Następnego dnia po wschodzie słońca i pysznym śniadanku
rzucam okiem na naszą knajpę
i ruszamy w kierunku oddalonego od naszego campu o 60 km Living Museum Ju/’Hoansi-San. To żyjące muzeum - początkowo dotowane przez rząd Namibii, to nic innego jak oryginalna wioska bushmenów - obecnie skansen i cepelia, którą moim zdaniem warto zobaczyć. Miejscowi, którzy biorą udział w codziennych pokazach dla turystów, zarabiają i utrzymuje całą ludność Ju/’Hoansi-San. W obecnych czasach nie wiadomo, czy dane spotkać by nam było takich rdzennych mieszkańców na swoich terenach, żyjących tak samo od kilku tysięcy lat....
Miejsce to ciężko znaleźć na jakiejkolwiek mapie czy nawet GPS'ie...po drodze w kurzu, gubi nam się ostatni samochód ( jedziemy w karawanie w furmanek w odległości od siebie 100-500 metrów ), po prostu nie zauważa jak skręcamy w lewo z głównej drogi... Od głównej drogi, pod kołami mamy bardzo głęboki piach, jazda na reduktorze, wjazd tylko dla samochodów 4x4. Po dojechaniu do" recepcji" czekamy na naszego przewodnika:)
prawda, że jest to mocno oryginalna recepcja ??
w oczekiwaniu na przewodnika przybiegają do nasz małi bushmeni
Zając.. a kto by tam wchodził w szczegóły... biurokracji wystarczyło na granicach, wjazdach do parków, gdzie za każdem razem wpisywaliśmy numery paszportów, numery rejestracyjne samochodów, miejsce kolejnego noclegu itd, itp, etc... dziesiątku punktów kontrolnych, przez które każdy musiał przejść tzn : wyjść z samochodu, przejść po takiej nasączonej macie, żeby przypadkiem żadnej choroby nie przewieźć z jednego miejsca do drugiego... samochody w tym czasie z kierowcami przejeżdżały przez taką nieckę z płynem... jak tak zsumować czas, który spędziliśmy na odbyciu procedur parkowych, granicznych, check piontach... to nie wiem czy doba by nam starczyła
Jestem tu jak zwykle przy Twoich relacjach. Tylko tak sobie dawkuję po trochu...bo jak się Twoich zdjęć naoglądam, to później spać nie mogę Cudowna wyprawa.
Lordziu czekam na cd. z utęsknieniem
Następnego dnia po wschodzie słońca i pysznym śniadanku
rzucam okiem na naszą knajpę
i ruszamy w kierunku oddalonego od naszego campu o 60 km Living Museum Ju/’Hoansi-San. To żyjące muzeum - początkowo dotowane przez rząd Namibii, to nic innego jak oryginalna wioska bushmenów - obecnie skansen i cepelia, którą moim zdaniem warto zobaczyć. Miejscowi, którzy biorą udział w codziennych pokazach dla turystów, zarabiają i utrzymuje całą ludność Ju/’Hoansi-San. W obecnych czasach nie wiadomo, czy dane spotkać by nam było takich rdzennych mieszkańców na swoich terenach, żyjących tak samo od kilku tysięcy lat....
Miejsce to ciężko znaleźć na jakiejkolwiek mapie czy nawet GPS'ie...po drodze w kurzu, gubi nam się ostatni samochód ( jedziemy w karawanie w furmanek w odległości od siebie 100-500 metrów ), po prostu nie zauważa jak skręcamy w lewo z głównej drogi... Od głównej drogi, pod kołami mamy bardzo głęboki piach, jazda na reduktorze, wjazd tylko dla samochodów 4x4. Po dojechaniu do" recepcji" czekamy na naszego przewodnika:)
prawda, że jest to mocno oryginalna recepcja ??
w oczekiwaniu na przewodnika przybiegają do nasz małi bushmeni
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Ale czaderska miejscówka!
http://www.addicted-to-passion.com
PIękne zdjęcia, pozdrawiam
megi zakopane
dobre tak się zastanawiam, gdzie książka meldunkowa leży
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
I co i co, i co było dalej???????
Marylka...no miejsce takie z innej bajki
Megizak, wzajemnie
Zając.. a kto by tam wchodził w szczegóły... biurokracji wystarczyło na granicach, wjazdach do parków, gdzie za każdem razem wpisywaliśmy numery paszportów, numery rejestracyjne samochodów, miejsce kolejnego noclegu itd, itp, etc... dziesiątku punktów kontrolnych, przez które każdy musiał przejść tzn : wyjść z samochodu, przejść po takiej nasączonej macie, żeby przypadkiem żadnej choroby nie przewieźć z jednego miejsca do drugiego... samochody w tym czasie z kierowcami przejeżdżały przez taką nieckę z płynem... jak tak zsumować czas, który spędziliśmy na odbyciu procedur parkowych, granicznych, check piontach... to nie wiem czy doba by nam starczyła
Asisko... nie widać... czekamy na przewodnika
postaram się dzisiaj coś skrobnąć
www.foto-tarkowski.com
a robota to prymitywny sposób spędzania wolnego czasu...
Jestem tu jak zwykle przy Twoich relacjach. Tylko tak sobie dawkuję po trochu...bo jak się Twoich zdjęć naoglądam, to później spać nie mogę Cudowna wyprawa.
Dawaj dawaj Lordzie
Ileż można tkwić przed recepcją. Ktoś tam obsługuje ?
Moje zdjęcia z różnych, dziwnych miejsc http://tom-gdynia.jalbum.net/
Oj Lordziu nam tu buduje napięcie i funduje dreszczyk emocji, niemal jak " w Modzie na sukces"....
Dawaj dawaj Wojtek.....
http://sznupkowiewpodrozyzycia.blogspot.co.uk/