Wygłodniali pędzą coś przekąsić, kraby pychotka! Tylko ugotowane, ryba zwykła ale jakże rozpływająca się w ustach..do tego mają sosy, świnka też jest ale podobno nie bajdzo.....nie jem więc się nie wypowiadam, podobno wołowina i wieprzowina potem kurczę najdroższe tam jedzenie....a co najtańsze? Owoce morza ma się rozumieć.
Zjedli pyszzzny obiadek i znów do wody podgladać rybki...ale kolorowo i obłednie... Potem kolejny przystanek to snurki gdzieś na środku oceanu.... Nelly mówi, że rafy są tak blisko, więc od razu na brzuch, by się nie prostować i nie stawać, bo można nie tyle sobie co pięknym "zwierzakom" morskim zrobić krzywdę. Podoba mi się to podejście do natury. Kolor wody taki, że wydaje się, że wszystko co pod nią jest na wyciągnięcie ręki. Córa mi spanikowała trochę bo wydawało się jej, że zahaczy "podwoziem" o rafy. Wtedy na pomoc przyszła Nelly i ją na hol i zaciągnęła w przepiękne miejsce, gdzie ryby taaaakie duże...szkoda, że nie mogę pokazać. Więc dalej same nudy, czyli snurki i tyle... Po godzinie ładujemy się znów na łódkę, bo trza dalej lecieć..Aż tu nagle brakuje mojego małża. Paczem a on daleko daleko z prądem pajechał i macha i coś krzyczy...Ok, wiadomo już: ugrzązł wśród raf, skurcz i nie wiem co tam jeszcze ;-))) I wtedy na ratunek przyszedł Mr Kapitano, wskoczył do wody, wziął linę i popłynął do niego, więc była prawdziwa akcja ratunkowa )) Nagrałam film, którego mi małż zabronił pokazywać hehe Wciągniety na pokład więc możemy ruszać dalej... po drodze jeszcze pluski przy kolejnej maluchnej wyspie.
Wracamy do portu, już późno, cały dzień na powietrzu, mega przeżycia, więc zostajemy w centrum i lądujemy w knajpie polecanej przez miejscowych "Big Mama's Pinoy Hot Pot & Grill". Tłumy są ale dla nas stolik się znalazł Rum po taniości ląduje na dość przaśnych ale klimatycznych stolikach, potem kolejno ryby, kura, zupy, mango....Hałas z ulicy niestety od trajków, całe szczęście, że odgłos smażenia i grillowania trochę zagłusza. Fajne miejsce, jedzenie smaczne, ceny ok (ok 180zł za 2 rodziny). Śmiało polecić można!!!
Kolejny dzień w raju i już sie chce gdzieś ruszyć, więc w planach mamy gorące źródła i wejście na górę Tapyas. Ponieważ z rana podobno strasznie grzeją źródła (nie da się wejść do wody) zmieniamy plany i z rana lekcje z dziećmi + basenowanie. Lekkie żarełko na lenia w hotelu a po południu dryndamy po trajka i lecimy za ok 50zł (za rodzinę) do centrum co by się upocić i przejść tych 750 schodków w górę. Idziemy....idziemy...oddechy coraz słabsze....hehe, leje się z nas bo cały czas gorąco..ale widoki już powoli sie pojawiają....I włala!
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Lov is all around ...
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Wygłodniali pędzą coś przekąsić, kraby pychotka! Tylko ugotowane, ryba zwykła ale jakże rozpływająca się w ustach..do tego mają sosy, świnka też jest ale podobno nie bajdzo.....nie jem więc się nie wypowiadam, podobno wołowina i wieprzowina potem kurczę najdroższe tam jedzenie....a co najtańsze? Owoce morza ma się rozumieć.
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Zjedli pyszzzny obiadek i znów do wody podgladać rybki...ale kolorowo i obłednie...
Potem kolejny przystanek to snurki gdzieś na środku oceanu....
Nelly mówi, że rafy są tak blisko, więc od razu na brzuch, by się nie prostować i nie stawać, bo można nie tyle sobie co pięknym "zwierzakom" morskim zrobić krzywdę. Podoba mi się to podejście do natury.
Kolor wody taki, że wydaje się, że wszystko co pod nią jest na wyciągnięcie ręki. Córa mi spanikowała trochę bo wydawało się jej, że zahaczy "podwoziem" o rafy. Wtedy na pomoc przyszła Nelly i ją na hol i zaciągnęła w przepiękne miejsce, gdzie ryby taaaakie duże...szkoda, że nie mogę pokazać.
Więc dalej same nudy, czyli snurki i tyle...
Po godzinie ładujemy się znów na łódkę, bo trza dalej lecieć..Aż tu nagle brakuje mojego małża. Paczem a on daleko daleko z prądem pajechał i macha i coś krzyczy...Ok, wiadomo już: ugrzązł wśród raf, skurcz i nie wiem co tam jeszcze ;-))) I wtedy na ratunek przyszedł Mr Kapitano, wskoczył do wody, wziął linę i popłynął do niego, więc była prawdziwa akcja ratunkowa )) Nagrałam film, którego mi małż zabronił pokazywać hehe
Wciągniety na pokład więc możemy ruszać dalej... po drodze jeszcze pluski przy kolejnej maluchnej wyspie.
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Kolejny STOP to błękitna laguna, jedna z Twin Lagoons, do której można się dostać tylko poprzez mały otwór w skale.
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Miejscami aż zimno w wodzie było, ale te widoki wszystkie wynagradzały wszystko!
Na koniec ostatnie snurki przy skałach, nie chce się wracać.
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Wracamy do portu, już późno, cały dzień na powietrzu, mega przeżycia, więc zostajemy w centrum i lądujemy w knajpie polecanej przez miejscowych "Big Mama's Pinoy Hot Pot & Grill". Tłumy są ale dla nas stolik się znalazł Rum po taniości ląduje na dość przaśnych ale klimatycznych stolikach, potem kolejno ryby, kura, zupy, mango....Hałas z ulicy niestety od trajków, całe szczęście, że odgłos smażenia i grillowania trochę zagłusza.
Fajne miejsce, jedzenie smaczne, ceny ok (ok 180zł za 2 rodziny). Śmiało polecić można!!!
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM
Kolejny dzień w raju i już sie chce gdzieś ruszyć, więc w planach mamy gorące źródła i wejście na górę Tapyas. Ponieważ z rana podobno strasznie grzeją źródła (nie da się wejść do wody) zmieniamy plany i z rana lekcje z dziećmi + basenowanie. Lekkie żarełko na lenia w hotelu a po południu dryndamy po trajka i lecimy za ok 50zł (za rodzinę) do centrum co by się upocić i przejść tych 750 schodków w górę. Idziemy....idziemy...oddechy coraz słabsze....hehe, leje się z nas bo cały czas gorąco..ale widoki już powoli sie pojawiają....I włala!
Pozdrawiam wakacyjnie,
Ewelina z EM