Docieramy do Barry. Tu mamy krótki postój na siusiu w małej knajpce i możliwość wypicia kawy, czy piwa. Ruszamy dalej, dzisiaj właściwie cały dzień w drodze, aż prawie do Dakaru. Nie nudzimy się jednak, bo słuchamy opowieści Karoliny o życie Senegalczyków, obserwujemy ich życie za oknem. Trasa wiedzie też po drogach laterytowych, nieutwardzonych, na kyórych nas bus podskakuje. Nieraz zdarzają się nieoczekiwane przystanki, bo np. bydło lub kozy wejdą na jezdnię.
Ciekawe są też tzw.busz-toalety, czyli nasze swojskie panowie- na prawo, panie- na lewo.
Pod wieczór docieramy do hotelu Salim w Lac Rose położonym nad różowym jeziorem. Hotel bardzo nam się podoba, bo wreszcie śpimy w bugalowach.
Hotel ma dwa baseny. Slynie też z tego,że odbywały się w nim imprezy wieńczące rajd Paryż - Dakar i mieszkali tu kiedyś jego uczestnicy.
Hotel Salim
Po zakwaterowaniu ruszamy kąpać się w Różowym Jeziorze, które ma olbrzymie zasolenie, więc można utrzymywać się na powierzchni.
Kolor ma dzisiaj amarantowy, dzięki obecności mikroorganizmów. Widać go jednak dopiero po zmąceniu wody.
Po kąpieli kolacja i kolejna atrakcja jazda wokół jeziora i nad oceanem, żeby śledzić zachód słońca.
Pamiątki po rajdach Paryż - Dakar, w hotelowej restauracji.
Senegalskie piwo Flag- najbardziej popularne
Potrawa zwana yassa, nazwa pochodzi od sosu podawanego do mięsa. Bardzo smaczna.
Po drodze zwiedzamy szkołę w wiosce Taba Tries. Szkoła dwuzmianowa, ze względu na ilość uczniów, obowiązkowe mundurki.
Nasza przewodniczka wbrew miejscowemu przewodnikowi Bubie uparła się, aby odwiedzić akurat tę wioskę i okazało się, że miała rację.
Do tej wioski nie zajeżdżała jeszcze żadna wycieczka, a zwyczajowo turyści zostawiają prezenty. Potrzeby są wielkie.
Po południu krótka przeprawa promowa na Wyspę Goree. Ta, należąca do światowego dziedzictwa kultury wyspa (lista UNESCO) ze względu na swoją przeszłość jest ważnym miejscem historycznym dla Afrykańczyków. Od XVI do XIX w. wyspa była główną bazą wywozu niewolników na drugą stronę Atlantyku. Wyspa Goree była miejscem milionów ludzkich tragedii, tutaj ich więziono, sprzedawano i ładowano na statki. Obecnie wyspa przyciąga wielu zwiedzających swą unikalną, kolonialną zabudową, pięknymi, pastelowymi barwami odrestaurowanych domów oraz specyficznym klimatem minionej epoki. Na wyspie mieszkają liczni artyści, szczególnie malarze. Czas płynie tutaj leniwie, melancholijnie. Zwiedzimy jeden z przykładowych Domów Niewolników. Następnie udajemy się na spacer na wzgórze, które służyło jako plener podczas kręcenia scen do filmu "Działa Navarony". Przeprawa promowa,
Wyspa Goree
Tutaj wielu artystów wystawia i sprzedaje swoje prace, niesamowite jakie dzieła powstają z recyklingu
Obrazy z piasku
Na obiadek...
Tego dnia odwiedziliśmy też szkołę.
Każdy miał jakieś drobne prezenty.
Ja zabrałam kredki, pisaki, piłkę i inne drobiazgi.
Dzieci były zaciekawione i szczęśliwe.
Rozmawialiśmy z dyrektorem szkoły i nauczycielkami.
Ooo doszły nowe zdjęcia
Iwusia, czekamy z Antenką przy kawie po senegalsku na dalsza porcje wrażeń
No trip no life
Docieramy do Barry. Tu mamy krótki postój na siusiu w małej knajpce i możliwość wypicia kawy, czy piwa. Ruszamy dalej, dzisiaj właściwie cały dzień w drodze, aż prawie do Dakaru. Nie nudzimy się jednak, bo słuchamy opowieści Karoliny o życie Senegalczyków, obserwujemy ich życie za oknem. Trasa wiedzie też po drogach laterytowych, nieutwardzonych, na kyórych nas bus podskakuje. Nieraz zdarzają się nieoczekiwane przystanki, bo np. bydło lub kozy wejdą na jezdnię.
