dobry repel = komar nie podlatuje bliżej niż na 1 metr...
ja nie widzę żadnych "za", żeby brać chemię, tym bardziej, że ta chemia nie eliminuje wystąienia choroby.. jest tylko środkiem, który łagodzi jej przejście... jak zachorujesz to dopiero się taką chemią nafaszerujesz... dla mnie środek, który nie działa na chorobę, a wręcz niszczy Twój organizm... to... zresztą na urlpie zdecydowanie wolę czym innym niszczyć wątrobę..
ale niczego nie sugeruję, do niczego nie namawiam... tym bardziej, że jestem daleko od firm farmaceutycznych..
dobry repel = komar nie podlatuje bliżej niż na 1 metr...
ja nie widzę żadnych "za", żeby brać chemię, tym bardziej, że ta chemia nie eliminuje wystąienia choroby.. jest tylko środkiem, który łagodzi jej przejście... jak zachorujesz to dopiero się taką chemią nafaszerujesz... dla mnie środek, który nie działa na chorobę, a wręcz niszczy Twój organizm... to... zresztą na urlpie zdecydowanie wolę czym innym niszczyć wątrobę..
ale niczego nie sugeruję, do niczego nie namawiam... tym bardziej, że jestem daleko od firm farmaceutycznych..
Szczerze - jakos to do mnie naprawde trafia...w sensie Twoja argumentacja.
dobry repel = komar nie podlatuje bliżej niż na 1 metr...
ja nie widzę żadnych "za", żeby brać chemię, tym bardziej, że ta chemia nie eliminuje wystąienia choroby.. jest tylko środkiem, który łagodzi jej przejście... jak zachorujesz to dopiero się taką chemią nafaszerujesz... dla mnie środek, który nie działa na chorobę, a wręcz niszczy Twój organizm... to... zresztą na urlpie zdecydowanie wolę czym innym niszczyć wątrobę..
ale niczego nie sugeruję, do niczego nie namawiam... tym bardziej, że jestem daleko od firm farmaceutycznych..
Szczerze - jakos to do mnie naprawde trafia...w sensie Twoja argumentacja.
Pytanie nie buło skierowane do mnie, ale dodam swoje trzy grosze, może sie przyda- my rownież braliśmy srodki przeciwmalaryczne, tylok że malarone. Brak jakichkolwiek skutkow ubocznych, dobre samopoczucie. Komarów w grudniu nie było bardzo dużo, jednak zdarzały się, podobnie jak u Anety wiekszosc grupy stosowała jakies leki.biorąc tabletki zrezygnowałam z muggi itp. nie lubie zapachu silnych środków i podrażnienia skory.
to widocznie masz jeszcze zdrową wątrobę i na wakacjach unikasz alkoholu.. warto zaznaczyć, że środki antymalaryczne + piwko wakacyjne = bida na całe życie
moja opinia - repel najlepiej deet 100 który rozpuszcza lakier do paznokci i sztuczne ubranka (przetestowany w Afryce, Azji i Ameryce południowej) , niż chemia doustna... ale opinia każdego jest jak dupcia.. każdy ma własną
No i tu sie zgodze z Lordzie...opinia kazdego jak dupcia..kazdy ma włąsną
Ja brałam Malarone na dwoch wyjazdach i piłam ile wlezie zreszta nie tylko ja i poki co wątroba w całosci i wyniki idealne.Dobam ,ze od pierwszego faszerowania sie "tym swinstwem" mineło prawie 10 lat a tak jak pisałam w miedzyczasie była powtórka i jesli bede nastepnym razem jechac w rejon choc troche zagrozony powtórze nastepna porcje
A jeszcze odnosnie repelentów...czy myslicie ,ze to gówno jest bezpieczne???To dlaczego wszystkie Deety wycofali z aptek ano własnie dlatego,ze są bardzo toksyczne,wchłaniaja sie przez skóre do krwioobiegu a co za tym idzie niszcza wątrobe ale o tym jakos nikt nie mówi i wozi tony tego swinstwa po czym opryskuje sie od stop do gło kilka razy dziennie
Nie będę sie rozpisywać, ale dodam tylko, że w 100 % zgadzam sie z tym co napisala Żelek Alkoholu nie unikam, ale też nie szaleję z nim, mimo to moja wątroba ma się dobrze. Takie same doświadczenia mają znajomi, ktorzy stosowali malarone kilka razy podczas dwutygodniowych wyjazdów. Każdy wie co jest dla niego najlepsze, ale nie gloryfikowalabym chemicznych środków do pryskania sie.
Hmmm, to ja jestem głosem coś pomiędzy Malarone NIGDY nie wezmę profilaktycznie. Bo co to za profilaktyka jak nie zabezpiecza mnie przed chorobą? a jedynie łagodzi objawy choroby? Nie będę się faszerować lekami i już.
