W Chitzen Itza kupiłam sombrero - było znacznie tańsze niż na terenie hotelu (duże sobrero w Chitzen kosztowało mniej więcej tyle co małe na terenie hotelu) - oczywiście po negocjacji jakieś 40%. Aczkolwiek osoby z naszej wycieczki, które były w Playa del Carmen, mówili że za odrobinę drożej niz ja kupiłam było u nich na miejscu.
Po Chitzen Itza pojechaliśmy do cenoty Ik kil, mieliśmy tam również obiad.
Przed wejściem do cenoty (tzn. przed kąpiela) należy wziąć prysznic.
W cenocie byliśmy już w godzinach popołudniowych, słońce nie wpadało już do środka, zatem i kolor wody był ciemny.
Dziecko nasze niechciało zejść tam na dół, więc tylko M poszedł pływać.
Następnie udaliśmy się w kierunku kolonialnego miasteczka Valladolid. Szkoda, że w tym klimatycznym miejscu mieliśmy tylko półtorej godz. (czas wolny) - najchętniej spędziłabym tam cały dzień.
Trafiliśmy na fajną atrakcję, jaką była dziecieca parada karnawałowa. Pooglądaliśmy chwilę na poprzebierane dzieciaczki i oddaliliśmy się od parku, w boczne uliczki. Piliśmy też tam najtańsze piwo Sol za 10 pesos.
Widoki po drodze
Meksykańscy macho
I już urocze Valladolid
Poczekalnia u lekarza
I katedra San Servacio
Przepraszam za ilość zdjeć z Valladolid, ale tak mnie to miasteczko zauroczyło (te elewacje, balkony, bramy, okiennice - cudowne)
Bardzo podoba mi się to zdjęcie, jest takie pastelowe... Niebo "dostosowało się" do koloru elewacji i nawet te obdrapania wyglądają jak celowy element kompozycji
Na wycieczke do Chitzen wymieniliśmy sobie usd na peso w recepcji naszego hotelu. Dużo lepszy kurs był w hotelu niż na lotnisku.
Lenuś, z racji tego że to był nasz 2 dzień to córka niestety odczuwała róznicę czasową i zaliczała co chwilę odlot. Na szczęście wzięłam spacerówkę ze sobą to mogła się zdrzemnąć, aczkolwiek ona jest bardzo wysoka i wygląda w tej spacerówce wręcz śmiesznie, ale cóż chociaż nie trzeba jej nosić.
Kolejne dni były relaksem plażowym.
Może parę słów o hotelu. Hotel fajny, aczkolwiek kilka minusów znaleźliśmy (ale to w porównaniu do Palladium na Domi - będę tutaj porównywać do Palladium na Domi bo będąc tam ciągle takie porównania nam się nasuwały, teraz z pespektywy czasu mślę że nie powinniśmy, a powinniśmy "używać" tego Meksyku bez porównań).
Kompleks hotelowy Barcelo Maya składa się z 5 części: Beach/Caribe, Colonial/Tropical i Palace.
My byliśmy zakwaterowani w części Beach i mogliśmy korzystać tylko z naszej części i części Caribe, tzn. z restauracji i barów. Ale... podczas naszych spacerów po całym kompleksie korzystaliśmy bez problemu z barów pozostałych części, nawet w części Palace nie było problemu dostać drinka, a drinki.... cóż wszędzie takie same, nie widzieliśmy różnicy w smaku, w ilości alkoholu, itp. Generalnie smakowo dużo bardziej smakowały mi drinki na Dominikanie.
W części Beach są: Bufet beach (śniadania, lunch, kolacje), Rancho Grande (lunch i wieczorem owoce morza), Mexico lindo (kuchnia meksykańska). W części Carie: Caribe bufet (śniadania, lunch, kolacje), Captain Morgan (lunch i wieczorem rybna), Don Quijote (kuchnia hiszpańska). W części Beach są jeszcze 2 bary: w lobby i przy basenie.
