Jak Basia pokazała miasteczko i skałki, to miejsca które musicie zobaczyć na własne oczy . Naprawdę super! Choć po zaparkowaniu samochodu i przejściu się kawałek przez miasto mieliśmy wątpliwości , Prawie jak w tytule relacji „im dalej – tym większe wow!!!”
W Smogen widać, że po sezonie . Kolorowe szopy pozamykane na siedem spustów , ludzi kręci się niewiele, dużo miejsca na parkingach.
Miasteczko wkomponowane między głazy skalne . Wykorzystane każde wolne miejsce. Szopy stojące na wodzie. I te kolorowe domki – wszystkie w skandynawskim stylu.
Wyprawa na skałki też dostarczyła nam niesamowitych wrażeń. Ludzi było niewiele, a jakie widoczki, kolorki …. Tego na pewno nie spodziewaliśmy się zobaczyć.
NIEDZIELA, jedziemy do Goeteborga. Wypatrzyłam niby bezpłatny parking P+R na obrzeżach miasta. Niestety, to nie było tak, więc szukając alternatywy, zapytaliśmy miejscową kobietę i poradziła, żeby zostawić samochód kawałek dalej, jest parking płatny przez aplikację. Cóż, lepsze to niż nic, bo pod sklepem parking był darmowy do 3h i choć sprzedawca powiedział, że nigdy nie widział kontroli, więc możemy samochód zostawić na dłużej bez problemu, to woleliśmy nie ryzykować. No więc aplikacja ściągnięta, parking miał być 5 sek/h więc cena przyzwoita (2 zł)
Zostawiamy samochód, kupujemy bilety całodzienne (95 sek/osoba) i idziemy na kolejkę/tramwaj... jakkolwiek to nazwać. Wysiedliśmy przy Kungsportsavenyn (Aleja Bramy Królewskiej) - głównej alei miejskiej. Jest to reprezentacyjna ulica, gdzie znajduje się mnóstwo drogich sklepów. Na jednym z jej końców znajduje się plac Götaplatsen, gdzie znajdują się miejskie instytucje takie jak hala koncertowa, muzeum sztuki czy czy teatr miejski i słynna fontanna Posejdona... do której z różnych względów nie doszliśmy. Pierwsza atrakcja i my już nie trzymamy się planu. Głównym powodem było to, że nie mieliśmy żadnej mapy miasta, a widzieliśmy wcześniej punkt informacyjny, do którego poszliśmy.
Informacja turystyczna nieczynna, kiosk zamknięty... Trudno, poszłam kupić pocztówkę, okazało się, że tam były dostępne bezpłatne mapy centrum, co było dla nas niesamowicie przydatne.
Skoro już porzuciliśmy plan zobaczenia posejdona i byliśmy o krok od jednej z wielu atrakcji, które były w planach, zmieniliśmy kolejność zwiedzania.
Następny punkt: Stora Saluhallen. Jedna z kiedyś czterech, obecnie dwóch hali kupieckich, gdzie w XVII wieku toczył się handel. W tej akurat sprzedawano mięso, nabiał etc. W tym momencie jest to hala głównie z restauracjami, choć też z przyprawami, czy wędlinami i nabiałem najwyższej jakości. Mówi się, że w hali tej pachnie całym światem. Sama budowla jest też dość oryginalna, bo do dziś wyróżnia się swoim kształtem. Niestety, w Niedziele jest zamknięta, tak jak i ta druga, do której jeszcze dojdziemy później. A szkoda, bo w planach był lunch tam.
Spod Saluhallen idziemy do Trädgårdsföreningen, jednego z ładniejszych i starszych parków w mieście. Na jego terenie znajduje się Palmiarnia, ogrody różane, restauracja, scena, plac zabaw dla dzieci. Wejście bezpłatne do wszystkich atrakcji.
Pamiarnia składała się z pięciu części. Każda z nich cechowała się nieco inną roślinnością z całego świata, w wielu miejscach można było znaleźć ławeczki ze stolikami, aby usiąść, odpocząć, czy też poczytać książkę.
Wśród roślin rozpoznaliśmy wiele, które kiedyś mieliśmy/aktualnie mamy w domu, ale także takie, które widzieliśmy w trakcie wyjazdów. Była cała gama sukulentów z wysp Kanaryjskich, a jako że byliśmy tam w Ogrodzie Botanicznym, to były one nam znane.
Po wyjściu z Palmiarni idziemy do ogrodu różanego. Okazuje się, że trochę to nie pora na róże, ale co się dziwić, w końcu połowa października, choć niebo i temperatura na to nie wskazują.