Ciekawe są też tzw.busz-toalety, czyli nasze swojskie panowie- na prawo, panie- na lewo.
Pod wieczór docieramy do hotelu Salim w Lac Rose położonym nad różowym jeziorem. Hotel bardzo nam się podoba, bo wreszcie śpimy w bugalowach.
Hotel ma dwa baseny. Slynie też z tego,że odbywały się w nim imprezy wieńczące rajd Paryż - Dakar i mieszkali tu kiedyś jego uczestnicy.
Hotel Salim
Po zakwaterowaniu ruszamy kąpać się w Różowym Jeziorze, które ma olbrzymie zasolenie, więc można utrzymywać się na powierzchni.
Kolor ma dzisiaj amarantowy, dzięki obecności mikroorganizmów. Widać go jednak dopiero po zmąceniu wody.
Po kąpieli kolacja i kolejna atrakcja jazda wokół jeziora i nad oceanem, żeby śledzić zachód słońca.
Pamiątki po rajdach Paryż - Dakar, w hotelowej restauracji.
Senegalskie piwo Flag- najbardziej popularne
Potrawa zwana yassa, nazwa pochodzi od sosu podawanego do mięsa. Bardzo smaczna.
Iwona
Świetny ten ostatni hotelik- super otoczenie. A w takim jeziorku to sama teraz chętnie bym się wykąpała.
To takie afrykanskie jezioro martwe ..
No trip no life
Fajny ten hotelik i słone jeziorko
... no i zachód słońca na dłoni
Dzień czwarty
Wyjazd o 7.30 na wyspę niewolników Goree.
Po drodze zwiedzamy szkołę w wiosce Taba Tries. Szkoła dwuzmianowa, ze względu na ilość uczniów, obowiązkowe mundurki.
Nasza przewodniczka wbrew miejscowemu przewodnikowi Bubie uparła się, aby odwiedzić akurat tę wioskę i okazało się, że miała rację.
Do tej wioski nie zajeżdżała jeszcze żadna wycieczka, a zwyczajowo turyści zostawiają prezenty. Potrzeby są wielkie.
Po południu krótka przeprawa promowa na Wyspę Goree. Ta, należąca do światowego dziedzictwa kultury wyspa (lista UNESCO) ze względu na swoją przeszłość jest ważnym miejscem historycznym dla Afrykańczyków. Od XVI do XIX w. wyspa była główną bazą wywozu niewolników na drugą stronę Atlantyku. Wyspa Goree była miejscem milionów ludzkich tragedii, tutaj ich więziono, sprzedawano i ładowano na statki. Obecnie wyspa przyciąga wielu zwiedzających swą unikalną, kolonialną zabudową, pięknymi, pastelowymi barwami odrestaurowanych domów oraz specyficznym klimatem minionej epoki. Na wyspie mieszkają liczni artyści, szczególnie malarze. Czas płynie tutaj leniwie, melancholijnie. Zwiedzimy jeden z przykładowych Domów Niewolników. Następnie udajemy się na spacer na wzgórze, które służyło jako plener podczas kręcenia scen do filmu "Działa Navarony". Przeprawa promowa,
Wyspa Goree
Tutaj wielu artystów wystawia i sprzedaje swoje prace, niesamowite jakie dzieła powstają z recyklingu
Obrazy z piasku
Na obiadek...
Tego dnia odwiedziliśmy też szkołę.
Każdy miał jakieś drobne prezenty.
Ja zabrałam kredki, pisaki, piłkę i inne drobiazgi.
Dzieci były zaciekawione i szczęśliwe.
Rozmawialiśmy z dyrektorem szkoły i nauczycielkami.
Iwona
Iwusia,
a powiedz co to jest ?
No trip no life
to jest patchwork..oni mają niesamowitą wyobraźnię i nawet z odpadów robią kapitalne kompozycje..słynne są tam własnie patchworki i batiki
Iwona
Ciekawy i bardzo oryginalny kierunek .
Jak piwo senegalskie ? czy tez taki inny smak jak kawy ?