Jeżeli chodzi o jedzenie - to byłam trochę zawiedziona "to nie była kuchnia meksykańska jaką znam" Meksykańskie jedzenie jadłam kiedyś w Amsterdamie i Paryżu - wtedy, zaraz po tajskim (oczywiście nie jadłam orydżinal z Taj) to była moja ulubiona kuchnia. A w Barcelo tego nie było - szczerze nie jadłam nic ostrego. Głodna nie chodziłam, zawsze znalazłam coś dla siebie, ale nie było żadnego ahh W porównaniu do Barcelo to dużooooo lepsze jedzenie było w Xcaret.
W Barcelo smakowały mi bardzo śniadania, o ile zazwyczaj na wakacjach jem jajka, tak tym razem delektowałam się serami, zarówno żółtymi, jak i białymi. Żółte sery smakowały jak żółte sery, a nie wyroby seropodobne. Białe serki z sezamem - ahh rewelacja.
W Barcelo było też najlepsze mango jakie do tej pory jadłam, no i wiórki kokosowe... na samą myśl dostaję ślinotoku... te wiórki smakowały tak mocno kokosowo, były takie wilgotne, takie całkowicie inne niż u nas... takie jakby ktoś świeżo kokosa starł
Na śniadania były oczywiście świeżowyciskane soki (marchwiowy, z buraka, mix owoców i jakiś zielony (szpinak, czy coś tego rodzaju) i szampan
Lunch spożywaliśmy zawsze w restauracji przy basenie Rancho Grande (bo nie chciało nam się chodzić do głównej, która była obok lobby) - i tu był nasz błąd. W Rancho Grande lunch był typowo amerykański - hamburger, hamburger i jeszcze raz hamburger - a tak poważnie spagetti, pizza, hamburger, frytki i jeden rodzaj kurczaka, owoce i ciasta. A to co zobaczyłam na talerzach w co drugim stoliku to mnie przeraziło - wszyscy hamburgery i frytki! A dlaczego piszę że błąd, że chodziliśmy do Rancho Grande - ostatniego dnia poszliśmy na lunch do restauracji głównej, a tam wybór posiłków większy nawet niz na kolacjach.
Z restauracji tematycznych korzystaliśmy i najbardziej smakowało nam w meksykańskiej.
Obsługa:
w recepcji - super!
concierge - u którego zapisujemy się na kolację tematyczne - również super.
w restauracji przy basenie - też rewelacja.
Natomiast w restauracji głównej - niby chodzą jak motorki, ale doprosić się kawy w trakcie kolacji - nie ma szans (2 razy zamówiłam kawę i ani razu nie otrzymałam!!). Raz poszliśmy do restauracji w Caribe i tam obsługa perfekcyjna!
Pokoje wyposażone we wszystko co potrzeba.
A dlaczego moje pierwsze odczucia po powrocie były mieszane to przede wszystkim ludzie (chodzi mi głównie o personel w hotelu) - pewnie to mój błąd ale spodziewałam się że Meksykańce też są tacy radośni, wiecznie uśmiechnięci, roztańczeni jak na Domi, a w rzeczywistosci byli bardzo poważni, nieliczni byli uśmiechnięci, skupieni bardzo na pracy i odczuwałam jakiś dystans (jedynie z kilkoma barmanami przy barze można było porozmawiać i z dziewczynami z mini clubu). A drugi powód mojego rozczarowania - to muzyka - a raczej brak mariach Mariachi widziałam tylko w Xcaret i tylko 2 razy w hotelu podczas wieczornych występów. Brakowało mi tej ich muzyki. O ile z Domi wróciłam przesiąknięta bachatą i merengue, tak z Mex Przy basenie o ile jeszcze rano leciała dominikańska Aventura, tak w ciagu dnia Queen, Madonna, itp. Z głośników przy plaży cały czas Delibes i Cafe del Mar. W barze przy lobby wieczorami też Cafe del Mar. Szczerze to mogę stwierdzić, że niestety nie wiem jaka to muzyka mariachi
Ale to dlaczego wybrałam ten hotel a nie inny mnie nie zawiodło - plaża Ta plaża, ten las palmas - uwielbiam Żadnych parasoli tylko palmy, palmy i palmy - żeby znaleźć kawałek słoneczny to musiałam się naszukać Zgodnie z M stwierdziliśmy, że plaża w Barcelo duzo ładniejsza niż na Domi. I ze zdjeć innych hoteli w Mex moim zdaniem to najładniejsza plaża jest właśnie przy Barcelo.