Idziemy dalej. Widzimy ławeczkę i stwierdzamy, że to czas na małe co nieco. Kanelbullar, to najbardziej popularna przekąska/deser w Szwecji, bułka cynamonowa, którą można kupić dosłownie wszędzie. Nasza jest z marketu, ale jest smaczna.
Zauważamy też, że w głębi jest większy ogród różany, z większą ilością kwiatów i restauracją. Każda z odmian ma swoją nazwę, często zaskakującą i zupełnie nie pasującą do niczego
Park i palmiarnia klimatyczne, warte zobaczenia. Drzewa mieniące się kolorami jesieni. Sąsiedztwo rzeki. To było niedzielne przedpołudnie, ludzi niewiele. Ale widać spacerujących, biegających. Spokój, cisza.
Basia wzięła udział w parkowym fitnessie.
W tym lustrze korzystnie wyglądaliśmy.
Ale w tym już nie
W Palmiarni moje ulubione palmy, na te miejsca zwróciłam uwagę.
Katedra w Goeteborgu, czy też Katedra Gustawa to luterańska świątynia, która była wybudowana w 1633, od 1665 roku nazywana katedrą, a swoje imię wzięła od Gustawa II Adolfa, założyciela Goeteborga, który zginął w bitwie pod Luetzen jeszcze przed jej wybudowaniem. Obecny wygląd i kształt został jej nadany jeszcze w XIX wieku, kiedy to została przebudowana w stylu klasycystycznym.
W samym środku miasta mała elektrownia, czy jak to tam nazwać...
Dochodzimy do nabrzeża, gdzie po drugiej stronie rzeki widać stoczniowe żurawie
Kierujemy się do drugiej działającej (ale również zamkniętej w niedzielę) hali targowej, która specjalizuje się w rybach i owocach morza. Faskekoerka była stylizowana na nordyckich, gotyckich kościołach, który w momencie tworzenia w 1847 był wręcz futurystyczny.
Po kupieniu lunch można sobie usiąść na zewnątrz i napawać się takim widokiem
Właściwie zaraz po przejściu mosten nad widocznym kanałem, znajdujemy się w starej dzielnicy o nazwie Haga. Kiedyś to były przedmieścia, niewiele młodsze od samego Goeteborga. W tym momencie jest w centrum miasta, ale zachowala swój XVII nastrój, będący zupełnie inny niż w innej części miasta. Część z niej nie przetrwała, ale część jest bardzo popularna dziś, zarówno wśród turystów i mieszkańców. Teraz to głównie kamienicy powstałe między 1870 a 1940, dla robotników, którzy przybywali w związku z rozwojem przemysłu
Głowna ulica, a raczej deptak o nazwie Haga Nygata to miejsce, gdzie znajdują się urocze małe sklepiki oraz mnóstwo kawiarni. Również takie, które sprzedają bułki cynamonowe wielkości.. mniej więcej ludzkiej głowy.
Na granicy Hagi znajduje się Skansen Kronan z twierdzą, która kiedyś pełniła funkcję obronną. Jst to ośmopboczna wieża ze złotą koroną wzniesiona w 1687 roku jako zabezpieczenie miasta od południa.
Zawsze warto jest wejść gdzieś na górę, aby poobserować widoki!
Po zejściu ze wzgórza łapiemy autobus i wracamy na brzeg rzeki, tym razem pod Operę.
Na prawo to biurowiec o nazwie Lilla Bomen (tak jak dzielnica, w której się znajduje) potocznie nazywany jako Lipstick building, uważany z jeden z najbrzydszych biurowców
Sama opera jest nowa, bo otworzona w 1994 roku. Jest to spory budynek, z miejscem dla 1300 widzów oraz 100 muzyków orkiestry, wykorzystywana przez przedstawienia Opery, balletu, musicali i operetek.
Tuż obok znajduje się przystanek tramwaju wodnego, którym popłyneliśmy na drugą stronę rzeki, aby zobaczyć dawne postoczniowe obszary. Ten środek transportu również mieliśmy zapewniony w naszym bilecie, a podróż łódką była kilkukrotnie krótsza niż jeżdżenie na około autobusami, bo nie ma za wiele mostów łączących dwie części miasta.
Jak Basia pokazała miasteczko i skałki, to miejsca które musicie zobaczyć na własne oczy . Naprawdę super! Choć po zaparkowaniu samochodu i przejściu się kawałek przez miasto mieliśmy wątpliwości , Prawie jak w tytule relacji „im dalej – tym większe wow!!!”
