Jesteś tutaj
Jesteś tutaj
Witajcie!
Ponieważ zbliża się dogodny sezon na odwiedzenie Andamanów i Nikobarów - czyli wysp indyjskich nie do końca odkrytych jeszcze przez samych Hindusów - pomyślałem, że mogę podzielić się z Wami relacją i naszymi wrażeniami z wyprawy, która odbyła się w styczniu b.r.
Są jacyś zainteresowani relacją?
Oczywiście ,że są
Żeglarstwo – najdroższy sposób najmniej wygodnego spędzania czasu.
Jasne !!! pokaż nam nieznane Indie
No trip no life
Widzę, że zainteresowani są, a więc zaczynamy
Po zaliczeniu w naszym podróżniczym życiu kilku mniejszych i większych wysp, nadeszła pora na prawdziwe wyzwanie. Piszę ‘naszym’ bowiem jest nas trójka, a właściwe 2+1 czyli mama, tata i Ala Ala, w chwili wyjazdu na AiN, dopiero co skończyła 3 lata, więc wyprawa i dla niej i dla nas była nie lada wyzwaniem.
Skąd pomysł na Andamany i Nikobary? Sam nie wiem. Wymyśliłem to miejsce jako ciekawe do odwiedzenia ponad trzy lata temu i dwa lata czekało w mojej głowie na realizację, a także na odpowiednią pogodę. Nie chcieliśmy jechać na jakieś Malediwy, Seszele czy inne Mauritiusy, bo leżenie plackiem na plaży czy też przy basenie nam nie za bardzo odpowiada. Zabawy z samą tylko wodą (snorkeling nurkowanie, łowienie ryb, sporty wodne) też nie, a AiN oferowały nam nie tylko wodę i plaże. Chociaż jednym z głównych celów naszego wyjazdu było zobaczenie… plaży. Plaży nazwanej w 2004 roku przez magazyn Time ‘Najlepszą plażą Azji’, ale do tego dojdziemy Nie był to jednak nasz jedyny cel, ale po kolei.
Ruszamy 21 stycznia b.r. w godzinach popołudniowych z Kuwejtu (bo tam chwilowo mieszkamy) do Chennai czyli niegdysiejszego Madrasu. Lot Airbusem A330 należącym do Kuwait Airways był łatwy, krótki (niecałe 5 godzin) i przyjemny. Jednak ze względu na różnicę czasu na miejscu lądujemy tuż po 1 w nocy. Międzynarodowe lotnisko w Madrasie w środku nocy sprawia wrażenie pustego i chyba takie jest, bo na kontrolę paszportową (a w tym pobranie odcisków palców na ledwo działających czytnikach…) czekaliśmy prawie godzinę. Nie, nie dlatego, że kolejki. Czekaliśmy po prostu zanim się ktoś zjawił Jak już się zjawił to dalej poszło w miarę sprawnie i już o 2:30 opuściliśmy budynek lotniska i udaliśmy się na poszukiwanie taksówki, która zawiozła nas do hotelu The Residency Towers. Hotel czterogwiazdkowy, w rozsądnej odległości od lotniska (co zważywszy na zakorkowane indyjskie ulice ma niemałe znaczenie) i w rozsądnej odległości od atrakcji w Chennai i okolicach, które planowaliśmy zwiedzić. Bowiem zaplanowaliśmy sobie, że zanim ruszymy na Andamany kilka dni spędzimy w Madrasie. Konkretnie 3 dni. I 3 noce po 60$ za noc. Ze śniadaniem.
Airbus A330 Kuwejckich Linii Lotniczych
Terminal madraskiego lotniska w środku nocy...
...i teren tuż przed lotniskiem
Kawałek hotelu z zewnątrz
13 piętra brak...
Kawałek hotelu wewnątrz
W naszej opinii hotel w pełni zasługiwał na swoje 4 gwiazdki, pokoje duże, przestronne z tv, Wi-Fi, room serwisem itd. Dodatkowym (dla nas) atutem hotelu było to, że zapewniał zaufanych taksówkarzy, mówiących po angielsku, którzy za około 50$/dzień obwozili turystów po wszystkich miejscowych atrakcjach pełniąc także rolę przewodników, ale tylko w samochodzie. Skorzystaliśmy z ich usług nie jedne raz, ale pierwszy dzień w Chennai zorganizowaliśmy sobie sami.
Widok z hotelowego okna d... nie urywał
Chennai – dzień 1
Odpoczęliśmy po trudach podróży i wczesnym popołudniem ruszyliśmy tyłki z hotelu. Dla turysty, żeby gdziekolwiek dotrzeć, najprostszą opcją jest złapanie taksówki albo tuk tuka. Wybraliśmy opcję drugą i ruszyliśmy w stronę Marina Beach, gdzie spędziliśmy większą część popołudnia. Plaża, jak to w Indiach, (poza miejscami typowo turystycznymi) nie służy do plażowania, wylegiwania się na kocach za parawanami czy leżakowania, ale głównie do pracy. Znajdziemy więc tam głównie śmieci, łodzie, rybaków i ptaszyska, a także sprzedawców, którzy żyją z rybaków i z tych co od rybaków kupują ich zdobycze. Przespacerowaliśmy się plażą spory kawałek, bo Marina Beach jest najdłuższą naturalną plażą w Indiach w terenie zurbanizowanym. Jej długość to jakieś 6,5 km… Na plaży są oczywiście wydzielone także miejsca do wypoczynku, ale one nas nie interesowały tak bardzo jak lokalny folklor.
Tuk tuki w akcji
Marina Beach
Marina Beach
Rybackie łodzie na Marina Beach
Rybackie łodzie na Marina Beach
Marina Beach
Po dość długim spacerze, ruszyliśmy w stronę promenady na poszukiwanie kolejnego tuk tuka, który zawiezie nas do jakiegoś centrum handlowego, gdzie będziemy mogli wymienić pieniądze i zrobić trochę drobnych zakupów. Poszukiwania nie trwały długo, bowiem tuk tuk, który nas przywiózł, czując, że turyści jakoś muszą wrócić, dyskretnie podążał naszym śladem wzdłuż plaży i w odpowiednim momencie zjawił się by powieźć nas dalej. Wyjaśniliśmy mu gdzie chcemy jechać, ale po drodze nie obyło się bez przystanku u znajomego sprzedawcy indyjskich pamiątek. Nie chcieliśmy naszemu kierowcy robić przykrości, więc odwiedziliśmy przybytek, który nam polecał, a następnie udaliśmy się do centrum handlowego gdzie załatwiliśmy co chcieliśmy i z naszym tuktukistą udaliśmy się z powrotem w okolice naszego hotelu. Jako, że był to styczeń to w okolicach godziny 18 zaczynało już się robić ciemno. Pokrążyliśmy więc tylko pobliskimi uliczkami i na późną obiado-kolację udaliśmy się do restauracji na dachu naszego hotelu. Po czym szybko zasnęliśmy, bo przecież jutro czekał nas dość intensywny dzień w Madrasie.
Sklep z pamiątkami
Sklep z pamiątkami
Sklep z pamiątkami
Sklep z pamiątkami
Sklep z pamiątkami
Ulice wokół hotelu nocą
Ulice wokół hotelu nocą
Widok na nocny Madras z dachu hotelu
Widok na nocny Madras z dachu hotelu
Hotelowa restauracja na dachu - część zewnętrzna
Hotelowa restauracja na dachu - część wewnętrzna
Żyrandol w restaruacji
C.D.N.
Jestem i ja, chętnie dołącze do oglądaczy ..... te Andamany, to już jakiś czas chodzą mi po głowie
wygląda innteresująco, ciekaw jestem co będzie dalej
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Zasiadam z wielką przyjemnością do czytania i oglądania
A tak swoją drogą to skoro mieszkasz w Kuwejcie , to zamawiam relację o tym kraju.. dla nas to totalna egzotyka
Dasz rade ?
No trip no life
Jak się mieszka w tym kraju lat kilka to się nim raczej rzygać chce niż pisać jakiekolwiek relacje
Ale może kiedyś się zbiorę i coś skrobnę
Czytam z zaciekawieniem.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
w takim układzie tematu i pytania nie było
No trip no life