Gdybym miała po raz kolejny wybierać hotel to i tak wybrałabym Barcelo, część Beach - bo plaża jest piękna (a na plaży spędzamy jednak większość dnia).
W Mini Clubie byłyśmy kilka razy, dzieci robiły kapelusze pirackie, laleczki, itp. Na Mini Disco rónież dziecię me uczęszczało (lubi disco po mamie ).
W Chitzen Itza kupiłam sombrero - było znacznie tańsze niż na terenie hotelu (duże sobrero w Chitzen kosztowało mniej więcej tyle co małe na terenie hotelu) - oczywiście po negocjacji jakieś 40%. Aczkolwiek osoby z naszej wycieczki, które były w Playa del Carmen, mówili że za odrobinę drożej niz ja kupiłam było u nich na miejscu.
Po Chitzen Itza pojechaliśmy do cenoty Ik kil, mieliśmy tam również obiad.
Przed wejściem do cenoty (tzn. przed kąpiela) należy wziąć prysznic.
W cenocie byliśmy już w godzinach popołudniowych, słońce nie wpadało już do środka, zatem i kolor wody był ciemny.
Dziecko nasze niechciało zejść tam na dół, więc tylko M poszedł pływać.
Następnie udaliśmy się w kierunku kolonialnego miasteczka Valladolid. Szkoda, że w tym klimatycznym miejscu mieliśmy tylko półtorej godz. (czas wolny) - najchętniej spędziłabym tam cały dzień.
Trafiliśmy na fajną atrakcję, jaką była dziecieca parada karnawałowa. Pooglądaliśmy chwilę na poprzebierane dzieciaczki i oddaliliśmy się od parku, w boczne uliczki. Piliśmy też tam najtańsze piwo Sol za 10 pesos.
Widoki po drodze
Meksykańscy macho
I już urocze Valladolid
Poczekalnia u lekarza
I katedra San Servacio
Przepraszam za ilość zdjeć z Valladolid, ale tak mnie to miasteczko zauroczyło (te elewacje, balkony, bramy, okiennice - cudowne)
Bardzo podoba mi się to zdjęcie, jest takie pastelowe... Niebo "dostosowało się" do koloru elewacji i nawet te obdrapania wyglądają jak celowy element kompozycji
wszystko znajomę,nawet konik w kapieluszu
Katarina ależ Ty szczęściaro nawet na paradę trafiła.Pewnie wasza córka była ucieszona jak to zobaczyła?
W Meksyku jeszcze nie byłam i nie wiem czy mi życia starczy, żeby wszędzie za Wami zdążyć
to sobie chociaż pooglądam bo to co widzę, mi się bardzo podoba
Explore. Dream. Discover.
Katarinko, jak miło jest z Tobą wrócić do Meksyku. Przypominać sobie znajome miejsca, odkrywać nowe.
Niecierpliwie czekam na dalszą relację.
A i jeszcze strasznie współczuję niezbyt miłej przygody ze słońcem. W tamtym klimacie zwiedzanie "na raka" jest niestety bolesne.
http://zajacepoznajaswiat.blogspot.com/
Katarina jedziemy dalej
jaki piękny koteczek
czekam na ciag dalszy i upragnione lazury
Kati, gratki za bileciki
Na wycieczke do Chitzen wymieniliśmy sobie usd na peso w recepcji naszego hotelu. Dużo lepszy kurs był w hotelu niż na lotnisku.