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
kandynawia zawsze warta wycieczki.Niedaleko a kraojobrazy jednak calkiem inne niz u nas.Wawoz rzeczywiscie mega
https://marzycielskapoczta.pl/
Napisz pocztowke ze swoich podrozy do chorych dzieci
W Smogen widać, że po sezonie . Kolorowe szopy pozamykane na siedem spustów , ludzi kręci się niewiele, dużo miejsca na parkingach.
Miasteczko wkomponowane między głazy skalne . Wykorzystane każde wolne miejsce. Szopy stojące na wodzie. I te kolorowe domki – wszystkie w skandynawskim stylu.
Wyprawa na skałki też dostarczyła nam niesamowitych wrażeń. Ludzi było niewiele, a jakie widoczki, kolorki …. Tego na pewno nie spodziewaliśmy się zobaczyć.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Spacer po skałkach super !! Fajnie sie prezentują małe, kolorowe domki na skałach a niektóre wręcz jakby były wbite w skały
No trip no life
NIEDZIELA, jedziemy do Goeteborga. Wypatrzyłam niby bezpłatny parking P+R na obrzeżach miasta. Niestety, to nie było tak, więc szukając alternatywy, zapytaliśmy miejscową kobietę i poradziła, żeby zostawić samochód kawałek dalej, jest parking płatny przez aplikację. Cóż, lepsze to niż nic, bo pod sklepem parking był darmowy do 3h i choć sprzedawca powiedział, że nigdy nie widział kontroli, więc możemy samochód zostawić na dłużej bez problemu, to woleliśmy nie ryzykować. No więc aplikacja ściągnięta, parking miał być 5 sek/h więc cena przyzwoita (2 zł)
Zostawiamy samochód, kupujemy bilety całodzienne (95 sek/osoba) i idziemy na kolejkę/tramwaj... jakkolwiek to nazwać. Wysiedliśmy przy Kungsportsavenyn (Aleja Bramy Królewskiej) - głównej alei miejskiej. Jest to reprezentacyjna ulica, gdzie znajduje się mnóstwo drogich sklepów. Na jednym z jej końców znajduje się plac Götaplatsen, gdzie znajdują się miejskie instytucje takie jak hala koncertowa, muzeum sztuki czy czy teatr miejski i słynna fontanna Posejdona... do której z różnych względów nie doszliśmy. Pierwsza atrakcja i my już nie trzymamy się planu. Głównym powodem było to, że nie mieliśmy żadnej mapy miasta, a widzieliśmy wcześniej punkt informacyjny, do którego poszliśmy.
Informacja turystyczna nieczynna, kiosk zamknięty... Trudno, poszłam kupić pocztówkę, okazało się, że tam były dostępne bezpłatne mapy centrum, co było dla nas niesamowicie przydatne.
Skoro już porzuciliśmy plan zobaczenia posejdona i byliśmy o krok od jednej z wielu atrakcji, które były w planach, zmieniliśmy kolejność zwiedzania.
Następny punkt: Stora Saluhallen. Jedna z kiedyś czterech, obecnie dwóch hali kupieckich, gdzie w XVII wieku toczył się handel. W tej akurat sprzedawano mięso, nabiał etc. W tym momencie jest to hala głównie z restauracjami, choć też z przyprawami, czy wędlinami i nabiałem najwyższej jakości. Mówi się, że w hali tej pachnie całym światem. Sama budowla jest też dość oryginalna, bo do dziś wyróżnia się swoim kształtem. Niestety, w Niedziele jest zamknięta, tak jak i ta druga, do której jeszcze dojdziemy później. A szkoda, bo w planach był lunch tam.
Spod Saluhallen idziemy do Trädgårdsföreningen, jednego z ładniejszych i starszych parków w mieście. Na jego terenie znajduje się Palmiarnia, ogrody różane, restauracja, scena, plac zabaw dla dzieci. Wejście bezpłatne do wszystkich atrakcji.
Pamiarnia składała się z pięciu części. Każda z nich cechowała się nieco inną roślinnością z całego świata, w wielu miejscach można było znaleźć ławeczki ze stolikami, aby usiąść, odpocząć, czy też poczytać książkę.
Wśród roślin rozpoznaliśmy wiele, które kiedyś mieliśmy/aktualnie mamy w domu, ale także takie, które widzieliśmy w trakcie wyjazdów. Była cała gama sukulentów z wysp Kanaryjskich, a jako że byliśmy tam w Ogrodzie Botanicznym, to były one nam znane.
Po wyjściu z Palmiarni idziemy do ogrodu różanego. Okazuje się, że trochę to nie pora na róże, ale co się dziwić, w końcu połowa października, choć niebo i temperatura na to nie wskazują.