Co do Repelu.... Mam po nim problemy ze skórą... Więc w nadmiarze też nie używam. Ale już prędzej się czymś spryskam (bo jednak zabezpiecza mnie przez głównym źródłem zagrożenia) niż połknę tabletkę.
Co do Gambii i zagrożenia malarią...niestety istnieje spore ryzyko. Wiem o kilku przypadkach (2-3 osoby), które były w listopadzie, po porze deszczowej i niestety, miały potem malarię. Ja byłam w marcu. Komara na oczy nie widziałam.
Mi Repel rozpuścił farbę na klapkach - mazała się jak guma i zostawała na całych stopach.... Takie to świństwo, niestety. Pomimo tego stosowałam i repelanty i zażywałam Malarone - bez skutków ubocznych. Coś za coś - dla mnie najważniejszy jest hmmm..... pozorny ... spokój, że zrobiłam wszysko co należało.
—
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Zobaczcie prosze, co wyszperalam u Tomka Michniewicza:
Brać czy nie brać?
Lekarz-specjalista powie Wam, czy przy tej konkretnej trasie „powinniście” brać leki antymalaryczne. Powinniście, a nie „musicie”. Przyjmowanie profilaktyki antymalarycznej niesie ze sobą ryzyko powikłań często porównywalne do samej malarii, więc decyzję zawsze będziecie musieli podjąć sami.
Jeśli jedziecie na krócej niż dwa tygodnie, szkoda pieniędzy. Okres inkubacji zarodźców malarii to najczęściej 10-14 dni, więc prawie na pewno zdążycie wrócić do domu, zanim pojawią się pierwsze objawy.
Jeśli jedziecie na kilka tygodni (3-6), warto poważnie się zastanowić, zwłaszcza jeśli mapa sygnalizuje Wam istotne ryzyko.
Jeśli jedziecie na kilka miesięcy, ciągła profilaktyka antymalaryczna praktycznie nie wchodzi w grę. Rozłożyłaby Wam organizm i portfel. W takich sytuacjach strategia wygląda inaczej. Weźcie ze sobą jedno opakowanie leku i niech jeździ w plecaku. Jeśli złapiecie malarię i pojawią się pierwsze symptomy, przyjmiecie tzw. „dawkę uderzeniową”, czyli wielokrotnie większą niż ta przyjmowana profilaktycznie. Dawkowanie uderzeniowe zależy od konkretnego leku (jedne profilaktycznie przyjmuje się codziennie, inne co tydzień), więc musicie ustalić je zawczasu. Oprócz dawki uderzeniowej musicie naturalnie odwiedzić miejscowy szpital (jeśli jest na sensownym poziomie), a jeśli nie, jechać do najbliższego miasta, w którym jest jakaś porządna klinika (najczęściej zachodnia, dla dyplomatów).
Leki antymalaryczne to ciężkie farmaceutyki, pozostawiające po sobie spory ślad w organizmie. Skutki uboczne (bardzo powszechne nerwice i koszmary senne, problemy z wątrobą a nawet nieodwracalne uszkodzenia systemu nerwowego) są tym bardziej prawdopodobne, im dłużej przyjmuje się lek. Przy podróży liczonej w miesiącach ryzyko powikłań wskutek przyjmowania leków jest bardzo poważne.
dobry repel = komar nie podlatuje bliżej niż na 1 metr...
ja nie widzę żadnych "za", żeby brać chemię, tym bardziej, że ta chemia nie eliminuje wystąienia choroby.. jest tylko środkiem, który łagodzi jej przejście... jak zachorujesz to dopiero się taką chemią nafaszerujesz... dla mnie środek, który nie działa na chorobę, a wręcz niszczy Twój organizm... to... zresztą na urlpie zdecydowanie wolę czym innym niszczyć wątrobę..
ale niczego nie sugeruję, do niczego nie namawiam... tym bardziej, że jestem daleko od firm farmaceutycznych..
.
Szczerze - jakos to do mnie naprawde trafia...w sensie Twoja argumentacja.
Ok, klama zapadla - nie biore!
Dzieki wielkie i pozdrawiam!
Killa
na zdrowie
.
lordziu, czy na wszystkich swoich wojażach stosowałeś wyłącznie repelową ochonę przed malarią?
Moje Pstrykanie i nie tylko
nie.. na pierwszym wyjeździe w 2003 roku, gdy byłem jeszcze nieogarniety brałem Lariam... nie odczuwałem żadnych środków ubocznych...
ale to był pierwszy i ostatni mój wyjazd, gdzie brałem doustne leki... od tamtej pory tylko repel deet 100%
.
No i tu sie zgodze z Lordzie...opinia kazdego jak dupcia..kazdy ma włąsną
Ja brałam Malarone na dwoch wyjazdach i piłam ile wlezie zreszta nie tylko ja i poki co wątroba w całosci i wyniki idealne.Dobam ,ze od pierwszego faszerowania sie "tym swinstwem" mineło prawie 10 lat a tak jak pisałam w miedzyczasie była powtórka i jesli bede nastepnym razem jechac w rejon choc troche zagrozony powtórze nastepna porcje
A jeszcze odnosnie repelentów...czy myslicie ,ze to gówno jest bezpieczne???To dlaczego wszystkie Deety wycofali z aptek ano własnie dlatego,ze są bardzo toksyczne,wchłaniaja sie przez skóre do krwioobiegu a co za tym idzie niszcza wątrobe ale o tym jakos nikt nie mówi i wozi tony tego swinstwa po czym opryskuje sie od stop do gło kilka razy dziennie
Nie będę sie rozpisywać, ale dodam tylko, że w 100 % zgadzam sie z tym co napisala Żelek Alkoholu nie unikam, ale też nie szaleję z nim, mimo to moja wątroba ma się dobrze. Takie same doświadczenia mają znajomi, ktorzy stosowali malarone kilka razy podczas dwutygodniowych wyjazdów. Każdy wie co jest dla niego najlepsze, ale nie gloryfikowalabym chemicznych środków do pryskania sie.
Hmmm, to ja jestem głosem coś pomiędzy Malarone NIGDY nie wezmę profilaktycznie. Bo co to za profilaktyka jak nie zabezpiecza mnie przed chorobą? a jedynie łagodzi objawy choroby? Nie będę się faszerować lekami i już.
Co do Repelu.... Mam po nim problemy ze skórą... Więc w nadmiarze też nie używam. Ale już prędzej się czymś spryskam (bo jednak zabezpiecza mnie przez głównym źródłem zagrożenia) niż połknę tabletkę.
Co do Gambii i zagrożenia malarią...niestety istnieje spore ryzyko. Wiem o kilku przypadkach (2-3 osoby), które były w listopadzie, po porze deszczowej i niestety, miały potem malarię. Ja byłam w marcu. Komara na oczy nie widziałam.
Mi Repel rozpuścił farbę na klapkach - mazała się jak guma i zostawała na całych stopach.... Takie to świństwo, niestety. Pomimo tego stosowałam i repelanty i zażywałam Malarone - bez skutków ubocznych. Coś za coś - dla mnie najważniejszy jest hmmm..... pozorny ... spokój, że zrobiłam wszysko co należało.
Podróż to jedyny zakup, który czyni Cię bogatszym.
Hejka!
Zobaczcie prosze, co wyszperalam u Tomka Michniewicza:
Brać czy nie brać?
Lekarz-specjalista powie Wam, czy przy tej konkretnej trasie „powinniście” brać leki antymalaryczne. Powinniście, a nie „musicie”. Przyjmowanie profilaktyki antymalarycznej niesie ze sobą ryzyko powikłań często porównywalne do samej malarii, więc decyzję zawsze będziecie musieli podjąć sami.
Jeśli jedziecie na krócej niż dwa tygodnie, szkoda pieniędzy. Okres inkubacji zarodźców malarii to najczęściej 10-14 dni, więc prawie na pewno zdążycie wrócić do domu, zanim pojawią się pierwsze objawy.
Jeśli jedziecie na kilka tygodni (3-6), warto poważnie się zastanowić, zwłaszcza jeśli mapa sygnalizuje Wam istotne ryzyko.
Jeśli jedziecie na kilka miesięcy, ciągła profilaktyka antymalaryczna praktycznie nie wchodzi w grę. Rozłożyłaby Wam organizm i portfel. W takich sytuacjach strategia wygląda inaczej. Weźcie ze sobą jedno opakowanie leku i niech jeździ w plecaku. Jeśli złapiecie malarię i pojawią się pierwsze symptomy, przyjmiecie tzw. „dawkę uderzeniową”, czyli wielokrotnie większą niż ta przyjmowana profilaktycznie. Dawkowanie uderzeniowe zależy od konkretnego leku (jedne profilaktycznie przyjmuje się codziennie, inne co tydzień), więc musicie ustalić je zawczasu. Oprócz dawki uderzeniowej musicie naturalnie odwiedzić miejscowy szpital (jeśli jest na sensownym poziomie), a jeśli nie, jechać do najbliższego miasta, w którym jest jakaś porządna klinika (najczęściej zachodnia, dla dyplomatów).
Leki antymalaryczne to ciężkie farmaceutyki, pozostawiające po sobie spory ślad w organizmie. Skutki uboczne (bardzo powszechne nerwice i koszmary senne, problemy z wątrobą a nawet nieodwracalne uszkodzenia systemu nerwowego) są tym bardziej prawdopodobne, im dłużej przyjmuje się lek. Przy podróży liczonej w miesiącach ryzyko powikłań wskutek przyjmowania leków jest bardzo poważne.
Killa