Lenuś, z racji tego że to był nasz 2 dzień to córka niestety odczuwała róznicę czasową i zaliczała co chwilę odlot. Na szczęście wzięłam spacerówkę ze sobą to mogła się zdrzemnąć, aczkolwiek ona jest bardzo wysoka i wygląda w tej spacerówce wręcz śmiesznie, ale cóż chociaż nie trzeba jej nosić.
Kolejne dni były relaksem plażowym.
Może parę słów o hotelu. Hotel fajny, aczkolwiek kilka minusów znaleźliśmy (ale to w porównaniu do Palladium na Domi - będę tutaj porównywać do Palladium na Domi bo będąc tam ciągle takie porównania nam się nasuwały, teraz z pespektywy czasu mślę że nie powinniśmy, a powinniśmy "używać" tego Meksyku bez porównań).
Kompleks hotelowy Barcelo Maya składa się z 5 części: Beach/Caribe, Colonial/Tropical i Palace.
My byliśmy zakwaterowani w części Beach i mogliśmy korzystać tylko z naszej części i części Caribe, tzn. z restauracji i barów. Ale... podczas naszych spacerów po całym kompleksie korzystaliśmy bez problemu z barów pozostałych części, nawet w części Palace nie było problemu dostać drinka, a drinki.... cóż wszędzie takie same, nie widzieliśmy różnicy w smaku, w ilości alkoholu, itp. Generalnie smakowo dużo bardziej smakowały mi drinki na Dominikanie.
W części Beach są: Bufet beach (śniadania, lunch, kolacje), Rancho Grande (lunch i wieczorem owoce morza), Mexico lindo (kuchnia meksykańska). W części Carie: Caribe bufet (śniadania, lunch, kolacje), Captain Morgan (lunch i wieczorem rybna), Don Quijote (kuchnia hiszpańska). W części Beach są jeszcze 2 bary: w lobby i przy basenie.
Jeżeli chodzi o jedzenie - to byłam trochę zawiedziona "to nie była kuchnia meksykańska jaką znam" Meksykańskie jedzenie jadłam kiedyś w Amsterdamie i Paryżu - wtedy, zaraz po tajskim (oczywiście nie jadłam orydżinal z Taj) to była moja ulubiona kuchnia. A w Barcelo tego nie było - szczerze nie jadłam nic ostrego. Głodna nie chodziłam, zawsze znalazłam coś dla siebie, ale nie było żadnego ahh W porównaniu do Barcelo to dużooooo lepsze jedzenie było w Xcaret.
W Barcelo smakowały mi bardzo śniadania, o ile zazwyczaj na wakacjach jem jajka, tak tym razem delektowałam się serami, zarówno żółtymi, jak i białymi. Żółte sery smakowały jak żółte sery, a nie wyroby seropodobne. Białe serki z sezamem - ahh rewelacja.
W Barcelo było też najlepsze mango jakie do tej pory jadłam, no i wiórki kokosowe... na samą myśl dostaję ślinotoku... te wiórki smakowały tak mocno kokosowo, były takie wilgotne, takie całkowicie inne niż u nas... takie jakby ktoś świeżo kokosa starł
Na śniadania były oczywiście świeżowyciskane soki (marchwiowy, z buraka, mix owoców i jakiś zielony (szpinak, czy coś tego rodzaju) i szampan
Lunch spożywaliśmy zawsze w restauracji przy basenie Rancho Grande (bo nie chciało nam się chodzić do głównej, która była obok lobby) - i tu był nasz błąd. W Rancho Grande lunch był typowo amerykański - hamburger, hamburger i jeszcze raz hamburger - a tak poważnie spagetti, pizza, hamburger, frytki i jeden rodzaj kurczaka, owoce i ciasta. A to co zobaczyłam na talerzach w co drugim stoliku to mnie przeraziło - wszyscy hamburgery i frytki! A dlaczego piszę że błąd, że chodziliśmy do Rancho Grande - ostatniego dnia poszliśmy na lunch do restauracji głównej, a tam wybór posiłków większy nawet niz na kolacjach.
Z restauracji tematycznych korzystaliśmy i najbardziej smakowało nam w meksykańskiej.
Obsługa:
w recepcji - super!
concierge - u którego zapisujemy się na kolację tematyczne - również super.
w restauracji przy basenie - też rewelacja.
Natomiast w restauracji głównej - niby chodzą jak motorki, ale doprosić się kawy w trakcie kolacji - nie ma szans (2 razy zamówiłam kawę i ani razu nie otrzymałam!!). Raz poszliśmy do restauracji w Caribe i tam obsługa perfekcyjna!
Pokoje wyposażone we wszystko co potrzeba.
A dlaczego moje pierwsze odczucia po powrocie były mieszane to przede wszystkim ludzie (chodzi mi głównie o personel w hotelu) - pewnie to mój błąd ale spodziewałam się że Meksykańce też są tacy radośni, wiecznie uśmiechnięci, roztańczeni jak na Domi, a w rzeczywistosci byli bardzo poważni, nieliczni byli uśmiechnięci, skupieni bardzo na pracy i odczuwałam jakiś dystans (jedynie z kilkoma barmanami przy barze można było porozmawiać i z dziewczynami z mini clubu). A drugi powód mojego rozczarowania - to muzyka - a raczej brak mariach Mariachi widziałam tylko w Xcaret i tylko 2 razy w hotelu podczas wieczornych występów. Brakowało mi tej ich muzyki. O ile z Domi wróciłam przesiąknięta bachatą i merengue, tak z Mex Przy basenie o ile jeszcze rano leciała dominikańska Aventura, tak w ciagu dnia Queen, Madonna, itp. Z głośników przy plaży cały czas Delibes i Cafe del Mar. W barze przy lobby wieczorami też Cafe del Mar. Szczerze to mogę stwierdzić, że niestety nie wiem jaka to muzyka mariachi
Ale to dlaczego wybrałam ten hotel a nie inny mnie nie zawiodło - plaża Ta plaża, ten las palmas - uwielbiam Żadnych parasoli tylko palmy, palmy i palmy - żeby znaleźć kawałek słoneczny to musiałam się naszukać Zgodnie z M stwierdziliśmy, że plaża w Barcelo duzo ładniejsza niż na Domi. I ze zdjeć innych hoteli w Mex moim zdaniem to najładniejsza plaża jest właśnie przy Barcelo.
Gdybym miała po raz kolejny wybierać hotel to i tak wybrałabym Barcelo, część Beach - bo plaża jest piękna (a na plaży spędzamy jednak większość dnia).
W Mini Clubie byłyśmy kilka razy, dzieci robiły kapelusze pirackie, laleczki, itp. Na Mini Disco rónież dziecię me uczęszczało (lubi disco po mamie ).
Przy basenie były leżaki i hamaki
Poranne kolejki do baru
Katarina z tego co zaobserwowała,to Mariachi pod czas naszego pobytu byli w lobby przy barze przeważnie o godzinie ok 19.00 -20.00
Szkoda że wam nie udało się z nimi spotkać,aż się dziwie.Czemu ich tam nie było? Czy poprostu wy chodziliście innymi "ścieżkami" o tej porze?
Super że piszesz swoją opinie
Ok, nie będę was zamęczać - to teraz to na co wszyscy czekają
Plaża przy Caribe
Piasek przy Caribe
Plaża od molo w kierunku Palace
I plaża Beach
Takie cuda były przy brzegu w części Beach
Płaszczki były "atrakcją" hotelową, przy końcówce plaży w części Beach sobie pływały.
Ta przepłynęła jakieś 2 metry ode mnie