Idziemy dalej. Widzimy ławeczkę i stwierdzamy, że to czas na małe co nieco. Kanelbullar, to najbardziej popularna przekąska/deser w Szwecji, bułka cynamonowa, którą można kupić dosłownie wszędzie. Nasza jest z marketu, ale jest smaczna.
Zauważamy też, że w głębi jest większy ogród różany, z większą ilością kwiatów i restauracją. Każda z odmian ma swoją nazwę, często zaskakującą i zupełnie nie pasującą do niczego
Park i palmiarnia klimatyczne, warte zobaczenia. Drzewa mieniące się kolorami jesieni. Sąsiedztwo rzeki. To było niedzielne przedpołudnie, ludzi niewiele. Ale widać spacerujących, biegających. Spokój, cisza.
Basia wzięła udział w parkowym fitnessie.
W tym lustrze korzystnie wyglądaliśmy.
Ale w tym już nie
W Palmiarni moje ulubione palmy, na te miejsca zwróciłam uwagę.
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Pięknie miasto wygląda w ubranku jesiennym
I nawet fitness byl he he
No trip no life
Dziewczyny macie talie osy
Dzięki Wiktor, na Ciebie zawsze można liczyć!
Zobacz mnie na Facebooku Relaks na drutach!
Z Parku idziemy w miasto, do Katedry
Katedra w Goeteborgu, czy też Katedra Gustawa to luterańska świątynia, która była wybudowana w 1633, od 1665 roku nazywana katedrą, a swoje imię wzięła od Gustawa II Adolfa, założyciela Goeteborga, który zginął w bitwie pod Luetzen jeszcze przed jej wybudowaniem. Obecny wygląd i kształt został jej nadany jeszcze w XIX wieku, kiedy to została przebudowana w stylu klasycystycznym.
W samym środku miasta mała elektrownia, czy jak to tam nazwać...
Dochodzimy do nabrzeża, gdzie po drugiej stronie rzeki widać stoczniowe żurawie
Kierujemy się do drugiej działającej (ale również zamkniętej w niedzielę) hali targowej, która specjalizuje się w rybach i owocach morza. Faskekoerka była stylizowana na nordyckich, gotyckich kościołach, który w momencie tworzenia w 1847 był wręcz futurystyczny.
Po kupieniu lunch można sobie usiąść na zewnątrz i napawać się takim widokiem
Właściwie zaraz po przejściu mosten nad widocznym kanałem, znajdujemy się w starej dzielnicy o nazwie Haga. Kiedyś to były przedmieścia, niewiele młodsze od samego Goeteborga. W tym momencie jest w centrum miasta, ale zachowala swój XVII nastrój, będący zupełnie inny niż w innej części miasta. Część z niej nie przetrwała, ale część jest bardzo popularna dziś, zarówno wśród turystów i mieszkańców. Teraz to głównie kamienicy powstałe między 1870 a 1940, dla robotników, którzy przybywali w związku z rozwojem przemysłu
Głowna ulica, a raczej deptak o nazwie Haga Nygata to miejsce, gdzie znajdują się urocze małe sklepiki oraz mnóstwo kawiarni. Również takie, które sprzedają bułki cynamonowe wielkości.. mniej więcej ludzkiej głowy.
Na granicy Hagi znajduje się Skansen Kronan z twierdzą, która kiedyś pełniła funkcję obronną. Jst to ośmopboczna wieża ze złotą koroną wzniesiona w 1687 roku jako zabezpieczenie miasta od południa.
Zawsze warto jest wejść gdzieś na górę, aby poobserować widoki!
Po zejściu ze wzgórza łapiemy autobus i wracamy na brzeg rzeki, tym razem pod Operę.
Na prawo to biurowiec o nazwie Lilla Bomen (tak jak dzielnica, w której się znajduje) potocznie nazywany jako Lipstick building, uważany z jeden z najbrzydszych biurowców
Sama opera jest nowa, bo otworzona w 1994 roku. Jest to spory budynek, z miejscem dla 1300 widzów oraz 100 muzyków orkiestry, wykorzystywana przez przedstawienia Opery, balletu, musicali i operetek.
Tuż obok znajduje się przystanek tramwaju wodnego, którym popłyneliśmy na drugą stronę rzeki, aby zobaczyć dawne postoczniowe obszary. Ten środek transportu również mieliśmy zapewniony w naszym bilecie, a podróż łódką była kilkukrotnie krótsza niż jeżdżenie na około autobusami, bo nie ma za wiele mostów łączących dwie części miasta.