia jem nawet na bułke, po południu drugą. Dobrze ,że mam 2 książki, więc mogę się oddać lekturze na przemian czasem z TV. Znajduje jakiś francuski kanał podróżniczy i jakoś daję radę..
Wczesnym wieczorem mąż wraca i mówi że niewiele straciłam a w lesie to nawet popadało .. trochę mu jednak nie wierzę patrząc na zdjęcia. Wiem, chce mnie pocieszyć .. Żałuję bardzo tego dnia,ale niestety life is brutal..
Wrzucam więc zdjęcia z tego dnia. Wycieczka jest do Parku Narodowego o nazwie Bursztynowa Góra- Montagne D'Ambre
W parku jest sporo fajnej zieleniny i troche egzotycznych zwierzaków. Jeden z lokalnych pilotów parku jakoś kręci się mężu , co i raz pokazując mu zwierzaki ukryte dzieś na gałęziach, gdzie normalny człek by ich w zyciu nie zobaczył..
widze że ogarnąłeś temat ze zdjęciami, super ! to czekamy na fotki z kameleonami.
Ciekawa jestem czy może widziałeś coś innego ? czy jak na razie program taki sam ? no oczywiście poza hotelami.. Czy ten twój "ulubiony" pilot to był Krzysztof ?
Aniu, info dla ciebie pod kątem przewodnika. Na pewno nie trafisz na Kasię czyli tą super pilotkę co ja mialam , bo ona teraz będzie robila ta drugą wycieczkę. Na Lemurach bedzie 2 pilotów: Sławek, który bedzie robił tą trasę juz po raz drugi i Bożena- nowa na tej trasie ,ale doświadczona pilotka z 10 letnim stażem
Ciekawie wyglądają drzewa przy plaży, wszystkie wygięte w jedną stronę pod wplywem wiatru..
No trip no life
Pomału zaczyna się zachód słońca i oczywiście piękny spektakl
W dalszej cżęści plaży, spotykamy parę z naszego dżipa.Okazuje się że właśnie tego dnia obchodzą jakąś rocznicę swojego związku . Robią sobie sesje zdjęciową przy zachodzącym świetle i piją drinka. Fajnie !! skladamy życzenia i idziemy sobie dalej, nie przeszkadzamy..
No trip no life
...heee, zachody "na ciepło" zawsze fajne są !!! : )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Anna, wrzuciłam cie na naszą forumową odliczankę
Anna - 2 dni -na Madagaskar z wizytą u Lemurów
tu jest link do całej odliczanki , gdzie jest lista wyjazdowa forumowiczów
http://www.trip4cheap.pl/forum/ogolne/pogaduszki-nie-tylko-podrozniczo-turystyczne?page=2247#new
No trip no life
Radek, ja też uwielbiam zachody.. są miodzio choć może i kiczowate. Każda romantyczna dusza jednak je lubi..
Zanim się ściemni ładujemy się do dzipów,aby dojechać do hotelu. Niestety ja czuję,że coś ze mną dzieje się nie tak..
Przesiadam sie na przód auta gdzie mogę mieć otwarte okno. Ledwo dojedżam do hotelu. Zostawiam wszystko w aucie i pędzę na oślep do pokoju. Niestety nie dobiegam. Znajoma z wycieczki widzi co się dzieje, pożycza mi torebkę plastikową ..zupełnie jak po turbulencjach w samolocie . Do tego jest mi przerażlwie zimno. Wpadam do pokoju i zakopuje się pod wszystkimi możliwymi nakryciami..Oczywiście nawet nie myślę o kolacji.Mąż idzie sam i po przyjściu przekazuje mi,że wszyscy mi życzą zdrówka, oferują się z róznymi lekami etc.To bardzo miłe. Korzystam od kogoś z elekrolitów, bo nie weim jak to możliwe, ale ja nie wzięlam
Rano jest mi już troche lepiej,ale za to jestem wciąż przerażliwie słaba. Przejście do łazienki to prawie wyprawa he he , nogi jak z waty.. Nie ma więc mowy ,abym pojechala na wycieczke
Mąż chce ze mną zostać,ale udaje mi i sie go przekonać,że nie ma sensu abyśmy obydwoje tracili dzien. Przynosi mi za to z recepcji czajnik ,abym mogla sobie robić herbatki i bułeczki ze śniadania, choć na razie ja i tak nic nie jem tylko piję. I tak w łóżku spędzam dzień, ale na szczęście z godziny na godzinę jest mi lepiej, w połowie dnia jem nawet na bułke, po południu drugą. Dobrze ,że mam 2 książki, więc mogę się oddać lekturze na przemian czasem z TV. Znajduje jakiś francuski kanał podróżniczy i jakoś daję radę..
Wczesnym wieczorem mąż wraca i mówi że niewiele straciłam a w lesie to nawet popadało .. trochę mu jednak nie wierzę patrząc na zdjęcia. Wiem, chce mnie pocieszyć .. Żałuję bardzo tego dnia,ale niestety life is brutal..
Wrzucam więc zdjęcia z tego dnia. Wycieczka jest do Parku Narodowego o nazwie Bursztynowa Góra- Montagne D'Ambre
W parku jest sporo fajnej zieleniny i troche egzotycznych zwierzaków. Jeden z lokalnych pilotów parku jakoś kręci się mężu , co i raz pokazując mu zwierzaki ukryte dzieś na gałęziach, gdzie normalny człek by ich w zyciu nie zobaczył..
Ten lemurek mruga do nas widzicie ?
No trip no life
Fajne miejsce było na lunch, tonęło w zieleni.Nawet krok był
No trip no life
...jak dla mnie,"jaszczur i bazyl" rządzą ; )
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav
Cześć w końcu udało mi się, ładniejszych zdjęć od TWOICH na pewno nie mam, ale trochę ciekawych z kameleonami dam.
Dominik,
widze że ogarnąłeś temat ze zdjęciami, super ! to czekamy na fotki z kameleonami.
Ciekawa jestem czy może widziałeś coś innego ? czy jak na razie program taki sam ? no oczywiście poza hotelami.. Czy ten twój "ulubiony" pilot to był Krzysztof ?
Aniu, info dla ciebie pod kątem przewodnika. Na pewno nie trafisz na Kasię czyli tą super pilotkę co ja mialam , bo ona teraz będzie robila ta drugą wycieczkę. Na Lemurach bedzie 2 pilotów: Sławek, który bedzie robił tą trasę juz po raz drugi i Bożena- nowa na tej trasie ,ale doświadczona pilotka z 10 letnim stażem
No trip no life
...Dom,sorka za spoufalenie,czy na fotkach "z drzewem" na gałęzi "coś" siedzi !???
...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav