--------------------

____________________

 

 

 



Andamany i Nikobary - Indie nieznane nawet dla Hindusów

38 posts / 0 nowych
Ostatni wpis
Strony
briesen
Obrazek użytkownika briesen
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 lip 2015

Chennai – dzień 2

Drugiego dnia na spotkanie z Madrasem ruszyliśmy dość wcześnie, bo taksówkę w hotelowej recepcji zamówiliśmy już na 9. Ale zanim ruszyliśmy to najpierw rzecz jasna śniadanie. Hotel oprócz restauracji na dachu dysponował jeszcze 3 innymi tego typu przybytkami, w tym restauracją śniadaniową stylizowaną na miasteczko. Całość sprawia miły dla oka widok, a w połączeniu z ogromnym wyborem potraw na śniadanie, nawet bardzo miły. Biggrin

   Po śniadaniu, około wspomnianej już wyżej godziny 9, umówiona taksówka stała na hotelowym podjeździe skąd ruszyliśmy na podbój Chennai. Na pierwszy ogień oczywiście poszły świątnie. Zaczynamy więc od świątyni Kapaleeshwarar. O samej świątyni rozpisywał się nie będę, a zainteresowanych odsyłam do tego linku: https://en.wikipedia.org/wiki/Kapaleeshwarar_Temple

Świątynia poświęcona jest bogowi Śiwie a jej nazwa oznacza tyle co Głowa Śiwy albo też głowy, bo w zależności od przedstawienia go może ich mieć aż pięć Biggrin Zaczęto ją budować w VII wieku i z przerwami budowano przez kilka stuleci, dziś zajmuje teren tak ogromny, że tylko pobieżne jej przejście, zrobienie kilku(dziesięciu) zdjęć i zatrzymanie się przy ciekawszych fragmentach zajmuje nie mniej niż 2 godziny. Bramy świątyni otwierane są o 5:30, a zamykane około 22:00. Przed wejściem jest specjalna szatnia w postaci okienka w ścianie gdzie oddaje się buty, bowiem po całym terenie świątynnym śmigamy na bosaka. Biggrin Szatnia oczywiście płatna ‘co łaska’ - nie mniej niż 10 rupii od pary. Wejście do świątyni jest darmowe, płatne jest tylko pozwolenie na fotografowanie. Zdaje się, że 30 albo 50 rupii. Wyznawcy Śiwy czy też ciekawscy mogą się przyjrzeć modłom (obrzędom?) sześć razy dziennie, o godzinach 6, 9, 13, 17, 19 i 21. Podczas naszego pobytu część kompleksu była w remoncie, co zresztą widać na zdjęciach.

   Następnie ruszamy do świątyni poświęconej świętemu Ramakrysznie czyli Bhagavan Sri Ramakrishna. Jest to jeden z najważniejszych świętych hinduizmu i dzięki temu dorobił się własnych świątyń. Nie są one jednak tak wielkie jak te poświęcone bogom, więc i zwiedzanie poszło szybciej Biggrin

Przed wejściem oczywiście za drobną opłatą zostawiamy w ‘szatni’ buty. W świątyni jest zakaz fotografowania, więc i opłat brak.

   Po krótkim kontakcie ze świętym Ramakryszną udajemy się do bliższych nam klimatów czyli katolickiej bazyliki św. Tomasza. Specjalnie nie napisałem ‘pod wezwaniem’, bowiem wg legendy bazylika św. Tomasza jest jednym z trzech kościołów na świecie wzniesionym na grobie Apostoła Chrystusa. Pozostałe dwa to bazylika św. Piotra we Włoszech i Santiago de Compostela w Hiszpanii (wzniesiona na grobie św. Jakuba Mniejszego). Ów św. Tomasz to ten znany z przysłów ‘niewierny Tomasz’. Apostoł ten, po śmierci Jezusa postawił sobie za cel ewangelizację Indii gdzie trafił w 52 roku i gdzie, po 20 latach podróży przez Indie, zginął śmiercią męczeńską w Mylapore dzisiejszej części Channai. Różnego rodzaju przybytki modlitewne były budowane w tym miejscu już od dnia jego śmierci, ale prawdziwy kościół powstał dopiero w XVI wieku. Dziś nad grobem stoi bazylika w stylu neoromańskim wybudowana w końcówce XIX wieku. W podziemiach kościoła mieści się kaplica grobu św. Tomasza gdzie również znajdują się jego relikwie. Dla katolików tych mniej i tych bardziej wierzących absolutne ‘must see’ w Indiach. Zresztą nie tylko dla katolików, bo św. Tomasz jest także świętym Kościołów: anglikańskiego, ormiańskiego, koptyjskiego, syryjskiego i prawosławnego, a także patronem Indii i Portugali.

Sama bazylika na tle podobnych świątyń europejskich nie wypada zbyt okazale, ale ma swój urok, podobnie z kaplicą grobową. Prostota, minimalizm, skromność. Miejsce do modlitwy i zadumy, a nie obwieszania błyskotkami i kto wie czym jeszcze. Na terenie bazyliki działa również mini muzeum w którym można obejrzeć zgromadzone przez wieki naczynia liturgiczne, relikwie i inne tym podobne rzeczy, dla których zabrakło już miejsca w samym kościele. Wstęp do muzeum bezpłatny. Ogólne wrażenie bardzo na plus. Zresztą popatrzcie sami Biggrin

Na zdjęciu po lewej stara bazylika, po prawej stan obecny

Jeden z eksponatów w przykościelnym muzeum. Od lewej relikwie ss. Franciszka Ksawerego, Bartłomieja Apostoła i Filomeny.

   Z bazyliki św. Tomasza ruszyliśmy do starego, brytyjskiego fortu św. Jerzego. Fort ten, zwany też ‘Białym Miastem’, bo zbudowany jest prawie w całości z białego kamienia, to pierwszy fort zbudowany przez Brytyjczyków w Indiach. Jego budowę zaczęto już w roku 1600 i wykorzystywany militarnie jest do dnia dzisiejszego, ale już nie przez Brytyjczyków Biggrin Budowę fortu, otoczonego w całości wysokim, sześciometrowym murem ukończono 23 kwietnia 1644 roku. Cały obszar fortu należy do armii indyjskiej, ale niektóre jego części są udostępnione publicznie w tym np.: muzeum czy kościół anglikański pw. Św. Marii, a także jeden z najwyższych masztów flagowych w Indiach, który ma wysokość ponad 46 metrów i wykonany jest w całości z drewna tekowego . Kościół tym razem postanowiliśmy sobie odpuścić. Co za dużo to nie zdrowo Wink Po przyjeździe na miejsce okazało się jednak, że będziemy musieli sobie odpuścić dużo więcej, bowiem w forcie odbywało się jakieś ważne spotkanie państwowych VIP-ów z VIP-ami miejskimi i cały teren był pilnie strzeżony przez policję i wojsko. Nawet z robieniem zdjęć był problem, ale kilka, jako turystom z Europy, udało nam się zrobić.

Makieta fortu św. Jerzego

   Nie zwiedziliśmy więc fortu zbyt dokładnie, a właściwie to wcale. Tyle dobrze, że wstęp jest bezpłatny. Biggrin

   Nasz kierowca pomyślał sobie chyba, że lubimy jednak te świątynie i kościoły, więc z własnej inicjatywy, w drodze powrotnej z fortu zabrał nas do kolejnego kościoła. Tym razem do szkockiego kościoła prezbiteriańskiego pw. św. Andrzeja. Świątynia wybudowana w 1821 r. Skromna, prosta, ładna. Nie poświęciliśmy jej zbyt wiele czasu, bo jeszcze chcieliśmy obejrzeć dalszy ciąg Marina Beach, dokąd niezwłocznie się udaliśmy.

   No może nie tak niezwłocznie, bo taksówkarz, jak i tuktuksiarz z dnia wczorajszego, też miał ‘swój’ sklep z pamiątkami, który po drodze nam niezwykle polecał. Chcąc nie chcąc wstąpiliśmy do niego na kilkanaście minut, pod warunkiem jednak, że stamtąd już udamy się prosto nad ocean.

   Jadąc nabrzeżem i zatrzymując się co jakiś czas, zobaczyliśmy kawałek prawdziwych Indii. Nie ma tu właściwie co pisać. Oglądajcie.

   Taka wycieczka czasem dobrze robi na to, żeby dziękować sile wyższej, że jednak urodziliśmy się w Europie, w Polsce, a nie gdzie indziej...

C.D.N.

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 3 godziny 22 minuty temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...powiem tyle,podoba mi się Twój "styl pisaniny" i z pewnością będę doczytywał relację "na bieżąco" !!! : )

a co do pokazywanych lokacji to...sa takie które "już bym chciał zobaczyć" i takie które..."ominę szerokim łukiem" jesli kiedykolwiek będę w Indiach ; )

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

Zajac1
Obrazek użytkownika Zajac1
Offline
Ostatnio: 3 lata 3 miesiące temu
Rejestracja: 26 wrz 2013

[Taka wycieczka czasem dobrze robi na to, żeby dziękować sile wyższej, że jednak urodziliśmy się w Europie, w Polsce, a nie gdzie indziej...]

Ech ile razy tak sobie myślałam podróżując po Indiach i obserwując w jak ciężkich warunkach żyją Indusi.

 

Briesen z przyjemnością pooglądam Andamany. Mieliśmy je w planach, ale niestety są za daleko od miejsc, które chcieliśmy zwiedzać i musieliśmy zrezygnować z nich na rzecz Goa.  Bardzo jestem ciekawa Waszej opinii o wyspach Sun-smilie water  001

http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/

briesen
Obrazek użytkownika briesen
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 lip 2015

Zajac1 :

[Taka wycieczka czasem dobrze robi na to, żeby dziękować sile wyższej, że jednak urodziliśmy się w Europie, w Polsce, a nie gdzie indziej...]

Ech ile razy tak sobie myślałam podróżując po Indiach i obserwując w jak ciężkich warunkach żyją Indusi.

Briesen z przyjemnością pooglądam Andamany. Mieliśmy je w planach, ale niestety są za daleko od miejsc, które chcieliśmy zwiedzać i musieliśmy zrezygnować z nich na rzecz Goa.  Bardzo jestem ciekawa Waszej opinii o wyspach Sun-smilie water  001

Hej!

Dzięki za dobre słowo Wink Andamanów się doczekacie, jeszcze tylko jeden dzień w Madrasie i już.

Pozdrawiam.

briesen
Obrazek użytkownika briesen
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 lip 2015

Chennai – dzień 3

   I zaczynamy dzień trzeci i ostatni w Madrasie, bo już jutro nad ranem czas ruszać do celu naszej podróży.

   Zaczęliśmy jak zwykle od wczesnego śniadania, by punktualnie zdążyć na umówioną dzień wcześniej taksówkę. Dziś w planach był wyjazd poza Chennai, lecz zanim ruszyliśmy to pojechaliśmy z ‘naszym’ taksówkarzem załatwić sobie indyjską kartę sim, a właściwie tylko data sim, bo dzwonić raczej nigdzie nie zamierzaliśmy, a Internet był nam potrzebny jak najbardziej.

Zakupienie karty sim, nawet takiej tylko do Internetu nie jest w Indiach sprawą prostą, o czym przekonaliśmy się na własnej skórze. Po pierwsze, operatorów GSM w Indiach jest ze 20 ale na Andamanach działają tylko 3 z czego jeden w miarę przyzwoicie na kilku wyspach, a pozostali dwaj tylko w stolicy wysp. Wybór więc był prosty – Airtel. Sklepów, punktów i punkcików handlowych różnej maści z reklamą Airtel w całym mieście mnóstwo, ale można tam tylko doładować konto, albo kupić niepotrzebne gadżety Wink Kartę jako taką można kupić tylko w biurze głównym. Nie ma możliwości zakupy jakiejś jednorazówki czy nawet odkupienia karty od kogoś, bo każdy sim jest rejestrowany na konkretne nazwisko. OK, jedziemy więc na drugi koniec miasta, do miejsca gdzie można ów cudo techniki XXI  wieku nabyć. Wchodzę do biura wraz z kierowcą taksówki, który występował w roli tłumacza i dowiaduję się, że aby wejść w posiadanie indyjskiej karty sim należy: dostarczyć zdjęcie, wypełnić 3-stronicowy formularz, dostarczyć 2 kopie ksera paszportu oraz potwierdzenie zameldowania w Chennai, może być z hotelu… Ręce opadają… Wziąłem ten formularz, ale po przekalkulowaniu czasu potrzebnego na załatwienie karty w myślach już z niej zrezygnowałem. Jednak wracając do samochodu wpadła mi do głowy niesamowita myśl. Kierowca! Przecież on może nam kupić tę kartę Biggrin I załatwi to praktycznie od ręki. Zaczęliśmy mu więc tłumaczyć o co nam chodzi i namawiać na naszą propozycję. Niechętnie, bo jednak zna nas tylko dwa dni, ale się zgodził. Wypełnił formularz, skoczył do automatu zrobić sobie zdjęcie i skserować ID i wróciliśmy do biura. Tam pani z okienka wszystko sprawdziła i już po pół godzinie cieszyliśmy się nowiutką kartą sim z doładowaniem za 300 rupii, które nawało nam 1 GB Internetu. Cóż, dobre i to. Drugie 300 rupii poszło na kierowcę i jego wydatki, ale w sumie za niecałe 40 zł staliśmy się posiadaczami indyjskiej karty sim. A właściwie użytkownikami, bo umówiliśmy się z kierowcą, że po powrocie z wysp, spotkamy się z nim i oddamy mu kartę z całym dobrodziejstwem, które na niej jeszcze zostanie.

Cała ta sprawa zajęła nam dobrze ponad dwie godziny, a przed nami jeszcze tyle do zwiedzania. Zaczęliśmy jeszcze w Madrasie, ale już naprawdę bardzo pobieżnie. Wpadliśmy do ogrodu muzeum, gdzie w jednym z budynków mieściła się także biblioteka. Prawdę mówiąc to mieliśmy chęć na to muzeum, ale ogarnąwszy go wzrokiem oszacowaliśmy, że 3-4 godziny to minimum żeby cokolwiek zobaczyć, a na to nas w tym dniu nie stać. Zajrzeliśmy więc tylko do biblioteki, chwila w parku i w drogę do Mahabalipuram.

Po drodze minęliśmy szpital dla matek i dzieci

A ta pani z plakatu to wczorajszy VIP miejski, a właściwie stanowy, bo to pani Premier stanu Tamil Nadu - Jayaram Jayalalitha,

indyjska aktorka, tancerka, a teraz i polityk. Jak widać nie tylko u nas celebryci pchają się do polityki Wink

Zdjęcia tej pani można zobaczyć co krok w całym stanie.

 Wnętrze biblioteki

 Jeden z eksponatów przed muzeum

Kule do eksponatu Wink

 A na poważnie to drzewo nazywa się potocznie Cannonball Tree czyli drzewo kul armatnich,

a bilologicznie: Czerpnia gujańska (Couroupita guianensis)

Ala podczas rozmowy z rybą Biggrin

   Mahabalipuram to mieścina położona pomiędzy brzegiem oceanu, a Wielkim Jeziorem Słonym, oddalona około 50 km na południe od naszego hotelu. Wybraliśmy się tam, bo miejsce to jest od ponad trzydziestu lat wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO ze względu na znajdujący się tam ogromny kompleks świątyń z V-VIII wieku. Więcej o tym miejscu możecie poczytać tu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Mahabalipuram. Kompleks naprawdę warty jest odwiedzenia, bo takiej koncentracji świątyń na stosunkowo niewielkim obszarze nieczęsto się spotyka. Wstęp do większości zabytków jest bezpłatny, bo są ona na otwartym terenie. Jedyna opłata to wstęp do odgrodzonego kompleksu pięciu świątyń, ale są to jakieś grosze, które nawet nie utkwiły nam w pamięci Wink Pokażę Wam z tego miejsca tylko kilkanaście, od czasu do czasu podpisanych, zdjęć, bo nazwać tych świątyń, mimo najszczerszych chęci, nie potrafię.

 Te dziurki miały ciekawe zstosowanie...

 Głaz, który sobie tak leży pewnie już miliony lat i ani myśli stoczyć się w dół...

 ...a rozmiary jak widać ma słuszne

 Dziurki te były wykorzystywane do łupania tych ogromnych głazów podczas budowy świątyń.

Najpierw kamieniarz wykuwał ileśdziesiąt takich otworów, potem wbijano w nie suche drewno

i zalewano je wodą. Drewno pęczniało, głaz pękał Biggrin Proste?

W trakcie naśladowania płaskorzeźb Biggrin

 I jeszcze raz głazik

 Krótki spacer uliczkami Mahabalipuram w kierunku kompleksu pięciu świątyń

 Po drodze mijamy jednak jeszcze kolejne płaskorzeźby

 Dotarliśmy w końcu do kompleksu pięciu rathas

 Tu krótkie objaśnienie dotyczące tego akurat kompleksu

 Przydrożne, uliczne 'sklepy' z rzeźbami różnego typu i wielkości

 Jeszcze ostatni rzut oka na miasto...

...i na morską latarnię

   Spędziliśmy tam spory kawał czasu, a przed nami jeszcze jedno miejsce, które chcieliśmy koniecznie zobaczyć, mianowicie, położony 10 km od Mahabalipuram w stronę Madrasu, Madras Crocodile Bank Trust and Centre for Herpetology czyli Madraski Bank Krokodyli i Centrum Herpetologii. Bliżej z tym bankiem i organizacją możecie zapoznać się tutaj: http://www.madrascrocodilebank.org/ i tutaj: https://en.wikipedia.org/wiki/Madras_Crocodile_Bank_Trust.

   Bank jest słowem, które zapewne kojarzy Wam się z przechowywaniem czegokolwiek cennego, jak np.: bank danych czy bank PKO BP. Miejsce do którego zmierzaliśmy jest bankiem krokodyli. Są ich tam setki, jeśli nie tysiące i naukowcy, ogrody zoologiczne, a także organizacje, które dbają o populację krokodyli na danym terenie mogą swobodnie z tego banku korzystać i brać za drobną opłatą krokodyle do swoich, szczytnych, celów. Dodatkowo bank ten prowadzony jest w formie zoo, bo z czegoś jednak muszą się utrzymywać, a wydatków na wyżywienie takiej masy mięsożerców jest zapewne niemało. Wstęp do zoo kosztuje 40 rupii dla dorosłego i 20 dla dziecka poniżej lat 10. W sumie zapłaciliśmy więc niecałe 6 zł za bilety, ale zapłacilibyśmy chętnie wiele więcej, bo robią tam naprawdę niezła robotę dla świata.

   Na zwiedzenie zoo zostało nam niecałe dwie godziny, bo Mahabalipuram opuściliśmy tuż po 15, a zoo czynne jest do 17.30. W banku spośród 23 znanych nam gatunków krokodyli obejrzeć z bliska możemy 18 gatunków czasami po kilkadziesiąt, a czasami po ponad 100 w jednej ‘zagrodzie’. Oprócz krokodyli są tam także żółwie, gekony i inne jaszczury Wink Wszystko jest w miarę dobrze opisane, a samo miejsce jest absolutnie godne polecenia! Popatrzcie sami.

 Krótkie wprowadzenie

 Kasy, pamiątki, itp.

 I krokodyle...

 Mnóstwo krokodyli...

 Jeśli ktoś ma ochotę na zdalną adopcję zwierzaka proszę bardzo

 Tablice informacyjne

A także ostrzegająco - pouczające:

POSTAW SIE NA ICH MIEJSCU

NIE RZUCAĆ KAMIENIAMI, SKAŁAMI I PIASKIEM W KROKODYLE

Przedstawiciele gatunku przy którym jest czerwona kropka znajdują się w banku 

Po 17:30, głodni jak psy, bo cały dzień po śniadaniu tylko na owocach Wink ruszyliśmy w stronę Chennai gdzie zaliczyliśmy obiado-kolację i kolejne centrum handlowe w którym zrobiliśmy niezbędne, drobne zakupy przed wyjazdem na Andamany.

Walentynki blisko 

I na koniec zagadka.

Co to za przybytek? Wink

C.D.N.

briesen
Obrazek użytkownika briesen
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 lip 2015

Zagada z poprzedniego wpisu okazała się zbyt trudna czy nikt tego nie czyta? Biggrin 

No nic, poczekam, może się znajdzie chętny, który odpowie, a tymczasem...

Andamany i Nikobary – dzień 1

   Tak, to już dziś. 25 stycznia 2016 r. W końcu ruszamy na Andamany. Samolot mamy o 5 rano, więc pobudka po wczorajszym ciężkim dniu już o 2:30. O 3 ruszamy z hotelu, lot wewnętrzny, więc wystarcz być 75 minut przed odlotem (wg zaleceń na bilecie), jesteśmy wcześniej. Na wstępie bagaże rejestrowane są dokładnie prześwietlane i plombowane. Po założeniu plomby nic już nie wyjmiesz ani nie włożysz. Oddajemy bagaż, szybki security check i udajemy się na zwiedzanie lotniska. Nic jednak nie przyciągnęło naszej uwagi na tyle, żeby wyciągnąć portfel, więc spokojnie udaliśmy się do poczekalni przed naszą bramką. Krótko przed piątą zaczął się boarding i prawie punktualnie  wystartowaliśmy. Lot niewielkim Boeingiem linii Air India ma trwać około 2 godzin i 10 minut, więc o 7.10 powinniśmy być na miejscu. Andamany, mimo, że położone prawię półtora tysiąca kilometrów na wschód od Madrasu mają ten sam czas co całe Indie. Słońce więc tam wschodzi wcześnie i wcześnie zachodzi. Koszt biletów w dwie strony wyniósł około 40.000 rupii czyli jakieś 2.200 PLN.

Z Madrasu na Andamany i z powrotem można się również dostać krypą, statkiem albo szybką łodzią podróż trwa od 2,5 dnia do 9 godzin ceny wahają się od 1700 rupii za miejsce gdzieś na pokładzie do 7700 rupii za dwuosobową kabinę deluxe. Ceny oczywiście od osoby. My, ze względu na czas, wybraliśmy samolot Biggrin

Około planowej godziny lądujemy na lotnisku w Port Blair na Andamanach czyli na Veer Savarkar International Airport. Lotnisko, choć w oficjalnej nazwie ma przymiotnik międzynarodowe w praktyce przyjmuje samoloty tylko z Indii. Terminal, jak to w takich zakątkach świata, nie zwala z nóg. Raczej błaga o litość Wink Teoretycznie budowany jest nowy, który ma być oddany w 2018 roku, ale co z tego wyjdzie? Nie wiadomo Biggrin

   Po wejściu do terminala Hindusi udają się prosto po odbiór walizek, cudzoziemcy (w liczbie 2+1) udają się do specjalnego stanowiska gdzie zostają zarejestrowani, pouczeni i otrzymują specjalne zezwolenie uprawniające do przebywania na Andamanach i Nikobarach przez okres 24 dni. Oczywiście nie na całych wyspach, bo większość z nich jest wyłączona dla ruchu turystycznego, co jest dokładnie opisane na zezwoleniu. Dlaczego 24 dni? Nie wiem, ale takie mają regulacje, więc nie dyskutowaliśmy, bo przyjechaliśmy tu tylko na dni 9.

Zezwolenie o którym wspominałem wyżej 

   Po odebraniu bagażu, przed terminalem czekał już na nas przedstawiciel lokalnego biura turystycznego o którym jeszcze nie wspominałem, a zrobię to teraz Biggrin

    Przed wyjazdem stwierdziliśmy, że samotne poruszanie się po wyspach, znajdowanie hoteli, promów, łodzi i miejsc wartych obejrzenia może nastręczać nam pewne trudności, szczególnie, że nie znamy lokalnego języka, a nauczeni doświadczeniem, w znajomość angielskiego u wyspiarzy też nie bardzo wierzyliśmy. Z tego też względu po internetowych poszukiwaniach zdecydowaliśmy się skorzystać z usług lokalnego biura podróży oferującego swe usługi pod adresem http://www.andamanexcursion.com Wymieniliśmy z nimi kilka mejli, zmodyfikowaliśmy wspólnie oferowany przez nich standardowy plan wycieczek i uzgodniliśmy cenę za 8 nocy i 9 dni na wyspach na 67.500 rupii, dawało to kwotę około 3.800 PLN czyli jakieś 420 PLN za dzień. W tej cenie mieliśmy 8 noclegów ze śniadaniami w hotelach o wyższym standardzie, transport samochodami na wyspach, promy, łodzie, statki i prawie wszystkie bilety wstępu. Trzeba im wpłacić 50% zaliczki, ale nie bójcie się, są uczciwi i słowni. Z usługi i obsługi jesteśmy zadowoleni i polecamy ich każdemu kto się tam wybiera Biggrin

   Przywitano nas (żonę) kwiatami i kokosami ze słomką gotowymi do picia Biggrin i jedziemy do hotelu o tajemniczej nazwie J HOTEL. Szybki check in, godzinka odpoczynku i ruszamy na zwiedzanie Port Blair. Na pierwszy ogień zawieziono nas do Muzeum Antropologicznego. Nie wywarło na nas wielkiego wrażenia, ale z uwagi na to, że na Andamanach nie ma zbyt wielu atrakcji, zwiedziliśmy je z ciekawością. W środku niestety zakaz fotografowania. Pewnie dlatego, żeby nie zniechęcić następnych odwiedzających Wink Przy muzeum oczywiście znajduje się sklepik z różnego rodzaju pamiątkami i rękodziełem. Niektóre rzeczy naprawdę godne uwagi.

Recepcja J HOTEL

Zamiast dyskusji pod budką z piwem, dyskusje pod straganem z kokosami Biggrin

Muzeum Antropologiczne

Przymuzealny sklepik

Z muzeum jedziemy do największej atrakcji Andamanów czyli Cellular Jail, w wolnym tłumaczeniu to więzienie komórkowe. Nazwa wzięła się stąd, że konstrukcja więzienia to (w latach świetności) 693 pojedyncze cele o wymiarach 4,5 na 2,7 metra i 3 metry wysokości. Brytyjczycy wybudowali je w latach 1896-1906 i trzymali w nim krnąbrnych Hindusów, którym marzyła się niezależność od Anglii. Jednym z więźniów był Vinayak Damodar Savarkar nazywany Veer’em Savarkarem, bojownik o niepodległość Indii, którego imię nosi tutejsze lotnisko. Podczas II wojny, gdy Andamany opanowali Japończycy, więźniami Cellural Jail stali się Brytyjczycy. Chichot historii sprawił więc, że wybudowali więzienie sami dla siebie Biggrin Już po uzyskaniu niepodległości Hindusi, w ramach radości, zburzyli dwa skrzydła więzienia, ale coś ich powstrzymało i w 1963 roku utworzono tu tymczasowy, 500-łóżkowy szpital. Tymczasowość trwała lat sześć, a w 1969 ustanowiono Cellural Jail Narodowym Pomnikiem i udostępniono zwiedzającym. W 2006 roku uroczyście obchodzono 100-lecie powstania więzienia, a rząd indyjski zaprosił do udziału w obchodach wielu byłych więźniów. Obiekt wywarł na nas ogromne wrażenie w przeciwieństwie do poprzednio zwiedzanego muzeum Wink Na terenie więzienia znajduje się także galeria poświęcona pierwszej wojnie o niepodległość oraz mini amfiteatr w którym wieczorem jest organizowane przedstawienie światło i dźwięk poświęcone historii więzienia i jego więźniom, ale o tym później. Jak wygląda więzienie dziś widać na zdjęciach poniżej.

Makieta więzienia

Cela gościa z napisu poniżej

Chwila zadumy...

Galeria 

   Z więzienia powrót do hotelu na obiad, a po obiedzie, niestety nie dane nam było odpocząć… Andaman Excursions zadbało o to, żebyśmy spędzali czas intensywnie, więc zaraz ruszamy do czegoś co nazywają tam Aquarium, ale z akwarium to wiele wspólnego nie ma. Co prawda gdy usłyszeliśmy nazwę to wyobrażaliśmy sobie, że pojedziemy do czegoś w stylu akwarium w Dubaju albo chociaż w Gdyni, ale niestety nic z tego. Akwarium oferuje do obejrzenia kilka ciekawych muszelek, kilka korali i parę rybek pływających w akwariach o rozmiarach takich jak wielu z Was ma w domach Biggrin

Ulice Port Blair

Widoki z hotelowej restauracji na dachu

   Z akwarium jedziemy na pierwszą andamańską plaże położoną w pobliżu Port Blair i służącą lokalnej ludności. Nasz kierowca-przewodnik zostawił nas tam na około 2 godziny, bowiem po tym czasie mieliśmy znów udać się do Cellular Jail na show light&sound.

Plaża zadbana, czysta z ławeczkami i leżakami. Woda w oceanie cieplutka, a więc i tubylców na plaży niemało. Ogólne wrażenie – pozytywne.

   Z plaży udajemy się, jak wcześniej wspomniałem, do więzienia, niestety podczas przedstawienia robienie zdjęć zabronione. Pewnie z tego samego powodu co w pierwszym muzeum Wink Sam show dla nas, nieznających historii hindusów i Indii, nie był szczególną atrakcją. Wizualnie i muzycznie ok, ale drugi raz byśmy nie poszli Wink

Spod więzienia, odwieziono nas pod hotel, gdzie, po krótkim spacerze, z przyjemnością odpoczęliśmy przed kolejnym, intensywnym dniem Biggrin

C.D.N.

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 3 godziny 22 minuty temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...heee, wspomniany napis to prawdziwa,jak dla mnie,zagadka !???

może byc np. szyldem...toalety publicznej ; ))))

...troche dziwi mnie "faktura nieba" !!! myslałem ,że o tej porze jest...więcej słonca !???

p.s. a klimacik publicznego plazowania "a,la hindu" mnie osobiście troszkę odstrasza...

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

briesen
Obrazek użytkownika briesen
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 lip 2015

ssstu-6 :

...heee, wspomniany napis to prawdziwa,jak dla mnie,zagadka !???

może byc np. szyldem...toalety publicznej ; ))))

...troche dziwi mnie "faktura nieba" !!! myslałem ,że o tej porze jest...więcej słonca !???

p.s. a klimacik publicznego plazowania "a,la hindu" mnie osobiście troszkę odstrasza...

Podpowiedź... Zagadkę może próbuj(cie) kojarzyć po kolorach, albo logo w tle ;P

Słońca jest więcej, ale to jest styczeń, godziny późno popołudniowe, zaraz słońce będzie zachodzić...

Później będzie go więcej Biggrin

Pozdrawiam!

ssstu-6
Obrazek użytkownika ssstu-6
Offline
Ostatnio: 3 godziny 22 minuty temu
Rejestracja: 31 maj 2016

...heeee, toż to poczciwy "Starbucks" !!!

nigdy bym nie zgadł gdyby nie podpowiedź ; )))

...no to w drogę... żeby się oburzać i podziwiać
...zdumiewać i wzruszać ramionami...wybrzydzać i zachwycać...Radoslav

briesen
Obrazek użytkownika briesen
Offline
Ostatnio: 7 lat 6 miesięcy temu
Rejestracja: 07 lip 2015

ssstu-6 :

...heeee, toż to poczciwy "Starbucks" !!!

nigdy bym nie zgadł gdyby nie podpowiedź ; )))

BINGO!

Gratuluję Wink

Strony

Wyszukaj w trip4cheap